[KORESPONDENCJA Z RZYMU #2]
W poniedziałek odbyła się w Watykanie konferencja prasowa poświęcona ostatniemu etapowi Synodu o Synodalności. Wysocy rangą przedstawiciele synodu mówili rzeczy co najmniej dziwne, a spotkanie zdominował problem diakonatu kobiet.
W konferencji wzięli udział między innymi: kard. Matteo Zuppi, jeden z najważniejszych papabile i papieski wysłannik na Ukrainę; kardynał-elekt Timothy Radcliffe, dominikanin i zwolennik nowego otwarcia na LGBT; s. Nathalie Becquart, wiceszefowa Sekretariatu Synodu, przedstawiana jako „modelowa kobieta sukcesu” prożeńskiej ery pontyfikatu Franciszka. Oprócz nich głos zabrali Paolo Ruffini, świecki prefekt Dykasterii ds. Komunikacji czy bp Manuel Nin Güell, egzarcha apostolski z Grecji, znany ze sceptycyzmu wobec synodalności.
Wesprzyj nas już teraz!
Podczas poprzedzającej konferencję sesji synodalnej dyskutowano dziś o dokumencie finalnym synodu. Uczestnicy konferencji prasowej nie powiedzieli jednak na ten temat nic konkretnego. Kardynał-elekt Timothy Radcliffe przyznał z rozbrajającą szczerością, że jeszcze nawet nie czytał tego dokumentu; co ciekawe, pomimo tego był przekonany, że wiele osób będzie rozczarowanych jego treścią, jako że nie znajdą w nim zbyt wielu konkretów. Jak możliwa jest jednoczesna wiedza i niewiedza, pozostawmy znawcom postmodernistycznej logiki; jeżeli wierzyć jednak temu, co o charakterze dokumentu finalnego mówili sam Radcliffe oraz kardynał Zuppi, to może być to lektura gwarantująca… frustrację. Obaj przekonywali, że synodalność polega na zmianie sposobu bycia razem w Kościele i na transformacji relacji między członkami Kościoła. Kardynał Zuppi mówił nawet o „głębokiej przemianie”, która ma nadejść. S. Nathalie Becquart stwierdziła z kolei, że mamy do czynienia z „synodalnością w działaniu” (sic), to znaczy, że wszyscy dopiero uczą się bycia Kościołem synodalnym. To interesujące wnioski po trzech latach procesu synodalnego, prawda?
Większość zgromadzonych w Sala Stampa dziennikarzy nie była w ogóle zainteresowania tymi mętnymi dywagacjami; trudno się zresztą dziwić, bo konferencja zaczęła się od dość mocnego akcentu, jakkolwiek niezwiązanego bezpośrednio z „synodalnym byciem razem”. Paolo Ruffini odczytał komunikat prefekta Dykasterii Nauki Wiary kard. Victora Manuela Fernándeza, który ogłosił, że jego Dykasteria na prośbę papieża przygotowuje dokument poświęcony roli kobiet, ale w tekście nie będzie decyzji dotyczącej diakonatu kobiet, bo – jak się wyraził – według papieża ta sprawa jest jeszcze „niedojrzała”. Kardynał podkreślił, że przed kobietami w Kościele piętrzą się zupełnie inne trudności, dlatego obecnie jest bardziej właściwe promować panie w funkcjach kierowniczych, a nie zajmować się diakonatem. Na pytania o diakonat kobiet odpowiadali później uczestnicy konferencji, wszyscy wskazując, że kwestia diakonatu kobiet jest „źle postawiona”, bo kobiety mogą być wielkimi nauczycielkami (Doktorzy Kościoła) oraz pełnić funkcje kierownicze (patrz: s. Nathalie Becquart). Jeden z dziennikarzy pytał, jak to możliwe, że kardynał Fernández podejmuje decyzje w sprawie diakonatu kobiet nie pytając tak naprawdę nikogo o zdanie i kierując komisją, która pracuje według nieznanego harmonogramu i zasad. Nikt z uczestników konferencji nie potrafił na to odpowiedzieć; jedynie s. Becquart wskazała na wspomnianą wyżej „synodalność w działaniu”, sugerując, że także kardynał Fernández musi się jeszcze nauczyć realnej synodalności. Zwraca też uwagę, że nikt nie argumentował przeciwko diakonatowi kobiet z pozycji teologicznych, tak, jakby to była kwestia czysto dyscyplinarna albo nawet po prostu socjologiczna.
Czy oznacza to wszystko, że Synod o Synodalności zakończy się kompletnym fiaskiem? W mojej ocenie, bynajmniej. Nie po to organizatorzy inwestowali wielki wysiłek i duże pieniądze w trwające aż trzy lata przedsięwzięcie, żeby teraz odgwizdać jego zakończenie i przejść nad procesem synodalnym do porządku dziennego. Zapewnienia kardynała Zuppiego czy kardynała-elekta Radcliffe’a o tym, że synodalność ma wiązać się z wielką i głęboką zmianą, trzeba traktować poważnie. W jednym z wcześniejszych tekstów zwracałem uwagę, że w toku dyskusji synodalnych intensywnie omawia się kwestię decentralizacji Kościoła, w tym decentralizacji doktrynalnej.
Rozmawiałem dziś z jednym z zachodnioeuropejskich biskupów, który jest znany z bardziej konserwatywnego podejścia. Wskazywał, że w jego ocenie decentralizacja może być rozumiana po katolicku, na przykład w ten sposób, iż w niektórych krajach czy regionach są diakoni stali (Niemcy, Polska, USA), a w innych nie ma (na przykład Afryka).
Trudno odmówić mu racji, problem w tym, że gdyby sprawa miała się ograniczać do takich kwestii formalnych, nie byłoby w ogóle o czym dyskutować – byłoby to dosłownie wyważanie otwartych drzwi. Zgodnie z nauczaniem Franciszka z „Evangelii gaudium” z 2013 roku Kościół ma otworzyć się na „zdrową decentralizację”, co wiąże się również z nadaniem „pewnego autorytetu doktrynalnego” konferencjom episkopatów. Tego dotyczą dyskusje synodalne i można sądzić, że wobec ewidentnej papieskiej woli zostanie podjęta jakaś próba, by tak rozumianą synodalność umocować w Kościele, nawet w prawie kanonicznym.
Najważniejszą wiadomością dnia nie są jednak te czy inne dywagacje synodalne, ale zapowiedź opublikowania już w najbliższy czwartek nowej encykliki Franciszka, „Dilexit nos”, czyli „Umiłował nas”. Papież pisze w niej o Najświętszym Sercu Pana Jezusa i miłości Chrystusa do ludzi zarówno w Jego wymiarze ludzkim jak i Boskim. To ciekawe, że encyklika zostanie ogłoszona zaledwie na kilka dni przed końcem synodu; można się spodziewać, że zostaną w niej zawarte takie sformułowania, które rzucą swoiste światło na dokument finalny tego zgromadzenia, zwłaszcza w aspekcie tak drogiej papieżowi „miłości włączającej” – by nie rzec „inkluzywnej” – jaką miałaby cechować się relacja Boga do ludzi. Bardzo ciekawym wątkiem może być kwestia zbawienia wiecznego, bo wiadomo, że papież Franciszek osobiście żywi nadzieję w puste piekło, jakkolwiek Tradycja Kościoła takiej nadziei nie wspiera.
Konkretne papieskie refleksje przyjdzie nam jednak komentować dopiero za kilka dni, a póki co pewne jest jedno: nawet jeżeli finalny dokument synodalny będzie mętny, niejasny i mało konkretny, to przecież progresywna przebudowa Kościoła idzie naprzód, tym lub innym sposobem.
Paweł Chmielewski
Decentralizacja Kościoła. Tego „chce” Synod o Synodalności? [KORESPONDENCJA Z RZYMU]