Mordowanie nienarodzonych dzieci jest w Federacji Rosyjskiej plagą. Rocznie dokonuje się tam około 1,5 miliona aborcji. Przynajmniej o takiej liczbie wspominają oficjalne dane. Także debata publiczna w państwie rządzonym przez Władimira Putina nie porusza problemu mordowania najmłodszych. Chcą zmienić to wolontariuszki z organizacji „Kobiety za życiem”.
Ponad 50 rosyjskich pro-liferek chce w Dzień Dziecka, 1 czerwca, podpłynąć statkami wycieczkowymi w pobliże moskiewskiego Kremla. Kobiety wypuszczą tam tysiąc balonów z namalowanymi sylwetkami ludzi w rozwojowej fazie embrionalnej.
Wesprzyj nas już teraz!
Obrończynie życia są zdania, że w ich ojczyźnie aborcja jest tematem wykluczonym z debaty publicznej. Sprowadza się ją do wyboru, zamiast mówić o morderstwie dokonywanym podczas krwawego „zabiegu” na dziecku.
Wypuszczenie pod Kremlem w niebo setek balonów ma być znakiem dla polityków i obywateli Federacji Rosyjskiej, że aborcja jest zbrodnią i nic nie może jej usprawiedliwić.
Oficjalne dane wskazują, że w Rosji w ubiegłym roku życia pozbawiono 1,5 miliona nienarodzonych dzieci. Obrońcy życia oraz organizacje charytatywne powiązane z Cerkwią uważają, że liczba ta nie pokazuje całego problemu dzieciobójczego procederu nad Wołgą. Wiele przypadków aborcji ma miejsce w prywatnych klinikach, które nie dokumentują skali rzezi nienarodzonych. Podziemie aborcyjne w Rosji jest rozwinięte.
W momencie rozpadu ZSRR w Rosji żyło 148 milionów ludzi. Do 2009 liczba ta zmniejszyła się do niecałych 142 milionów. Ostatnio radykalny trend spadkowy został zahamowany, a po aneksji Krymu liczba mieszkańców Rosji przekroczyła 146 milionów. Gdyby w ciągu 25 lat istnienia Federacji Rosyjskiej nie mordowano dzieci nienarodzonych, to przyjmując liczbę 1,5 miliona aborcji, kraj ten miałby blisko 200 milionów mieszkańców.
Źródło: gosc.pl
MWł