2 września 2021

W dniach od 2 września do 9 października 1621 roku w rejonie Chocimia dwie olbrzymie armie toczyły śmiertelny bój, którego stawką były przyszłe losy tej części Europy.

Przebudzenie

Rok teraźniejszy 1621 stał się ojczyźnie naszej wiecznie pamiętnym, przyniosłszy jej nową i pierwszą a wszystkiemu światu straszną wojnę turecką” – zapisał w swych pamiętnikach Jakub Sobieski, podówczas dworzanin królewski.

Wesprzyj nas już teraz!

Był to dla Rzeczypospolitej czas szczególny. Kraj ledwie co ochłonął po klęsce ubiegłorocznej wyprawy cecorskiej, zakończonej śmiercią powszechnie szanowanego hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego oraz rozbiciem jego wojsk. Na jesieni 1620 roku straszna wieść o przegranej, wzmocniona jeszcze doniesieniami o ordzie tatarskiej pustoszącej Pokucie, o czambułach zapędzających się aż pod mury Lwowa, spowodowała w Warszawie wybuch paniki. Co lękliwsze dusze spodziewały się lada chwila ordyńców na opłotkach stolicy. W otoczeniu króla Zygmunta III Wazy znaleźli się doradcy sugerujący mu natychmiastową ewakuację do Prus. Niektórzy upadli tak nisko, że głośno wyrażali postulat płacenia trybutu imperium osmańskiemu. Grozę sytuacji zwiększała niemal całkowita obojętność mocarstw europejskich – mimo apelów papieża Grzegorza XV o udzielenie pomocy Polsce oraz powszechnego strachu przed ofensywą islamu, zachodnie stolice uznały, że mają pilniejsze interesy.

Wszakże dla Rzeczypospolitej wstrząs po klęsce cecorskiej okazał się ozdrowieńczy. Śmierć hetmana Żółkiewskiego wywołała powszechny ból, ale i podziw dla męstwa i niezłomności sędziwego wodza. Sejm szybko uchwalił nowe podatki, pozwalające na sformowanie dość znacznych sił zaciężnych. W miejsce dotychczasowej bojaźliwości zapanował duch walki. Trzęsienia ziemi, jakie odnotowano w owym czasie we Lwowie, Łucku i Kamieńcu odebrano jako znak Niebios, by Polska „z głębokiego a gnuśnego ocknęła się snu”.

Na podbój Lechistanu

Istotnie zbliżał się czas decydującej rozgrywki, a gra szła o gigantyczną stawkę. Młody, zaledwie 17-letni sułtan Osman II, rozochocony rozgromieniem wojsk Żołkiewskiego, rwał się do walki.

Doradcy podsuwali mu wizje coraz ambitniejszych przedsięwzięć – podboju ziem południowej Polski, czy wręcz całego obszaru Rzeczypospolitej aż do wybrzeży Bałtyku, otwartego włączenia się w wojnę religijną szalejącą w Niemczech po stronie tamtejszych protestantów, zadania śmiertelnego ciosu katolickim Habsburgom… Gdyby udało się zrealizować te plany, świat, a przynajmniej ogromne połacie Europy wyglądałyby zupełnie inaczej.

Wszystko zdawało się sprzyjać planom padyszacha. Wprawdzie Rzeczpospolita Obojga Narodów właśnie osiągnęła rekord swego rozwoju terytorialnego (990.000 km²), cóż to jednak znaczyło wobec obszaru 6 mln km², jaki obejmowało imperium otomańskie? Trzydzieści milionów poddanych sułtana ponad trzykrotnie przewyższało liczbą mieszkańców Rzeczypospolitej. Dochody Wielkiej Porty były wielokrotnie większe niż finanse państwa polsko-litewskiego.

Na wiosnę Osman II wyruszył na podbój Lechistanu na czele olbrzymiej armii. Wedle źródeł główna kolumna jego wojsk rozciągnęła się na przestrzeni prawie 100 kilometrów. Obok wyborowych sułtańskich janczarów i spahów, szli przedstawiciele ludów tureckich i kaukaskich, Kurdowie, Arabowie, mieszkańcy Bałkanów, lennicy wołoscy i mołdawscy, Tatarzy krymscy, budziaccy i dobrudzcy. Osman II miał zamiar okazać się godnym następcą islamskich wielkich zdobywców. Jak celnie napisał Iwan Gundulić, poeta z Dubrownika:

Zebrał przecie Osman chlubę

Olbrzymiego swego państwa,

Nie na Lachów jeno zgubę,

Na zagładę chrześcijaństwa.

Za krzyż, naród i krew

Wojsko polsko-litewskie wyruszyło wrogowi na przeciw. W sierpniu 1621 roku silne zgrupowanie dowodzone przez hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza przekroczyło Dniestr, wkraczając na ziemie mołdawskie.

Postanowiono czekać na nieprzyjaciela w obozie warownym wzniesionym obok zamku chocimskiego. Stanęło tu od 55.000 do 60.000 żołnierzy, z czego mniej więcej połowę dostarczyli Kozacy zaporoscy. Obóz chroniły szańce, wały i fosa. Obrońcy za plecami mieli fale Dniestru, zabezpieczające przed atakiem od tyłu, ale i uniemożliwiające ucieczkę.

Bodaj największym atutem obrońców była osoba ich wodza. Hetman Chodkiewicz zdobył sławę niezwyciężonego wojownika. Wcześniej z powodzeniem walczył z rebeliantami kozackimi Semena Nalewajki, z hospodarem Michałem Walecznym, z uczestnikami rokoszu sandomierskiego, odznaczył się w wyprawach na Moskwę. Prawdziwy geniusz dowódczy okazał w trakcie wojen ze Szwedami. Jego świetne zwycięstwa pod Białym Kamieniem (1604) i Kircholmem (1605), odniesione nad kilkakrotnie liczniejszymi hufcami nieprzyjaciela postawiły go w szeregu najlepszych dowódców wszechczasów i wprawiły w podziw cały ówczesny świat.

Hetman Litwy, Mars Korony,

Wiela bitew Mąż wsławiony

– opiewała go pieśń. Pod Chocimiem Chodkiewicza wspierali radą także Stanisław Lubomirski, Stanisław Rusinowski, królewicz Władysław Waza oraz ataman kozacki Piotr Konaszewicz-Sahajdaczny.

2 września 1621 roku Turcy stanęli pod Chocimiem. Sułtan przyprowadził od 100.000 do 110.000 żołnierzy pierwszoliniowych, wspieranych przez dziesiątki tysięcy zbrojnej czeladzi i służb pomocniczych. Muzułmanie przywiedli 62 ciężkie działa, w tym 15 gigantycznych armat oblężniczych zdolnych wyrzucać pociski o wadze do 55 funtów. Obrońcy mogli im przeciwstawić jedynie 51 armatnich luf pośledniejszych kalibrów. Wielkość sił zaangażowanych przez obie strony była wprost proporcjonalna do znaczenia kampanii. W dziejach XVII-wiecznej Europy bitwy z udziałem więcej niż 150.000 walczących dałoby się policzyć na palcach.

Gdy wrogie armie stanęły naprzeciw siebie, z polskich szańców uderzyła w niebo stara rycerska pieśń, najdawniejszy hymn Polaków – Bogurodzica. Potężny śpiew wzbudził ogromne wrażenie w szeregach muzułmanów. Hetman Chodkiewicz zwrócił się do swego wojska słowami:

„Walczymy za wiarę przeciw poganom, krzyża świętego nieprzyjaciołom, walczymy za króla, za naród cały, walczymy za ocalenie na potem życia i majątków. Woła do nas o zemstę krew braci pobitych, jeszcze niedobrze wsiąkła w tę ziemię, po której depczecie”.

Krwawy spektakl

Osman II nakazał ustawić na wzgórzu Horodyszcze wysoki tron, z którego mógł wygodnie obserwować pole bitwy. To co ujrzał rychło wprawiło go w gniew.

Przy ogłuszającym dźwięku piszczałek i bębnów fale wojsk muzułmańskich raz po raz podejmowały próbę wdarcia się na polskie pozycje. Obrońcy walczyli umiejętnie, wykorzystując walory umocnionego obozu. Zmasowany ogień ich broni ręcznej i artylerii czynił niemałe spustoszenie w tłumach bisurmanów. Raz po raz jazda chocimian dokonywała śmiałych wypadów, wzbudzając panikę wśród poddanych sułtana.

Sytuacja powtórzyła się w następnych dniach. Artyleria obu stron prowadziła morderczy ostrzał, kolejne szturmy ginęły w potokach krwi. Muzułmanie, trzeba to przyznać, walczyli z odwagą i pogardą śmierci, jednak obrona prezentowała równie bitną postawę. Tak mijały dni, a potem tygodnie. Codziennie ziemia łapczywie chłonęła krew poległych.

Nie boi się śmierć wojska i ognistej kule,

Tak namaca przez zbroje, jako przez koszule;

Tak jej sprzątnąć jednego, jako tymże razem

Sto tysięcy, a nigdy nie uderzy płazem

– po latach pisał ze znawstwem Wacław Potocki, poeta-żołnierz.

Zarówno Polacy, jak i Turcy rychło zderzyli się z problemem zaopatrzenia w prowiant i nieskażoną wodę. W obu armiach jął szerzyć się głód, wraz z nim pojawiły się choroby zakaźne. Obie strony zmagały się też z warunkami klimatycznymi. W połowie września obfite deszcze zamieniły ziemię w grzęzawisko, co niemal wykluczyło z działań tak skuteczną dotąd ciężkozbrojną husarię. Potem dla odmiany nadejście jesiennych chłodów dało się mocno we znaki muzułmanom, z których większość wychowała się pod gorącym niebem Azji czy Afryki.

Śmierć hetmana

Chodkiewicz podtrzymywał żołnierzy ze wszystkich sił, podnosił na duchu wątpiących, wlewał w serca otuchę. Sam toczył podwójną walkę – od czterech lat cierpiał na ataki epileptyczne.

Stan zdrowia dowódcy pogarszał się gwałtownie. 23 września hetman, przeczuwając bliską śmierć, zwołał starszyznę do swego namiotu. Był tak słaby, że nie zdołał podźwignąć się z łoża ani przemówić. Skinął tylko na Stanisława Lubomirskiego, a gdy ten zbliżył się, z najwyższym wysiłkiem przekazał mu swą hetmańską buławę, nie zapomniawszy pobłogosławić następcy znakiem krzyża świętego. Nazajutrz Chodkiewicz oddał ducha. Jakub Sobieski napisał o nim: „Sława też nieśmiertelna jego i piekielną zazdrością nienaruszona, żyć na potomne wieki nie przestanie”.

Przekazanie dowództwa w ręce koroniarza Lubomirskiego wywołało pewne niesnaski wśród kontyngentu litewskiego. Dąsy „braci boćwinków” załagodziła mediacja królewicza Władysława, którego argumenta utrwalił wspomniany Potocki:

Jeśli dotąd Polacy byli pod Litwinem,

Czemuż Litwa nie ma być pod koronnym synem?

Zgoła ani też czas był racje rozwodzić,

Boby się prędko Turczyn podjął ich pogodzić.

Niepokoje wśród Zaporożców uśmierzył Jakub Sobieski, wygłaszając do nich porywającą mowę, tak utrwaloną przez Potockiego:

Dziś na tym stopniu stoim, co wam nie nowina,

Albo zwyciężyć, albo mieć panem Turczyna;

Tyle greckich i rzymskich kościołów, w tytule

Ale nie w rzeczy różnych, obrzydłej regule

Mahometowej poddać? Tedy nam ci będą

Dawać prawa rzezańcy? ci karki osiędą?

Ci będą obrzezywać nasze syny w jatce

Na wzgardę Jezusowi a Pannie i Matce?

Ci żydzi i cygani, że kupców ominę,

Będą z dzieci wybierać naszych dziesięcinę?

Nie da Bóg; ale i my dziś na placu mrzemy,

A na taką obrzydłość niechaj nie patrzemy. […]

Proszą przez spólną wiarę, przez wszystkie dowody

Męstwa i cnoty waszej na polskie narody,

Przez domy i domostwa i dzieci i żony,

Nie dajcie chrześcijańskiej poganom korony!

Wojownicy Boga

Upadek ducha nie zdziwiłby nikogo. Wojsko Rzeczypospolitej znalazło się w krytycznej sytuacji.

Zapasy prowiantu oraz amunicji były na wyczerpaniu. Straty spowodowane głodem i chorobami zaczęły dorównywać bojowym. Zapiski kronikarzy pełne są dramatycznych szczegółów: o 50 tysiącach padłych koni, o żywieniu ocalałych wierzchowców jedynie liśćmi, o trapiącej wojsko zarazie, o biegunkach, głodzie, zmęczeniu. Zapisano słowa: „Dalej na miłosierdziu Bożym stojemy”.

A przecież opór trwał. Na wałach stawali ludzie Wiary. Ich nowy wódz był świadom dramatycznej sytuacji, jednak jak jego poprzednik rozpalał żołnierskie serca. Godna przytoczenia jest jego modlitwa, zapisana w poetyckiej formie przez nieocenionego Potockiego:

Rozum wodzowi, serce daj żołnierzom, Panie,

Niech się tych świętych krzyżów lękają poganie. […]

A Ty, jakoś Jeftego, kiedy szedł na Twoję

Wojnę, przyjął ofiarę, tak przyjmi i moję,

Któryć dziś z tym rycerstwem Chrystusowej wiary

Nie córkę, a duszę kładę na ofiary.

Wszak tu wszyscy przy Twojej umieramy chwale,

Skrusz Mahometa, jakoś kruszył więc Baale!

Lubomirski nakazał zredukowanie obszaru obozu i otoczenie go nowymi szańcami. Skrócenie odcinka obrony pozwoliło obsadzić stanowiska wciąż zdolnymi do walki żołnierzami. Szturmy wroga nie ustawały. W jednym tylko dniu, 28 września, na obóz polski spadło 1500 armatnich pocisków, a obrońcy odparli aż 20 ataków.

Ciągłe obcowanie ze śmiercią sprzyjało przeżyciom mistycznym. Wielu obrońców utrzymywało, że widziało na niebie błogosławiących wojskom chrześcijańskim: św. Michała Archanioła, św. Wacława i szczególnie często św. Stanisława Kostkę (to dlatego wiele lat później, podczas II Bitwy Chocimskiej 1673 roku, z piersi hetmana Jana Sobieskiego wyrwie się westchnienie: „Kostko, ratuj!”).

W dalekim Krakowie, dokąd właśnie dotarła wieść o śmierci Chodkiewicza, w dniu 3 października biskup Marcin Szyszkowski zarządził uroczystą procesję błagalną, podczas której obnoszono wizerunek Matki Bożej Różańcowej. Stanowiło to nawiązanie do różańcowych procesji papieża Piusa V w Rzymie i innych miastach Italii, ogłoszonych przed półwiekiem w intencji marynarzy flot chrześcijańskich, stawiających czoła islamowi pod Lepanto.

Układy

Turcy, jako się rzekło, cierpieli równie mocno; w końcu zaproponowali rokowania. Zaoferowali Polakom bezpieczny odwrót, za cenę wydania na rzeź Kozaków zaporoskich. Nasza strona stanowczo odrzuciła tę propozycję.

Pertraktacje trwały wśród huku armat. Ostatecznie osiągnięto porozumienie. Rzeczpospolita zobowiązała się nie ingerować w sprawy Mołdawii, Wołoszczyzny i Siedmiogrodu, jak również powstrzymać Kozaków zaporoskich od najazdów na ziemie tureckie. Z kolei przedstawiciele padyszacha obiecali zdyscyplinować Tatarów. Granica pozostała niezmieniona. 10 października wszedł w życie rozejm, który w obozie polskim powitano radosnym Te Deum.

Wróg został powstrzymany, choć za cenę olbrzymiego wysiłku, na jaki zdobyła się Rzeczpospolita. Ogółem podczas kampanii 1621 roku zmobilizowano 120.000 żołnierzy. Nie wszyscy spisali się tak dobrze jak obrońcy Chocimia. Pospolite ruszenie szlachty zbierało się w różnym tempie, w niektórych częściach kraju ze sporym opóźnieniem. Król Zygmunt III obliczył, że potrzebowałby jeszcze trzech tygodni na dotarcie z posiłkami do Chocimia. Tymczasem w momencie podpisania układu pokojowego, w obozie chocimskim pozostała już tylko jedna beczka prochu…

Pod Chocimiem poległo około 14.000 żołnierzy Rzeczypospolitej, w całej zaś kampanii do 18.000. Wysokie były straty także ludności cywilnej na ziemi ruskiej i przemyskiej spustoszonej przez Tatarów, którzy zgładzili bądź porwali w jasyr kilkanaście tysięcy ludzi. Wróg takoż był srodze poszczerbiony. Same zastępy ustępujące spod Chocimia uszczuplone zostały o 40.000 żołnierzy.

Przedmurze

Polski triumf wywołał olbrzymie wrażenie w Europie. Wprawdzie armia turecka nie została doszczętnie rozgromiona, ale powstrzymanie pochodu islamu było dla wszystkich widoczne.

Jeszcze w tym samym roku w jednym z listów papieskich na określenie Rzeczypospolitej użyto słów: antemurale christianitatis. Wedle słów Ojca Świętego Grzegorza XV Polacy „są godnymi, aby ich cała społeczność chrześcijańska mianowała oswobodzicielami świata i pogromcami najsroższych nieprzyjaciół”. Dwa lata później Stolica Apostolska ustanowiła dzień 10 października liturgicznym dziękczynieniem za wiktorię chocimską.

Chwałę Sarmatów opiewała literatura i poezja. Nie po raz pierwszy i ostatni na sukces naszych zastępów żywo zareagowali przedstawiciele narodów bałkańskich. W Dubrowniku Iwan Gundulić wielbił polskie przewagi, zarazem wyrażając nadzieję na wyparcie pohańców z Europy i wyzwolenie Konstantynopola:

Tak to Sofia, cerkiew Pańska,

w której Turków pies dziś wyje

znowu będzie chrześcijańska;

taka wiecznie niech nam żyje!

***

Dzisiaj nie tylko nikt nie myśli o odwojowaniu „cerkwi Pańskiej” w Konstantynopolu (vulgo Istambule), ale nawet nieśmiałe głosy postulujące obronę ruin naszej cywilizacji są uznawane za myślozbrodnię. Tylko czekać, aż wygadani „dekonstrukcjoniści” i piewcy ekumenizmu totalnego, w pogoni za tanią popularnością zaczną łajać Chodkiewicza, Lubomirskiego, Sobieskiego za „fanatyzm religijny” i niechęć do „dialogu z islamem”, i zażądają od Polaków przeprosin za niegdysiejsze „krwawe pogromy imigrantów muzułmańskich”.

A przecież kiedyś było inaczej. Przecie z tej samej ziemi wyrośli obrońcy Chocimia, do których wołał kaznodzieja obozowy, dominikanin o. Fabian Birkowski: „Synowie Korony i Litwy! Którzyście dusze wasze nieśli na szańc z dobrej woli, błogosławcie Panu […] Zraziliście nieraz ufce tureckie sercem waszem bohaterskiem […]. Gdy mi przychodzą na myśl niektórzy żołnierze, którem widział z potrzeby do obozu przychodzące, zbroczone krwią pogańską i swoią, o! jako błogosławię Pana, że mi dał widzieć syny kraju mego wielkie dzieła rycerskie odprawujące”.

Był to czas naszej chwały. Epoka, w której wyznawcy Chrystusa mieli odwagę stawać żywym murem, aby powstrzymać zło. Kiedy papieże byli może mniej wyczuleni na ochronę środowiska naturalnego, za to nie lękali się błogosławić mieczom chrześcijan.

 

Andrzej Solak

 

Czytaj także:

Przedmurze chrześcijaństwa. 400 lat od (NIE)zapomnianego zwycięstwa [ROZMOWA PCH24.PL]

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij