W ostatniej dekadzie w Polsce liczba przypadków zachorowania na kiłę wzrosła niemal dwukrotnie. Eksperci winą za to obarczają niewiedzę młodych ludzi oraz niestosowanie przez nich prezerwatyw. Tymczasem głównym winowajcą jest ich rozwiązłość.
Z danych Państwowego Zakładu Higieny wynika, że w ciągu ostatniego dziesięciolecia, współczynnik zachorowalności na kiłę wzrósł w Polsce z 2,5 do 4,17. To jednak tylko zdiagnozowane przypadki, bo wielu pacjentów leczy się na własną rękę medykamentami dostępnymi za pośrednictwem internetu. Wiele osób nie jest świadomych swej choroby, aż do czasu wystąpienia jej mocnych symptomów.
Wesprzyj nas już teraz!
Lekarze uważają, że choć w Polsce sytuacja jest lepsza niż na Zachodzie, to jednak zjawisko jest niepokojące. Szczególnie, że do szpitali coraz częściej trafiają pacjenci z zaawansowaną postacią kiły, do której nie powinno się dopuszczać.
W rzeczywistości skala zachorowań na kiłę może być wyższa niż wynika to z oficjalnych danych, bo choroba „należy do wstydliwych” i chorzy nie chcą się do niej przyznać. To znamienne, bo najwyraźniej dla przyszłych pacjentów mniej wstydliwym okazuje się być sposób zakażenia się syfilisem, a przecież ten przenoszony jest drogą płciową i związany jest z brakiem wierności.
Rozwiązłość ma swoje poważne konsekwencje, bo na świat przychodzi coraz więcej dzieci z wrodzoną kiłą. W ubiegłym roku było 16 takich przypadków. To niedopuszczalne. Fakty wskazują jednak na lekceważenie zagrożenia i złamanie obowiązku wykonania badań w ciąży.
Eksperci komentując dane dotyczące wzrostu zachorowalności na choroby weneryczne mówią o braku edukacji i kształtowania świadomości młodych na temat zagrożenia, jakie za sobą one niosą. Utyskują też na malejące środki na „profilaktykę HIV/AIDS, przy okazji której była mowa o innych chorobach przenoszonych drogą płciową”. W ich przekonaniu problemem nie jest rozwiązłość i liczne, przygodne związki, ale nie stosowanie prezerwatyw.
Źródło: forsal.pl
MA