Natalia Dueholm i Magdalena Czarnik, przypominając o praktykach edukacyjnych seksedukatorów uczulają rodziców, by wnikliwie przyglądali się szkolnym programom nauczania dzieci o seksie.
Dueholm i Czarnik część jednego z tekstów publicystycznych poświęciły hipotetycznym notatkom w notesie seksedukatora. Powołały się przy tym na autentyczne przykłady z lekcji edukacji seksualnej w szkołach w Polsce i na świecie.
Wesprzyj nas już teraz!
Co to za przykłady? „Przeprowadź wywiad z rodzicami. Zapytaj ich, jakich seks-gadżetów próbowali, Opisz swój sen erotyczny, Lesbijka na lekcji – zadawanie pytań, Pigułka „po” (Jak ją zdobyć?)” – wymieniają publicystyki.
Uświadomiwszy rodziców jakie zagrożenia mogą czyhać w szkołach na ich dzieci, publicystki postulują, by zwracać uwagę na to, co nauczyciele przekazują dzieciom na lekcjach, szczególnie tych, które mogą łączyć się z opisem sfery seksualnej człowieka. „Choć należy mieć ufność, że edukacja seksualna jako przedmiot obowiązkowy nie zostanie w najbliższym czasie wprowadzona ustawą projektu Wandy Nowickiej, nie oznacza to wcale, że dzieci są bezpieczne. Nadal mogą paść ofiarą osób, które chcą z nich uczynić jak najmłodszych klientów antykoncepcji i seks-biznesu. Kreatywność i fantazja seksualistów może być naprawdę nieograniczona” – przestrzegają publicystki. „Zanim rodzice poślą swoje dzieci do szkoły we wrześniu, powinni najpierw porozmawiać z dyrektorem, szkolnym pedagogiem i wychowawczynią, aby sprawdzić, czy np. w ramach lekcji wychowawczej nie zostanie zaproszony proaborcyjny ginekolog lub jakaś nieformalna grupa seks-edukatorów. Takie rozmowy osobiste i telefoniczne powinny być ponawiane. Rodzice mogą również działać w ramach szkolnych Rad Rodziców. Jeśli sprawy nie wybadają i nie przedstawią swojego stanowiska, brak sprzeciwu może być uznany za przyzwolenie” – dodają, zachęcając do działania i wchodzenia na stronę nieszkodzić.pl.
Źródło: fronda.pl
ged