24 kwietnia 2023

Stolica Apostolska od dziesięcioleci zastanawia się, jak osiągnąć trwały pokój światowy. Jan XXIII chciał budować go w oparciu o agnostyczną wizję ONZ. Franciszek proponuje wieloreligijny projekt ludzkiego braterstwa. Tymczasem fundamentem autentycznego pokoju może być Chrystus, Pan i Król – i Kościół katolicki, Jego Mistyczne Ciało.

Wizja „dobrego papieża”

11 kwietnia 1963 roku św. Jan XXIII ogłosił encyklikę Pacem in terris o pokoju na świecie. Tekst papieża Roncallego otworzył trudną epokę kościelnego zaangażowania w utopijne wysiłki budowy globalnego społeczeństwa opartego o sekularyzm, które będzie żyć bez żadnych konfliktów zbrojnych. Dziś obserwujemy powrót do projektu Jana XXIII, choć oparty na nieco innych zasadach – równie jednak fałszywych.

Wesprzyj nas już teraz!

Jan XXIII rozpoczął pontyfikat w 1958 roku, w okresie pewnej powolnej stabilizacji ładu powojennego. Potęga militarna Niemiec była ostatecznie złamana, Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki trzymały się wzajemnie w szachu dzięki arsenałowi nuklearnemu. Szybko rozwijała się globalna współpraca na rzecz pokoju. W 1945 założona została Organizacja Narodów Zjednoczonych. W 1956 roku ONZ przeprowadziła pierwszą operację militarną w celu zażegnania Kryzysu Sueskiego. Globalny policjant Waszyngtonu jawił się jako siła, która potencjalnie może zapewnić rzeczywisty pokój, o ile tylko nie wejdzie w konflikt z Sowietami. W październiku 1962 roku wybuchł kryzys kubański, spychając świat na krawędź wojny nuklearnej. Właśnie to wydarzenie stało się bezpośrednią przyczyną napisania encykliki Pacem in terris. Jan XXIII wezwał w niej między innymi do zakończenia wyścigu zbrojeń i do powszechnego rozbrojenia; ten utopijny wątek nie będzie nas tu jednak szczególnie interesował. Papież założył, że na straży pokoju musi bowiem stanąć jakaś jedna, spójna siła. Wyszedł od logicznej obserwacji: skoro system międzynarodowy nie gwarantuje pokoju, należy go w jakiś sposób zmienić. Zaproponował ustanowienie jakiejś formy powszechnej władzy światowej, wnosząc w pełni logicznie, że tylko ona mogłaby zapewnić autentyczny brak wojen. 

„A ponieważ obecnie ze wspólnym dobrem wszystkich narodów wiążą się zagadnienia dotyczące wszystkich narodów, i ponieważ zagadnienia te może rozwiązać jedynie jakaś władza publiczna, posiadająca i moc, i organizację, i środki o równie wielkim zasięgu oraz obejmująca zakresem swego działania cały świat – wynika z tego, że nawet z nakazu samego porządku moralnego trzeba ustanowić jakąś powszechną władzę publiczną” – pisał (Pacem in terris, 137).

Jeden rząd

W poszczególnych państwach panuje pokój, jeżeli jest w nich jedna władza, która ten pokój gwarantuje. Jeżeli wybucha wojna domowa i powstaje faktyczna dwu- lub wielowładza, pokoju nie ma. Jan XXIII uznał, że to samo odnosi się do porządku międzynarodowego. Obrazowo opisywał to Hobbes w swoim niesławnym „Lewiatanie”: „[…] królowie i osoby, posiadające władzę suwerenną, przez to, że są od siebie niezależni, wciąż sobie zazdroszczą wzajemnie i pozostają w stanie i postawie gladiatorów, którzy wysunęli swój oręż i mają oczy utkwione jeden w drugim; tą ich bronią są forty, garnizony i działa na granicach ich królestw oraz szpiedzy, których nieustannie utrzymują u sąsiadów; a to jest postawa wojenna”.

Jest to obserwacja w pewnym sensie oczywista, doskonale znana naszej cywilizacji przynajmniej od czasów wojny peloponeskiej. „Królewscy gladiatorzy” nie ufają sobie nawzajem, toteż zbroją się, podejrzewając, że to samo robi przeciwko nim ich konkurent. Stąd, sądził Jan XXIII, należy zbudować powszechne zaufanie między państwami, którego gwarantem, obok rozbrojenia, będzie właśnie ów „autorytet powszechny”.

Ktoś mógłby sądzić, że to w pewnym sensie kontynuacja myśli chrześcijańskiej w nowoczesnej odsłonie. Chrześcijańskim ideałem rzeczywiście było przez długie wieki stworzenie powszechnego imperium – zgromadzenie wszystkich narodów chrześcijańskich, ba, wszystkich ludzi, pod berłem jednego chrześcijańskiego cesarza. Jak pisał ku chwale Konstantyna Wielkiego historyk Kościoła, biskup Euzebiusz z Cezarei, tak jak na niebie jest jeden Bóg, tak na ziemi panować winien jeden cesarz. Idea powszechnej władzy cesarskiej konstytuowała Europę średniowiecza, aż do momentu, w której przeciwko chrześcijańskiemu porządkowi politycznemu zbuntowali się Francuzi, ustanawiając zasadę rex imperator in regno suo (król jest imperatorem w swoim królestwie), która początkowo miała opisywać suwerenność monarchy francuskiego względem cesarza we własnym kraju, ale która w konsekwencji doprowadziła do ideologicznego odrzucenia przez Francję zasady powszechnej władzy cesarskiej w ogóle. Później Francuzi skierowali się też przeciwko papiestwu, czego tragiczny wyraz stanowiła niewola awiniońska.

Cesarz czy królowie?

W każdym razie Jan XXIII miał rację: spójna władza jest konieczna dla zapewnienia pokoju. Problem pojawił się w związku ze zdefiniowaniem podmiotu tej władzy: kto ma być najwyższym suwerenem gwarantującym pokój na świecie? Tradycyjnie, jak widzieliśmy, byłby nim imperator chrześcijański, który we współpracy z papieżem i wierny porządkowi Bożego Objawienia prowadził świat chrześcijański takimi drogami, które umożliwiały mu osiąganie zbawienia. Nie jest to jednak model jedyny; Euzebiańska analogia „jeden Bóg – jeden cesarz” to jedna z teorii teologii politycznej, nie ma charakteru zobowiązującej prawdy.

Św. Tomasz z Akwinu w swoim monumentalnym dziele nie wspomina w ogóle o władzy cesarskiej. W traktacie De regno opisał obowiązki chrześcijańskiego króla. Akwinata wychodził z założenia, że powszechna władza cesarska nie jest konieczna dla stabilizowania porządku chrześcijańskiego; może ją zastąpić system lokalnych monarchii, współpracujących w dziele takiej dbałości o swoich poddanych, by ci mogli postępować drogą ku zbawieniu. Jednak w świecie powojennym ani jeden, ani drugi model nie wydawał się Janowi XXIII realizowalny. Rewolucja protestancka XVI stulecia w sensie politycznym dokończyła to, co rozpoczęli wcześniej Francuzi, odrzucając władzę katolickiego cesarza. Rozpad chrześcijańskiego świata ostatecznie przypieczętowały i pogłębili rewolucje XVIII, XIX i początku XX stulecia. Jan XXIII postanowił wobec tego odwołać się do czysto świeckich rozwiązań, przyjmując z aprobatą powstanie ONZ jako organizacji, która może skutecznie pełnić rolę strażnika globalnego pokoju.

Solus Christus

W takim myśleniu popełniony został jednak fundamentalny, karygodny i w gruncie rzeczy niewytłumaczalny błąd. Jeżeli zajrzymy w głąb koncepcji Euzebiusza i św. Tomasza, zobaczymy, że ostatecznie nie to jest najważniejsze, kto rządzi, ale w jaki sposób rządzi. Czy sprawuje swoją władzę starając się zbudować na ziemi społeczeństwo jako analogon Królestwa Bożego? Jeżeli tak właśnie działa cesarz, czyni słusznie. Jeżeli tak działają suwerenni królowie, czynią słusznie. O tej podstawowej prawdzie pamiętał jeszcze doskonale poprzednik Jana XXIII, Pius XII. W encyklice Quas primas pisał między innymi:

„Przeto, jeżeliby kiedy ludzie prywatnie i publicznie uznali nad sobą władzę królewską Chrystusa, wówczas spłynęłyby na całe społeczeństwo niesłychane dobrodziejstwa, jak należyta wolność, jak porządek i uspokojenie, jak zgoda i pokój. Jak bowiem królewska godność Pana naszego otacza powagę ziemską książąt i władców pewną czcią religijną, tak też uzacnia obowiązki i posłuszeństwo obywateli. […] Jeżeli panujący i prawowici przełożeni mieć będą to przekonanie, że wykonują władzę nie tyle z prawa swego, jak z rozkazu i w zastępstwie Boskiego Króla, każdy to zauważy, jak święcie i mądrze będą używać swojej władzy i jak bardzo zważać będą, wydając prawa i polecając je spełniać, na dobro ogółu i na godność ludzką swoich podwładnych. Oczywiście, że wskutek tego zakwitnie pokój i wewnętrzny porządek się ustali, gdyż wszelka przyczyna zaburzenia będzie usunięta”.

Prawa człowieka zamiast Ewangelii

Pius XII, podobnie jak Jan XXIII, postawił sobie za cel opisanie systemu globalnego pokoju. Nie wspomniał o cesarzu, nie wspomniał nawet o królach. Skupił się na fundamencie, jakim jest Ewangelia. Pius XII rozumiał, podobnie jak św. Tomasz, że władza musi być oparta na Jezusie Chrystusie i Jego prawach. W systemie zaproponowanym przez Jana XXIII Jezusa Chrystusa zastąpiły tymczasem demokratyczne ludy całego świata, a Boskie prawa zamieniono na prawa człowieka. Idea papieża Roncallego, by Organizacja Narodów Zjednoczonych stanowiła „powszechny autorytet” gwarantujący pokój mogłaby być do przyjęcia – gdyby była to Organizacja Katolickich Narodów Zjednoczonych, zjednoczonych wokół Chrystusa.

ONZ była jednak od początku organizacją różnych narodów: katolickich i heretyckich, ateistycznych i muzułmańskich, buddyjskich i animistycznych. W związku z tym nie mogła oprzeć się na Chrystusie.

Błędy ONZ 

W teorii mogła oprzeć się na koncepcji prawa naturalnego. Problem jednak w tym, że prawo naturalne, jeżeli zostanie wyjęte z systemu chrześcijańskiego i traci swoje odniesienie do Najwyższego Prawodawcy, jakim jest objawiający się Bóg, popada w nieuchronną arbitralność. Ten problem jest doskonale widoczny w cytowanym już dziele Hobbesa, jednego z głównych teoretyków liberalnej wersji prawa naturalnego: angielski myśliciel próbował wyprowadzać je z Bożego porządku, ale nie mogąc znaleźć w świecie żadnego autorytetu, który by to prawo zobowiązująco wykładał – Hobbes, jako protestancki heretyk, odrzucał papiestwo – musiał popaść w niekonsekwencję. Ludzki rozum, zgodnie z nauką Kościoła, może poznać Boga. Jednak wskutek grzechu pierworodnego i ludzkiej ułomnej kondycji nierzadko tę możliwość odrzuca albo realizuje ją opacznie. Potrzebny jest autorytet Kościoła, który nakierowuje rozum człowieka na właściwe tory. Bez niego schodzi się na manowce. Dlatego ostatecznie u Hobbesa prawa naturalne są takie, a nie inne, bo tak wypada – bo tak się utylitarnie opłaca. System praw naturalnych budowany na takiej niepewnej i z natury zmiennej podstawie zawsze popadnie w błąd. Dlatego propozycja Jana XXIII, nawet jeżeli zostałaby przyjęta, nie mogła przynieść niczego dobrego.

Abstrahuję tu od faktu, że Organizacja Narodów Zjednoczonych okazała się niezdolna do ustrzeżenia pokoju – za to odpowiadają inne nierealistyczne założenia, brak wzięcia pod uwagi potęgi mocarstw, które nie będą chciały poddać się dyktatowi ONZ. To jednak, co najważniejsze z naszej perspektywy, to fakt, że z biegiem czasu ONZ zaczęła popadać w pokrętne rozumienie praw człowieka: prawa te stopniowo były coraz bardziej odrywane od swojej zależności od Boga. W efekcie musiała zawalić się cała konstrukcja i dziś „prawem człowieka” może być na przykład zamordowanie drugiego, nazywane aborcją. Nie dało się inaczej bez autorytetu Kościoła.

Błąd Franciszka i prawdziwy Książe Pokoju

Błąd Jana XXIII jest oczywisty. Niestety, ponawia go Franciszek – choć częściowo w innej formie. Papież Bergoglio wyciągnął pewne konsekwencje z klęski projektu Jana XXIII. Swoistą odpowiedzią na Pacem in terris jest jego encyklika Fratelli tutti z 2020 roku. Franciszek nie odwołuje się w niej do żadnego powszechnego globalnego autorytetu na miarę ONZ. Owszem, pisze o tego rodzaju urządzeniach, ale z pewną ostrożnością, cofając się przed radykalnymi stwierdzeniami papieża Roncallego.

Franciszek ma świadomość, że system praw człowieka wywiedziony z filozofii agnostycznej jest absurdalny, stąd prezentuje inną koncepcję: powszechny pokój zbudowany na wierze w jednego Boga. Encyklika Fratelli tutti wspomina wielokrotnie o Jezusie Chrystusie, ale przedstawia Go jako nauczyciela mądrości, a nie jako Zbawiciela. Papież czyni tak dlatego, że swój tekst zaadresował do „wszystkich ludzi dobrej woli”, przede wszystkim jednak do wszystkich wierzących – ale na równo do muzułmanów, żydów, buddystów jak i chrześcijan. Według Franciszka jest możliwe wypracowanie ogólnoświatowego konsensusu, w którym powróci właściwy porządek prawny: Bóg – prawo naturalne – prawo pozytywne. Wydaje się, że jest to krok naprzód względem Jana XXIII, a w pewnym sensie raczej „krok wstecz” – do wcześniejszego nauczania Kościoła.

To niestety jednak za mało. Kim jest „Bóg” Fratelli tutti? Według muzułmanów „Bóg” to Allah, który mówi w Koranie poprzez Mahometa. Według buddystów „Bóg” to bezosobowa siła spajająca cały wszechświat. W jaki sposób taki „Bóg” objawia swoje prawa? Przez ONZ? Przez „powszechny konsensus narodów”? Bóg jest przecież Trójjedyny, zatem faktycznie i prawdziwie objawia się w Jezusie Chrystusie, nie w Mahomecie, Siddharcie Gautamie czy Klausie Schwabie. Franciszek wyciąga zatem pewne konsekwencje z błędów Jana XXIII, odchodząc od agnostycyzmu, nie ma jednak odwagi, by powrócić do nauczania, które głosił jeszcze Pius XII: podstawą światowego porządku nie może być niedefiniowalny „Bóg”, jakiś masoński Wielki Architekt; musi nią być ten, kto rzeczywiście jest Królem – Najwyższym Prawodawcą, Panem, Jezus Chrystus, którego Mistycznym Ciałem jest Kościół katolicki.

Dopiero gdy Stolica Apostolska powróci do głoszenia powszechnego panowania Jezusa Chrystusa będzie mogła wiarygodnie proponować światu rozwiązania na rzecz globalnego pokoju. Nie zastąpi Go ani ONZ, ani żaden projekt multireligijny. Tylko Chrystus jest prawdziwym Księciem Pokoju.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(37)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie