Kilka lat temu w rozmowie pewien człowiek powiedział mi, że śmierć krzyżowa Chrystusa jest tak pięknym i doskonałym aktem miłość, że nawet gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, to warto byłoby oddać Mu całe swoje życie. W tej śmierci bowiem objawiła się tak przeogromna miłość, że swoim blaskiem przyćmiewa ona całą potęgę zła. Dotknąć takiej miłości, zawierzyć jej, doświadczyć i żyć nią warte jest wszelkiego poświęcenia. Jest to bowiem miłość, która nie lęka się oddać wszystkiego, nawet własnego życia. Co więcej, czynienie ze zmartwychwstania pobudki do wiary w jakiś sposób uwłacza tej miłości. Zdaje się bowiem, że jeśli człowiek idzie za miłością Chrystusa ze względu na zmartwychwstanie, a nie ze względu na samą miłość, w pewien sposób zadaje kłam tej miłości, gdyż podążania za Chrystusem ze względu na zmartwychwstanie jest jednak w pewien sposób interesowne.
Rzeczywiście, jeśli kogoś olśniła miłość Chrystusa, trudno jest się nie zgodzić z taką logiką. To przecież ta miłość właśnie objawia Boga. Ta miłość również porywa ku wierze. A jednak ta wiara, złożona w depozycie Kościoła, objawiona w Chrystusie i wyrażona na kartach Pisma i Tradycji zawiera tak fundamentalne słowa, jak te z Pierwszego Listu świętego Pawła do Koryntian: „jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstają, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa. Skoro umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach. Tak więc i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli na zatracenie. Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania” (1Kor 15, 14-19).
O co zatem tutaj chodzi? Przecież ten biblijny tekst stoi w wyraźnej sprzeczności względem wcześniejszych rozważań. Św. Paweł twierdzi przecież, że jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, to daremna jest nasza wiara. Czyżby wiec sama miłość objawiona na krzyżu nie przewyższała wszystkiego na świecie? Czy doświadczenie takiej miłości nie jest warte, żeby jej zawierzyć, nawet gdyby zmartwychwstania nie było? Św. Paweł twierdzi, że nie – twierdzi, że jeśli pokładamy nadzieję w Chrystusie jedynie w tym życiu (uściślijmy: jeśli nasza nadzieja polega jedynie na tym, że w tym życiu możemy doświadczyć tej Jego miłości płynącej z krzyża), to jesteśmy godni politowania.
Wesprzyj nas już teraz!
Czyżby zatem pragnienie zmartwychwstania – powiedzmy nawet ostrzej – obietnica nagrody zmartwychwstania była dla chrześcijanina lepszym powodem do wiary, niż sama miłość Chrystusa? Albo jeszcze inaczej: czy chrześcijanin powinien myśleć, że nawet najwyższa i nieskończona miłość nic nie znaczy, skoro nasze życie, a więc nasze doświadczenie tej miłości i tak się skończy? Ale czy to nie ubliża samej miłości Chrystusa? Czy to nie świadczyłoby, że życie ludzkie jest więcej warte od miłości Chrystusa, a sama miłość Boża jest zaledwie narzędziem służącym wartości nadrzędnej jaką jest życie ludzkie? Co o tym wszystkim winniśmy sądzić?
Powyższy dylemat, oraz preferencja na rzecz ludzkiego mniemania, które wydaje się być bardziej szlachetne i bardziej czyste aniżeli słowa Apostoła są jednym z wielu przykładów pokazujących jak chętnie lubimy przedkładać naszą wydumaną szlachetność ponad rzekomo skostniałe tezy religijne. Spróbujmy więc wyjaśnić o co tu chodzi.
Owa preferencja zmartwychwstania ponad doświadczenie miłości płynącej z krzyża może być słuszna z tego powodu na przykład, że brak zmartwychwstania byłby świadectwem, że jednak miłość Chrystusa, która objawiła się na krzyżu nie okazała się większa od przemocy grzechu i śmierci. W ludzkim doświadczeniu owszem, dostrzegamy w miłości Ukrzyżowanego blask, który przyćmiewa cały świat i wszystko na nim. Fakty jednak okazałyby się bezlitosne – śmierć byłaby większa od tej miłości. Śmierć ostatecznie zwyciężyłaby gasząc tę miłość. Jest to bardzo istotny argument wskazujący na pewien fundamentalny fakt. Zmartwychwstanie i miłość Chrystusa w tym ujęciu słusznie nie są przeciwstawiane, ale są czymś spójnym. I to jest bardzo istotne. Rzeczywiście miłość Chrystusa jest miłością zwyciężającą świat, a zmartwychwstanie jest jakby skutkiem i owocem tej miłości. W takiej optyce wydaje się, że owe początkowe rozważania są właściwe – z drobną korektą: owszem, to ta miłość jest centralna i ona posiada najwyższą wartość, jednakże należy zaznaczyć, ze taka miłość z konieczności musi kończyć się zmartwychwstaniem, bo faktycznie przecież zwycięża ona świat.
I na tym moglibyśmy poprzestać. Ale wydaje się, że za naszymi rozważaniami kryje się jeszcze jeden problem z rozumieniem zmartwychwstania. Żeby go uchwycić zróbmy pewien eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że owocem męki Chrystusa i miłości, która w niej się rozlewa nie jest zmartwychwstanie lecz proste wskrzeszenie. Wyobraźmy sobie, że sytuacja ma się w ten sposób, że po śmierci Chrystus zostaje wskrzeszony do dawnego życia – wraca pośród uczniów – i nawet już nie umiera, tylko na Ziemi żyje już przez wieki ciesząc się miłością wzajemną względem wszystkich ludzi. Czy wtedy ta miłość okazała by się zwycięska? Mój rozmówca sprzed lat wydawałby się twierdzić że warto zawierzyć się w takim wypadku miłości Chrystusa. Święty Paweł tymczasem twierdziłby, że taki człowiek jest godny politowania. Ale dlaczego?
Otóż właśnie w tym zestawieniu dopiero dostrzegamy istotę zmartwychwstania i dlaczego jest ono najistotniejsze. Dostrzegamy także różnicę perspektyw, z których wyłaniają się te dwa stanowiska.
W pierwszym przypadku, w którym skłonni jesteśmy na pierwszym miejscu postawić miłość, która objawiła się na krzyżu, wybrzmiewa pewna teza na temat celu ludzkiego istnienia, jego szczytu oraz na temat tego, co stanowi obecną udrękę. Otóż problemem człowieka, od którego potrzebuje on zbawienia jest brak miłości. Pragnieniem człowieka jest absolutna miłość. Zbawienie zaś polega na przyniesieniu, objawieniu i podarowaniu człowiekowi najwyższej miłości. Zatem wydaje się, jakby człowiek mówił do Boga: Panie, brakuje nam wielu rzeczy. Brakuje nam pokoju, zdrowia, środków materialnych, jedzenia. Brakuje nam bezpieczeństwa itp. Ale najbardziej brakuje nam miłości. Daj nam miłość doskonałą, a to nam wystarczy. Jeśli Zbawiciel przyniesie nam miłość, i tę miłość przyjmiemy i nauczymy się nią żyć i wzajemnie obdarowywać, dostąpiły ostatecznego spełnienia i to nam wystarczy.
Perspektywa piękna i szlachetna. Wielu by powiedziało: iście chrześcijańska. Dlaczego więc św. Paweł wyłamuje się spośród tych wielu i mówi, że bez zmartwychwstania to wszystko nie maiłoby sensu? Czy naprawdę Paweł twierdzi, że pierwszorzędnym problemem człowieka nie jest brak miłości ale konieczność i ostateczność śmierci? Otóż nie. Święty Paweł mówi bowiem, że jesteśmy godni politowania, jeśli tylko w tym życiu pokładamy nadzieję w Chrystusie. Z tego względu, gdyby skutkiem śmierci Chrystusa było proste wskrzeszenie do ziemskiego życia, a w tym życiu już realizowała by się ta wzajemna miłość między ludźmi, to i tak bylibyśmy godni pożałowania. Bo owszem, zapanowałaby doskonała miłość między ludźmi, ale jeszcze czegoś by brakowało – i bynajmniej nie byłoby to życie, czy też brakiem nie byłaby ciążąca groźba śmierci. Chodzi o coś innego.
Otóż tajemnica kryje się w słowach Pawła: „tylko w tym życiu pokładają nadzieję”. Zmartwychwstanie bowiem nie jest powrotem do tego życia i nie takiego powrotu życia pragnie św. Paweł. Zmartwychwstanie jest wejściem w nowe, inne życie. A dokładnie jest to życie Boże. Zmartwychwstanie jest wejściem w życie Boga. Jest zjednoczeniem z Bogiem. Odnalezieniem jedności i to tak głębokiej, że po zmartwychwstaniu człowiek przeżywa nie tylko swoje życie wobec Boga, ale przeżywa życie Boże w sobie i tak je przeżywa jak swoje własne. Zatem po zmartwychwstaniu nie mamy już tylko swojego życia, które przeżywamy ewentualnie wobec życia Boga albo razem z Bogiem. Nie ma już mojego Ja i boskiego Ty, które wzajemnie sobie towarzyszą, ale są jednak oddzielone. Po zmartwychwstaniu „moje życie” staje się „naszym życiem” – moim i Boga. I „Jego życie” staje się naszym – Boga i moim. Jeszcze lepiej oddaje to analogia małżeńska. Jeśli wyobrazimy sobie, że w sposób szczególny zaczynamy kochać jakąś osobę, to nie wystarcza nam po prostu wzajemne towarzyszenie, zgodność poglądów, charakterów czy celów – taki stan jest osiągany już w narzeczeństwie. Miłość jednak pragnie małżeństwa. Mężczyzna zatem w narzeczeństwie widzi że łączy go z kobietą ogromna zgodność pragnień, celów itp. Ale jednego brakuje: jej życie jest jej, a moje jest moje – nawet jeśli obok siebie i wspólnie te nasze życia przeżywamy. Tymczasem pragnienie jest większe. Nie chcemy przeżywać jedynie naszego życia z tą drugą osobą, ale chcemy, żeby te nasze życia stały się czymś wspólnym. I tym jest małżeństwo, kiedy już nie ma tylko dwóch zgodnych żyć idących w parze – ale jest nierozerwalna wspólnota tego, co moje i twoje, które już nie są odrębne, ale stają się nasze.
Zatem św. Paweł, który mówi o nadrzędności zmartwychwstania i o tym, że jesteśmy godni politowania jeśli tylko w tym życiu pokładamy nadzieję w Chrystusie wydaje się mówić: Boże, doświadczyłem i poznałem Twoją miłość objawioną na krzyżu. I teraz nawet gdybyś pozwalał mi jej zawsze już doświadczać i gdybyś uleczył wszystkie rany ludzkości i gdybyś wprowadził pokój i powszechne braterstwo, usunął głód i cierpienie i nauczył nas kochać się wzajemnie tak bardzo, że bylibyśmy gotowi za siebie wzajemni oddawać życie, to jeśli Ciebie tutaj nie będzie – jeśli Ciebie nie będzie w moim sercu, w moim życiu, w moim ciele; jeśli ja sam nie stanę się cały Twój, a Ty cały mój; jeśli nie zjednoczę się z Tobą, dzieląc z Tobą wszystko, to będę nieszczęśliwy i godny politowania. Bo Ty przewyższasz wszystkie dobra świata – i moje życie i moją śmierć, i moje szczęście i nieszczęście, i pokój i harmonię. Bo jeśli nie mam Ciebie, to nie mam nic. I nawet gdybym miał żyć w Raju bez Ciebie, to ten Raj będzie mi piekłem. Z Tobą zaś mam wszystko. I kiedy mam Ciebie nie potrzebuję już niczego.
A więc miłość Ukrzyżowanego pozwala nam poznać Boga. Pozwala nam doświadczyć obietnicy i zadatku. Zmartwychwstanie zaś jest zjednoczeniem z Tym, który jest tą Miłości. A jeśli ktoś widzi Ukrzyżowanego, i pragnie jedynie doświadczać błogości tej miłości między ludźmi, a nie zatęsknił za samy Bogiem, który jest jej źródłem – ten naprawdę godny jest politowania.
O. Jan Strumiłowski OCist