Alan McLeod, dziennikarz i autor książki Propaganda w wieku informacji, zajmujący się powiązaniami pomiędzy służbami a branżą Big Tech, opowiada o kulisach powstania giganta Google. Jak przekonuje, po dziś dzień CIA zatrudnia „dzisiątki” byłych agentów CIA.
Google „zasadniczo zaczęło się jako projekt CIA” – twierdzi McLeod, który był gościem podcastu Unlimited Hangout. Gość powołuje się na ustalenia śledztwa dziennikarskiego dr. Nafeeza Ahmeda, który wykazał zaangażowanie CIA i amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego przy tworzeniu dzisiejszego giganta, wspierającego agendę LGBT i cenzurującego choćby treści pro life.
CIA posiadała na początku nawet udziały w spółce tworzącej nową przeglądarkę internetową, która rozwinęła się następnie w pakiet rozmaitych usług. Ponadto założyciele Google, Sergey Brin i Larry Page, przyjęli finansowanie rządowe z budżetów NASA, DARPA (Agencja Zaawansowanych Projektów dotyczących Obronności) i Narodowej Fundacji Nauki (National Science Foundation).
Wesprzyj nas już teraz!
Zaangażowana była również inicjatywa służb wywiadowczych Massive Digital Data Systems (Masowe Systemu Danych Cyfrowych), a więc projekt sponsorowany przez Narodową Agencję Bezpieczeństwa i CIA, które „zasadniczo zapewniły zalążkowe finansowanie Brinowi, które zostało uzupełnione przez wiele innych źródeł” – mówi Alan McLeod.
Agencje rządowe, jak przekonuje dziennikarz, „pielęgnowały platformy internetowe, które znamy dzisiaj, dokładnie w celu wykorzystania technologii do prowadzenia globalnej «wojny informacyjnej» – wojny mającej na celu legitymizację władzy nielicznych nad resztą z nas”.
Jak odkrył McLeod w swoich własnych badaniach dziennikarskich, proceder przenikania służb do Google trwa do dziś. „Istnieją dziesiątki przykładów”, jak twierdzi, na to, że byli agenci CIA przechodzą na ważne stanowiska w strukturach tego molocha Big Tech. Gość podcastu wymienia nazwiska takie jak Jacqueline Lopour, Ryan Fugit i Nick Rossman.
Przedstawiciele służb zajmują się rzekomo „bezpieczeństwem”, a w rzeczywistości odpowiadają za mechanizmy cenzury określane jako zwalczanie „dezinformacji” i „mowy nienawiści”.
Jak dodaje, powiązania rządowego aparatu cenzury i inwigilacji z potentatami z Doliny Krzemowej (w tym również z Twitterem i Facebookiem), nie powinny nikogo dziwić. – Media społecznościowe są niezwykle ważne. One naprawdę mają decydujący wpływ na to, co myślimy, na to, co widzimy, a czego nie widzimy. Mówią o nas wszystko. Więc kiedy podmiot staje się tak potężny, to naturalne, że potężne organizacje, czy to korporacje, czy rządy, zaczynają się temu przyglądać i próbować zrozumieć, jak mogą go zhakować, jak mogą go wykorzystać dla własnych korzyści lub nawet zinfiltrować – mówi McLeod.
Źródło: lifesitenews.com
FO
Elon Musk dotrzymał słowa. Dowody cenzury politycznej na Twitterze ujrzały światło dzienne
A liderami cenzury są… Powstaje nowy ranking. Jakie miejsce zajmie Twitter, Facebook i Google?