O tej opozycji nie słychać w mediach. Nie mówi się o niej w telewizji, unika się tego tematu w prasie. Opozycja ta praktycznie nie istnieje w mediach. A jednak istnieje. Dlatego nazwałem ją opozycją cichą. A dlaczego jest opozycją? Bowiem, jak każda wspólnota, broni ona swoich interesów, swojej ugruntowanej pozycji. Bywa sojusznikiem albo adwersarzem. Wspiera działania, które sprzyjają jej celom, utrudnia w miarę możliwości te, które jej celom szkodzą. Istnieją przesłanki, by sądzić, że w najbliższym czasie owa wspólnota będzie bardziej zajęta obroną swych pozycji niż poszerzaniem wpływów. Kto jest cichą opozycją? Cichą opozycją jest międzynarodowe lobby finansowe, a ściślej rzecz ujmując, jego filie działające w Polsce. Celem niniejszego artykułu jest krótka prezentacja owego lobby, jego składu, argumentów i wpływu na kształt ustanawianego w Polsce prawa.
Kim są Dealerzy Skarbowych Papierów Wartościowych?
Wesprzyj nas już teraz!
Jak wiadomo, Polska jest krajem zadłużonym. Przez cały okres transformacji każdy budżet wykazywał deficyt, który często rósł jeszcze w trakcie jego wykonywania (celował w tym zwłaszcza P. Jan Vincent Rostowski). Skala zadłużenia jest trudna do oszacowania, ale można ją przybliżyć posługując się danymi ekonomicznymi publikowanymi przez instytucje rządowe. Dla przykładu ustawa budżetowa na rok 2016 przewiduje deficyt na poziomie 54,6 mld PLN. Sama tylko obsługa zadłużenia publicznego w 2013r. kosztowała Polskę 42,5 mld PLN (dane z Ministerstwa Finansów RP). Czy to dużo? Warto znaleźć punkt odniesienia. Otóż największy w historii polskich sił zbrojnych plan modernizacyjny przewiduje wydatki na poziomie ok. 140 mld PLN przez okres 10 lat, czyli ok. 14 mld PLN rocznie. Suma wszystkich wpływów budżetowych z tytułu CIT w 2014r. nie przekroczyła 30 mld PLN (Ministerstwo Finansów). Tak więc obsługa zadłużenia publicznego kosztuje Polskę rocznie tyle, co trzyletni plan modernizacyjny wojsk polskich (największy w historii), albo suma podatków dochodowych, jakie płacą wszyscy przedsiębiorcy operujący w Polsce mniej więcej przez półtora roku.
Potrzeby pożyczkowe państwa zaspokajane są przez tzw. „inwestorów” zagranicznych (polskich już nie ma, o czym mowa poniżej). Nietrudno przewidzieć, że gdyby któregoś dnia owi „inwestorzy” uznali Polskę za kraj gospodarczo „niewiarygodny”, a „inwestycje” w nim za „ryzykowne” i w konsekwencji wycofali swój kapitał lub jego część z rynku, rząd polski stanąłby przed wyzwaniem wysupłania miliardów złotych celem realizacji swoich bieżących zobowiązań. Ewentualnie musiałby rozważyć drakońskie cięcia budżetowe, efektów których nie sposób przewidzieć, może poza porażką w następnych wyborach. Jest więc zatem wysoce wątpliwe, by rząd podjął jakąkolwiek decyzję, którą „inwestorzy” mogliby uznać za ograniczającą zaufanie do lokalnego rynku i jego politycznych „elit”, a wysoce prawdopodobne jest poszukiwanie przez rząd takich rozwiązań, które budzić będą za granicą poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa.
Kim są owi „inwestorzy”? Najłatwiej chyba wskazać ich poprzez zaprezentowanie tzw. listy Dealerów Skarbowych Papierów Wartościowych (DSPW). DSPW to instytucje finansowe, które przez rząd polski uznane zostały za na tyle wiarygodne, by udzielić im wyłączności na wykup polskich papierów dłużnych (obligacji skarbowych) w pierwszej kolejności. To oni tworzą tzw. rynek pierwotny obligacji skarbowych, czyli kupują dług bezpośrednio od rządu. Reszta rynku obligacji to tzw. rynek wtórny (pochodzący z odkupowania papierów wartościowych od DSPW i odsprzedawania ich dalej). Lista DSPW przedstawia się następująco (http://www.finanse.mf.gov.pl/dlug-publiczny/dealerzy-skarbowych-papierow-wartosciowych/lista-dspw):
Innymi słowy, jeśli założenia P. Szczurka (nota bene byłego wieloletniego pracownika grupy ING) się potwierdzą, to rząd tylko na potrzeby pokrycia deficytu budżetowego w 2016r. potrzebować będzie ponad 54,6 mld PLN nowego kredytu, który zaciągnięty być może jedynie u wymienionych powyżej instytucji.
Żadna z DSPW nie jest instytucją polską (z polskim właścicielem – prywatnym albo państwowym). Dla kosmetyki i w roli listka figowego na powyższej liście znalazł się niegdysiejszy przedstawiciel polskich tygrysów finansowych, czyli PKO BP SA. Rzecz jasna, jest on (i zawsze był) tu figurą bez znaczenia z uwagi na różnicę potencjałów między nim a pozostałymi podmiotami tworzącymi listę DSPW. Dla przykładu, suma bilansowa PKO BP (największego banku w Polsce) to ok. 250 mld PLN, podczas gdy aktywa, jakimi zarządza fundusz Vanguard Group, jeden z właścicieli Citi Group Inc (spółki matki Banku Handlowego w Warszawie S.A.), są szacowane na ok. 3 biliony USD (trójka i dwanaście zer USD). Poza tym, po serii prywatyzacji wykonanych rękami polityków PO bank PKO BP SA kontrolowany jest przez Skarb Państwa już tylko w 31 proc.
DSPW nie są rzecz jasna organizacją jednolitą. Są grupą firm nominalnie konkurujących ze sobą na tzw. „rynkach”. Nie mają wspólnego rzecznika prasowego, ani jednoznacznie określonej „wspólnej polityki rynkowej”. Bywa jednak, że działają wspólnie. A kiedy tak się dzieje, ich siły nie sposób przecenić. Mogliśmy się o tym przekonać nie tak dawno. Otóż w trakcie procedowania ustawy (wrzesień 2015r.) mającej zobowiązać zagranicznych wierzycieli części tylko spośród grupy tzw. frankowiczów do wzięcia na siebie od 50 do 90 proc. (w wyjściowym projekcie – 50 proc., po poprawce zgłoszonej przez SLD – 90) kosztów konwersji kredytów z franka szwajcarskiego na polską złotówkę, wydarzyła się rzecz znamienna. Mianowicie grupa trzech banków – Deutsche Bank, mBank (kontrolowany przez niemiecki Commerzbank) oraz Millennium Bank (w rękach portugalskiego Banco Comercial Portugues) wystosowało do polskich organów rządowych listy protestacyjne wobec proponowanego kształtu ustawy. Jak podaje portal tvn24bis.pl Deutsche Bank w swoim piśmie informuje, że wraz z innymi zagranicznymi bankami Deutsche Bank wyraża swoje zaniepokojenie, że proponowane zmiany (…) podważyłyby stabilność i przewidywalność otoczenia inwestycyjnego w Polsce i swobodę przepływu kapitału w ramach jednolitego europejskiego rynku. Commerzbank z kolei pisze, że (…) wprowadzenie projektu ustawy do systemu prawa polskiego będzie równoznaczne z naruszeniem zobowiązań spoczywających na Rzeczypospolitej Polskiej (…).Nasuwa się więc pytanie, czy banki wystąpiły z protestem z pozycji zaniepokojonych o swoje prawa firm zagranicznych, czy z pozycji kluczowych wierzycieli i w przyszłości prawdopodobnie ważnych kredytodawców Rządu RP (z uwagi na status DSPW każdego z nich), jawnie ingerujących w proces legislacyjny swojego dłużnika? Bez względu na to, czy posłowie upływającej kadencji wzięli pod uwagę protestacyjne listy banków nie doprowadzając ustawy do końca, czy nie, to banki osiągnęły swój cel. Ustawa wprowadzona w życie nie została.
Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której istnieje pewna nieformalna grupa nacisku na najważniejsze instytucje – w tym ustawodawcze – w Polsce. Dysponuje ona potężnym orężem w postaci surowca niezbędnego np. w procesie przeprowadzania reform politycznych, szczególnie tych o charakterze „społecznym”. Tym surowcem jest kapitał, albo, mówiąc po ludzku, pieniądze (kasa, Misiu, kasa). Będzie on jak woda potrzebny nowej partii rządzącej w najbliższych latach. Póki co, niektóre spośród publicznie głoszonych haseł wyborczych PiS były jak ostrza wprost wymierzone w interesy bankowych grup działających w Polsce. Mowa była m.in. o „repolonizacji banków”, wprowadzeniu „podatku bankowego”, czy rozwiązaniu problemu „frankowiczów”. Jak zareaguje rząd polski, jeśli usłyszy (a panowie Petru i Schetyna wraz z całym tabunem dziennikarzy na pewno to potwierdzą), że wprowadzenie tych reform podważyłoby stabilność i przewidywalność otoczenia inwestycyjnego w Polsce i swobodę przepływu kapitału w ramach jednolitego europejskiego rynku. Albo, że wprowadzenie ich do systemu prawa polskiego będzie równoznaczne z naruszeniem zobowiązań spoczywających na Rzeczypospolitej Polskiej?
To jest sposób działania nieformalnej, choć bardzo realnej opozycji. Nie tej gardłującej od rana do nocy w studiach telewizyjnych. Nie tej wypisującej niedorzeczności w „opiniotwórczej prasie”. Tylko opozycji cichej. Tej, z którą, bez względu na wynik wyborów realnie będzie się trzeba liczyć i układać (bo innego źródła kapitału na tym poziomie w Polsce nie ma) cały czas mając na uwadze tę mądrą sentencję przypisywaną Napoleonowi, że ręka, która daje pieniądze jest ważniejsza od ręki, która je bierze.
Ksawery Jankowski