3 lipca 2022

Cierpienie ma moc! Jak zrozumieć tajemnicę brata Vincenta-Marie od Zmartwychwstania?

(Oprac. GS/PCh24.pl)

W „Dzienniczku” świętej siostry Faustyny czytamy: „Widzę dusze czyste i niewinne, na które Bóg wywiera swą sprawiedliwość, i dusze te są ofiarami, które podtrzymują świat i uzupełniają to, co nie dostawało w Męce Jezusa; takich dusz jest niewiele. Cieszę się niezmiernie, że mi Bóg pozwolił poznać takie dusze”. W kontekście przywołanych słów intrygująca zdaje się być opisana we wstępie do książki pt. „Moc milczenia”, autorstwa kardynała Saraha, historia brata Vincenta-Marie od Zmartwychwstania, zakonnika należącego do wspólnoty kanoników regularnych, który cierpiąc niewymownie, realizował ukryty w jego umęczonym ciele Boży plan.

Moc milczenia

„Pierwsze spotkanie miało miejsce 25 października 2014 roku. Dzień ten odcisnął głębokie piętno na kardynale Sarahu. Od razu rozpoznał żarliwą duszę, ukrytego świętego, wielkiego przyjaciela Boga. Jakże zapomnieć duchową moc brata Vincenta, jego milczenie, piękno jego uśmiechu, wzruszenie kardynała, łzy, skrępowanie, natłok uczuć? Brat Vincent już nie mógł wymówić prostego zdania, gdyż choroba pozbawiła go możliwości używania mowy. Mógł jedynie podnieść wzrok na kardynała. Mógł wpatrywać się w niego długo, serdecznie, z miłością. Nabiegłe krwią oczy brata Vincenta miały już barwę wieczności” – czytamy w książce-wywiadzie pt. „Moc Milczenia”.

Wesprzyj nas już teraz!

O tym, że można porozumiewać się bez słów, zaświadczał kardynał Robert Sarah w książkowym wywiadzie z pisarzem i watykanistą – Nicolasem Diatem. Przyjaźń afrykańskiego duchownego z chorym na stwardnienie rozsiane zakonnikiem, bratem Vincentem, zrodziła się w milczeniu, wzrastała w milczeniu i nadal istnieje w milczeniu. Historia łączącej braci w wierze więzi wkroczyła w kolejny etap tuż po śmierci chorego, gdy w głowie czcigodnego kardynała zakiełkowała myśl, by poprosić ojca generała Zakonu Kartuzów, dom Dymasa de Lassusa, o – utrwaloną we wspomnianej książce-wywiadzie – wypowiedź. Drogocenne myśli przełożonego francuskich eremitów wraz z całym bogactwem spostrzeżeń i głębokich refleksji purpurata z Afryki ujrzały więc światło dzienne za sprawą przykutego do łóżka w infirmerii opactwa Lagrasse młodego człowieka, dla którego program życia zawierał się w haśle złożonym z trzech słów: Bóg albo nic.

Sparaliżowany w sile wieku, skazany na bezlitosne procedury medyczne brat Vincent-Marie od Zmartwychwstania żył wprawdzie w doczesności, ale już w wielkiej ciszy nieba. Odwiedzającym go trudno było pojąc milczącą wolę Boga, ukryty w jego udręczonym ciele plan. „Kardynał przyjeżdżał parokrotnie, żeby pomodlić się razem ze swoim przyjacielem, bratem Vincentem. Stan chorego stale się pogarszał, ale w sposób coraz bardziej nadprzyrodzony rosła jakość milczenia, które spajało rozmowę wysokiego dostojnika z małym kanonikiem. Przebywając w Rzymie, kardynał często dzwonił do brata. Jeden cicho mówił, a drugi trwał w milczeniu. Na kilka dni przed śmiercią brata Vincenta kardynał Sarah jeszcze z nim rozmawiał. Mógł usłyszeć jego chrapliwy i nierówny oddech, przypływy bólu, ostatnie wysiłki jego serca, i udzielić mu błogosławieństwa” – pisał Nicolas Diat w rozdziale wprowadzającym czytelnika do omawianego wywiadu.

Niebawem ziemska droga zakonnika dobiegła końca. Ciężko doświadczony cierpieniem odszedł w spokoju, w obecności najbliższych. Trudno było im wątpić w to, iż wraz z ostatnim tchnieniem, bez słowa, oddał swą duszę Stwórcy. Spotkania z bratem Vincentem miały dla jego gości posmak wieczności. „Nigdy nie wątpiliśmy o tym, jak ważna była każda spędzona z nim minuta – czytamy. Milczenie pozwalało podnieść każde uczucie do  najdoskonalszego stanu. Kiedy trzeba było opuścić opactwo, wiedzieliśmy, że milczenie Vincenta doda nam sił do zmierzenia się ze zgiełkiem świata”.

Przez ostatnie miesiące swojego życia chory wiele modlił się za ówczesnego prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Nieustannie posługujący przy nim kanonicy mają pewność, że pozostał przy życiu o dodatkowych kilka miesięcy dłużej, żeby lepiej chronić Roberta Saraha. Brat Vincent wiedział, że wilki czyhają, że przyjaciel go potrzebuje, że na niego liczy”.

Opowieść o milczącym zakonniku Nicolas Diat wieńczy w przejmujący sposób: „W tę wiosenną niedzielę, kiedy brat Vincent dołączył do aniołów w niebie, kardynał zapragnął pojechać do Lagrasse. Nad całym klasztorem panowała wielka cisza. Milczenie brata zstąpiło na miejsca, które znał. Oczywiście niełatwo było przechodzić koło pustej infirmerii. W kościelnym chórze, gdzie przez kilka dni spoczywało ciało brata, trwała piękna modlitwa kanoników. Afrykański kardynał przyjechał, żeby złożyć w ziemi młodego zakonnika, z którym nigdy nie mógł porozmawiać. Dziecko gwinejskiego buszu rozmawiało w milczeniu z małym francuskim świętym. Przyjaźń ta jest niepowtarzalna i niezniszczalna”.

Moc cierpienia

Zbawczą wartość cierpienia w sposób szczególny odsłonił św. Paweł, pisząc w Liście do Kolosan, iż: „W moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24). Logikę tę ukazuje znamienne świadectwo Jana Pawła II w wygłoszonym przez niego 28 maja 1994 r. pierwszym publicznym przemówieniu po wyjściu ze szpitala w związku z poważnym urazem stawu biodrowego, jakiego doznał dwa miesiące wcześniej. Papież, leżąc przykuty do łóżka, miał przemyśleć sens swojego cierpienia, a wnioski, do których wówczas doszedł, zawarł we wspomnianym przemówieniu.

„Zrozumiałem wtedy – mówił – że mam wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie poprzez modlitwę i wieloraką działalność, ale przekonałem się później, że to nie wystarcza, trzeba było wprowadzić go przez cierpienie – przez zamach 13 lat temu i dzisiaj przez tę nową ofiarę. Dlaczego właśnie teraz, dlaczego właśnie w tym roku? Właśnie dlatego, że rodzina jest atakowana. Także papież musi być atakowany, musi cierpieć, aby każda rodzina i cały świat ujrzał, że istnieje Ewangelia – rzec można – wyższa Ewangelia cierpienia, którą trzeba głosić, aby przygotować przyszłość, trzecie tysiąclecie rodzin, każdej rodziny i wszystkich rodzin”.

Warto zauważyć, że rok, w którym Ojciec Święty tragicznie upadł w łazience, co miało swoje późniejsze, trwałe konsekwencje, ogłoszony został Międzynarodowym Rokiem Rodziny. W tym czasie trwały przygotowania do organizacji światowej konferencji ludnościowej ONZ w Kairze, podczas której – jak się okazało – wiele rządów zachodnich dążyło do uznania przez Narody Zjednoczone aborcji jako oficjalnie akceptowanego narzędzia kontroli urodzin. Sprzeciw Watykanu wobec tego zamachu na życie przypominał walkę Dawida z Goliatem. Jan Paweł II ofiarował swoje cierpienie szczególnie w intencji powodzenia szczytu w Kairze. Niebawem ofensywa dyplomatyczna Stolicy Apostolskiej zakończyła się pomyślnie, wprawiając wielu obserwatorów w niemałe zdumienie. Powstałe po operacji komplikacje zdrowotne już na zawsze pozbawiły Papieża Polaka sprawności ruchowej.

Ukazana perspektywa odkrywa przed człowiekiem odkupieńczy sens cierpienia. Dostrzec go można w tajemnicy krzyża. W cierpiącym dobrowolnie i niewinnie Bogu widzimy cierpienie, które nierozerwalnie wiąże się z miłością. Ten nowy porządek zwiastuje nam prawdę, że z Bogiem możemy wyprowadzić ze zła – dobro. Dlatego każdy, kto dotknięty został cierpieniem, ma wybór: może je przyjąć lub odrzucić, bo – jak twierdziła francuska mistyczka Simone Weil – nie da się go zrozumieć. Jan Paweł II pisał w Liście Apostolskim pt. „Salvifici doloris”: „Chrystus nie wyjaśnia w oderwaniu racji cierpienia, ale przede wszystkim mówi: Pójdź za mną! Pójdź! Weź udział swoim cierpieniem w tym zbawieniu świata, które dokonuje się przez moje cierpienie”.

Na to wezwanie odpowiadają dzisiaj pozytywnie już nie tylko pojedyncze osoby, ale całe wspólnoty, których zadaniem jest posługiwanie charyzmatem cierpienia wstawienniczego. Jedną z takich grup jest Rodzina Matki Bożej Bolesnej, której misja polega na wyjednywaniu u Boga tej łaski, by ludzie nie marnowali cierpienia, lecz przeżywali je z pożytkiem dla siebie, dla bliźnich, całego Kościoła i świata. Papież Polak dostrzegł i docenił tę heroiczną postawę, wysuwając we wspomnianym dokumencie na pierwszy plan wartość ich cierpienia ukrytą w odkupieńczym zjednoczeniu z Chrystusem. Wówczas choroba człowieka może służyć innych, bo chory, pełniąc „służbę niczym nie zastąpioną”, jest „sprawcą dóbr nieodzownych dla zbawienia świata”.

Anna Nowogrodzka-Patryarcha

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij