W katolickiej doktrynie moralnej jest taka cnota, która w wyjątkowych okolicznościach stawia nas ponad przepisami prawa. Dlaczego władza w Warszawie nie chce, byśmy o niej wiedzieli?
Etatystyczny rząd warszawski – wierząc w rewolucyjny zabobon, wedle którego władza ma prawo rozciągać nieograniczoną kontrolę nad ludzkim życiem – boi się chyba tylko jednej rzeczy: obywateli świadomych swoich praw i gotowych, by je egzekwować. Dlatego rządzącym (również tym, którzy są określani jako „prawica”) tak bardzo na rękę jest nasza nieznajomość katolickiej teologii moralnej.
Kościół uczy nas, że prawo Boże stoi ponad prawem stanowionym, a sprawiedliwą możemy nazywać tylko tę władzę, która dba o dobro wspólne i przestrzega prawa naturalnego. Pod określonymi warunkami moralność katolicka pozwala nam na obalenie niesprawiedliwej władzy, a nawet zabicie tyrana, co nie jest w takim przypadku grzechem.
Wesprzyj nas już teraz!
W sposobie działania warszawskiej władzy jest coś z gruntu szatańskiego. Książę ciemności nie chce, by ludzie w niego wierzyli, bo z ukrycia może skuteczniej deprawować dusze. Podobnie nie chce on, byśmy znali Boskie narzędzia przeciwstawienia się jego panowaniu. Tak jak nienawidzi wody święconej, relikwii i łacińskich słów rytuału rzymskiego, tak samo wzdraga się na samą myśl o świetle rozumu oraz mocy łaski uświęcającej w ludzkiej duszy.
Brak wiedzy, który już Sokrates utożsamił ze złem, jest na rękę zarówno nieprzyjacielowi naszego zbawienia, jak i wrogom naszej wolności zasiadającym na Wiejskiej i w rządowych budynkach. Ale musimy wiedzieć, że istnieje szczególna kategoria wiedzy, której zamordyści boją się najbardziej. Oto kilka najważniejszych punktów:
1. Prawo naturalne stoi ponad prawem stanowionym (obywatel jest związany w sumieniu wyłącznie tymi prawami, które nie są przeciwne prawu naturalnemu). Przeciwieństwem tej prawdy jest tragiczny w skutkach błąd pozytywizmu prawnego, dominujący dziś w całym zachodnim świecie.
2. Prawo własności wynika z prawa naturalnego (rząd nie powinien – bez ważnego powodu motywowanego dobrem wspólnym – ograniczać tego prawa). Zaprzeczeniem tego prawa są przepisy regulujące możliwość decydowania o dobrach ruchomych i nieruchomych.
3. Prawo do posiadania i używania broni jest logicznym następstwem prawa do życia (Bóg powiedział „nie zabijaj”, a to oznacza, że prawo do życia ma być chronione przed tymi, którzy chcą je naruszać). Zaprzeczeniem tego prawa jest uznaniowe reglamentowanie broni, a przede wszystkim faktyczny zakaz jej użycia.
4. Wolni obywatele, którzy mają prawo wybrać władzę, mają też prawo ją obalić (powszechne prawo do broni jest w tym ujęciu jedynym realnym zabezpieczeniem porządku publicznego przed tyranią). W systemie prawnym większości dzisiejszych państw nie istnieją zapisy na temat prawa do obalenia władzy niesprawiedliwej.
5. Obywatel ma prawo oceniać stosowność przepisów (posiadamy moralny obowiązek nieprzestrzegania prawa, które nakazywałoby coś sprzecznego z prawem naturalnym). Cała „kultura” prawna III RP oparta jest na zaprzeczeniu tej zasady.
Czterema pierwszymi punktami zajmowałem się już w innych tekstach (linki na końcu). Teraz chciałbym omówić ostatni, który kieruje nas wprost do nauki o cnocie epikei, co zasygnalizowałem już w tekście Dekonstrukcja po katolicku: „Życzenie śmierci” – czy obywatel może wziąć sprawiedliwość w swoje ręce?
Cnota, której boją się zamordyści
Źródłem wiedzy na temat cnoty epikei jest filozofia realistyczna (Arystoteles) i doktryna św. Tomasza z Akwinu. Doktor Anielski, powołując się na Filozofa, tłumaczy, jak należy tę cnotę rozumieć.
Greckie pojęcie epikei (gdzie epi to „nad”, a eikos to „słuszność” czy też dikaion, to jest „sprawiedliwość”) Tomasz rozumie jako nadprawość czy też nadprawność. W kwestii 120 Sumy Teologicznej dowodzi, że jest ona zarówno cnotą, jak i składnikiem sprawiedliwości.
Epikeia jako cnota: Epikeia, jak stwierdza Filozof, ma na celu zrozumienie intencji prawodawcy – czytamy w sumie teologii. Tomasz tłumaczy, że czyny ludzkie są jednostkowe i przygodne (zależą od indywiduum oraz od okoliczności), dlatego niemożliwe jest stworzenie takiego systemu prawnego, który ujmowałby wszystkie przypadki. Celem prawa jest sprawiedliwość i dobro ogółu, dlatego rozumny prawodawca zakłada, że obywatel może nie zastosować się litery prawa, gdyby stało się ono sprzeczne z jego celem. Takie postępowanie należy nazwać cnotą (a więc sprawnością moralną), ponieważ łamiąc nieużyteczny przepis, nie sprzeciwiamy się praworządności, lecz umożliwiamy dokonanie uczynku z natury dobrego (przeciwnie – przestrzeganie litery prawa, wówczas gdy nie należy Akwinata nazywa grzechem). Kierowanie się cnotą epikei nie jest podważeniem prawa, ale wynika właśnie z szacunku do prawa (czy też do woli prawodawcy). Prawodawca jest właściwą instancją powołaną do interpretacji prawa, a cnotę epikei praktykujemy, gdy nie jesteśmy w stanie zwrócić się do prawodawcy o interpretację.
Epikeia jako składnik sprawiedliwości: Arystoteles naucza, że epikeia stanowi jeden z gatunków sprawiedliwości i dlatego należy uznać ją za jej składnik podmiotowy. Posiada ona pierwszeństwo przed sprawiedliwością społeczną, którą kieruje, ponieważ jest ona jakby wyższą normą postępowania ludzkiego. Jeżeli sprawiedliwość społeczną rozumiemy w kontekście posłuszeństwa duchowi prawa, to epikeia jest częścią tej sprawiedliwości; gdyby natomiast ktoś próbował zawęzić sprawiedliwość wyłącznie do posłuszeństwa literze prawa, to epikeia jest częścią sprawiedliwości ogólnej i stoi ponad społeczną. Na końcu Tomasz dodaje: Zadaniem epikei jest nadawanie umiaru w przestrzeganiu litery prawa.
W praktyce możemy zastosować epikeię zarówno do prawa kanonicznego (którego duchem jest zasada salus animarum suprema lex – „zbawienie dusz jest prawem nadrzędnym”), jak i politycznego (którego duch to sprawiedliwość i dobro wspólne). W porządku kanonicznym istnieją zapisy o stanie wyższej konieczności, na które powołuje się Bractwo św. Piusa X, twierdząc, że przechowanie niezmiennych zasad kapłaństwa, sakramentów i nauki Kościoła jest konieczne dla zbawienia dusz. Również w nowym prawie kanonicznym (z roku 1983) czytamy:
Kanon 1323, 4°: [Nie podlega żadnej karze, kto w chwili przekraczania ustawy lub nakazu] działał pod wpływem chociażby względnie tylko ciężkiej bojaźni albo z konieczności lub wskutek wielkiej niedogodności, jeśli czynność nie jest wewnętrznie zła ani nie powoduje szkody dusz.
Co ciekawe, cnota epikei znajduje swoje odzwierciedlenie nawet w Kodeksie karnym obowiązującym w Polsce:
Artykuł 26, § 1: Nie popełnia przestępstwa, kto działa w celu uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego jakiemukolwiek dobru chronionemu prawem, jeżeli niebezpieczeństwa nie można inaczej uniknąć, a dobro poświęcone przedstawia wartość niższą od dobra ratowanego.
„Nielegalne” prawo?
Władza – która szaleńczo twierdzi, iż sama jest źródłem prawa – wypaczyła przy okazji rozumienie terminu legalności. Wbrew temu, co się nam wmawia, legalnym nie jest to, co dozwolone przez władzę polityczną, lecz to, co zgodne z omawianym wyżej celem prawa. Jak tłumaczy Akwinata: Ponieważ zaś prawo ma zwracać człowieka ku dobru wspólnemu, jak to już widzieliśmy, dlatego taką ogólną sprawiedliwość zwie się nieraz legalną, gdyż przez nią człowiek żyje w zgodzie z prawem, które podporządkowuje czynności wszystkich cnót dobru wspólnemu.
Omówmy to na przykładzie broni. Jeżeli posiadamy przyrodzone prawo do życia, to władza nie może ograniczać prawa do obrony życia (przy użyciu narzędzia, jakim jest choćby pistolet) i uznawać posiadania broni za „nielegalne”. Wyjątkiem może być konieczność ograniczenia tego prawa ze względu na dobro wspólne (tymczasowo, roztropnie i po to, by osiągnąć konkretny cel) bądź ze względu na szkodliwość jednostki (w przypadku przestępców bezpośrednio zagrażających innym ludziom). Gdybyśmy więc kupili broń palną na „czarnym rynku”, to pozostaje wysoce dyskusyjne, czy w świetle prawa naturalnego należy określić ją jako „nielegalną”.
Jeżeli zaś władza ogranicza tylko pewien rodzaj broni (np. pełen automat, jak ma to miejsce w USA), to możemy domniemywać, że jest to uprawnione ze względu na zarezerwowanie go dla celów militarnych i chęć uniknięcia masakr na większą skalę. Jednakże takie założenie również jest dyskusyjne, zważywszy na fakt, iż kryminaliści nie posługują się zazwyczaj legalną bronią i w ten sposób zyskują przewagę nad praworządnymi obywatelami.
Czy Polacy rozumieją, czym jest prawo?
Zrozumienie natury prawa nie jest rzeczą czysto teoretyczną, ponieważ jego owocem jest prawdziwa niezależność umysłu, dla którego jedynym punktem odniesienia jest obiektywna rzeczywistość, a nie widzimisię władzy.
Kiedyś, zarówno w porządku religijnym, jak i świeckim, tłumaczyliśmy się, że samodzielne interpretowanie prawa będzie powodem zamętu i anarchii. Władza duchowna „gromiła” lud ustami wiejskich proboszczów, świecka zaś nie bawiła się w głoszenie frazesów o demokracji. Ale obie te władze zdegenerowały się, czego efektem jest z jednej strony klerykalizm, a z drugiej fałszywie pojęty legalizm.
Kłamstwo zagnieździło się we wszystkich warstwach systemu państwowego. Władza używa wywróconych pojęć: zabijanie nienarodzonych to „prawo”, a obrona tradycyjnych zasad bywa „nielegalna”; zamordyzm (covidowy czy „ekologiczny”) to „dobro ogółu”. Wolność traci znaczenie, już nie tylko katolickie (bycie wolnym ku dobru), ale nawet związane z pierwotną definicją liberalizmu. Nie ma prawdziwych elit, a globalistyczni oligarchowie i „autorytety” legitymowane przez ponadnarodowe organizacje mówią nam jak mamy żyć.
Amerykański filozof Allan Bloom podkreśla: Najbardziej udaną tyranią jest nie ta, która w celu zniewolenia używa siły, lecz ta, która odbiera wszelką wiedzę na temat tego jak wygląda wolność, czyniąc ją niepojętą, ta, która odbiera wszelką świadomość tego, że istnieją inne drogi, ta, która odbiera poczucie jakiejkolwiek zewnętrznej rzeczywistości. Dodajmy do tego słowa poety Stanisława Jerzego Leca: Tyrani wiążą człowieka w jego własnym sercu.
Tak właśnie niewiedza na temat prawdziwej istoty prawa zakorzenia w nas fałszywe pojęcie posłuszeństwa. Nie bez powodu epikeia, będąc tak fundamentalną cnotą, jest jednocześnie nieznana większości z nas!
My zaś pozostaniemy bezbronni wobec tego zła, jeżeli nie będziemy sięgać do skarbca zdrowej nauki, zawartej w filozofii realistycznej i w zdroworozsądkowej kwintesencji katolickiego rozumienia świata, jaką dostarcza nam najwybitniejszy autorytet moralny i teologiczny wszech czasów – św. Tomasz z Akwinu.
Filip Obara
Zobacz więcej tekstów o teologii moralnej i katolickiej doktrynie politycznej:
Kontrrewolucja musi mieć podstawy ekonomiczne! Czy Polacy W OGÓLE mają wolność?
Alkohol, tytoń i broń – kiedy rząd przestanie je demonizować? I co na to Kościół?
Dlaczego Ameryka wciąż jest wolna? Przypadek Clivena Bundy’ego