2 września 2023

Co J.R.R. Tolkien powiedziałby o dzisiejszym Kościele?

(fot. GS / PCh24)

„Dość dobrze, wiem, że dla Ciebie, tak samo jak dla mnie, Kościół, który niegdyś był schronieniem, teraz często staje się pułapką. Nie ma dokąd pójść!” – pisał autor „Władcy Pierścieni” do swojego syna. Ciężko nie odnieść wrażenia, że uczucie towarzyszące brytyjskiemu mistrzowi pod koniec życia, podziela również wielu dzisiejszych katolików.

Jak powszechnie wiadomo, głęboka wiara J.R.R. Tolkiena znalazła odzwierciedlenie w stworzonych przez niego arcydziełach literatury fantastycznej. Liczne odniesienia do Christianitas z czasem stają się jednak coraz trudniejsze do odczytania. Niczym odpryski dawnej potęgi Numenorejczyków, pozostałości Starego Świata, tak drogie brytyjskiemu mistrzowi, dzisiaj przypominają bardziej starożytne ruiny zarośnięte gąszczem chaotycznego głównego nurtu. Współczesny Kościół dobrowolnie odwraca wzrok od tego nadzwyczajnego bogactwa. Podobnie jak mieszkańcy Gondoru, którzy stracili zdolność odczytania wielowiekowej mądrości i w konsekwencji zapomnieli o swoim wspaniałym dziedzictwie.

Jak wielu rówieśników, John Ronald Reuel Tolkien został wychowany w przedsoborowym, „tradycyjnym” katolicyzmie; przepełnionym wiarą w Pismo, Tradycję i Magisterium. Szczególną rolę w duchowości Brytyjczyka odgrywała pobożność eucharystyczna. Dzisiaj, w dobie dramatycznego upadku wiary w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, postawa Tolkiena może jawić się wielu jako dziwactwo, a nawet – posługując się językiem jezuity Wacława Oszajcy – myślenie magiczne.

Wesprzyj nas już teraz!

Z adoracji Najświętszego Sakramentu i przyjmowania Komunii Św., pisarz uczynił główny punkt dnia, „jedyną rzecz jaką trzeba kochać na ziemi”. Niczym hobbici pokrzepiani „chlebem elfów” – Tolkien w przemienionym opłatku znajdował „romantyzm, chwałę, honor, wierność, prawdziwą ścieżkę wszystkich swoich miłości na świecie”, a nawet „coś więcej” – rzeczywistość, która w czasach „Ewangelii sukcesu” i „chrześcijaństwa bez Krzyża” stanowi niemal bluźnierstwo. Śmierć.

„Śmierć, która, dzięki boskiemu paradoksowi, kończy życie i żąda oddania wszystkiego; a jednak dzięki jej smakowi (lub przedsmakowi) można otrzymać to, czego poszukuje się w ziemskich relacjach (miłość, wierność, radość); można nadać im charakter tej rzeczywistości, wiecznej trwałości, której każdy człowiek pragnie z głębi duszy” – pisał w liście do syna Michaela.

Jako syn konwertytki z anglikanizmu, która wierność Chrystusowi przypłaciła rodzinnym ostracyzmem i przedwczesną śmiercią, Tolkienowi ciężko było pogodzić się z ekumenicznym aggiornamento. Jego dzieciństwo upłynęło jeszcze pod znakiem prześladowań religijnych, gdzie – jak wspomina – katolicy cierpieli od przeszkód, których „nie stawia się nawet przed żydami”. Rozumiał chęć budowania pojednania pomiędzy „kościołami chrześcijańskimi”, choć jednocześnie nie mógł się pozbyć uczucia niesprawiedliwości, kiedy anglikanie „poklepywali go po plechach” jako „przedstawiciela Kościoła, który uznał błędy swych posunięć, porzucił arogancję, wyniosłość i separatyzm”.

„Nie spotkałem jeszcze protestanta, który w jakikolwiek sposób okazałby, że uświadamia sobie powody naszej postawy, dawnej czy też współczesnej: od tortur i wywłaszczeń, aż po Robinsona i tak dalej” – ubolewał.

Tolkien nie bał się również codziennie świadczyć o Chrystusie, zaprzeczając w ten sposób dyktaturze milczenia i relatywizmu. Zdaniem bliskich, w domu, podczas rozmów ze znajomymi, a nawet w trakcie zajęć na uczelni – pobożny katolik nigdy nie stronił od tematu wiary. Do końca życia próbował nawrócić przyjaciela C.S. Lewisa, anglikanina, twórcę popularnego cyklu „Opowieści z Narnii”. W czasach, gdy głoszenie Chrystusa Zmartwychwstałego ustępuje budowaniu „różnorodności” i „braterstwa ludzkiego”, postawa oksfordzkiego profesora zapewne uznana zostałaby za przejaw błędnego „prozelityzmu”, niezgodnego z duchem dialogu i towarzyszenia.

Protestancka fascynacja wczesnym kościołem chrześcijańskim (z czasem przeniesiona na grunt katolicki za sprawą nurtów charyzmatycznych), w jego opinii prowadziła do „chorobliwej fascynacji ignorancją”. Tolkien przekonywał, że Kościół potrzebował czasu, by rozwinąć się ze stadium maleńkiego ziarna do rozłożystego drzewa. Chrystus nigdy nie chciał wspólnoty statycznej, zamkniętej w dzieciństwie, ale Kościoła żywego; wkraczającego w czas, ponieważ Chrystus uświęcił historię, a Jego sakramenty kontynuują Wcielenie przez wieki. Zdaniem pisarza, uwięzienie Kościoła w jednej epoce, jak próbują to czynić protestanci (charyzmatycy?), oznaczało Jego uwstecznienie i odarcie z łaski sakramentów.

Analogicznie, miłość do Kościoła znajdowała u niego wyraz w nadzwyczajnym przywiązaniu do liturgii, uwiecznionym w sakralnych rytuałach Valarów, Elfów czy Numenorejczyków. Tolkien nie rozumiał posoborowej reformy, szczególnie boleśnie odczuwając rezygnację z łaciny. Znana jest anegdota z jego udziałem, kiedy usiadłszy w ławce, oprócz zmiany języka, zaczął zauważać również inne zmiany, m.in. zmniejszenie liczby pokłonów. Jego rozczarowanie było tak wielkie, że wstał i niezgrabnie udał się do nawy, gdzie wykonał trzy bardzo niskie ukłony, a następnie tupiąc, ostentacyjnie opuścił kościół.

Niektórym dzisiejszym katolikom nie spodobałby się zapewne kolejny, niezwykle istotny element tolkienowskiej duchowości. Przedstawiciele tzw. kościoła otwartego, tak chętnie oskarżający pobożnych kapłanów o „maksymalizm maryjny”, dla brytyjskiego pisarza musieliby zapewne stworzyć zupełnie nową kategorię. Tolkien żywił głębokie nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny. Straciwszy własną matkę, czuł szczególną bliskość z Maryją. Często mówił o niej w rozmowach z przyjaciółmi, a Maryja pojawia się w listach Tolkiena czy w niektórych pismach tzw. legendarium. Cechy maryjne widać szczególnie u czołowych bohaterów Śródziemia, by wspomnieć jedynie Elbereth (Vardę), Galadrielę czy Aragorna.  

Maryja dała mu poczucie „piękna w majestacie i prostocie”. Z perspektywy Tolkiena, Bóg ofiarował światu obraz i życie Maryi m.in. by „uszlachetnić naszą grubiańską męską naturę i emocje, a także ocieplić i zabarwić naszą twardą, gorzką religię”. Fakt, że służyła jako ludzkie tabernakulum dla Drugiego Przymierza, Chrystusa, oznaczał dla niego, że musiała być nieskazitelnie i niesamowicie piękna. Bluźnierstwem zapewne jawiłyby mu się dzisiejsze sprotestantyzowane niedorzeczności o „zwykłej dziewczynie” z Nazaretu.

Jak przekonuje dr Bradley J. Birzer, w swojej postawie Tolkien odzwierciedlał decyzje niektórych z najwcześniejszych soborów. Ogłosiły one dogmaty o Maryi nie po to, by wywyższyć Maryję, ale by wywyższyć Chrystusa. Bez zrozumienia Wcielenia, argumentował Tolkien, nigdy nie można w pełni zrozumieć, że Słowo Wcielone było zarówno w pełni Bogiem, jak i w pełni człowiekiem.

Brytyjski pisarz szczególnie dotkliwie odczuł skutki Soboru Watykańskiego II. Vaticanum Secudnum uznawał jako ostateczny element upadku Starego Świata, zapoczątkowanego Wielką Wojną i marginalizacją monarchii. Głęboką reformę Kościoła określał jako „poważną, szczególnie dla tych, którzy przywykli znajdować w nim pociechę i pax w czasach ziemskich kłopotów, a nie kolejną arenę zmagań i zmian”.

„Dość dobrze, wiem, że dla Ciebie, tak samo jak dla mnie, Kościół, który niegdyś był schronieniem, teraz często staje się pułapką. Nie ma dokąd pójść!” – pisał w dramatycznym tonie do swojego syna Michaela. Mimo całego wewnętrznego cierpienia, Tolkien podchodził do posoborowych reform w pokorze i zaufaniu.

„Myślę, że pozostało modlić się za Kościół, za Chrystusowego wikariusza i za nas samych, a tymczasem praktykować cnotę lojalności, która dopiero staje się cnotą, kiedy człowiek znajduje się pod presją, by ją porzucić” – pisał Tolkien, jednocześnie przyznając, że dopóki Kościół stawia w centrum Najświętszy Sakrament, wypełnia misję nadaną św. Piotrowi, zawartą w słowach „Paś baranki moje!”.

Dopóki zachowywać będzie prymat Piotrowy i podtrzymywać Chleb Życia, Kościół będzie Kościołem Prawdziwym, tj. „umierającą, lecz żywą, przekupną, lecz świętą, samoreformującą się i powtórnie powstającą świątynią Ducha”. Nawet w formie – jak przewidywał – kustosza wyższej cywilizacji umysłowej, zepchniętego do katakumb.

 

Piotr Relich

Źródła: J.R.R. Tolkien „Listy”, Warszawa 2010, Bradley J. Birzer “Tolkien and the Roman Catholic Church”

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(11)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie