Głosiciele idei zrównoważonego rozwoju zapewniają, że chodzi o zlikwidowanie głodu i powszechny dostęp do edukacji czy opieki zdrowotnej. Ale co naprawdę kryje się za ich obietnicami? Prezentujemy relację z XX Kongresu Konserwatywnego!
Prezes Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi, Sławomir Olejniczak, otworzył XX – jubileuszowy – Kongres Konserwatywny, odbywający się w tym roku na Zamku w Niepołomicach pod hasłem Zrównoważony rozwój nowy totalitaryzm XXI wieku.
– Spotkaliśmy się, aby zastanowić się nad kolejną wersją Rewolucji, która tym razem występuje pod hasłem tzw. „zrównoważonego rozwoju”, a więc w praktyce zielono-tęczowego komunizmu. Jest to następny etap niszczenia zdrowego, chrześcijańskiego porządku, na którym wyrosła nasza cywilizacja, kultura polska, zasady życia społecznego – mówił.
Wesprzyj nas już teraz!
– Inaczej niż w przypadku dotychczasowych rewolucji, nie ma jeszcze brutalnej przemocy i krwawego terroru, metody są bardziej wysublimowane, sprzedawane jako troska o nasze dobro; straszy się już nie opresją klas wyzyskiwanych, ale jakąś wydumaną katastrofą klimatyczną – kontynuował Sławomir Olejniczak.
– Widzimy, że za całym tym programem rewolucyjnym wychodzi szatański ogon, gdyż to właśnie nieprzyjaciel ludzkiego zbawienia nienawidzi tego, że ludzie są płodni, rozmnażają się i zaludniają ziemię, tak jak to Pan Bóg zaplanował. Rewolucja kwestionuje to, co przez tysiąclecia było oczywiste – fakt istnienia dwóch płci, normalny model rodziny. Jest to szaleństwo, które prowadzi do zniszczenia tych struktur społecznych, które jeszcze przetrwały – dodał.
W momencie, gdy ludzie przestają praktykować cnoty i pogrążają się w grzesznym życiu – przekonywał prezes Stowarzyszenia im. Piotra Skargi – to społeczeństwo nie ma szans się utrzymać. Wówczas pojawiają się zapędy globalistów, które prowadzą do powszechnej kontroli, żeby to wszystko się nie rozpadło, ale na końcu okazuje się, że lekarstwo jest jeszcze gorsze od choroby.
– To jest ostatecznie plan szatański, żeby stworzyć za pomocą wszystkich tych mechanizmów optymalne warunki do potępienia dusz – nie ma wątpliwości Sławomir Olejniczak. Współczesna kultura pcha ludzi w kierunku zwątpienia, rozpaczy, na co nakłada się w tym momencie zamęt w Kościele, który zawsze był ostoją cywilizacji. Na końcu pojawiają się nihilizm i wyparcie ze świadomości perspektywy wieczności.
Prezes Olejniczak zaprosił do tegorocznych wykładów i dyskusji, życząc ufności, że zbliżamy się do punktu zwrotnego, że Pan Bóg nie pozwoli, abyśmy byli kuszeni i męczeni ponad miarę, że skróci te dni i w końcu będziemy świadkami tego, co Matka Boża zapowiedziała w Fatimie – że Jej Niepokalane Serce zatryumfuje.
Prorok globalistów – Yuval Noah Harari
Pierwszym wykładem, jakiego mieliśmy okazję wysłuchać, nosił tytuł Zrównoważony rozwój w myśli Yuvala Noaha Harariego. „Prorok” globalizmu i jego przepowiednie, a wygłosił go red. Piotr Relich, autor m. in. serialu Władcy świata poświęconemu najważniejszym figurom owego procesu globalizacji.
Mówienie o „totalitarnym” charakterze idei zrównoważonego rozwoju, jak wskazał autor wykładu, wydaje się tezą odważną, a wręcz radykalną, gdy spojrzymy na oficjalne postulaty: koniec głodu, edukacja dla wszystkich, „równy” dostęp do opieki zdrowotnej. – Na szczęście dzięki ekspertom i badaczom, którzy mają śmiałość wychodzić poza oficjalne narracje możemy sięgnąć poza horyzont, jaki wyznaczają ich autorzy i widzimy, co naprawdę się za tym kryje –
Ale z drugiej strony od jakiegoś czasu środowiska globalistyczne nie starają się ukrywać swoich poglądów i planów. – Chwalą się nimi i przedstawiają je jako doskonałe rozwiązanie światowych problemów – zwłaszcza od tzw. pandemii koronawirusa, kiedy wszystkie te procesy zaczęły szybciej postępować – podkreślił red. Relich.
– Chcąc zrozumieć te procesy – dotyczące kwestii od własności prywatnej czy prywatnego transportu aż po ingerencję w nasze życie intymne, warto przyjrzeć się filozofii prezentowanej przez Harariego – zagaił.
Yuval Noah Harari, wykładowca Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, nie jest oficjalnie związany z organizacjami globalistycznymi, jednak występuje jako ich akolita, będąc autorem bestsellerów, które propagują filozoficzne podstawy globalizmu, od bluźnierczej książki Homo deus do propagandy dla dzieci pod tytułem Niepowstrzymany – wskazał prelegent.
– Nie należy postrzegać go jako autora, ale raczej rezonatora, promotora tych idei – nie jest w nich bowiem oryginalny, choć nieraz stara się je przedstawiać jako swoje autorskie koncepty. Co istotne, Harari nie mówi językiem akademickim, przyjmuje publicystyczny styl, pełen uproszczeń, a nieraz radykalnych wypowiedzi, pokazuje, że przekaz ten skierowany jest do mas, ale precyzyjnie określonych jako: młody, zateizowany człowiek, wyzwolony z „okowów” tradycyjnej rodziny i religijnych, które kładą się cieniem na blasku ludzkiego umysłu – tłumaczył.
Harari jest przy tym homoseksualistą, który „ślub” z innym mężczyzną wziął w Kanadzie, ponieważ Izrael na to nie zezwala, jak również zadeklarowanym weganinem i instruktorem tzw. medytacji Vipassana.
– Jeżeli odczytujemy Rewolucję jako proces destrukcji cywilizacji katolickiej per excellence, to jest on jej najwierniejszym sługą – kontynuował Piotr Relich. – Dlatego powstaje pytanie: Po co zajmować się tym człowiekiem, publicystą, który otwarcie bluźni w swoich książkach, że zmartwychwstanie to fake news i przyjmuje wprost bolszewicką retorykę, że religia to opium dla mas? – pytał.
Środowiska akademickie, jak zauważył, ignorują go ze względu na jego publicystyczne zacięcie, ale jest to zdaniem prelegenta błąd, gdyż tak samo wcześniej akademicy nie zadali sobie trudu rozprawienia się z pewnym jegomościem z Austrii, który mówił o rasie panów i podludziach, nie traktując go poważnie.
– Tymczasem półki największych księgarni świata uginają się od książek Harariego, które sprzedają się w ogromnych nakładach. Chwalił je m. in. założyciel Facebooka, Mark Zuckerberg. Harari opowiada w prosty, przystępny sposób, podobnie jak Bill Gates. Mówi otwarcie, o co chodzi jego środowisku – mówił Relich, dodając, że Harari stał się tak radykalny, że nawet jego parton, Klaus Schwab, odciął się od niego, gdy uznał, że nie sprzyja to budowaniu pozytywnego wizerunku Światowego Forum Ekonomicznego.
Następnie red. Relich przedstawił główne tezy filozofii Izraelczyka z perspektywy wielkiego totalitaryzmu XXI wieku.
W książce Sapiens. Od zwierząt do bogów homo sapiens występuje jako zwierzę, któremu uroiło się, że jest czymś różnym od krowy i nie jest to zabieg erystyczny, jak podkreślił mówca, gdyż hodowlę Harari zalicza do jednej z największych zbrodni, a jedynym, co odróżnia nas od zwierząt, to umiejętność myślenia abstrakcyjnego i tylko dzięki niemu zdobyliśmy przewagę nad innymi gatunkami, co tłumaczy mutacją w mózgu.
Rewolucję agrarną nazywa największą tragedią w dziejach, gdyż przyczyniła się do boomu demograficznego i jego zdaniem obniżyła poziom człowieka, który był wyższy w epoce łowiecko-zbierackiej.
– Należy odejść od „przestarzałych” instytucji religijnych i zaufać „nauce”, by poznać, kim jest człowiek – twierdzi Harari. Rozwój ludzkości determinują wielkie opowieści – to, co nazywamy christianitas to jego zdaniem tylko opowieść, zgodnie z którą kiedyś było zorganizowane społeczeństwo, ale dziś nauka rzekomo udowadnia, że to wszystko nie jest oparte na obiektywnej rzeczywistości, ale na naszych wyobrażeniach, dlatego rozumne rozpoznanie porządku Bożego ma być zastąpione przez to, co Harari nazywa „nauką” – kontynuował Relich.
– Harari uważa, że należy również odrzucić „opowieść humanistyczną” z występującą w niej wolną wolą człowieka; należy odrzucić ideę państwa narodowego i zniszczyć uprzywilejowaną rolę rodziny, co było podstawą świata, który doprowadził nas rzekomo do katastrofy. „Potrzebny jest nowy światowy porządek, bo stary działa źle” – mówi Harari, po czym bazując na heglizmie i marksizmie stwierdza, że globalizm jest koniecznością dziejową. Tylko złączenie się w jedną formę państwową, kosztem tradycyjnych struktur, może zapobiec wojnom, terroryzmowi i wszelkiemu nieszczęściu – dodał.
Co więcej, proponowanym ustrojem nie może być demokracja, ponieważ, jak rzekomo udowadnia nauka, nie ma ona żadnych podstaw, ponieważ nigdy nie istniał jej fundament w postaci wolnej woli i wolnego wyboru człowieka.
W opinii Harariego mózg to tylko potężny zbiór algorytmów, oparty wyłącznie o biochemiczne mechanizmy. Skoro nie istnieje wolna wola, to nie istnieją również instytucje – wolny rynek czy wybór władzy. Wszystko jest konstruktem społecznym, nic nie wynika z natury człowieka i świata. – A co jest w takim razie rzeczywistością, której nie możemy podważyć? Informacja. Jesteśmy niczym więcej, jak przekaźnikami informacji. Jesteśmy jednym wielkim zbiorem, oceanem informacji, a państwa, rynki, giełdy, to tylko systemy, które kontrolują te informacje. Dlaczego Ameryka górowała nad Związkiem Sowieckim? Bo zdecentralizowany system zarządzania informacją działał lepiej – tłumaczył poglądy Harariego autor wykładu.
– Dlaczego dekonstrukcjonizm Harariego jest ważny? – dodał – Bo cała rzesza naukowców i „ekspertów” jest przekonana, że nastał czas, kiedy posiadamy możliwość kontroli tych wielkich zbiorów informacji, co ma oczywiście zapewnić ludziom szczęście.
Oczywiście, jak podkreślił, nie odkrywamy świata na nowo, gdyż już św. Augustyn udowadniał w Państwie Bożym, że rozproszenie władzy w państwie i pomiędzy państwami sprzyja zachowaniu prawdziwej równowagi na świecie. Porządek zcentralizowany sprzyja natomiast zamordyzmowi i przypomina raczej państwo diabelskie niż państwo Boże, a władza będzie tam sprawowana siłą.
Pomysły te przenika też idea transhumanistyczna, a więc fanaberia wyniesienia się ponad naturę ludzką, ale nie w perspektywie wertykalnej jako pełnienie woli Bożej i dążenie do zbawienia, ale horyzontalnej, własnymi siłami, dzięki której staniemy się – jak obiecywał już szatan w księdze rodzaju – jak bogowie.
Ostatecznie sprowadza się to do wizji czynności życiowych (eugenika z jej redukcją ludzi chorych, niedoskonałych i niepełnosprawnych), jak i codziennego życia, w którym panuje totalna kontrola, nie ma wolnej woli, a uczucia, z którymi trudno sobie poradzić są łagodzone przez farmakologię (środki psychotropowe) i gry. „Nie goń za poszukiwaniem sensu, bo przyniesie ci to tylko cierpienie” – Harari idzie za Buddą, twierdząc, że nie ma sensu skupiać się na poszukiwaniu sensu, a jedynie na zmniejszaniu cierpienia. Człowiek jawi się jako mechanizm, którego odczuwanie można po prostu wyłączyć.
– Nie chodzi o to, na ile ich wizja świata się ziści, ale o to, żeby człowiek zaczął wierzyć, że jest tylko zwierzęciem, że życie nie ma sensu, a chodzi tylko o to, by przedłużać biologiczny byt przy użyciu mitycznych tajemnic długowieczności – podsumował red. Piotr Relich.
Czy ONZ prowadzi na ku zagładzie?
Następnie odbył się panel dyskusyjny zatytułowany Nowy paradygmat. Ku całkowitej negacji rzeczywistości z udziałem prezesa Instytu Ordo Iuris, mec. Jerzego Kwaśniewskiego, i Bartosza Kopczyńskiego Rozmowę prowadził wiceprezes SKCh im. ks. Piotra Skargi Arkadiusz Stelmach.
Prowadzący zaczął od pytania: Po co zajmować się agendą 2030 i tematyką zrównoważonego rozwoju? Jak wyjaśnił mec. Kwaśniewski, wszystko, co się dzieje w ONZ, zawita w naszym domu, a jeżeli tak, to zawita również w naszej szkole, a nawet naszym parafialnym kościele. – ONZ wykuwa kierunki działania świata i taka jest ambicja kadr biurokratycznych ONZ, aby dawać dyrektywy o charakterze globalnym – podkreślił.
Jako przykład prelegent przytoczył ubiegłoroczną konferencję na forum ONZ poświęconą edukacji genderowej. Podczas gdy w Polsce trwa jeszcze bitwa o edukację włączającą, to na europejskiej agendzie jest już zupełnie nowe podejście, gdyż nie uda się uwolnić nowego człowieka od jego „genderu” (roli kulturowo-płciowej), jeżeli ta edukacja nie zacznie się od urodzenia. Do takiego wniosku doszli biurokracji ponadnarodowej organizacji wywierającej wpływ na rządy państw członkowskich.
– Minął zaledwie rok, a język genderowy i język agendy zrównoważonego rozwoju został przyjęty w oficjalnych dokumentach ONZ, a co za tym idzie, weryfikuje się obecnie, czy jest tak samo implementowany na poziomie poszczególnych państw – wyjaśnił Jerzy Kwaśniewski.
– Trzeba na ONZ patrzeć w sposób bardzo realistyczny, szczególnie jeżeli mamy wyciągać daleko idące wnioski. Problem polega na tym, że ONZ jest dobrymi chęciami wybrukowany i po tych dobrych chęciach wszyscy w tę stronę stąpają. Tam każdy krzyczy: Pokój i bezpieczeństwo! – kontynuował.
– Kiedy tworzono ONZ, a jeszcze wcześniej Ligę Narodów, odrzucono perspektywę wieczną i ład naturalny jako wzorzec, odrzucono prawo naturalne, a przyjęto pozytywizm prawny – dokonano takiej destrukcji, że po II wojnie światowej trzeba to było jakoś uporządkować – dodał, wskazując, że tu znajduje się geneza dzisiejszych idei nowego porządku.
Z kolei Bartosz Kopczyński wskazał dwa obszary odpowiedzi na to pytanie.
Po pierwsze materialny, który zainteresuje zarówno świadomych katolików, jak i wszystkich pozostałych. – Należy zadać pytanie: Co lubicie? Jeść, pić, mieć ciepło, jeździć na wakacje, kojarzyć się w pary, mieć dobre kontakty z innymi ludźmi. Jeżeli to wszystko lubicie, to powinniście być przeciwnikami tego wszystkiego, co dzieje się w ONZ. Bo oni chcą to nie tylko zabrać, ale reglamentować i poddać kontroli. Dotyczy to nie tylko produkcji i dystrybucji oraz wartości duchowych, ale także relacji międzyludzkich. Wszystko, co dotyczy człowieka, ma być podporządkowane centralistycznej kontroli i planowaniu – mówił.
Drugi obszar, jaki wskazał prelegent, jest duchowy, stąd bezpośrednio dotyczy on chrześcijan, a przede wszystkim katolików. – ONZ zajmuje się budowaniem państwa, które opisał św. Augustyn. Jeżeli wczytamy się w dokumenty onzentowskie i biografie osób, które tworzyły tę organizację, to nie sposób nie dostrzec elementów wprost satanistycznych – podkreślił Kopczyński.
Następnie prezes Arkadiusz Stelmach poprosił o wskazanie przykładów tej destrukcji, opartej na twierdzeniach szkoły frankfurckiej, wedle których nie może być mowy o transcendencji, a nawet o istnieniu jakiejkolwiek rzeczywistości duchowej, które zrywają nawet z platońsko-arystotelesowską koncepcją bytu i otwierają drogę do panseksualizacji.
Prezes Ordo Iuris wskazał na ubiegłoroczną rezolucję ONZ o szczególnej sytuacji kobiet na terytoriach objętych działaniami zbrojnymi, tłumacząc, że ofiary są często pasem transmisyjnym dla ideologii – i tak przy okazji pozornie dobrej i niewinnej rezolucji wpisano aborcję w zakres tzw. praw reprodukcyjnych jako prawo człowieka. – Dotychczas takiego języka starano się unikać. A teraz dwadzieścia dwa państwa podpisały tę rezolucję jako wnioskodawcy. I kto wśród nich? Polska – zauważył mec. Kwaśniewski.
Uczestnik dyskusji wyraził przy tym zdziwienie, że Polski rząd podpisywał dokument, którego treść jest w jasny sposób sprzeczna z polskim ładem konstytucyjnym, nie mówiąc już o prawie naturalnym.
Bartosz Kopczyński mówił, że żeby przekonać ludzi do przyjęcia tego typu modelu świata, można skorzystać z trzech sposobów: przymusu (który jest dziś, po okresie totalitaryzmów, najmniej skuteczny), przekupstwa (to dotyczy elit, środowisk naukowych czy celebrytów) i wreszcie najbardziej wysublimowanego. – To znaczy zadziałać na dwie wyższe władze ludzkiej duszy: zredukować rozum i podporządkować wolę. Odbywa się to poprzez wychowanie i edukację, poprzez naukowców, kulturę masową, internet, wzorce stylu życia, emocje.
Zdaniem prelegenta mamy dziś do czynienia z powszechnym zjawiskiem debilizacji. – Model wychowania i edukacji nie polega na prowadzeniu do dojrzałości, przekazywaniu wiedzy i umiejętności. Prowadzi się go tak, by ludzie nie mieli norm etycznych i nie umieli sami sobą zarządzać – mówił. W takim modelu homo debilis – człowiek zdebilizowany – staje się ideałem antropologicznym zrównoważonego rozwoju.
Model wychowania, jak wskazał Kopczyński, opiera się o model pajdocentryczny (w wychowaniu dziecko jest w centrum), a nie aksjocentryczny, jak dawniej, gdzie wartości są najważniejsze. – Dziś najważniejsze są emocje i jest to wszystko oparte o pomysły gnostyckie, że człowiek jak się rodzi, to ma zakodowany swój program rozwoju, a dorośli mają tylko pomóc go odkryć, a nie mają prawa ingerować, dlatego przemocą jest przekazywanie norm kulturowych – tłumaczył. – Potem wchodzi to do szkół, która ma utrwalać te wzorce, a więc szkoła już nie kształtuje, tylko wprowadza kontrolę w kierunku tego, czego życzy sobie globalna władza – dodał.
Arkadiusz Stelmach przypomniał słowa prof. Plinio Corea de Oliveiry, którzy uczulał, iż trzeba zwalczać Rewolucję w takim momencie, w jakim jest obecnie. W związku z tym skierował do prelegentów pytanie, co robić w obecnej sytuacji?
Mec. Kwaśniewski zwrócił uwagę, że obecny etap Rewolucji to realizacja tzw. celów zrównoważonego rozwoju. W dokumentach ONZ mówi się wręcz o „przyspieszeniu” realizacji tego nowego porządku. Remedium jest jego zdaniem w pierwszej kolejności odpowiedź na określoną pulę podstawowych kłamstw, które wymienił:
- że czekają nas jakieś nowe zagrożenia;
- że stary ład międzynarodowy (państwa narodowe) nie dadzą im rady;
- że źródłem nowych zagrożeń jest stary ład;
- że odpowiedzią są postęp i zmiana;
- że ratunek jest jedynie w globalnym kierowaniu i zarządzaniu;
- że to wszystko wynika z nauki;
- że żeby utrwalić tę zmianę, która naprawi świat, musimy zbudować nową etykę i nowego człowieka, a co za tym idzie zbrodnią jest występowanie przeciwko temu rozumieniu rzeczywistości.
Bartosz Kopczyński wymienił trzy rzeczy, które musimy posiadać, by przeciwstawić się tej bezbożnej agendzie. Trzy razy „w”, jak powiedział, czyli: wiara, wiedza, wola. – Wiara katolicka, szeroka wiedza erudycyjna (trzeba wiedzieć więcej niż przeciętne elity akademickie) i wola niekierująca się strachem – wyjaśnił.
Dogłębna wiedza na temat planów globalistów ujawnia ich wady konstrukcyjne, takie jak niedocenianie ludzkiej woli i rozumu. Człowieka można bowiem oszukać, ale nikt nie jest w stanie zapanować nad ludzką wolą. – Bać się należy tylko Boga, bo kto się boi Boga, ten nie boi się świata – podkreślił uczestnik dyskusji.
– Ten światowy system ekonomiczny musi upaść, bo jest oparty na fikcyjnym, nadętym pieniądzu, który nie istnieje. I podobnie musi upaść obecny porządek europejski. Musimy wyczekiwać tego momentu i wtedy musimy być gotowi do działania – powiedział Bartosz Kopczyński.
Nie będziesz miał nic – i będziesz szczęśliwy
Kolejnym punktem programu była dyskusja Nie będziecie mieli niczego: atak na własność prywatną, w której udział wzięli red. Łukasz Warzecha z tygodnia „Do Rzeczy” i red. Marcin Austyn z PCh24. Rozmowę prowadził wiceprezes SKCh im. ks. Piotra Skargi Sławomir Skiba.
Prezes Skiba nawiązał do konstytutywnych wartości Stowarzyszenia – tradycji, rodziny i własności, zwracając uwagę, że w skali Polski te trzecia kwestia jest od lat konsekwentnie pomijana w debacie. Uzupełniając tę lukę, poruszamy właśnie temat własności prywatnej – zagaił prowadzący, pytając, jak wrogom prawa własności udaje się implementować swoje idee.
Jak stwierdził Marcin Austyn, to mniejszość kreuje trendy, bazując na uczuciach, zgodnie ze słowami kluczami, takimi jak ekologia, katastrofa klimatyczna, współczucie dla wykluczonych, troska o zwierzęta. – Lubimy czuć się dobrze, robić coś dobrego. Te wszystkie słowa klucze – haki – dobrze rozegrane powodują owczy pęd i tak produkuje się nowego człowieka, który często działa wbrew logice, wbrew sobie, ale z poczuciem, że jest dobry i robi coś dobrego – mówił.
– Nikt w tym szumie ekologizmu nie zastanawia się, jak długi jest żywot wynajmowanych samochodów elektrycznych – czy współdzielone służą tak samo długo, jak w przypadku, gdy stanowią naszą własność – kontynuował, podając przykład firm wynajmujących samochody, gdzie trudno znaleźć samochód starszy niż trzy lata. – Powstaje pytanie, czy takie działania służą środowisku i dobru planety, czy raczej napędzają biznes? – zapytał retorycznie.
– Kto ma własność? Skoro my jej nie mamy, to kto? – pytal dalej, mówiąc o „wielkiej własności”, która przenosi się z ogółu społeczeństwa na potentatów. – Posługujemy się sloganem, że własność to wolność, dlatego warto powołać się na Jana Pawła II, który trafnie podsumował problem własności prywatnej, wskazując, że człowiek nieposiadający własności, o którą się troszczy staje się zależny od machiny społecznej, która sprawuje kontrolę i traci swą osobową godność – mówił.
– Można postawić śmiałą tezę, że cywilizacja rozwija się właśnie dlatego, że istnieje własność – podsumował. Występuje tu także istotna antropologiczna różnica, gdyż dzisiejszy człowiek postrzega wolność raczej jako możliwość nic nie robienia, niż wysiłku w kierunku rozwoju.
Łukasz Warzecha zaczął od przywołania cytatu z Konstytucji 3 Maja, w której wyraźnie mówiono o zabezpieczeniu własności prywatnej jako „źrenicy wolności obywatelskiej”. – Gdy w ciągu ostatnich lat z pompą obchodzone były rocznice Konstytucji 3 Maja, ten aspekt był konsekwentnie pomijany: te fragmenty, które mówią o własności – podkreślił publicysta, przywołując także późniejsze wprowadzenie cenzusu zakładającego, że tylko klasa posiadająca ma prawo wyborcze – istniała bowiem świadomość, że ci, którzy nic nie posiadają są bardziej podatni na przekupstwo.
– Czy naprawdę mówimy o zniesieniu wartości? Nie, to jest taka sama obłuda, jak w przypadku mówienia o zrównoważonym rozwoju. W przypadku własności nie mówimy, że jej nie będzie – przecież rzeczy będą, więc będą do kogoś, do jakiegoś podmiotu należały, z tym że krąg posiadaczy znacznie się zawęzi. To nie będzie wyrugowanie własności, tylko radykalne ograniczenie grupy osób posiadających – zaznaczył.
Procesy społeczne mają to do siebie, jak tłumaczył prelegent, że są skomplikowane i oparte na współzależności. – Nasz problem jako konserwatystów z walką z takimi procesami polega na tym, że doprowadzono do momentu, kiedy te procesy same się napędzają – przecież to nie jest tak, że każda firma, która wynajmuje choćby telefony komórkowe, świadomie uczestniczy w polityce czy strategii, której zadaniem jest likwidacja klasy średniej – nie ma w tym spisku, ani złej woli, że przedsiębiorca dopasowuje działalność do modelu, który jest na topie – kontynuował. Nie ma centralnego punktu, jak wskazał, w który możemy uderzyć, gdyż jest to proces społeczny rozgałęziony na mnóstwo kierunków.
Sławomir Skiba przywołał cytat z piosenki zespołu Chłopcy z placu broni, gdzie padają słowa wolność kocham i rozumiem, by zapytać, czy współczesny młody człowiek… wolność kocha i rozumie?
Red. Austyn uważa, iż mówiąc o wolności, mamy na myśli coś zupełnie innego niż młode pokolenie, które w jakiejś mierze utożsamia je beztroską czy wręcz swawolą. – Obawiam się, że właśnie taką wolność kochają, ale bądźmy sprawiedliwi, dotyczy to nie tylko ludzi młodych, ale wszystkich osób, niezależnie od wieku, skażonych błędnymi pojęciami – podkreślił. – Jeżeli patrzeć na to, czego młodzi ludzie chcą – wszystko na już – to nie jest ważne, czy to jest moje, czy wypożyczone, tylko żeby było już – dodał.
Z kolei red. Warzecha nawiązał do filmu Zabiorą ci wszystko, którego prapremiera odbyła się przy okazji tegorocznego Kongresu, a w którym padło pytanie: Jaki jest stosunek władzy w Polsce do własności? – A ja bym zapytał – powiedział prelegent – jaki jest stosunek tych władz, które przez osiem lat miały okazję kształtować system w Polsce, do systemu edukacji? Wskazał tu, że w młodym pokoleniu coraz rzadsze staje się rozumowanie przyczynowo-skutkowe, a na pierwszy plan wysuwa się postrzeganie emocjonalne.
– Dlatego trudno niektórym wytłumaczyć, dlaczego warto mieć coś na własność – nowe pokolenie nie rozumie związków przyczyno-skutkowych. Pokolenie, które ma gigantyczny problem z precyzyjnym rozumowaniem, nie potrafi prowadzić dyskusji, określić zakresu znaczeniowego słów używanych w rozmowie – co widać choćby w mediach społecznościowych. Z tego powodu red. Warzecha uznał ostatnie osiem lat rządów za stracone, ponieważ nie zrobiono w systemie edukacji dokładnie nic, by na powrót nauczyć ludzi logicznego myślenia i rozumowania – skwitował.
Jak następnie zwrócił uwagę prezes Skiba, kwestia, nad którą wydaje się, że jako naród przeszliśmy dość obojętnie to parcelacja własności i nacjonalizacji przemysłu po II wojnie światowej, co było ewidentnym grzechem przeciwko siódmemu przykazaniu i kwestia ta nie została moralnie oceniona i nie było zadośćuczynienia, natomiast dziś nikt, łącznie z hierarchami Kościoła, się nad tym nie zastanawia. – Czy to nie przekłada się na obecne podejście do własności? – zapytał.
Kwestia ta, jak zauważył red. Warzecha, należy do kategorii imponderabiliów. – Pomijając pytanie, jak dokładnie miałaby być rozwiązana, ale sam fakt, że sprawa nie została załatwiona przez żaden rząd, łącznie z tymi, które odwoływały się do tradycyjnego systemu wartości, sprawia, że wciąż stanowi to pewną podstawę do myślenia o własności. Gdyby był zwrot tego, co ukradziono za komuny, to prawdopodobnie nasz kraj wyglądałby dziś inaczej – podkreślił.
Z kolei red. Austyn odniósł to do zagrabionej własności kościelnej, o czym również Polacy skwapliwie zapomnieli. Stąd nie dziwi, że gdy mowa dziś o likwidacji funduszu kościelnego, to młodzi ludzie przyznają chętnie, że należy tak uczynić, nie pamiętając, ile własności zagrabili Kościołowi komuniści.
Jak globalistyczna agenda dotarła do Kościoła?
Ostatni wykład – zatytułowany Agenci zmiany w Kościele – wygłosił red. Paweł Chmielewski, który wskazał, że w Kościele na dobre istalują się już nowe paradygmaty, zgodne nie tyle z Magisterium Kościoła, co z bezbożną agendą globalistyczną i pełne błędów modernizmu oraz XIX i XX-wiecznej antyfilozofii.
– Obserwowane przez nas rewolucyjne zmiany są pokłosiem przesunięć w myśleniu o istocie oraz o misji Kościoła. Tematem tej konferencji jest Agenda 2030 i nowy porządek świata. Współpraca Stolicy Apostolskiej z agentami tej Agendy jest oczywiście faktem, dobrze udokumentowanym – zauważył autor wykładu, skupiając się następnie na tym, jak Kościół w swoim procesie samookreślenia zbliżył się do momentu, w którym współpraca z antychrześcijańskimi ideologiami jest chlebem powszednim obecnego pontyfikatu.
– Zmiany, które wprowadza od 2013 roku papież Franciszek, często wynikają z wielu decyzji jego poprzedników, zwłaszcza św. Pawła VI. Jest tu pewna rewolucyjna ciągłość. Chodzi właśnie o to, jak Kościół rozumie sam siebie, jak widzi swój cel i swoją misję. Zmiany te są tak głębokie i poważne, że ich ewentualne odwrócenie nie byłoby łatwe nawet wówczas, gdyby Kościół został obdarowany papieżem szczerze zatroskanym o jednoznaczną ciągłość aktualnego nauczania z Tradycją – mówił.
Kościelni rewolucjoniści działają metodą faktów dokonanych. Na przykład papież Paweł VI był krytycznie nastawiony do pomysłu udzielania Komunii Świętej na rękę, jednak taki właśnie sposób – uchybiający czci Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie – przyjął się już w wielu miejscach, szczególnie w krajach Ameryki Łacińskiej. Ulegając wówczas trochę, papież stworzył precedens dla późniejszych nadużyć.
Wszystkie te zmiany znajdują swój oficjalny, instytucjonalny wyraz za obecnego pontyfikatu. – Już w swojej programowej adhortacji Evangelii gaudium z 2013 roku papież Franciszek wskazywał na wolę swoistego ogołocenia Kościoła, to znaczy skupienia się przez Kościół wyłącznie na kilku elementach swojej nauki, zwłaszcza na Bożym miłosierdziu, marginalizując wiele innych jej partii, zwłaszcza tych, które dotyczą przepisów moralnych niekompatybilnych z duchem czasu – wskazał Paweł Chmielewski.
Postęp agendy modernistycznej najlepiej wyraża list Franciszka do nowego prefekta Dykasterii Nauki Wiary, oskarżanego o herezję kard. Victora Manuela Fernandeza, w którym papież pisał: „Dykasteria, której będziesz przewodniczył, w innych czasach stosowała niemoralne metody. Były to czasy, w których zamiast promować wiedzę teologiczną, ścigano ewentualne błędy doktrynalne. Oczekuję od ciebie z pewnością czegoś zupełnie innego. […] Kościół «wzrasta w swoim interpretowaniu objawionego Słowa i w swoim zrozumieniu prawdy», co nie oznacza narzucania jednego sposobu jej wyrażania. «Różne prądy myślowe filozoficzne, teologiczne i duszpasterskie, jeśli pozwalają się zharmonizować przez Ducha w szacunku i prawdzie, mogą przyczynić się do wzrastania Kościoła». Ten harmonijny wzrost zachowa doktrynę chrześcijańską skuteczniej, niż jakikolwiek mechanizm kontrolny. […] Twoje zadanie wyraża, że Kościół «zachęca teologów z ich charyzmatem i wysiłkiem do podejmowania badań teologicznych», o ile nie «zadowalają się teologią uprawianą przy biurku», z «zimną i surową logiką, która dąży do panowania nad wszystkim». Zawsze będzie prawdą, że rzeczywistość przewyższa ideę. Dlatego też trzeba, aby teologia była uważna na podstawowe kryterium: uznać, za «nieadekwatną jakąkolwiek koncepcję teologiczną, która ostatecznie kwestionuje wszechmoc Boga, a w szczególności Jego miłosierdzie»”.
W logicznej konsekwencji takiego podejścia następują kolejne zmiany, takie jak „nauczanie” o błogosławieństwach dla rozwodników żyjących w cudzołożnych związkach i par homoseksualnych. Franciszek wprowadza tu wyraźnie relatywistyczne i skrajnie indywidualistyczne podejście, oparte o uznaniowe „orzeczenia
– To pokazuje, że dla Franciszka norma ogólna ma znaczenie tylko jako punkt odniesienia – we wcześniejszych punktach wskazywał na wagę podtrzymywania nauki o małżeństwie jako związku wyłącznie kobiety i mężczyzny, co jednak, jak się okazuje, w praktyce może być właśnie lekceważone – błogosławienie związku homoseksualnego zostaje ostatecznie pozostawione decyzji duszpasterskiej kapłana czy duszpasterza, który miałby udzielić błogosławieństwa – ocenił red. Chmielewski.
– Mamy zatem do czynienia z ewidentną „zmianą paradygmatu” w teologii moralnej, dokładnie tak, jak można było przewidywać od 2013 roku, a zwłaszcza od roku 2014, kiedy odbył się pierwszy z dwóch synodów poświęconych rodzinie. Papież Franciszek przyjął niemiecką koncepcję autonomii moralnej, czyli – w pewnych kwestiach i nieco to upraszczając – samodzielnego kreowania dobra i zła jedynie z pewnym odniesieniem czy oglądem obiektywnego prawa, zwłaszcza w dziedzinie seksualności, którą uznał za drugorzędną – powiedział.
Wskazał przy tej okazji ciekawe zjawisko, że nawet niemieccy biskupi – wyjątkowo oddani wprowadzaniu modernistycznej agendy – skrytykowali niedawną odpowiedź papieża Franciszka na dubia dotyczące kwestii homoseksualnej i rozwodników, twierdząc, iż Franciszek autorytarnie orzeka o kierunku, w jakim ma zmierzać Kościół, jednak nie zadaje sobie trudu, by w jakikolwiek sposób poprzeć to teologicznie.
O nowym kierunku, w jakim modernistyczne władze próbują kierować Kościół prelegent powiedział, że jest to Ersatz prawdziwej misji, próba wypełnienia pustej przestrzeni nową treścią, która zostaje zaczerpnięta z cudzej agendy. – Jakie jest zatem właściwe, niezmienne proprium tego nowego Kościoła przyszłości? Może jest nim totalna inkluzja – włącznie absolutnie każdego, bez wyjątku? Wydaje się jednak, że nie; Kościół przyszłości, bardzo jasno podkreśla to Franciszek, wyklucza „zimnych teologów” i „tradycjonalistów, którzy idą wstecz”, ma więc, mimo wszystko, jakieś granice. Jest w tym podobny do demoliberalnego społeczeństwa radykalnej lewicy, która włącza każdego, poza tymi, którzy taki model społeczeństwa kontestują. Zatem nawet w pełnej inkluzywności Kościół synodalistyczny nie ma własnego proprium. Sądzę, że odpowiedzi na pytanie o to proprium ostatecznie po prostu nie da się pozytywnie udzielić: tego proprium nie ma, Kościół synodalno-inkluzywny nie ma żadnego specyficznego celu, jest sługą liberalnego Zeitgeistu, niczym więcej. Ewentualnie może stać się jedną z kilku dużych światowych wspólnot motywowanych religijnie, może być potrzebny jako duchowy komponent ONZ – podkreślił.
Źródło: PCh24.pl