26 lutego 2024

Co przyniesie synodalna rewolucja jesienią 2024? Oto możliwe „reformy”

(GS/PCh24.pl)

Synodalna rewolucja 2024 roku może przynieść kilka bardzo poważnych zmian w Kościele. Chodzi o diakonat kobiet, celibat, autorytet narodowych albo kontynentalnych gremiów kościelnych, a także rozumienie Tradycji. Siły progresywne mają konkretny plan – i wszystko wskazuje na to, że mogą liczyć na pełne poparcie papieża oraz jego najbliższego środowiska.

 

„Sukces” projektu decentralizacji

Wesprzyj nas już teraz!

Po synodzie w październiku 2023 roku kościelni rewolucjoniści mogli odtrąbić wielki sukces. Udało im się zamieścić w dokumencie finalnym synodu stwierdzenie, zgodnie z którym nauczanie Kościoła nie jest w stanie ogarnąć wszystkich współczesnych fenomenów kulturowych i społecznych. Kontekstem tych wypowiedzi była teoria gender. Krótko po synodzie kard. Victor Manuel Fernández w porozumieniu z papieżem podjął szereg ważnych decyzji. Najpierw pozwolił na chrzest osób transseksualnych oraz na chrzczenie dzieci, które wychowują pary homoseksualne (nawet jeżeli kupiły je od surogatki); później ogłosił deklarację Fiducia supplicans o błogosławieniu par jednopłciowych i tzw. nieregularnych. Tandem Argentyńczyków u steru Kościoła upiekł w ten sposób dwie pieczenie na jednym ogniu: nie tylko dokonano zdecydowanego otwarcia na środowiska LGBT, ale wywołano też wielką reakcję krytyczną ze strony Afryki.

Choć może się to wydawać paradoksalne, ten drugi efekt, jak sądzę, był w pełni zamierzony. Dzięki sprzeciwowi Afryki wobec Fiducia supplicans można szybko pchnąć naprzód projekt „decentralizacji doktrynalnej” Kościoła. Mleko już się wylało; po Fiducia mamy do czynienia z sytuacją, w którym oficjalne i obdarzone bardzo wysoką rangą autorytatywną dokumenty Kościoła są uznawane i realizowane tylko w części diecezji, a w części są odrzucane. Pozwala to progresistom pójść dalej i ogłosić kolejne rewolucyjne decyzje; w razie sprzeciwu stwierdzi się, że w ramach „decentralizacji” nie każdy musi iść naprzód z równą prędkością.

 

Nauka moralna do wymiany? Grzechy seksualne

Spodziewam się, że sprzeciw rzeczywiście wystąpi, przynajmniej w jednym aspekcie zmian, jaki planują ludzie trzymający w rękach stery Synodu o Synodalności. Chodzi o rewizję nauczania moralnego Kościoła. Kilka dni temu takie zmiany zapowiedział wprost kardynał Robert McElroy, jeden z uczestników Synodu o Synodalności. McElroy nie jest „zwykłym” kardynałem. Otrzymał purpurę od papieża w 2022 roku z pominięciem tradycyjnego porządku. Jest biskupem niewielkiej diecezji San Diego w metropolii Los Angeles; zgodnie z obyczajem to właśnie metropolita Los Angeles powinien zostać kardynałem. Ten jest jednak konserwatystą, a papież chciał powiększyć liczbę liberalnych kardynałów z USA. McElroy w powszechnej ocenie watykanistów uchodzi za jednego z zaufanych ludzi Franciszka za oceanem.

Już na początku 2023 roku hierarcha opublikował w liberalnym jezuickim magazynie „America” obszerny artykuł, w którym optował za wprowadzeniem w Kościele szeregu zmian na gruncie procesu synodalnego. Zaproponował między innymi nową ocenę grzechów seksualnych. Według McElroya nie miałyby one być już kategoryzowane jako w każdym przypadku ciężkie i stąd jako wykluczające od udziału w Komunii świętej. Dotyczyłoby to na przykład homoseksualistów w stabilnych związkach czy rozwodników żyjących w nowym związku, czy par okazjonalnie ubezpładniających swoje akty płciowe. McElroy stwierdził, że współczesna wykładnia nauki moralnej, utożsamiającej każdą winę seksualną z grzechem ciężkim, jest naznaczona wpływami kulturowymi kilku minionych stuleci (zwłaszcza XVII) i nie ma dobrego umocowania w podstawach teologii.

W swojej ostatniej wypowiedzi, wygłoszonej w połowie lutego na kongresie edukacyjnym w Los Angeles, McElroy wyraził przekonanie, że Synod o Synodalności podejmie w tym obszarze pracę reformatorską. Zdaniem kardynała, doktryna Kościoła w pewnych aspektach dotyczących moralności była „ograniczona albo błędna”. Jeżeli McElroy jest dobrze poinformowany – a wszystko wskazuje na to, że tak właśnie jest – możemy spodziewać się jakichś synodalnych wypowiedzi na rzecz „reformy” nauki moralnej. W praktyce mogłoby to się wiązać właśnie z nową kategoryzacją części grzechów seksualnych. Sądzę, że ewentualna decyzja synodu w tym zakresie może wywołać duży opór na świecie; tutaj właśnie może zostać wykorzystany casus Fiducia supplicans. Watykan mógłby ogłosić, że w różnych kulturach odbiór i rozumienie grzechów seksualnych jest różne, dlatego to, co w konserwatywnej Afryce będzie uznawane za grzech śmiertelny, nie musi być tak samo traktowane w Belgii albo Waszyngtonie. Wszyscy zostaną przy tym wezwani do „rozróżniania” i postępowaniu w kierunku „ideału większego miłosierdzia”.

 

Diakonat kobiet

Na tym spodziewane reformy synodalne się jednak nie skończą. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że po synodzie ogłosi się wprowadzenie diakonatu kobiet. Pisałem o tej sprawie w osobnym tekście (https://pch24.pl/diakonat-kobiet-nadchodzi-papiez-jest-zwolennikiem/). W największym skrócie, chodziłoby prawdopodobnie o to, by „wyjąć” diakonat ze struktury trzech stopni sakramentu święceń. Nie byłby on już „wprowadzeniem” do kapłaństwa, ale po prostu osobną, docelową posługą, otwartą dla chrześcijan obojga płci. Mówił o tym również kard. McElroy, ale w istocie taki model procedowania można było przewidywać już o wiele wcześniej, bo innego sposobu na wprowadzenie diakonatu kobiet po prostu nie ma, o ile nie chce się wprowadzać od razu kapłaństwa kobiet (a w tej kwestii dość wstrzemięźliwa jest nawet większość progresistów). Papież, jak można sądzić, jednoznacznie popiera żeński diakonat. Powołał już dwie komisje ds. zbadania możliwości implementacji takiej posługi; na spotkania Rady Kardynałów zaprasza zakonnice popierające diakonat kobiet; ostatnio powołał też kilka takich zakonnic na doradczynie Sekretariatu Synodu. Nie spodziewam się, by jakiekolwiek regiony kościelne miały się w tej kwestii buntować. Nawet jeżeli diakonat kobiet jest sam w sobie głęboko rewolucyjny, to o ile na gruncie dogmatycznym można skutecznie argumentować przeciwko prezbiteratowi kobiet, uczynienie tego samego wobec diakonatu jest bardzo trudne. Swego czasu nawet papież Benedykt XVI przyznał, że tak naprawdę nie istnieje rozstrzygnięcie Kościoła dotyczące diakonatu kobiet, jako że diakonat, choć historycznie i organizacyjnie poprzedza kapłaństwo, jest jako taki nakierowany na posługę, a nie kapłaństwo.

 

Opcjonalność celibatu

Kolejnym obszarem jest celibat, kwestia dyskutowana z wielką zapalczywością od 2019 roku, kiedy została oficjalnie postawiona na Synodzie Amazońskim. Ojcowie tamtego synodu opowiedzieli się za ograniczonym terytorialnie wyświęcaniem żonatych na księży w formie tak zwanych viri probati. Wprawdzie w adhortacji posynodalnej Querida Amazonia Franciszek nie podjął tej idei, ale też jej nie zamknął. Dyskusja trwa dalej – a w ostatnich miesiącach wkracza na nowy poziom. Ostatnio za zmianami w celibacie opowiedzieli się między innymi: relator generalny Synodu o Synodalności kard. Jean-Claude Hollerich jak i słynny specjalista Watykanu ds. walki z tuszowaniem przestępstw seksualnych, abp Charles Scicluna. Sam papież również wypowiadał się kilka miesięcy temu dość ambiwalentnie, podkreślając, że chociaż nie mówi takim zmianom „tak”, to zasadniczo celibat można byłoby poluzować. Oczywiście wcześniej o zmiany w celibacie apelowała bardzo duża grupa wpływowych ludzi Kościoła. W dyskusjach synodalnych toczonych w październiku w Rzymie ten temat pojawił się, co znalazło odzwierciedlenie w dokumencie finalnym tamtego synodu. Jest więc możliwe, że jesienią tego roku sprawa zostanie rozstrzygnięta i Kościół wprowadzi opcjonalność celibatu, być może najpierw, tak jak oczekiwał tego Synod Amazoński, tylko w niektórych regionach szczególnie dotkniętych brakiem powołań albo trudnościami geograficznymi.

 

Autorytet na niższym szczeblu

Kolejnym punktem jest autorytet gremiów lokalnych, czy to na poziomie narodowym, czy na poziomie całego kontynentu. To motyw towarzyszący pontyfikatowi Franciszka od samego początku, obecny już w jego programowej adhortacji Evangelii gaudium z 2013 roku. Rzymska sesja Synodu o Synodalności podjęła tę ideę, proponując zakotwiczenie takiego autorytetu w prawie kościelnym. Kilka dni temu w tej sprawie wypowiedzieli się również biskupi Belgii. Opublikowali specjalny program przedsynodalny, o realizację którego chcą walczyć na jesiennym zgromadzeniu; jedną z centralnych tez tego programu (obok diakonatu kobiet czy opcjonalności celibatu) jest właśnie nadanie lokalnym gremiom biskupim nowego autorytetu. W gruncie rzeczy takie rozwiązanie już funkcjonuje w Kościele, bo Kościół w Niemczech czy właśnie w Belgii często podejmuje zupełnie autonomiczne decyzje, nie bacząc na stanowisko Kościoła powszechnego; Belgowie mają jednak nadzieję na rozszerzenie tych możliwości oraz ich formalną legitymizację.

 

Dynamiczna Tradycja?

Wreszcie – i to być może najważniejsza zmiana – Synod o Synodalności może podjąć próbę przemodelowania pojęcia Tradycji. We wspomnianym programie przedsynodalnym biskupi z Belgii zaproponowali, aby uznać Tradycję za „dynamiczną i rozwijającą się”. Takie ujęcie wydaje się być w pełni zgodne z narracją papieża Franciszka, który w wielu swoich wypowiedziach – zarówno ustnych jak i w pismach urzędowych – wskazywał na konieczność „nieustannego rozwoju” Tradycji, która byłaby „żywa jak rzeka”; przeciwstawiał tę żywość poglądom „wsteczników” chcących uczynić z Tradycji coś „martwego”. To bardzo kontrowersyjne ujęcie, bo Tradycję można jako „żywą” określić tylko w nieco metaforycznym sensie: Kościół, owszem, może ogłosić jakiś dogmat, na przykład o niepokalanym poczęciu Maryi czy o nieomylności papieskiej; „żywość” polega tu jednak tylko na bardziej uroczystym i oficjalnym rozpoznaniu czegoś, co zawsze znajdowało się w Tradycji. Nie można rozumieć „żywości” Tradycji w tym sensie, aby jej wewnętrzna treść ulegała zmianom i przekształceniu. Tymczasem progresywni orędownicy „żywej Tradycji” zdają się „żywość” rozumieć w sensie ewolucyjnym, sugerując, że dzisiejsze rozstrzygnięcia Kościoła mogą nie tyle pogłębiać czy lepiej odkrywać pewne odwieczne prawdy, ale niejako zastępować dawniejsze ujęcia nowymi, nawet jeżeli dochodziłoby do sprzeczności. Tak naprawdę mamy już dziś do czynienia z takim traktowaniem Tradycji w praktyce: jeżeli na podstawie Fiducia supplicans błogosławi się dziś pary homoseksualne, to trudno utrzymywać, że błogosławiący wyznaje dokładnie tę samą ocenę aktów homoseksualnych, co na przykład św. Tomasz z Akwinu. Mamy do czynienia z inną oceną de facto, nawet jeżeli głośno się tego nie mówi. Belgowie i inni progresiści chcieliby jednak, aby Synod o Synodalności ogłosił to wszystko wprost, co otworzyłoby w przyszłości drzwi do wielu bardzo poważnych, szybkich i radykalnych zmian.

 

Hamulec Rewolucji

Czy synodalną rewolucję da się jeszcze zatrzymać? We wszystkich obszarach – na pewno nie; bo ostatecznie decyduje wola Franciszka, a papież nie po to zorganizował wielki proces synodalny, by skończył się on na niczym. Oczekiwanie, że sprawy pozostaną po staremu, byłoby po prostu skrajną naiwnością. Sprzeciw wobec reform nie zda się na wiele, bo Watykan może zawsze ogłosić, że w tym akurat aspekcie będzie panować „decentralizacja”. Jedyne, co wydaje się osiągalne, to wypracowanie swoistej autonomii pozwalającej na niewprowadzanie tego czy innego rozwiązania na własnym gruncie. Czy Kościół katolicki w Polsce, albo szerzej: w całym naszym regionie, będzie na to stać? To wielkie pytanie. Polska reakcja na Fiducia supplicans była krytyczna, ale mało wyrazista: ostatecznie opublikowano tylko oświadczenie rzecznika KEP, które nie ma tak naprawdę żadnej wagi autorytatywnej. Formalnie więc nadal nie wiadomo, co tak naprawdę biskupi sądzą o błogosławieniu par jednopłciowych i rozwiedzionych, czego Fiducia przecież wyraźnie się domaga.

Zupełnie innym problemem jest fakt proklamowania rewolucyjnych rozwiązań w Kościele w ogóle. Co z tego, że nie ma ich u nas, skoro są przyjmowane w wielu diecezjach świata, a Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa, nie ma charakteru narodowego, ale powszechny? Rana zadana Kościołowi w diecezji Antwerpii czy San Diego pozostaje raną całego Kościoła. Wreszcie nie sposób założyć, by w praktyce dało się odrzucić takie zmiany, jak diakonat kobiet. Chodzi tu o zupełnie inną płaszczyznę niż nieformalne pozaliturgiczne błogosławieństwa z Fiducia. Jeżeli Stolica Apostolska dopuści posługę diakonis, będzie to siłą faktu mieć skutki dla całego Kościoła. To samo dotyczy celibatu oraz rozumienia Tradycji. W sumie wszystko wskazuje na to, że jesienią 2024 roku rozpocznie się rewolucja co najmniej porównywalna z rewolucją Vaticanum II, a pod niektórymi względami być może jeszcze głębsza. Tym ważniejsze staje się budowanie stabilnych wspólnot katolików opartych na dobrze rozumianej wierności Tradycji – nie ewolucyjnie żywej, ale żywej poprzez wierność ludzi jej niezmiennemu charakterowi, niezależnie od czasów.

 

Paweł Chmielewski

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij