Trzeba stanąć do walki. Niech każdy zdewastowany, splugawiony czy podpalony kościół, niech każde oszczerstwo, które rzucają przeciwko Kościołowi i katolikom, niech każda trudność i przeszkoda stanowią dla nas wezwanie do jeszcze większej pracy i jeszcze większego oddania sprawie Chrystusa. Z pomocą Matki Bożej, za wstawiennictwem wszystkich świętych Pańskich, z łaską naszego Pana – zwyciężymy, bo to my jesteśmy sługami prawdy i Bożego ładu. Zwyciężymy.
Podpalenie świątyni
Wesprzyj nas już teraz!
Ogień w lubelskim kościele św. Krzyża pojawił się około 12:30 we wtorek. Zajęła się kotara antymrozowa, płomienie uszkodziły także drzwi do świątyni. Pożar został szybko zauważony; odśnieżający w pobliżu kościoła mężczyźni rzucili na ogień śnieg, szybko zainterweniowali strażacy. Ucierpiała 63-letnia katoliczka, która adorowała Najświętszy Sakrament. Nie ma już w zasadzie żadnych wątpliwości, co było przyczyną pożaru. W przedsionku nie stały świece, nie doszło też do zwarcia instalacji elektrycznej. Wszystko wskazuje na podpalenie. Świadkowie widzieli kobietę, która natychmiast po pojawieniu się ognia szybko oddalała się z kościoła w jedną z pobliskich ulic. Lokalne lubelskie media piszą wprost o celowym podłożeniu ognia, a policja zapowiada, że jeżeli ta prawdopodobna hipoteza zostanie potwierdzona, rozpoczną się poszukiwania podpalaczki.
Podpalone emocje
W sieci sprawa wywołała mnóstwo komentarzy. Nie tylko krytycznych. Wielu internautów albo wprost pochwalało podpalenie kościoła, albo przynajmniej deklarowało wobec takiego czynu neutralność. Sarkastyczne slogany o „wypalaniu pedofilii klerykalnej” zyskiwały sobie setki „lajków”. Nie dziwi nas to: doczekaliśmy się w naszym kraju bardzo dużej grupy osób pałających wprost zwierzęcą nienawiścią do Kościoła katolickiego. Podczas protestów tak zwanego strajku kobiet nie doszło wprawdzie do podpalania świątyń, ale do ich dewastowania już tak – i to na wielką skalę. Niszczenie kościołów od kilku lat stało się, niestety, stałym polskim fenomenem; o ile do niedawna jeszcze świątynie profanowali zwykle nastolatkowie omotani zaczerpniętym z sieci satanizmem, teraz ataki przeprowadzają przede wszystkim lewicowcy, głównie kobiety sympatyzujące z feministyczną, tęczową i proaborcyjną agendą. Zjawisko to niewątpliwie będzie w najbliższym czasie przybierać na sile, być może zbliżając się do sytuacji w Hiszpanii i krajach Ameryki Łacińskiej, gdzie młode kobiety są szeroko wykorzystywane jako instrument fizycznej rozprawy z Kościołem.
Narzędzia Rewolucji
Tak, wykorzystywane – bo nie można mieć wątpliwości, że nie są suwerennym podmiotem działania. Współczesnym feministkom i homoseksualistom wydaje się, że walczą z Kościołem, by zrealizować własne cele, a więc uzyskać legalnych możliwości mordowania dzieci nienarodzonych czy zawierania cywilnych umów nazywanych małżeństwem. W istocie młodzi Polacy, którzy napadają dziś na świątynie, są jednak tylko przejściowym, by nie rzecz efemerycznym narzędziem w rękach Rewolucji. Rewolucji, która toczy z Kościołem katolickim wojnę nie po to, by osiągnąć ten czy inny cel taktyczny, jak aborcja i zniszczenie małżeństwa, ale po to, by zrealizować swoje strategiczne dążenie: całkowite zdławienie Kościoła i wyeliminowanie z życia publicznego jakichkolwiek odniesień do Boga. Tak, by społeczeństwo i państwo ukształtowane były wyłącznie w ramach programowo ateistycznego i egalitarnego (nie)porządku. W swojej istocie to czysty satanizm.
Skandale seksualne
Nie byłoby to możliwe gdyby nie problem skandali seksualnych w Kościele. Sprawa pedofilii klerykalnej stała się znakomitą pałką na Boży porządek. Niezwykle skuteczną, bo opartą na prawdziwym i bolesnym problemie. Zmarły niedawno ks. Andrzej Dymer z archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej jest doskonałym tego przykładem. Mimo całkowicie jasnych dowodów na jego winę moralną – nawet jeżeli nie prawną – był przez dziesięciolecia ważną postacią w archidiecezji, obdarzaną przez kolejnych biskupów zaufaniem i dużą władzą. Obok jego sprawy nikt, także wierzący i kochający Kościół katolik, nie może przejść obojętnie, mówiąc, że nic się nie stało. A przecież jest podobnych sytuacji dużo więcej. Jak mówi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, najgłośniej chyba upominający się wśród kapłanów o uporządkowanie tych spraw, w Konferencji Episkopatu Polski dominuje wciąż mentalność tuszowania problemu nadużyć i z biegiem lat, niestety, nic się nie zmienia. W jego ocenie pewną nadzieję dają wprawdzie nowe nominacje biskupie, ,fakt, że biskupami zostają już nie tylko „spadochroniarze” z Kurii Rzymskiej, ale także zwykli, zasłużeni proboszczowie czy teolodzy, którzy znają autentyczne problemy ewangelizacji i katechizacji od podszewki. To jednak proces, który może potrwać jeszcze lata, jeżeli nie dziesięciolecia. Dziś jest tak, jak jest – i paliwa do antychrześcijańskiej nagonki nie zabraknie jeszcze długo.
O czym pisze Jan Hartman
Walcząc o prawdę musimy pamiętać, gdzie leży istota obecnego sporu. Dobrze pokazuje to niedawny felieton profesora Jana Hartmana, w którym ten postawił pytanie o możliwość delegalizacji Kościoła katolickiego w Polsce. W swoim tekście Hartman prezentuje Kościół jako organizacją par excellance przestępczą i pasożytującą na Polsce od zarania dziejów. Filozof posługuje się przy tym niemal wyłącznie pałką pedofilii klerykalnej. Jego felieton to oczywista intelektualna prowokacja, ale przecież niepozbawiona znamion propozycji poważnej i bynajmniej nie całkiem niewyobrażalnej. Hartman, podejmując zagadnienie delegalizacji Kościoła z powodu skandali pedofilskich, nie troszczy się o jego kondycję, nie chce go oczyszczać ani uzdrawiać; chce go po prostu całkowicie usunąć. Dlaczego? Jego prawdziwą intencję – która jest zarazem intencją Rewolucji – ujawniają zdania, które cytuję poniżej; to passus nieco obszerniejszy, ale zachęcam do uważnej jego lektury:
Religia tym różni się od prymitywnych form okazywania czci „siłom wyższym”, że uznaje istnienie najwyższej istoty, nieskończenie różnej od człowieka i nieskończenie go przewyższającej. […] Można wręcz powiedzieć, że [chrześcijaństwo – red.] jest religii parodią czy też antyreligijną rebelią, gdyż oddaje cześć boską człowiekowi nie tylko okazjonalnie, lecz stale, a nawet czyni sobie z tego znak rozpoznawczy i (horribile dictu!) tytuł do chwały. Jest za to chrześcijaństwo, a zwłaszcza katolicyzm, ideologią, gdyż określa w sposób integralny jedyny w swoim pojęciu słuszny i dopuszczalny stan stosunków społecznych i ustrojowych, a także kształt życia osobistego i światopoglądu, który powinien obowiązywać wszystkich ludzi, twierdząc ponadto, że ów jedynie słuszny porządek („naturalny”) z pewnością na świecie zapanuje tak czy inaczej. […] Zakłada bowiem [katolicyzm – red.], że w stanie docelowym (w raju na ziemi, a tym bardziej w „królestwie niebieskim”) nie będzie miejsca dla niechrześcijan. Tym samym katolicyzm żąda od Żydów, buddystów, hinduistów itd., aby porzucili swe „fałszywe” religie i „nieprawe” kultury, podporządkowując się władzy Jezusa Chrystusa i wstępując do Kościoła katolickiego (pod groźbą wiecznego potępienia).
Diabelska nienawiść do Prawdy
I oto właśnie chodzi: Rewolucja, której Hartman jest przecież w Polsce ważnym – co najmniej teoretycznie – eksponentem, nienawidzi Kościoła katolickiego jako takiego, bo nienawidzi Prawdy; nie cierpi katolickiego roszczenia do jedyności i wyłączności; nie chce znieść myśli o tym, że miałaby ugiąć kolana przed Bożym majestatem w pokornym Krzyżu Jezusa Chrystusa; nie chce dopuścić istnienia obiektywnej hierarchii; pragnie, by bunt i sprzeciw wobec prawdy stały się nie tylko tolerowaną przez Boga, Kościół i państwo możliwością, ale i samą zasadą zarówno konstytuującą zarówno życie społeczne, jak i, można rzecz, ontologiczną strukturę człowieka. Takie jest strategiczne dążenie Rewolucji – to, powtórzę, czysty satanizm, rozumiany jako apoteoza – ubóstwienie – istot stworzonych i gloryfikacja buntu jako zasady.
Temu samemu dążeniu służą ci wszyscy, którzy niszczą dziś kościoły, obsmarowując ich elewacje, dewastując drzwi czy podkładając ogień. Wydaje im się, że realizują pozytywny cel, zabiegają przecież o zwiększenie zakresu osobistej wolności; faktycznie są jednak tylko instrumentami w rękach sił od nich dalece inteligentniejszych; siły te przedkładają im przed oczy krótkoterminowe i kuszące cele taktyczne, dążąc do zwycięstwa w starej wojnie przeciwko Bogu i Jego panowaniu.
Świadomość Polaków
Problem, z jakim borykamy się dziś w Polsce, polega na tym, że w szerokich warstwach społecznych coraz mniejsza jest świadomość właściwej natury tego sporu. Propaganda Rewolucji okazuje się być na tyle skuteczna, że z sukcesem zaciemnia swoje autentyczne dążenia i sprawia, iż masom Polaków wydaje się, iż… narzędzia Rewolucji są suwerennymi podmiotami, że, można rzec, chodzi „jedynie” o wolność osobistą, o nic więcej. Nawet w prasie czy telewizji centrowej mówi się z estymą o dążeniach grup feministycznych czy homoseksualnych do osiągnięcia rzekomej „większej równości” czy „większej wolności”. Podpalenie kościoła wywołuje wciąż pewne zgorszenie, ale tylko i wyłącznie na poziomie praktyki: nie pochwala się środków, ale pochwala się cele! Jeżeli kobieta podkłada ogień pod świątynią to może być osądzona przez współczesny polski mainstream jako zbrodniarka, bo wykracza poza przyjęte normy postępowania i narusza porządek publiczny. Nie będzie jednak potępiana dlatego, że realizuje taktyczne cele swojego środowiska – „emancypację”, walka z katolicyzmem jest tutaj akceptowana i rozumiana. Taktyczne dążenia grup, które są instrumentem Rewolucji, zostały w mainstreamie uznane za słuszne – i protestuje przeciwko nim coraz mniejsza grupa Polaków. Grupa ponadto szybko marginalizowana z pomocą dużej skuteczności używanych przeciwko niej „pałek”, choćby w postaci skandalu pedofilii klerykalnej.
Od sowieckich karabinów do seriali Netflixa
Kościoły płoną na zachodzie, kościoły zaczynają płonąć także w Polsce. Tak będzie, bo rewolucyjna propaganda dociera dzisiaj do Polaków najrozmaitszymi, niezwykle atrakcyjnymi kanałami. Polska jest, chcąc nie chcąc, stałym elementem świata zachodniego i razem z nim zmierza błyskawicznie ku przepaści. Zmierzanie to jednak nie jest nieodwracalne! Przecież w czasach niedawnych żyliśmy w pewnym sensie w bardzo podobnym kontekście międzynarodowym: byliśmy częścią sowieckiego systemu bezprawia i dążyliśmy do wolności, by dołączyć do systemu demoliberalnego. W obu przypadkach były to przecież systemu rewolucyjne – w różnym stopniu co do praktyki, ale w równym w co do zasad. Wówczas jednak zdołaliśmy przechować ducha katolickiego. Przemawiały za tym rozmaite przypadłości: stopień sowieckiej agresji wymierzonej w polskość i katolickość był tak wysoki, wprost namacalny, że w naturalny sposób Polacy szukali ucieczki w tym właśnie, co było poddane opresji; sowiecki diabeł nie ukrywał swoich kłów drapieżcy. Po 1989 roku wojnę z katolickością naszego narodu prowadzi się za pomocą zupełnie odmiennych środków; kły zostały spiłowane. A przecież bez wątpienia dąży się do tego samego celu – wykorzenienia Kościoła i zniszczenia polskości. Rewolucja zmieniła tylko nośniki swoich diabolicznych idei – z zadających ból na sprawiające przyjemność.
Pola działania
Efekty są piorunujące a trud walki – niezmierny. Trud ten jednak trzeba podjąć, jest to obowiązkiem wszystkich świadomych sytuacji katolików. Stąd widząc płonący kościół – musimy działać. Musimy apelować do państwa i jego organów o możliwie najsurowsze karanie sprawców. Państwo jednak nie jest już katolickie i wszelkie działania, które podejmie i które w ogóle może podjąć, nie realizują naszego właściwego celu, jakim jest pełne przywrócenie Bożego porządku. Dlatego musimy działać także, a może nawet przede wszystkim, na polu indywidualnym, społecznym i kościelnym: poprzez nawracanie się dzięki częstej i pobożnej modlitwie, spowiedzi świętej i przystępowaniu do Komunii; poprzez troskliwe wychowanie dzieci i prezentowanie im niezakłamanego obrazu rzeczywistości i roztropne kształtowanie ich przestrzeni edukacyjnej, choćby w postaci dbałości o odcięcie możliwych źródeł deprawacji i demoralizacji (jak popularne serwisy streamingowe). Dalej konieczne jest wsparcie wszystkich tych organizacji, które walczą o Boży porządek. Nie wolno nam żałować grosza i zasłaniać się własną sytuacją ekonomiczną; to tak, jakby spragniony człowiek nie gasił – choćby i ostatnią szklanką wody! – pożaru, który odcina mu dostęp do studni. Pragnienie jest prawdziwe, ale w tej sytuacji to pożar jest najpilniejszym problemem! Wreszcie w naszych parafiach winniśmy dbać o to, by wiara Chrystusowa głoszona była w postaci czystej i nieskażonej wpływami modernizmu. Wielką pomocą będzie tu rozpowszechnianie dostępu do Mszy świętej trydenckiej, ale nawet jeżeli to jest niemożliwe lub nazbyt trudne, nic straconego; możliwości oddziaływania mamy naprawdę wiele. Polscy księża, zakonnicy i zakonnice wciąż mogą być źródłem nadziei i odnowy, pod warunkiem, że nie pozwolimy na opanowanie szerokich ich rzesz przez współczesne błędy.
Walka
Nie poddawajmy się. Toczymy tę samą walkę, którą toczyli wszyscy święci i męczennicy naszego Kościoła. Walkę z Szatanem wykorzystującym narzędzia kulturowe, polityczne i społeczne do tego, by zadeptać Prawdę. Prawda jednak zwycięży, choćbyśmy mieli ponosić taktycznie klęskę za klęską z powodu dysproporcji między naszymi środkami a tymi, którymi dysponuje Rewolucja. Nie poddawajmy się!
Trzeba stanąć do walki. Niech każdy zdewastowany, splugawiony czy podpalony kościół, niech każde oszczerstwo, które rzucają przeciwko Kościołowi i katolikom, niech każda trudność i przeszkoda stanowią dla nas wezwanie do jeszcze większej pracy i jeszcze większego oddania sprawie Chrystusa. Z pomocą Matki Bożej, za wstawiennictwem wszystkich świętych Pańskich, z łaską naszego Pana – zwyciężymy, bo to my jesteśmy sługami prawdy i Bożego ładu. Zwyciężymy.
Paweł Chmielewski