Obwoźny cyrk klimatyczny w tym roku zawitał do szkockiego Glasgow i już niejednego rozbawił do łez. Patrząc jednak na to, co szykują nam sponsorzy ekologicznej transformacji, pozostaje tylko się śmiać. A potem płakać.
Śmiech…
Obrady się jeszcze nie rozpoczęły, a towarzystwo przekonujące nas do rezygnacji m.in. z lotów samolotami zdążyło już zakorkować lotnisko prywatnymi odrzutowcami. Tylko by napić się herbaty z księciem Karolem, Jeff Bezos na konferencję przyleciał prosto z imprezy urodzinowej Billa Gatesa, odbywającej się na super-jachcie z lądowiskiem dla helikopterów.
Wesprzyj nas już teraz!
Sam pierworodny Elżbiety II przekonuje, że „od 50 lat pracuje na rzecz podniesienia świadomości” w sprawach globalnego ocieplenia. Musi być to niezwykle istotne zadanie, skoro jego realizacja rocznie pozostawia ślad węglowy 96 – krotnie wyższy od średniej brytyjskiej. W tym samym czasie przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, pokonała odległość między Wiedniem a Bratysławą, czyli ok. 50 km, samolotem. Lot trwał… 19 minut. Pociągiem wychodzi nieco ponad godzinę.
Podczas samego szczytu gości wożą nisko-emisyjne, bo elektryczne Tesle. Problem w tym, że samochody są ładowane agregatami napędzanymi silnikami Diesela. Elektryki są może dobre dla płotek, ale nie dla prezydenta Stanów Zjednoczonych, który zawitał do Szkocji w niemal bizantyjskim stylu. Obstawa licząca 30 samochodów to i tak skromny wynik w porównaniu ze szczytem G20 w Rzymie, gdzie jego dwór woziło 85 pokaźnych SUV-ów.
À propos samochodów elektrycznych, w niemal tym samym czasie rozładowana Tesla na dwie godziny zablokowała jedną z największych arterii komunikacyjnych w Katowicach. Kierowca „zapomniał naładować baterii”. Jeżeli troska o stan baterii „elektryków” będzie wyglądać podobnie jak naszych telefonów, to już lepiej od razu przesiąść się na rower.
W tym roku na konferencji zabrakło miejsca dla Grety Thunberg. Mimo to, premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson zakosił jej najlepszy fragment „dość już bla, bla, bla” i wstawił do własnego przemówienia. Widocznie poirytowana tym faktem aktywistka, aby przebić się ze swoim serwowanym z ulicy przekazem postanowiła wzmocnić wypowiedź wulgaryzmami. W końcu nie jest już dzieckiem! Nadal jest jednak jak dziecko naiwna, sądząc, że ktoś odda ster klimatycznej rewolucji rozwrzeszczanym i bezczelnym dzieciakom.A tak na marginesie, pewien jezuita zaproponował, by w miejscu papieża Franciszka, którego zabraknie podczas spotkania, usiadła Szwedka. Biorąc pod uwagę zaangażowanie Stolicy Apostolskiej na rzecz klimatycznej agendy, nie był to żart.
Komentatorzy pieją z zachwytu nad faktem, iż trzeci największy emitent świata, Indie, zapowiedziały dekarbonizację gospodarki do 2070 r. Tylko, że to o 20 lat za późno. Natomiast Xi Jinping, prezydent największego globalnego „truciciela”, na konferencję nawet się osobiście nie pofatygował. Podobnie jak Władimir Putin, zacierający ręce na myśl o zyskach jakie osiągnie dzięki transformacji energetycznej Unii, uzupełniającej niedobory za pomocą rosyjskiego gazu.
Polska wraz z 17 innymi krajami zapowiedziała całkowite odejście od węgla pomiędzy 2040 a 2050 r. W tej grupie zabrakło jednak dużo poważniejszych graczy pokroju Stanów Zjednoczonych, Australii czy Rosji. Niektórych zbulwersowało to „wychodzenie przed szereg”, w momencie braku jakichkolwiek realnych alternatyw. Nieco światła rzuca na całą sytuację wypowiedź naszego premiera, który zagroził, że „bez funduszy unijnych, realizacja tego ambitnego zadania jest zagrożona”. Widocznie w tej wojnie na wzajemne szantażowanie chwytamy się już wszystkiego.
Organizatorzy, chcący uchodzić za wzór inkluzywności, w ramach szczytu organizują takie konferencje jak „Rola równości płci w dekarbonizacji transportu” czy dyskusję na temat „roli wiary w gender-inkluzywnej adaptacji na rzecz sprawiedliwości klimatycznej”. Dużo gorzej ich zamiary wychodzą jednak w praktyce. Na skutek braku odpowiedniej infrastruktury, izraelska niepełnosprawna minister energii pocałowała klamkę i po dwóch godzinach czekania wróciła do hotelu. W geście żeńskiej solidarności inna polityk zadeklarowała, że nie weźmie udziału w pozostałych sesjach.
Podczas konferencji gdzieniegdzie zabrakło ciepłej wody w kranie. To jednak celowy zabieg mający na celu uczynienie spotkania bardziej „zrównoważonym”. Na szczęście są jeszcze środki dezynfekcyjne, a ręce można zawsze umyć w hotelu.
Sam szczyt klimatyczny otwierał 94-letni sir David Attenborough. Większość z nas zna go jako sympatycznego i charyzmatycznego prezentera filmów przyrodniczych. Jaki szok wywołać musi sytuacja, w której osoba posiadająca tak niesamowity dar do opowiadania o pięknie przyrody, jednocześnie uznaje człowieka za „plagę Ziemi” i wzywa do natychmiastowego wyhamowania wzrostu populacji. Widocznie miłość do zwierząt i roślin przeważa u co poniektórych nad umiłowaniem własnego gatunku.
Przy okazji klimatycznej konferencji po raz kolejny dał o sobie znać francusko-brytyjski konflikt o łowiska ryb. Ktoś wierzy jeszcze, że państwa, które nie są w stanie dogadać się w sprawie połowów, na pewno znajdą wspólne i skuteczne rozwiązanie klimatycznego kryzysu? Dla zmylenia przeciwnika zawsze można coś zadeklarować. I podczas tegorocznego COP padł chyba rekord wszelkich możliwych deklaracji. PR-owy sukces gwarantowany.
…przez łzy
Tym, co nie zrozumieli żartu, przypominam, że nie chodzi o podważanie globalnego ocieplenia tylko ukazanie postaw, które można opisać cytatem ze „Shreka” – „Zapewne wielu z was zginie, ale to poświęcenie, na które jestem gotów”. Nic tak nie zniechęca do wyrzeczeń dla klimatu jak banda bogaczy uprawiająca „virtue signalling” i usprawiedliwiająca swoje zachowanie rekompensatami w postaci stosowania w swoich maszynach paliwa wodorowego. Tym bardziej, że czekają nas naprawdę trudne lata. Zanim osiągniemy rzeczone poziomy dekarbonizacyjne, przeróżne „Zielone Łady zrobią z nas dziady”. Do widzenia mięso, nabiał, produkty odzwierzęce, loty na wakacje, samochody na gaz, ogrzewanie i inne burżuazyjne udogodnienia!
I to nie jakieś prawicowe „strachy na lachy”, ale słowa prezesa Fundacji Batorego, Edwina Bendyka: „Europejski Zielony Ład i unijny program »Fit for 55« mówią o obciążeniu kosztem nie tylko emisji pochodzących z energetyki, lecz także tych z ciepłownictwa i transportu. To się oczywiście odbije na rachunkach. Ledwie powiedzieliśmy ludziom, że trzeba obłożyć surowce kosztami klimatycznymi, ledwie się dowiedzieli, że tanich biletów lotniczych już raczej nie będzie, bo do każdego przelecianego kilometra trzeba doliczać ślad węglowy, a już musimy im komunikować nowe nieprzyjemne wieści”.
Jakie wieści? Jak wynika z raportów IPCC, samo ograniczenie emisji CO2 nie wystarczy, gdyż pozbylibyśmy się w ten sposób aerozoli siarki, mających działanie chłodzące. Dlatego jednocześnie trzeba uderzyć w metan, czyli tradycyjne rolnictwo i gaz ziemny. „Jak niby wytłumaczysz ludziom za 20 lat, że ograniczyliśmy emisje CO2, a temperatura wzrosła z powodu braku związków siarki? To samobój polityczny. Po co były te wyrzeczenia, po co likwidacja górnictwa, odejście od ropy, podwyżki cen energii, skoro i tak mamy skok globalnej temperatury?” – pyta Bendyk.
No właśnie. Cytując klasyka, póki co „o tem lepiej nie mówić. To niedobra jest”. Dlatego porozumienie między UE a USA w sprawie redukcji emisji metanu do 2030 r. przeszło niemal bez echa.
Piotr Relich