Już pierwszego dnia oenzetowskiego szczytu klimatycznego w Katowicach znalazł się chętny na jeszcze większe kredytowanie „walki z globalnym ociepleniem”. Niestety, nie jest to dobra wiadomość dla podatników i konsumentów.
W poniedziałek 3 grudnia prezydent Andrzej Duda otworzył szczyt klimatyczny COP24. „Podczas zainaugurowanego w stolicy Górnego Śląska Szczytu Klimatycznego #ONZ #COP24 Prezydent RP zaprezentował główne tezy deklaracji #JustTransition. Mowa w niej o transformacji, która pozwoli ochronić klimat przy jednoczesnym utrzymaniu rozwoju gospodarczego i miejsc pracy” – czytamy na Twitterze Kancelarii Prezydenta.
Wesprzyj nas już teraz!
Przedstawiona przez prezydenta Dudę deklaracja „Just Transition” nawołuje do „obniżania emisji gazów cieplarnianych przy uwzględnianiu potrzeb obywateli i gospodarek poszczególnych państw”. Prezydent mówił o „ekstremalnych zjawiskach pogodowych”, mających miejsce również w Polsce, które rzekomo wynikają z „dynamicznych zmian klimatu”, jednak w żaden sposób nie wykazał tej zależności. Nie przedstawił też dowodów na to, że emisja dwutlenku węgla do atmosfery powoduje globalne ocieplenie.
Prezydent przypomniał natomiast o tym, że po 1989 r. „dokonał się w Polsce jeden z największych w Europie postęp w zakresie efektywnego wykorzystania energii i poprawy jakości środowiska”. Polska zmniejszyła emisje gazów cieplarnianych o około 30 procent w porównaniu z rokiem 1988, „choć wymaganie protokołu z Kioto to 6 procent”. Zdaniem prezydenta, polityka klimatyczna nie może powodować szkody dla gospodarki i społeczeństwa. I w tym należy się z prezydentem zgodzić. Dlatego przedstawiciele polskiej delegacji już zaczęli wspominać o konieczności uznania przez ONZ możliwości bilansowania emisji dwutlenku węgla do atmosfery przez sadzenie odpowiednich gatunków drzew, które pochłaniają ten gaz. I jest to jedyny dobry kierunek, który choć częściowo może uratować kieszenie Polaków.
Kredytodawca już przebiera nogami
W Katowicach miało swoje przemówienia wielu znakomitych gości ze świata polityki, w tym także sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres oraz przewodnicząca Zgromadzenia Ogólnego ONZ Maria Fernanda Espinosa. Można było usłyszeć ich histeryczne wypowiedzi o kłopotach państw i ludzi związanych ze zmianami klimatycznymi, o zmianach klimatu, które rzekomo niszczą całe kraje (bez podania konkretnych przykładów) i o konieczności wstrzymania tych zmian, które następują szybkiej niż się wcześniej spodziewano. Celem tych działań ma być ochrona planety. Sekretarz Guterres powielał m.in. nonsensy i niespełnione proroctwa fanatyka walki z globalnym ociepleniem oraz byłego wiceprezydenta USA Ala Gora o tym, że jeśli nie zmniejszy się emisji, to stopnieją obszary polarne (według Gore’a Arktyka miała być wolna od lodów… już w 2014 r.) i zwiększy się poziom oceanów (w 2006 r. Gore powiedział, że w „bliskiej przyszłości” poziom mórz zwiększy się o 6 metrów, a do tej pory nic takiego nie nastąpiło).
Ambitne zadłużanie
Już w pierwszym dniu konferencji w Katowicach Kristalina Georgiewa, wiceprezes Banku Światowego, postraszyła, że instytucja, w której pracuje, zamierza podwoić zaangażowanie finansowe po 2020 r. na rzecz walki ze zmianami klimatu. Otóż Bank Światowy chce, by w ciągu następnych pięciu lat państwa świata zadłużyły się u niego na gigantyczną kwotę 200 mld dolarów, „aby kraje mogły podejmować ambitne działania na rzecz klimatu”. To mniej więcej tyle, ile wynoszą roczne wydatki publiczne w Polsce. Kto spłaci te kredyty z odsetkami? Oczywiście, podatnicy i konsumenci poprzez wyższe ceny towarów (na szczycie już pojawił się pomysł wprowadzenia w Polsce podatku węglowego). Czy więc głównym celem całej tej walki z klimatem nie jest zysk dla banksterów i światowej finansjery?
Ale nie tylko. Poza Bankiem Światowym są jeszcze inni chętni na poważny zarobek na walce z klimatem (cokolwiek to znaczy). Są to właściciele nowoczesnych technologii i producenci drogich instalacji wykorzystujących odnawialne źródła energii. Bertrand Piccard, prezes Solar Impulse Foundation, mówił, że odpowiednie technologie już istnieją. Zachęcał w Katowicach do tego, by z nich korzystać i nie patrzeć na nie jak na koszty, a raczej jak na inwestycje. Problem w tym, że być może bogatego Szwajcara na to stać, biednego Polaka – niekoniecznie.
Tomasz Cukiernik