Czy państwo polskie zacznie wreszcie walczyć ze spiralą własnego zadłużenia? Do szukania odpowiedzi na to pytanie skłaniają dwa zbiegające się w czasie czynniki – zmieniające się w ostatnich tygodniach struktura i oprocentowanie polskiego zadłużenia oraz zegar długu publicznego dobijający do okrągłej liczby 1 biliona złotych.
Portal Bankier.pl podsumował miniony rok na rynku polskich obligacji. Motywowana względami politycznymi decyzja agencji S&P Global Ratings ze stycznia 2016 roku o obniżeniu ratingu kredytowego Polski z poziomu „A minus” do „BBB plus” oraz wybór Donalda Trumpa na urząd Prezydenta USA to zdaniem analityków kluczowe momenty dla zmian w strukturze zadłużenia Polski.
Wesprzyj nas już teraz!
Pierwsze z wymienionych zdarzeń spowodowało, iż rentowność 10-letnich obligacji Skarbu Państwa wzrosła natychmiast o 0,4%. Zmiana ta okazała się jednak niewielką w stosunku do wydarzeń z drugiej połowy roku. Między sierpniem a grudniem oprocentowanie polskich papierów wartościowych wzrosło gwałtownie z 2,4 % do 3,6%, co oznacza w stosunkowo krótkim okresie wzrost o 1,2%.
Jak zauważa Rafał Mundry z Bankier.pl, oprocentowanie obligacji innych krajów regionu, takich jak np. Rumunia czy Węgry w tym czasie także wzrastało, jednak na tle tych państw, polskie obligacje radziły sobie najsłabiej. Najbardziej widoczne jest to w zmianach spreadów, czyli różnicy pomiędzy rentownością polskich, rumuńskich i węgierskich 10-letnich obligacji do 10-letnich obligacji niemieckich. Dystans ten w przypadku polskich obligacji pogłębił się, a w drugiej połowie ubiegłego roku Polskę wyraźnie wyprzedziły pod tym względem Węgry i Rumunia.
Jeszcze ciekawsze dane przynosi analiza krajów pochodzenia podmiotów skupujących polskie długi. W połowie 2016 roku w portfelach inwestorów zagranicznych znajdowało się około 200 mld zł obligacji emitowanych przez Ministerstwo Finansów. Następnie poziom ten zaczął sukcesywnie spadać do kwoty 188 mld zł w końcówce listopada. Szczególnie widoczna była ucieczka kontrahentów amerykańskich, których zaangażowanie w polski dług zmalało na przestrzeni listopada o kilkanaście procent. Lukę tę – początkowo niewielką, a obecnie już dość znaczącą – od kilkunastu miesięcy wypełniają krajowe i zagraniczne banki. To jeden z efektów wprowadzenia tzw. podatku bankowego, który zmusił banki do odprowadzania do budżetu państwa 0,44% wartości swoich rocznych aktywów i od którego zwolnione zostały właśnie skarbowe papiery wartościowe.
Zatem sytuacja na początku roku 2017 zaczyna się klarować: maleje udział zagranicznych inwestorów w polskim zadłużeniu, przy rosnącym udziale instytucjonalnym banków. Polskie władze tym samym pośrednio uzyskują większy wpływ na wierzycieli. Jednocześnie, nie trudno zauważyć, iż licznik długu publicznego nieubłagalnie pędzi do przodu – na dzień 10 stycznia zadłużenie jawne wynosi 999,9 mld zł, natomiast zadłużenie ukryte – wedle metodologii Forum Obywatelskiego Rozwoju – szacowane jest już na 3,2 bln zł. Kwota zadłużenia oficjalnego w przeliczeniu na mieszkańca Polski wynosi 26 337 zł. To coś w rodzaju kredytu na dobry samochód, zaciągniętego na konto każdego z nas – niemowląt, uczniów, dorosłych pracujących, czy też emerytów.
Czy z tego splotu zdarzeń o charakterze globalnym wyciągnie wnioski polski rząd? Czy wicepremier Mateusz Morawiecki skorzysta z dobrej koniunktury w finansach publicznych, która na przestrzeni roku 2016 pozwoli na wykonanie budżetu z dużo mniejszym niż zakładany deficytem? Dobrych przykładów nie trzeba szukać daleko – prezes czeskiego banku narodowego w ostatnich dniach pochwalił się opinii europejskiej czymś, co nad Wisłą wciąż wydaje się inną rzeczywistością – Czechy prawdopodobnie zakończą rok 2016 z nadwyżką budżetową. Nasi południowi sąsiedzi zatem nie tylko przestali się zadłużać, ale z powodzeniem rozpoczęli schodzenie z zadłużenia.
Posunięcia ekonomiczne idące w podobnym kierunku mogłyby przynieść rządowi Beaty Szydło i polskim finansom publicznym dużo korzyści – z pewnością wzmocniłyby rentowność polskiego długu, wytrąciły jeden z oręży w rękach brukselskich biurokratów, szukających pól do ingerowania w sprawy polskiego rządu, a także wymusiły na wszystkich ministrach rządu Prawa i Sprawiedliwości dyscyplinę fiskalną i oszczędności, których jak dotąd próżno szukać w przeszło 500-tysięcznej armii urzędników.
Źródło: bankier.pl, forsal.pl, dlugpubliczny.org.pl
Tom