Firma badawcza Euler Hermes Collections opublikowała raport, z którego wynika, że w większości polskich województw w trakcie ostatnich trzech kwartałów wzrosła liczba bankructw przedsiębiorstw. Są to niewątpliwie oznaki „ożywienia gospodarczego”, wróżonego przez niektórych polityków i ekonomistów.
W porównaniu do analogicznego okresu zeszłego roku więcej bankructw było w 9 województwach, mniej zaś w 7. Łącznie upadło nieco ponad 700 firm, o 5 proc. więcej, niż przed rokiem. Nawet w tych województwach, w których odnotowano mniejszą ilość upadłości, sytuacja nie napawa optymizmem. Przykładem jest Mazowsze, w którym w trakcie omawianego okresu zbankrutowało co prawda o 15 proc. mniej przedsiębiorstw, niż w zeszłym roku, jednakże sam wrzesień przyniósł znaczące pogorszenie.
Wesprzyj nas już teraz!
Największe kłopoty ma branża hurtowa oraz, tradycyjnie już, budownictwo. W raporcie za główne przyczyny złej kondycji polskich firm uznano zatory płatnicze oraz ogólną, kiepską kondycją gospodarki. Nie przekłada się ona jednak na równomierny rozkład bankructw. Na Podlasiu i Lubelszczyźnie jest ich wyraźnie mniej, z uwagi na to, jak wskazał jeden z autorów raportu, że istnieje tam dość dużo firm działających na rynku lokalnym, stosujących w większym stopniu rozliczenia gotówkowe. Stąd nie zostały one dotknięte tak mocno spowolnieniem przepływu płatności. Z drugiej strony, istnieją województwa, w których liczba bankructw zwiększyła się znacząco. W lubuskim aż o 100 proc., czy choćby na wspomnianym Mazowszu, gdzie zaledwie jeden miesiąc przyniósł znacznie gorsze wyniki. Należy spodziewać się, że z końcem roku liczba upadłości wzrośnie.
W wywiadzie udzielonym pod koniec września, prezes NBP Marek Belka stwierdził, że z polskiej gospodarki dobiega coraz więcej dobrych sygnałów. Najgorsze, według niego, Polska ma już za sobą. Nieznaczne, okresowe przyspieszenia produkcji przemysłowej, czy sprzedaży detalicznej prezes NBP skłonny jest uważać za ważne informacje, na które ekonomiści powinni zwracać uwagę.
Poza premierem Donaldem Tuskiem, który ogłosił, że kryzys już się skończył, „pewne oznaki ożywienia” zauważa też minister Rostowski, rzecz jasna jako rezultat działań podejmowanych przez rząd, czyli coraz większe zadłużanie Polaków. Jeżeli kryzys skończył się dzięki zaciąganiu nowych długów, które kiedyś trzeba będzie spłacić, najwyższy czas, jak głosił Konfucjusz, rozpocząć naprawę państwa od naprawy pojęć.
Tomasz Tokarski