Czasy „pandemii” wszystkim nam utkwiły głęboko w pamięci. Wizyty w kościele w tym okresie należały do szczególnie „symptomatycznych”. Z jednej strony świątynie świeciły pustkami – ale z drugiej sama liturgia naznaczona była „sanitarną” specyfiką. Dotknęła ona i tego, co dla nas najświętsze – Ciała Chrystusa. W czasach obostrzeń zalecono w końcu rozdawanie Komunii na rękę. Obłęd „lockdownu” przeminął, ale ta praktyka została z polskimi katolikami na dobre. Była, widać, czymś więcej, niż „mądrością etapu”. Wszak do obrońców Komunii na rękę należał sam współtwórca „reformy liturgicznej” – abp Annibale Bugnini. Duchowny ten dostrzegał specyficzne „zapotrzebowanie” na zmieniony sposób komunikowania, w którym to sam wierny kładzie Ciało pańskie w swoje usta.
Komunia na rękę: odporna na uwagi wiernych, biskupów… i papieża
Już na początku „pandemii” koronawirusa polski episkopat wpadł na pomysł, aby w tych okolicznościach zachęcić do częstszego udzielania Komunii w postawie stojącej na rękę. W ramach przeciwdziałania zarażeniom abp Stanisław Gądecki apelował, by instruować wiernych o możliwości przystępowania w ten sposób do Eucharystii. Ówczesny przewodniczący KEP wydał komunikat w tej sprawie jeszcze nim nad Wisłą wykryto pierwszy przypadek zarażenia.
Wesprzyj nas już teraz!
Zostawmy na marginesie pytanie, czy zakażenie koronawirusem było groźbą na tyle poważną, by silić się na te wyjątkową ostrożność. COVID, który zapamiętamy z „bezobjawowych” infekcji i wątpliwej skuteczności testów, odszedł. Komunia na rękę została zaś z nami. Obecnie już 5 lat minęło odkąd zawitała na tak szeroką skalę do polskich świątyń…
Ale to nie jedyna rocznica. Niemal dokładnie przed dwudziestoma laty– w marcu 2005 roku – polski episkopat jednogłośną decyzją dopuścił przyjmowanie Komunii świętej w ten zmieniony sposób w naszym kraju. Pandemiczna rzeczywistość miała zatem jedynie rolę popularyzującą tę praktykę. To, co stanowiło dawniej sporadycznie widywaną rzadkość, sanitarna gorliwość uczyniła normą.
To nie jedyne okoliczności, które przetrwała Komunia na rękę. W najnowszej historii Kościoła wykazała się ona niebywałą wręcz żywotnością. Ostała się mimo niechęci sporej części wiernych i niejednego duchownego. Nie doprowadziły do jej ograniczenia obawy o utratę partykuł Hostii i zmartwienie wiernych o brak należnej czci dla Eucharystii, wyrażane prywatnie, jak i w zorganizowanych akcjach polskich katolików w ostatnich latach.
Sumień nie poruszyły i zastrzeżenia części hierarchów wobec podawania najświętszego Sakramentu do rąk komunikujących. Wyraził je na przykład bp Krzysztof Białasik, polski ordynariusz diecezji Oruro. W dekrecie z 2015 roku hierarcha zakazał przyjmowania Komunii na rękę. Jak przypominał, praktyka ta nie została przez Kościół dopuszczona na równych zasadach, co przyjmowanie Ciała Pańskiego do ust. W „Memoriale Domini” Paweł VI zastrzegał, że przyjmowanie Komunii świętej do ust właściwie wyraża cześć dla realnej obecności Chrystusa w Eucharystii i stanowi uniwersalne prawo Kościoła – podkreślał polski biskup boliwijskiej diecezji.
Wspominany papieski dokument ma kluczowe znaczenie w dyskusji o Komunii na rękę. To bowiem interwencja Pawła VI w sprawie Komunii na rękę, której praktyka również zdołała się oprzeć. Nie jest tajemnicą, że taki sposób przyjmowania Ciała Pańskiego pojawił się w Kościele w skutek samowoli niektórych zachodnioeuropejskich duchownych. Ci m.in. w Holandii i Niemczech zaczęli w okresie soborowym udzielać Najświętszego Sakramentu wbrew przepisom liturgicznym i tradycji do rąk komunikujących.W wydanym w 1969 roku „Memoriale Domini” Paweł VI odpowiadał na popularyzację tej praktyki. Instrukcja Ojca świętego przypomniała wprost, że powszechnym prawem Kościoła, które należy utrzymać, jest komunikowanie wprost do ust.
„Z punktu widzenia całego współczesnego Kościoła, należy zachować ten sposób rozdawania Komunii świętej, nie tylko dlatego, iż opiera się on na tradycji wielu wieków, ale szczególnie dlatego, iż jest on oznaką czci wiernych dla Eucharystii. Praktyka ta w żaden sposób nie umniejsza godności tych, którzy przystępują do tego wielkiego sakramentu, ale jest częścią przygotowania, niezbędnego dla jak najbardziej owocnego przejęcia Ciała Pańskiego”, czytamy w dokumencie z końca lat 60-tych.
„Na dodatek, ten sposób komunikowania, który należy teraz rozważać jako zwyczajowo nakazany, daje lepsze zapewnienie, iż Komunia święta będzie rozdawana z odpowiednią czcią, oprawą i godnością; że uniknie się jakiegokolwiek niebezpieczeństwa sprofanowania Eucharystii, w której: cały i pełen Chrystus, Bóg i człowiek, jest substancjalnie zawarty i niezmiennie obecny w szczególny sposób. A wreszcie, że szczególna ostrożność, jaką Kościół zawsze nakazywał wobec najmniejszych nawet kawałków konsekrowanego chleba, będzie zachowana: Skoro pozwoliłeś, iż cokolwiek się straciło, pomyśl o tym, jakbyś stracił swoje własne członki”, dodawał papież.
Rozstrzygnięcie Pawła VI w sprawie Komunii na rękę było więc jasnym opowiedzeniem się przeciwko jej szerokiemu zastosowaniu. W dokumencie Ojciec Święty zgodził się na jej zastosowanie przez niektóre episkopaty, ale wyjątek ten miał dotyczyć jedynie tych miejsc, gdzie praktyka Komunii na rękę była już głęboko zakorzeniona.
„Jeżeli przeciwny temu sposób, a konkretnie, rozdawanie Komunii świętej na rękę, rozwinął się już w jakimś miejscu, to, aby pomóc konferencjom episkopatów wypełnić ich pasterski obowiązek w jakże często trudnej obecnie sytuacji, Stolica Apostolska powierza konferencjom obowiązek i funkcję osądu konkretnych uwarunkowań, jeżeli takie zachodzą. Mogą one dokonać tego osądu, pod warunkiem, iż wnikliwie zadba się o usunięcie wszelkiego niebezpieczeństwa braku czci albo złego mniemania o Eucharystii świętej, które mogłoby pojawić się w umysłach wiernych, jak również wszelkich innych niestosowność”.
W tych słowach w „Memoriale Domini” Paweł VI zagwarantował niektórym diecezjom specjalny indult, pozwalający na praktykę, której rozszerzenia nie chciał i któremu sprzeciwiła się również większość katolickich biskupów. W papieskim dokumencie poznać można również odpowiedzi hierarchów na pytania Stolicy Apostolskiej o ich aprobatę dla zmienionego sposobu przyjmowania Komunii. Była ona wyraźnie mniejszościowa.
A jednak – podczas, gdy również sprawowana na zasadach indultu Msza w tradycyjnym rycie rzymskim dziś traktowana jest coraz mniej chętnie, Komunia na rękę awansowała do rangi obowiązującej reguły i w wielu kościołach stanowi dominantę. Krytyka tej formy – nieakceptowanej dawniej przez większość biskupów i ocenionej z rezerwą przez samego Pawła VI jest już „nie na miejscu”. W komunikacie polskiego episkopatu na temat Komunii na rękę z 3 października 2020 roku dowiedzieć się można w zasadzie, że sięganie po podobne zastrzeżenia to rodzaj siania niepotrzebnego zamętu.
„Prawo oceniania i zmieniania praktyki liturgicznej należy do Stolicy Apostolskiej i dopóki ona uznaje Komunię na rękę za godziwy sposób udzielania wiernym Ciała Pańskiego, nikt nie powinien tego sposobu potępiać. Kto zaś to czyni, wprowadza nieład i podział w rodzinie Kościoła”, czytamy w sygnowanym przez bp. Adama Bałabucha. Niestety, pełny stosunek stolicy apostolskiej nie został przy tym nawet wspomniany w episkopalnym orzeczeniu. Jego świadomość wyparowała. Jakimś cudem Komunia na rękę stała się już równoprawną i tak samo wartościową formą przyjmowania Ciała Pańskiego.
Obawy o brak czci dla Eucharystii według dokumentu Konferencji Episkopatu Polski z jesieni 2020 roku można rozwiązać wskazaniem, by „szafarze udzielający Komunii na rękę poczuwali się do szczególnie wielkiej dbałości o cześć wobec Najśw. Sakramentu, zwracając uwagę na to, aby przy Komunii nie dopuścić do gubienia okruszyn Hostii. W tym celu powinni dbać o jakość stosowanych do Mszy hostii, z wielką uwagą dbając o to, aby się nie kruszyły i nie pozostawiały na dłoniach wiernych okruszyn (…)”.
Nawet gdyby to – zdaje się – nie mające przełożenia na praktykę zalecenie wypełniano, widać doskonale, że problemu Komunii na rękę nie sposób sprowadzić jedynie do tej kwestii. Paweł VI zaznaczał, że komunikowanie wprost do ust gwarantuje „odpowiednią cześć, oprawę i godność” kultu eucharystycznego. Nie chciał ekspansji innego sposobu przyjmowania Ciała Pańskiego, ze względu na jego symboliczny wymiar…
Hannibal ante portas
A to właśnie rewolucyjna tendencja, jaką wyraża ten ostatni zdaje się stać za żywotnością i rozszerzeniem zmienionego sposobu przyjmowania Ciała Pańskiego. „Ducha”, o którym mowa, uwidacznia słynny artykuł o Komunii na rękę abp. Annibale Bugniniego z 1973 roku. Jest on o tyle wart uwagi, że hierarcha ten uznawany jest za jednego z głównych autorów posoborowych zmian liturgicznych. W swoim tekście duchowny Komunię na rękę wiązał ścisłą logiką z rewolucją w rycie rzymskim.
W opublikowanym na łamach L’Osservatore Romano tekście duchowny przekonywał, że podawanie Eucharystii na rękę było powszechne w starożytności. To zdaje się dobrze poświadczone przez historię twierdzenie. Trzeba jednak zastrzec, że dawna komunia na rękę nie miała wiele wspólnego z obecnym jej wydaniem.
Tak, czy inaczej za przyczynę odejścia od tego zwyczaju abp Bugnigni uważał swojego rodzaju „klerykalizację” kultu bożego. Zdaniem hierarchy podawanie Komunii świętej wprost do ust od VIII lub IX wieku miało źródło w „stopniowym usunięciu laikatu z liturgii i w ogóle z całej przestrzeni sakralnej, zastrzeżonej wyłącznie dla konsekrowanych, a w niektórych wypadkach jedynie wyświęconych kapłanów”.
„Liturgia w gruncie rzeczy z bycia czynnością całej wspólnoty kościelnej, jak była na początku przez cały okres wczesnego chrześcijaństwa, stała się stopniowo res clerici (łac. sprawą kleryków). Na przełomie VIII i IX weku świeccy zostali niemal całkowicie wykluczeni z celebracji”, przekonywał w swojej popularnej publikacji abp Bugnini. Według niego odwrócenie kapłana twarzą ku ołtarzowi, czy odmawianie kanonu w ciszy, dawniej obecne w rycie rzymskim, miły taki sam rodowód.
Ten wektor liturgicznych zmian w „Memoriale Domini” Paweł VI ukazał jako sam w sobie dodatni. Papież zaznaczył w dokumencie, że stopniowe otoczenie Najświętszego Sakramentu coraz większą czcią było źródłem dobrej normy, jaką jest udzielanie Komunii świętej wprost do ust. W ujęciu Bugnieniego historyczny rozwój katolickiej liturgii to wyraz wykluczenia świeckich z celebracji. „Obawa, by uniknąć lub zapobiec brakowi czci była silniejsza, niż ta o udział wiernych przy stole eucharystycznym. Nowy sposób przyjmowania, zabraniający świeckim dotykania Eucharystii, wydawał się bardziej zgodny ze świętością Tajemnicy Eucharystycznej: tylko poświęcone ręce mogły ważyć się dotknąć Ciała Pańskiego”, tłumaczył wpływowy arcybiskup.
W opisie tym wydaje się tkwić nieco fałszywej mitologii. O ile bowiem świeccy zostali rzeczywiście postawieni w roli mniej aktywnej, to przecież uwagi o ich wykluczeniu z uczestnictwa w najświętszych obrzędach są zgoła bezpodstawne. Wszak uczestnictwo w liturgii nie polega na aktywizmie, ale uzyskaniu dostępu do nadprzyrodzonych łask dzięki sakramentowi. Dychotomii – powaga kultu i cześć dla Eucharystii i wykluczenie wiernych nie ma. Udoskonalenie liturgii w kierunku bardziej skupienia na kulcie i uczczenia świętości nie odrzuca świeckich, a po prostu stawia ich w roli przyjmujących… adekwatnej do faktu, że żadnego udziału w łaskach wysłużonych nam przez Chrystusową Mękę dzięki własnej aktywności nie mamy…
Jak zaznaczał w artykule „Historia obrzędu udzielania Komunii świętej” ks. Martin Lugmayr FSSP opublikowanym na łamach „Christianitas” odejście od Komunii na rękę dokonało się zarówno w zachodnim, jak i wschodnim chrześcijaństwie. Była to więc szeroka zmiana praktyki, wynikająca z podniosłości kultu. Przeznaczenie Komunii świętej wyświęconym jedynie szafarzom nie było sprzeczne z zasadami pierwszego chrześcijaństwa – a stanowiło raczej powszechnie wyciągnięcie konsekwencji z czci dla Ciała Pańskiego. Przecież święto Bożego Ciała i procesje z Najświętszym Sakramentem też nie są starożytną, a dopiero wypracowaną w średniowieczu praktyką. Podobnie nie wiadomo, by pierwsi chrześcijanie umieszczali Najświętszy Sakrament w monstrancjach i adorowali go, tak jak czynimy to my – ich następcy w wierze. A jednak – to cenne praktyki wyrażające wspólną dla wszystkich pokoleń Kościoła wiarę – w realną obecność Chrystusa w konsekrowanej Hostii… a nawet w jej najmniejszej partykule.
Można więc powiedzieć, że udzielanie Komunii świętej wprost do ust jest wyrazem myślenia o liturgii, w której zasadniczą troską jest uczczenie boskiego majestatu. Tymczasem współcześnie – jak sygnalizowały to przekonania Bugniniego – kult ma stać się planszą egalitarnego wysiłku, zmierzającego do zmniejszenia dystansu pomiędzy kapłanem a wiernym. Tym właśnie przewodniczący soborowej komisji liturgicznej kierował się pochwalając Komunię na rękę i taki duch przenika żyrowaną przez niego reformę liturgiczną. Zmiany, za których twarz uchodzi właśnie abp Bugnini, dotknęły przede wszystkim tych elementów celebracji Najświętszej Ofiary, których kapłan nie sprawował wspólnie z wiernymi, lub w sposób dla nich niezrozumiały.
Wiele w tym kontekście mówi inny charakterystyczny obraz stosunku do Najświętszego Sakramentu w ostatnich dekadach. Rozszerzenie dostępu „nadzwyczajnych szafarzy” do Komunii świętej urosło tak znacznie, że sama nazwa tej posługi stała się pozbawioną treści etykietą. Trwa przy tym emancypacyjna walka, by w imię wyzwolenia do szafarstwa zachęcić kobiety. W niektórych kościołach lokalnych liturgiczne „akcje” przybierają rolę otwartego manifestu na rzecz zmian… Tak właśnie było z głośnym w 2022 roku dopuszczeniem do współprowadzenia za ołtarzem Modlitwy eucharystycznej świeckich kobiet w jednej ze szwajcarskich parafii…
Podobne działania zdaje się inspirować duch egalitarnej rewolucji, który z liturgii czyni przestrzeń rywalizacji o władzę. Kluczowe jest zapewnienie każdemu aktywnego i czynnego uczestnictwa – a dbałość o kult i uczczenie tego, co najświętsze, schodzą na dalszy plan. „Deklerykalizacja” jest tu najlepszą przyjaciółką braku rewerencji. Przekształcenie liturgii tak, by nie zachowywała jasnego podziału na wyświęconych szafarzy sakramentu i jego świeckich odbiorców, niesie w sobie jasny symbol demokratyzacji, a chwila, w której wierny własną ręką prowadza Chrystusa do swoich ust jest jej uderzająco czytelnym znakiem.
Nic dziwnego, że próby upominania się o cześć dla najświętszych postaci nie są w stanie ograniczyć nadużyć „Komunii na rękę”. Ten już nie nowy trend w kulcie eucharystycznym wywodzi się wszak z myśli, która skupienie na uwielbieniu Boga w liturgii wiąże z przesadną „klerykalizacją”. Cześć pada ofiarą programu emancypacji świeckich. Gdy polski episkopat raz zdecydował się dopuścić taki sposób przyjmowania sakramentu, a przy okazji „pandemii” rozszerzyć go, brak dzisiaj kapłanów gotowych zgłosić zastrzeżenia. Kto śmiałby bowiem „narzucić” wiernym, jak mają podchodzić do Komunii świętej? Kościół nie chce dziś przecież rządzić, a rewolucja nie znosi kroków wstecz.
Filip Adamus