Po 26 latach sprawowania władzy premier Milo Djukanović utrzyma najprawdopodobniej władzę w Czarnogórze. To oznaczać będzie dokończenie procesu akcesji najmniejszego słowiańskiego państwa do Unii Europejskiej i NATO w czasie kolejnej kadencji dominacji socjalistów w parlamencie w Podgoricy. Wynik wyborów oznacza jednak, że długoletni premier będzie potrzebował koalicjantów do zbudowania większości parlamentarnej. A to na podzielonej scenie politycznej rodzi pytanie o stabilność przyszłego rządu w Podgoricy.
Podziały w społeczeństwie Czarnogóry idą dziś na wielu płaszczyznach – ideologicznej, narodowej i religijnej. Uproszczony schemat powielany w mass mediach mówi o podziale na stronę prounijną oraz na prorosyjską, utożsamianą często z proserbską. Jednak Serbia, historycznie uważana jako największy (obok Bułgarii) sympatyk Rosji na Bałkanach, zmieniła ostatnio swój kurs i traktowanie Serbii jako państwa prorosyjskiego jest dużym nadużyciem. Zachowanie Serbii ma dość istotny wpływ także na sytuację wewnętrzną Czarnogóry, gdzie blisko 1/3 obywateli deklaruje narodowość serbską, a sami Czarnogórcy stanowią niespełna połowę społeczeństwa.
Wesprzyj nas już teraz!
Już w 2009 roku ówczesny prezydent Serbii, Boris Tadić, złożył wniosek o członkostwo Serbii w Unii Europejskiej. Rada Europy przyznała Serbii status kandydata po trzech latach. Z akcesją do NATO będzie na pewno trudniej, gdyż nadal są w pamięci wielu Serbów żywe obrazy z 1999 roku, gdy lotnictwo Paktu Północnoatlantyckiego bombardowało nie tylko militarne obiekty na terenie państwa serbskiego.
Podejrzana Rosja
Niemniej, mimo silnych w dużej części społeczeństwa serbskiego sympatii prorosyjskich, zmiana orientacji Belgradu na Brukselę i Waszyngton oznacza dla licznej mniejszości serbskiej w Czarnogórze utratę oparcia w sojuszniku, który mógłby stanowić alternatywę dla prozachodniego kierunku obranego przez socjalistyczny rząd Czarnogóry. Na nucie tej zagrał trzy dni przed wyborami parlamentarnymi premier Djukanović, który w końcówce kampanii wyborczej oskarżył Rosję o wspieranie opozycji przeciwnej akcesji Czarnogóry do NATO i UE. Pośrednikiem w transferze środków finansowych dla antysocjalistycznej opozycji miała być właśnie Serbia, a odbiorcą pieniędzy partie proserbskie. Największą z partii proserbskich jest Front Demokratyczny, który zdobył – według szacunków wyborczych – około 20 proc. głosów. To za mało, by samodzielnie odsunąć od władzy premier Djukanovića i za mało by stać się trzonem antysocjalistycznej koalicji. Dołączenie Czarnogóry do NATO i UE pod okiem Djukanovića wydaje się więc być przesądzone. Co więcej dokona tego rząd kierowany przez polityka, który karierę zaczynał jeszcze w partii komunistycznej w Socjalistycznej Federacyjnej Republice Jugosławii.
Od komunizmu do socjalizmu
Obecny i najprawdopodobniej także przyszły premier Milo Djukanović aktywność polityczną w Związku Komunistów Jugosławii, odpowiedniku wielu monopolistycznych partii komunistycznych w bloku wschodnim, zaczynał mając dopiero 17 lat. Upadek komunizmu nie przeszkodził mu w dalszej karierze politycznej, choć o pierwszych latach aktywności chyba nie chce się zbyt dużo chwalić, gdyż oficjalna biografia premiera na rządowej stronie zaczyna się dopiero od 1994 roku. Podobnie odbierana jest Demokratyczna Partia Socjalistów Czarnogóry partia Djukanovića, sprawującego ćwierć wieku rządy w Podgoricy, uznawana za siłę polityczną wywodzącą się wprost z dawnej partii komunistycznej. Podobnie jak wiele partii w państwach postsowieckich, DPS w ciągu sprawowania władzy ewoluowała od komunizmu i proserbskiego ukierunkowania do socjalizmu (socjaldemokracji) i orientacji prozachodniej. Wejście do NATO i UE stało się głównym hasłem Czarnogórców, oczekujących zmian i poziomu życia takiego jak w zachodniej Europie, co szybko zrozumieli i wykorzystali socjaliści.
Widmo terroryzmu
Zaproszenie do przystąpienia do Paktu Północnoatlantyckiego Czarnogóra dostała w 2015 roku, a rozmowy w sprawie akcesji do UE także są prowadzone, chociaż wymagania stawiane przez obydwie organizacje Zachodu nie będą łatwe do spełnienia przez socjalistów. Chodzi przede wszystkim o skuteczną walkę z korupcją i transparentność wyborów. Dla sprawujących dwie i pół dekady socjalistów nie będzie to zadanie łatwe po umocnieniu się na dalsze lata na stanowiskach władzy, którą jednak trzeba będzie się podzielić z koalicjantami.
Niedzielne wybory w Czarnogórze nabrały też dodatkowego dramatyzmu, gdy podano wiadomości o zatrzymaniu przez służby Czarnogóry 20 Serbów, podejrzanych o planowanie zbrojnych ataków w Podgoricy po zamknięciu lokali wyborczych. Jako szefa tej grupy wskazano dawnego generała serbskiej policji i szefa jej oddziałów specjalnych Bratislava Dikića. Jeśli zarzut o podjęcie próby zorganizowania ataku terrorystycznego okaże się prawdziwy, Czarnogóra dołączy do grupy krajów europejskich dotkniętych terroryzmem, co w dłuższej pespektywie czasowej będzie obniżać pozycję tego kraju, znanego w Europie przede wszystkim jako cel turystyki wypoczynkowej.
Niewiele „pod kreską”
W kontekście tych wydarzeń sam wynik nie budził jakiegokolwiek zdziwienia, tak jak i reakcje liderów dwóch głównych partii, ogłaszających światu i narodowi swój sukces wyborczy. Wszystko wskazuje na to, że prozachodnia Demokratyczna Partia Socjalistów (DPS) premiera Milo Djukanovicia wygrała niedzielne wybory parlamentarne i zdobyła ok. 41 proc. głosów. Wynik niewiele „pod kreską” zamknął drogę socjalistom do samodzielnego budowania rządu. Na drugim miejscu z wynikiem ok. 20 proc. głosów uplasował się główny rywal socjalistów – Front Demokratyczny (koalicja kilku partii prorosyjskich i proserbskich, która oparła kampanię na mocnej krytyce zacieśniania współpracy Czarnogóry z NATO i UE). Trzecie miejsce (11 proc.) zajęła koalicja KLJUC („Klucz”), nastawiona negatywnie do polityki DPS. Wysoka frekwencja wyborcza (ponad 73 proc., w 2012 roku także ponad 70 proc.) wyróżnia się na tle wyników osiąganych podczas wyborów w Europie Środkowej czy chociażby ostatniego referendum na Węgrzech. Z drugiej strony dobra frekwencja wynikać może z niemal lokalnego charakteru wyborów parlamentarnych. W liczącym ponad 620 tys. obywateli państwie uprawnionych do głosowania jest ok. 530 tys. osób. W przeliczeniu na 81 parlamentarzystów wybieranych do Skupštiny Crne Gore oznacza to, że jednego posła wybiera ok. 6,5 tys. dorosłych Czarnogórców (przy frekwencji 100 proc.). W Polsce taka liczba wyborców przypada mniej więcej na radnego powiatowego, a więc radnego lokalnego szczebla samorządu.
Wybór Czarnogóry
Okres tworzenia koalicji rządowej przez Milo Djukanovića nie będzie raczej długi. Doświadczenie w tworzeniu większości parlamentarnej obecny premier już ma – zdobywając w 2012 roku 39 mandatów porozumiał się z politycznymi reprezentantami mniejszości narodowych – Albańczyków, Chorwatów i Bośniaków.
Jak nowy – stary premier poukłada stosunki z sąsiednimi państwami trudno przesądzać, ale oparcie się na koalicji z mniejszościami narodowymi, w szczególności z Albańczykami, powinno umocnić dotychczasowe relacje z Albanią i Kosowem, a jednocześnie nie kosztować tyle, ile należałoby się większemu koalicjantowi.
Z największym sąsiadem – Serbią – Podgorica ma napięte od 2008 roku stosunki, po tym jak uznała niezależność Kosowa od Serbii, a także weszła na drogę integracji Czarnogóry z NATO. Orientacja na UE i NATO wyklucza poprawę stosunków z Rosją, co będzie z pewnością argumentem podnoszonym przez dużą część społeczeństwa, przeciwnego wchodzeniu w strefę wpływu państw zachodniej Europy i czującego więcej sympatii do Rosji.
Wewnętrzne uwarunkowania budowanej od czerwca 2006 roku całkowitej niepodległości także nie są łatwe. W dziesiątą rocznicę ogłoszenia pełnej niepodległości (od Serbii), w czerwcu tego roku, na stronie Deutschlandfunk jeden z przeciwników kursu obranego przez Milo Djukanovića jako bolączki nierozwiązane w okresie niepodległości wskazał zbyt dużą zależność od mafii tego małego państwa nad Adriatykiem, użył nawet określenia „państwa prywatnego”.
W 2006 roku o niepodległości od Serbii zadecydowało 45 tys. głosów, niezbędnych do uznania referendum za ważne – próg 55 proc. frekwencji przekroczono w 2006 roku zaledwie o 0,5 proc. Jednak długotrwałe balansowanie na pograniczu połowy poparcia jest niebezpieczne, a dzisiaj taką większość będzie zmuszony budować zwycięzca niedzielnych wyborów w Czarnogórze. Odpowiedź na pytanie, czy taka koalicja zdoła przeprowadzić państwo przez trudne czasy gwałtownych zmian i ruchów w Europie, dzisiaj może budzić wiele niepokoju.
Jan Bereza