18 grudnia 2023 roku rozpoczął się czas Afryki: tak sytuację w Kościele po publikacji Fiducia supplicans ocenia wielu watykanistów. Sądzą, że przyszłe konklawe może wyłonić pierwszego czarnoskórego papieża w historii katolicyzmu. Papież Franciszek oddał Stolicę Apostolską na usługi globalnego zachodniego imperium woke’ismu. Dla milionów (sic) normalnych katolików to skandal, który chcą zatrzymać jak najszybciej. Może to zostać przeprowadzone właśnie rękami Afryki.
Opublikowanie deklaracji doktrynalnej Fiducia supplicans przez kard. Victora Manuela Fernándeza wywołało wielkie oburzenie w prawie całej Afryce. Nie tylko dlatego, że dokument wprowadzając błogosławienie dla par homoseksualnych wydaje się być w oczywisty sposób sprzeczny z Tradycją. Również dlatego, że Fiducia supplicans wywołała na Czarnym Lądzie wielkie zgorszenie: w oczach muzułmanów czy zielonoświątkowców z Afryki Kościół katolicki stał się instrumentem znienawidzonej agendy LGBT, która depcze prawo naturalne i chce zrobić z krajów afrykańskich wspólnotę sodomicką na wzór liberalnych państw europejskich czy USA. Taki obraz Kościoła oznacza de facto kres możliwości prowadzenia misji. Żaden muzułmanin ani żaden zielonoświątkowiec z Afryki nie przystąpi do Kościoła katolickiego, bo ten będzie mu się kojarzyć z akceptacją grzechu i niemoralności. Dla afrykańskich biskupów to, co zrobił Fernández z poparciem samego Franciszka, to po prostu – jakkolwiek brzmi to strasznie – krecia robota, dywersja przeznaczona na podkopanie rozwoju i wiarygodności Kościoła w Afryce. Biskupi z Czarnego Lądu po Fiducia supplicans mówili dziennikarzom wprost: jak mamy głosić Chrystusa, skoro innowiercy mają katolicyzm za religię, która zdradziła prawo naturalne?
Czy Fernández i Franciszek mogli spodziewać się, że wywołają taki efekt? Nie sposób tego udowodnić, ale sądzę, że tak. W końcu błogosławienie par homoseksualnych zostało w Kościele katolickim wprowadzone dzień po tym, jak zrobili to anglikanie. Stolica Apostolska mogła w ciągu poprzednich miesięcy oglądać, jak anglikanie z globalnego Południa, zwłaszcza z Afryki, oburzają się na czyny ich braci z Północy, zwłaszcza z Anglii – i zapowiadają zerwanie z nimi więzi. Bóg ocenia intencje; ale dla trzeźwego postronnego obserwatora publikacja Fiducia supplicans może wyglądać jako celowe działanie mające wykopać przepaść pomiędzy katolicyzmem Zachodu a Afryką.
Wesprzyj nas już teraz!
To się udało; ale nie znaczy to, że ta przepaść pozostanie już na zawsze. Katolicy z Afryki nie zerwali jedności z Rzymem. Czarnoskórzy księża będą dalej przyjeżdżać do Europy i USA na misje; czarnoskórzy biskupi będą uczestniczyć w synodach; wreszcie czarnoskórzy kardynałowie – będą brać udział w konklawe. A to wszystko będzie stopniowo przekształcać Kościół.
Tych ostatnich nie ma wprawdzie wielu; to w sumie siedemnastu elektorów, w tym kilku europejskiego pochodzenia, wspierających liberalną linię Franciszka. Konserwatywni kardynałowie z Afryki stanowią łącznie niespełna 10 proc. całego Kolegium Kardynalskiego. Dla porównania Europejczycy i Amerykanie z Północy to wciąż zdecydowana większość – razem stanowią ponad połowę całego Kolegium. Formalnie odpowiada to jeszcze liczbie katolików na świecie; jeżeli jednak wzięlibyśmy pod uwagę katolików praktykujących – Afryka jest w Kolegium Kardynalskim szalenie niedoszacowana, podczas gdy Europa i Ameryka Północna ma poważną nadreprezentację.
Oczywiście, nie wszyscy kardynałowie europejscy i amerykańscy to liberałowie. Wykluczając purpuratów, którzy wkrótce stracą możliwość głosowania na konklawe (mających 79 lat), można naliczyć co najmniej 10 zachodnich hierarchów, którzy z całą pewnością nie należą do obozu progresistów (jak Gerhard Müller, Rainer Woelki, Kurt Koch, Willem Eijk, Raymond Burke, Philippe Barbarin, Péter Erdő i kilku innych).
W sumie w skali globalnej można naliczyć około 25 kardynałów, których z całą pewnością da się zapisać do obozu konserwatywnego; wyrazistych progresistów jest więcej, bo około 40 (z takimi relatywnie nowymi w Kolegium postaciami jak sam Fernández, Portugalczyk Américo Aguiar, Amerykanin Robert McElroy czy Luksemburczyk Jean-Claude Hollerich).
W efekcie konserwatyści nie będą w stanie samodzielnie zablokować żadnej kandydatury; progresiści – być może tak. To oznacza, że wybór kardynała, który chciałby w jednoznaczny sposób cofnąć rewolucje Franciszka, wydaje się praktycznie niemożliwy. O wiele bardziej realne jest wybranie kogoś, kto nie będzie mieć wyrazistej opinii „antybergoglianisty” (co w sensie politycznym „obciąża” takich purpuratów jak Gerhard Müller albo Robert Sarah).
Według niektórych watykanistów (Franca Giansoldati z „Il Messaggero”; John Allen z „Crux”; już wcześniej tak samo pisał o nim portal Episkopatu Szwajcarii, Cath.ch) odpowiednim człowiekiem może się okazać Fridolin Ambongo, kardynał arcybiskup stolicy Konga, Kinszasy. To właśnie Ambongo po 18 grudnia 2023 roku zorganizował opór Afryki wobec Fiducia supplicans, czyniąc to jednak z wielką gracją. Podczas gdy niektóra oświadczenia afrykańskich episkopatów odrzucających deklarację Fernándeza były w tonie dość ostre, dokument przygotowany przez Ambonga jest inny. Przedstawia w jednoznaczny i wyrazisty sposób nauczanie Kościoła katolickiego na temat homoseksualizmu, zarazem jednak deklarując wierność wobec Stolicy Apostolskiej, tak, by nie powstało wrażenie jakichś schizmatyckich tendencji Afryki. Modus operandi Ambonga pokazał, że to człowiek zdolny do obrony autentycznej nauki Kościoła, ale w taki sposób, by zamiast antagonizować – łączyć. Stąd, sądzi się, może zyskać sympatię zarówno konserwatywnych kardynałów, jak i „flirtujących” z liberalizmem, ale zarazem odrzucających wyrażane wprost herezje modernistyczne.
Ambongo jest ponadto od 2020 roku członkiem elitarnej Rady Kardynałów; zna dobrze zarówno Franciszka jak i – w pewnym stopniu – środowisko Kurii Rzymskiej. W Afryce kieruje olbrzymią metropolitą – Kinszasę zamieszkuje 16 mln ludzi. Miasto jest niezwykle żywotne, dynamiczne – i niespokojne, stąd posługa Ambonga nie należy do łatwych. W przeszłości hierarcha wielokrotnie zmagał się z groźbami czy nawet atakami na swój dom ze względu na zaangażowanie polityczne na rzecz procesów pokojowych i stabilizacji kraju. W oczach części Kolegium Kardynalskiego jego polityczne zahartowanie może być dodatkowym walorem. Wreszcie, jest jeszcze wiek: Ambongo ma zaledwie 64 lata. Gdyby został wybrany na następcę św. Piotra, miałby szansę prowadzić Kościół przez dwie, może nawet trzy dekady, w przypadku względnie dobrego zdrowia gwarantując co najmniej kilkanaście lat stabilnych rządów, bez nadmiernego ryzyka słabości skutkującej przejęciem faktycznych rządów w Kurii Rzymskiej przez otaczająca papieża klikę.
Dwadzieścia lat pontyfikatu biskupa z Afryki: to oznaczałoby nadanie Kościołowi katolickiemu naprawdę nowego kierunku. Pytanie, czy duża grupa kardynałów z Ameryki Południowej czy Azji, których głosy będą na konklawe decydująca, będzie chciała się na to zdecydować? Biorąc pod uwagę fakt, że większość z nich to nominaci Franciszka, wybrani ze względu na swoje oddanie nawet jeżeli nie jawnemu liberalizmowi, to przynajmniej „duchowi Vaticanum II” – można zasadnie w to wątpić. W 2014 roku kard. Walter Kasper mówił pogardliwie o Afrykanach, że nie powinni mówić „nam”, to znaczy progresywnym ludziom Zachodu, co robić.
Od tego czasu trochę się zmieniło i siła Afryki wzrosła: ale chyba jeszcze nie na tyle, by przełamać wszystkie bariery niechęci. Franciszek sprzeciw części biskupów na Zachodzie względem Fiducia supplicans określił mianem „schizmatyckości”, podczas gdy sprzeciw Afryki uznał za uprawniony. Ogłoszenie dokumentu nie zostało zresztą z Afryką nawet skonsultowane. To pokazuje, że przynajmniej w oczach ludzi z układu Jorge Mario Bergoglia Czarny Ląd uchodzi za swoisty „głęboki neolit”. Wydaje się, że znaczna grupa kardynałów z Azji i Ameryki Południowej, choć pozostaje w tej samej „południowej” strefie co Afryka, ma wciąż zbyt duże związki intelektualne i moralne z Zachodem, by zdecydować się na papieża z Afryki. Ostatecznie jednak – wszystko w rękach Boga; a za Kościół w Afryce warto, sądzę, dużo się modlić: nawet jeżeli jeszcze nie teraz, to już za chwilę może to być jedyne miejsce, gdzie wiara będzie głoszona bez przemożnej domieszki liberalnych ideologii.
Paweł Chmielewski