Wielu luteranów zazdrości katolikom „niekończących się wspomnień świętych, świąt i ferii, ludowych zwyczajów i niezliczonych liturgicznych dodatków: procesji, figur, różańców, nowenn, medali, objawień, mistyki, nawet hagiografii” – zauważa Nate Metzger, konwertyta z konfesyjnego luteranizmu. „Co wielu katolików postrzega jako coś represyjnego i dusznego, wielu luteranów uważa za wyzwalające” – podkreśla.
„Lektura historii nawróceń byłych ewangelikalnych chrześcijan jest z tego powodu zawsze pouczające. Przyznaje, że to, co ci biedacy myśleli o katolicyzmie w czasach ich super-protestantyzmu, jest dla mnie zabawne. W porównaniu do nich, na przykład dobrze wiedziałem, że katolicy nie oddają kultu należnego Bogu papieżowi i Maryi. Wiedziałem, że w ich religii nie ma niczego pogańskiego, nie byłem zaniepokojony klęczeniem, okadzeniami, czy przyklęknięciami” – czytamy. Metzger podkreśla, że będąc jeszcze konfesyjnym luteraninem nauczano go, że o wiele lepiej jest być katolikiem niż… kalwinistą, metodystą, albo członkiem innej, radykalniejszych jeszcze, protestanckiej denominacji.
Wesprzyj nas już teraz!
„Konfesyjni luteranie przechodzący na katolicyzm są dość szczególni. Wśród konwertytów znajdujemy się w rzadkiej sytuacji jeszcze przed nawróceniem całkiem nieźle wiedząc, czego tak naprawdę nauczają katolicy. Oczywiście, byłem pod wpływem mniejszych nieporozumień, ale moje przyjście do Kościoła nie było kwestią odkrycia, że cały obraz katolicyzmu, jakiego dorastając nauczyli mnie moi pastorzy i nauczyciele, był pełen wyolbrzymień, skandalicznych przeinaczeń i jawnych kłamstw. Na lekcjach religii czytaliśmy Katechizm Baltimorski (katechizm dla amerykańskich katolików, przyjęty w roku 1885 – przyp. red.) i oglądaliśmy Mszę Trydencką. Nie jest niczym niezwykłym, że dziecko wyznające konfesyjny luteranizm, chodzące do szkółki parafialnej, wie o katolicyzmie więcej niż uczeń pobliskiej katolickiej szkoły. W zasadzie, w dzisiejszych czasach moglibyśmy się tego nawet spodziewać” – dodaje.
Nate Metzger zauważa, że wyznawca konfesyjnego luteranizmu obruszyłby się, gdyby ktoś chciał go nazwać protestantem. „Protestanci nie wierzą w Realną Obecność, omijają udzielanie sakramentu chrztu (lub zwyczajnie chrzczenia) swoich dzieci aż do momentu, w którym mają one sześć albo siedem lat, odrzucają kalendarz liturgiczny, myślą o Biblii jako o wyłącznym przewodniku po dogmatach i moralności, który powstał ex nihilo, posiadają krzyże pozbawione pasyjek nad tym czymś, co postawili w miejsce ołtarza. Być może właśnie ze względu na ogólną antypatię do szerokiego światka protestantyzmu wielu konfesyjnych luteranów lgnie do Świętej Matki Kościoła” – czytamy na łamach „The Remnant”.
„Choć faktem jest, że konfesyjni luteranie korzystają z kalendarza liturgicznego, to jest on mniej pełny od tego używanego przez Kościół. Chociaż luteranie prezentują (…) wrogość względem nikczemnego i zepsutego Zwingliego, to w porównaniu z artystycznym bogactwem Kościoła Rzymskiego wiele luterańskich świątyń wygląda jawnie purytańsko. Mimo bogactwa luterańskiego kultu liturgicznego, wygląda on ubogo obok Tradycyjnej Łacińskiej Mszy”.
Bogactwo katolickiej pobożności i duchowości przyciąga do Kościoła. Wielu luteranów zazdrości „niekończących się wspomnień świętych, świąt i ferii, ludowych zwyczajów i niezliczonych liturgicznych dodatków: procesji, figur, różańców, nowenn, medali, objawień, mistyki, nawet hagiografii”. Podobnie rzecz się ma w przypadku tradycyjnej katolickiej ascetyki, postów i liturgii, która jest dana, a nie improwizowana przez wiernych. A skarby te są niewyczerpane: „zawsze istnieją głębsze poziomy do odkrycia”.
Tymczasem to bogactwo wiary zostało potraktowane po Drugim Soborze Watykańskim jako balast, którego się szybko pozbyto. Zaciekawiony katolicyzmem luteranin, tęskniący za wiarą złożoną, pełną bogactwa, nasyconą tradycją przekazywaną przez pokolenia, trafia w środowisko którego się nie spodziewał. „Pozostawia roczny lekcjonarz na rzecz trzech, dobrze ustrukturyzowany kalendarz liturgiczny na rzecz pustyni okresu zwykłego. Często, w zależności od tego, gdzie uczestniczy w Mszy św., nasz konwertyta z luteranizmu pozostawia za sobą śpiew kościelny, klęczenie i oznaki czci na rzecz… czegoś innego. (…) Pozostawia kościół miłujący tradycję – a ma on jej całe mnóstwo – na rzecz kościoła, który w mniejszym lub większym stopniu czuje wstręt do samego siebie, który wydaje się niewystarczająco szybko uciekać od własnej przeszłości” – zauważa konwertyta.
Źródło: The Remnant
mat