12 marca 2022

Człowiek ze świńskim sercem. Gdzie są granice tożsamości gatunkowej?

Czy człowiek ze świńskim sercem może pełnowartościowo kochać? To nie cytat z filmu, lecz pytanie „z całą powagą” zadane przez badacza zajmującego się bioetyką. Rok 2022 przyniósł niebagatelny zwrot w rozwoju tzw. ksenotransplantologii, czyli dziedziny zajmującej się przeszczepami organów pomiędzy gatunkami. Czy na gruncie katolickiej antropologii jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pytania rodzące się wokół tej kwestii?

 

Zaczęło się od krwi – na czym się skończy?

Wesprzyj nas już teraz!

Badacze twierdzą, że już w przekazach mitologicznych można odnaleźć przejawy zainteresowania człowieka międzygatunkową wymianą, którą dziś określa się mianem ksenotransplantologii. Zostawiłbym jednak tego typu domysły w odniesieniu do skrzydeł Dedala, gdyż inne, jak sądzę, tęsknoty wyraża tamten mit, a przeszedłbym od razu do czasów nowożytnych, które bezpośrednio poprzedzają dzisiejszy moment.

W XVII wieku dokonano po raz pierwszy transfuzji krwi zwierzęcej do ludzkiego organizmu i zaczęto myśleć o dalszych tego rodzaju eksperymentach. Jednak dopiero rozwój nauki i wiele nieudanych prób przeszczepów zwierzęcych organów człowiekowi (które nie przymowały się i pacjenci umierali najdalej po dwóch dniach) dopiero współczesny rozwój nauki umożliwił znaczące postępy.

I tak dowiadujemy się, że w roku 2022 po raz pierwszy operacja przeszczepu świńskiego serca nie zakończyła się sukcesem, a biorcą przeżył dwa miesiące (media właśnie poinformowały o jego śmierci, ale, jak się dowiadujemy, dokładna przyczyna zgonu nie jest jeszcze znana). Wiemy, że transplantologia i chirurgia potrafiły już czynić cuda, ale tu mamy ewidentnie do czynienia z problemem nowym, również, a może przede wszystkim z etycznego punktu widzenia. Pochylając się nad tym tematem, chcąc nie chcąc, zahaczamy o rubieże ludzkiej wyobraźni znane dotychczas tylko z literatury i filmu, ale tak tu, jak w przypadku innych dziedzin, to, co  było wytworem fantazji, staje się rzeczywistością i należy ją ocenić…

 

Czy 6 procent czyni świnię człowiekiem?

Wśród różnych wątpliwości dotyczących przeszczepów międzygatunkowych wymienia się choćby ich koszty. Trzeba bowiem założyć, że organy zwierzęce, nawet przy pomyślnym przeszczepie, nie przyjmują się w naturalny sposób, gdyż są traktowane jako ciało obce, które jest zwalczane przez ludzki organizm. Dlatego wstępem do ksenotransplantologii jest hodowla zwierząt tak zmodyfikowanych genetycznie, by nasz system immunologiczny nie rozpoznał w nich „wroga”. „W 2005 roku z potencjalnej liczby transgenicznych zwierząt wynoszącej 1870 osobników uzyskano tylko jednego knura z wbudowanym pożądanym genem, zatem efektywność zabiegu wynosiła zaledwie 0,05%” – pisze Patrycja Badura w czasopiśmie „Wszechświat” (2015). Inną kwestią jest też po prostu ryzyko płynące z tego typu operacji, związane z trudnymi do przewidzenia skutkami, gdyby były one stosowane na szeroką skalę.

Jednak zasadniczym pytaniem, jakie refleksja etyczna stawia w tej kwestii, wydaje się pytanie o tożsamość gatunkową. I tak w artkule Piotra Morcińca opublikowanym w „Poznańskich studiach teologicznych” (2001) czytamy: „Nie na ostatnim miejscu znajduje się także obawa o możliwość zmiany tożsamości człowieka na skutek integracji zwierzęcych organów i komórek. Gdyby te obawy potwierdziły się w rzeczywistości, zagrożone byłyby nie tylko pojedyncze osoby, lecz cała ludzkość”.

Zmiana tożsamości genetycznej? Brzmi groźnie, ale wypada zapytać o jaką tożsamość chodzi – rozumianą czysto biologicznie, czy też na szerszym – filozoficzny czy wręcz duchowym – planie? Katolicka bioetyka nie daje tu jednoznacznej odpowiedzi – z oczywistych względów, gdyż po prostu dotychczas nie musiała się tym tematem na poważnie zajmować.

Justyna Białowarczuk, już nie z perspektywy katolickiej, lecz powołując się na neomarksistowską teorię krytyczną, poświęciła uwagę innemu zjawisku, jakim jest przesuwanie granic człowieczeństwa, do czego mogłoby zdaniem badaczki dojść w przypadku takich przeszczepów. Autorka artykułu pisze: „Manipulacja genetyczna mogłaby, zdaniem Habermasa, zmienić naszą samowiedzę jako istot gatunkowych. Jeśli przedmiotem swobodnego rozporządzenia stanie się fizyczna baza, którą jesteśmy z natury, pociągnie to za sobą zmiany w «strukturze naszych moralnych doświadczeń». Kręgosłup moralności stanowi bowiem granica między przypadkiem a swobodną decyzją. Perspektywa, że ludzie będą projektować ludzi, przesuwa tę granicę, godząc jednocześnie w oparte na niej kryteria wartości, moralnego osądu i działania. Chodzi o to, kim jesteśmy i jak na własną odpowiedzialność wykorzystujemy to dziedzictwo. Odpowiedzialne autorstwo własnej biografii uzależnione jest od tego, jak rozumiemy się jako antropologiczne istoty gatunkowe. Genetyczna transformacja jest natomiast zagrożeniem nonnatywnej samowiedzy koniecznej dla właściwej identyfikacji siebie jako istot działających autonomicznie i obdarzających się jednakowym szacunkiem” („Humanistyka i przyrodoznawstwo”, 2004).

Dlaczego wybrano akurat świnie? To proste – posiadają one aż 94 procent kodu genetycznego zbieżnego z ludzkim. Tu jednak stajemy przed fundamentalnym pytaniem, czy tożsamość gatunkowa podyktowana jest przez biologię (wówczas można by przychylić się do powyższych tez) czy przez rozumną naturę istoty obdarzonej nieśmiertelną duszą? W tym drugim ujęciu przekraczanie człowieczeństwa wydaje się pytaniem raczej o granice ludzkiej pychy, a więc pytaniem raczej z dziedziny teologii moralnej niż bioetyki. Czy dodanie „brakujących” 6 procent do kodu genetycznego uczyni świnię człowiekiem? Z naukowego punktu widzenia chyba nie brzmi to poważnie.

W tej kwestii wypowiedział się w styczniu Zespół Konferencji Episkopatu Polski ds. bioetycznych, wydając „stanowisko w sprawie badań nad ludzko-zwierzęcymi organizmami”. Śmiem twierdzić, że dokument ten nie rozwiewa wątpliwości, począwszy od podstawowego faktu, iż apriorycznie zakłada on istnienie czegoś takiego jak „zwierzęco-ludzki organizm” i nie podejmując refleksji, czy faktycznie wszczepienie obcego organu oznacza zmianę tego, co określa się jako tożsamość gatunkową. Podobne wątpliwości budzi stwierdzenie o „naruszeniu osobowej godności człowieka”.

Autorzy stanowiska piszą o nieetyczności „mieszania” ciał ludzkich i zwierzęcych, jednak w żadnym punkcie dokumentu nie wyjaśniają procesu metodologicznego, na podstawie którego doszli do takich a nie innych wniosków. Wspominają jedynie o zagrożeniu przenoszeniem wirusów zwierzęcych na człowieka czy też o potencjalnym ryzyku związanym z „niekontrolowaną kolonizacją mózgów zwierzęcych ludzkimi komórkami nerwowymi”. Jedyne poważne wątpliwości, o jakich wspomina zespół ds. bioetycznych dotyczą po pierwsze możliwości rozrodu „chimer zwierzęco-ludzkich”, w ramach którego (według jednych badań), hipotetycznie mogłoby dojść do rozwoju ludzkich organizmów w macicach zwierząt, a po drugie wykorzystania komórek i tkanek abortowanych płodów. Trzeba zwrócić uwagę, że w stanowisku KEP-u fundamentalne zarzuty ontologiczne dotyczące rzekomego sprowadzania człowieka do rangi zwierzęcia nie zostały poparte konkretnymi argumentami.

 

Czy można kochać świńskim sercem?

Gdy pisałem niedawno o „hodowli” ludzi w Chińskiej Republice Ludowej, ocena była prosta. Komunistyczne Chiny tworzą sztuczne macice, by umieszczać w drodze in vitro zamieszczać w nich zarodki ludzkie, a następnie w tym „fabrykach ludzi” tworzyć zastępy taniej siły roboczej. Nie potrzeba wysublimowanej refleksji bioetycznej, by stwierdzić, że to czyste szaleństwo i to na usługach zbrodniczego systemu. W przypadku świń, które są bohaterkami tego tekstu, sprawa nie jest tak oczywista.

Po pierwsze nie ma tu mowy o społecznej szkodliwości, tak jak w przypadku odrywania bądź co bądź ludzkiej istoty od rodziny i naturalnego środowiska rozwoju, by poddawać ją praniu mózgu od urodzenia. Po drugie przeznaczeniem tych eksperymentów ksenotransplantacyjnych jest ratowanie ludzkiego życia. A po trzecie zarzuty etyczne dotyczące łamania granic tożsamości gatunkowej pozostają dyskusyjne. Czy – jak zasygnalizowałem powyżej – organy czynią nas tym, kim jesteśmy? Można by tu wręcz dojść do absurdu, gdybyśmy idąc za taką logiką stwierdzili, że człowiek, któremu lekarze wszczepią mechaniczną protezę staje się czymś pomiędzy ludzką istotą a… robotem.

Mamy świadomość, że ludzka dusza jest bytem niematerialnym i trudno byłoby bronić dziś przekonania – czy to na gruncie katolickiej antropologii czy „świeckich” nauk – że zamieszkuje ona w którymś z organów, jak twierdzili niektórzy w odległej przeszłości. Mimo to cytowany wyżej etyk (Marcinkowski) pisze: „Transponując te istotne problemy na język potoczny, pytamy z całą powagą: czy można pełnowartościowo kochać świńskim sercem, jeśli serce jest przynajmniej symbolem miłości?”.

Zarozumiałością byłoby orzekanie na temat słuszności bądź jej braku w przypadku stawianych tu tez. Powyższe zdanie wydaje się jednak nazbyt „romantyczne” (bazujące bardziej na odczuciach niż na racjonalnej ocenie), by traktować je inaczej niż w kategoriach żartu. Ale nie ulega wątpliwości, że świńskie serce powróci jeszcze nie raz w rozważaniach bioetyków i teologów moralnych, a czy możemy się spodziewać bardziej wiążącego rozstrzygnięcia – myślę, że czas pokaże.

Filip Obara

https://pch24.pl/fabryki-ludzi-w-chinach-to-juz-nie-jest-science-fiction/

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(21)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 141 269 zł cel: 300 000 zł
47%
wybierz kwotę:
Wspieram