Władza kościelna wobec wypadków w Fatimie zachowywała się na razie tak, jak gdyby o nich nie wiedziała. Również i prasa katolicka pisała o nich z należytą powściągliwością, ostrzegając krótko swoich czytelników przed możliwością złudzenia… Za to prasa liberalna, wrogo usposobiona, aż zanadto gorliwie zajęła się tymi wypadkami, opisując je szczegółowo, owszem zniekształcając je dodatkami z gruntu zmyślonymi. Przeczyła oczywiście z góry możliwości niebieskich objawień. Bardziej złośliwi rozpuszczali wieści, że tu pewno chodzi o jakieś spekulacje, by w górach Serra Aire zrobić fabrykę cudów i… pieniędzy, jak w Lourdes. Większość utrzymywała, że wszystko da się wytłumaczyć sugestią.
Jakiż był rezultat tej nieżyczliwej kampanii? Ten, że Fatima stawała się coraz bardziej głośną. Nic więc dziwnego, że na 13 sierpnia ściągnęła do Cova da Iria olbrzymia rzesza. „Ze wszystkich stron – czytamy w liście naocznego świadka – ciągnęły tłumy. Droga wiodąca przez górę przedstawiała nader interesujący widok. Pojazdy wszelkiego rodzaju i wielkości, zacząwszy od prymitywnych wozów, a kończąc na wykwintnych samochodach, ciągnęły bez przerwy. Wiele ludzi szło pieszo, inni jechali konno, jeszcze inni na rowerach.” Około południa – według dziennikarzy – napłynęło 15 lub 18 tysięcy do Fatimy. Naturalnie, nie byli to tylko ciekawi, szukający nowych wrażeń, lecz przeważnie ludzie ożywieni głęboką wiarą, którzy przybywali tu dla uczczenia Matki Boskiej. Gęste rzesze otaczały błogosławiony dąb, ogołocony już przez pobożne ręce nie tylko z liści, lecz i z gałęzi, i odmawiały ze skupieniem jeden Różaniec po drugim, przerywając modlitwy śpiewem pobożnych pieśni.
Widzące dzieci uwięzione
Wesprzyj nas już teraz!
Już południe, a pastuszków jakoś nie widać. Niepokój ogarnia tłumy, które jeszcze czekają, szepcąc modlitwy. Nagle rozchodzi się pogłoska, że nie przyjdą, bo zostały aresztowane przez burmistrza z Villa Nova de Ourém.
Tego dnia naczelnik Villa Nova de Ourém przybył rzeczywiście do rodziców naszych dzieci i z wielkim zainteresowaniem wypytywał je o zdarzenia w Fatimie, a następnie zaprosił je na swój wózek, żeby je zawieźć na miejsce zjawień. Odjechał, ale dzieci zawiózł do siebie i zaaresztował je na dwa dni. Był to człowiek wrogo usposobiony dla katolików. Żona jego otoczyła troje pastuszków matczyną opieką, za to on męczył je ciągle podstępnymi pytaniami, to znów obietnicami i groźbami, żeby tylko zmusić je do przyznania się, że odgrywały komedię, albo żeby przynajmniej wydobyć sekret, objawiony im przez tajemniczą Panią.
Próżne były jego wysiłki. Dzieci powtarzały zawsze to samo, a o powierzonym sobie sekrecie milczały jak mur. Rozzłoszczony burmistrz postanowił je zastraszyć. Wszedłszy do izby, gdzie je trzymał zamknięte, krzyknął na małe dzieci:
– Albo przyznacie się do prawdy, albo każę was ugotować we wrzącym oleju. W kuchni już przygotowane…
Przerażone dzieci zaledwie wyszeptały:
– Ale przecież my nie kłamiemy!
Wtedy burmistrz zwrócił się do Franusia:
– Wyznaj przynajmniej tę tajemnicę, którą, jak mówisz, otrzymałeś.
– Nie mogę.
– Nie możesz! Już ja tak zrobię, że będziesz mógł.
I wyprowadził go z izby. Po kilku minutach wrócił, mówiąc:
– Jeden już usmażony, teraz kolej na ciebie, Hiacynto. Powiedz mi twój sekret!
– Nikomu nie mogę go powiedzieć.
– Nie? Zobaczymy!… – i chwyciwszy płaczące dziecko za ramię, pociągnął je za sobą.
Podobna scena powtórzyła się po kilku minutach z Łucją.
– Co myślałaś w tej chwili? – pytał ją ktoś potem.
– Myślałam, że on to naprawdę robi i że wkrótce będzie koniec ze mną. Ale nie mogłam powiedzieć niczego… polecałam się tylko opiece Matki Bożej.
Na szczęście burmistrz nie robił tego naprawdę i Łucja odnalazła z radością w kuchni Franusia i Hiacyntę żywych i zdrowych, chociaż jeszcze wystraszonych. Zmęczony i zniechęcony niepowodzeniem burmistrz odesłał 16 sierpnia dzieci do rodziców, strapionych, co się z nimi od 3 dni dzieje. Energiczna jednak matka Łucji okazywała się jakby obojętną, bo gdy jej doniesiono, że córka została aresztowana, odrzekła:
– Zostawcie ją! Zasłużyła sobie!
– Jak to zasłużyła?
– Tak, zapewniam was o tym, bo jeśli to, co opowiada, jest kłamstwem, niech cierpi teraz za to. A jeśli jest prawdą, to Matka Boska już pomyśli, żeby ją obronić!
Powróciwszy do domu, nasi pastuszkowie nie mieli już nadziei, że zobaczą śliczną Panią przed 13 wrześniem. Ale gdy się najmniej tego spodziewali, raczyła się im ukazać 19 sierpnia w miejscowości zwanej Valinhos (Małe Doliny), gdzie pasły owce. Przede wszystkim użaliła się na tego, który im przeszkodził stawić się w dniu i w miejscu przez nią oznaczonym i dodała, że z jego powodu cud, przyobiecany na 13 października, nie będzie tak okazałym. Ponieważ pobożne osoby złożyły pod dębem liczne ofiary pieniężne, Łucja zapytała się, na jaki cel mają być użyte. Pani odpowiedziała, że trzeba nabyć za nie dwie pary noszy (feretrony), które by podczas procesji nosiły Łucja, Hiacynta i dwie inne dziewczynki, biało ubrane, a drugie Franciszek z trzema chłopczykami w jego wieku, ubrani w białe płaszcze. Resztę pieniędzy użyć na przygotowanie uroczystości Matki Boskiej Różańcowej i na wybudowanie kaplicy. Widzenie trwało jak zwyczajnie.
Fragment artykułu Najświętsza Panienka z Fatimy, opublikowanego na łamach Posłańca Serca Jezusowego z maja 1933 r.
(Pisownię uwspółcześniono)