U osób, u których stwierdzono „śmierć mózgową”, wciąż zachodzą naturalne ludzkie odruchy i procesy, jak np. odżywianie i metabolizm, a gdy pobiera się organy do przeszczepu, to organizm naturalnie się „broni”. Co więcej, istnieją przypadki ciężarnych kobiet, które pomimo „śmierci mózgowej” donosiły dzieci aż do bezpiecznych narodzin. Czy zatem tzw. kryterium neurologiczne jest prawdziwym wyznacznikiem śmierci człowieka, czy raczej sztucznie wymyślonym terminem na potrzeby przemysłu transplantologicznego?
29 sierpnia 2000 r. papież, św. Jan Paweł II, zwrócił się do towarzystwa transplantologów, mówiąc, że jakkolwiek decyzja o oddaniu komuś organu po śmierci jest czynem zasługującym na pochwałę, to przeszczep nie może spowodować zgonu. Wątpliwości zatem budzi ta część transplantologii, która zajmuje się pojedynczymi organami niezbędnymi do przeżycia, jak np. serce. Takie narządy można pobrać dopiero po śmierci dawcy, a jednocześnie muszą one być wystarczająco „żywe” by dało się je wszczepić.
– Organy niezbędne do przeżycia, które występują pojedynczo w ciele, mogą zostać zabrane dopiero po śmierci, to znaczy z ciała osoby, która bez wątpienia jest zmarła. Ten wymóg jest oczywisty, ponieważ działając inaczej oznaczałoby umyślnie spowodowanie śmierci dawcy – powiedział papież podczas 18. Międzynarodowego Kongresu Towarzystwa Transplantacyjnego.
Wesprzyj nas już teraz!
Momentu śmierci nie da się wyznaczyć z empiryczną precyzją, bowiem wtedy niewidzialna dusza opuszcza ludzkie ciało, a czegoś niewidzialnego nie można naukowo zbadać. Istnieją jednak symptomy wskazujące, że dana osoba jest już zmarła, a takim tradycyjnym wyznacznikiem jest nieodwracalne zatrzymanie bicia serca i oddechu. Dziś coraz więcej naukowców uznaje również tzw. kryterium neurologiczne, popularnie nazywane „śmiercią” mózgową. Definiuje się ją jako „całkowite i nieodwracalne ustanie wszystkich funkcji mózgowych, w tym pnia mózgu”.
Niektórzy zarzucają Janowi Pawłowi II, że w czasie wspomnianego przemówienia zezwolił na korzystanie z kontrowersyjnego kryterium neurologicznego do stwierdzenia śmierci osoby. Należy jednak tutaj zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze – jak podkreślił prof. Josef Seifert, katolicki filozof i były członek Papieskiej Akademii Życia – przemówienie Ojca Świętego nie jest dokumentem kościelnym i katolicy nie są zobowiązani do jego akceptacji. Po drugie, papież nie tyle zezwolił na korzystanie z tego kryterium, o ile powstrzymał się od wchodzenia w szczegóły naukowe, przypominając przy tym kilkukrotnie i bardzo mocno (!) nauczanie Kościoła w kwestii transplantologii.
– Odnośnie parametrów używanych dzisiaj do stwierdzania śmierci – czy to znaków „mózgowych”, czy też tych bardziej tradycyjnych „sercowo-oddechowych” – to Kościół nie podejmuje technicznych decyzji – powiedział Ojciec Święty.
Św. Jan Paweł II zaakcentował jednak warunek, że do pobrania narządu, który jest niezbędny do przeżycia, lekarze muszą mieć pewność – przynajmniej moralną – że dawca już nie żyje. Papież napomniał lekarzy, że kryterium tzw. śmierci mózgowej musi być przez nich używane bardzo skrupulatnie, tzn. że wszystkie warunki muszą być spełnione: musi to być całkowite i nieodwracalne ustanie wszystkich funkcji mózgowych. To tak jakby chciał powiedzieć: „jeżeli kryterium neurologiczne może dać pewność moralną, że dana osoba nie żyje, to wtedy można z niego korzystać”.
Pewność moralna to taki stopień pewności, który odrzuca wszelką poważną i uzasadnioną wątpliwość. Mówimy o niej w sytuacjach, w których nie da się czegoś dowieść w sposób empiryczny. Innymi słowy, nie mamy wtedy dowodu naukowego, ale wszystkie znaki wskazują, że mamy rację i nie jesteśmy w stanie pokazać uzasadnionego kontrargumentu.
Przy orzekaniu o śmierci osoby również nie możemy mieć pewności empirycznej i w konsekwencji musimy odnieść się do pewności moralnej. Jeżeli jednak mamy jakiś uzasadniony powód by twierdzić, że dana osoba wciąż żyje, to wtedy nie wolno z ciała tej osoby pobrać pojedynczych narządów niezbędnych do jej przeżycia. I papież podkreślił bardzo dosadnie.
Tu dochodzimy do sedna problemu: czy tzw. śmierć mózgowa jest rzeczywiście „śmiercią”? Czy lekarz może bez poważnej wątpliwości stwierdzić, że osoba jest już zmarła? Udowodnienie zaprzestania aktywności mózgu w każdym jego obszarze jest bowiem bardzo trudne. Zwykle orzeka się to na podstawie braku reakcji na bodźce, zaniku aktywności elektrycznej w mózgu (podczas badania EEG), ograniczenia przepływu krwi do mózgu i braku tzw. odruchów pniowych, którymi są np. ruchy gałek ocznych. Jednak wszystkie te kryteria mają swoje ograniczenia.
Uważne badanie zagadnienia tzw. śmierci mózgowej przyniosło wyniki, które obalają – albo przynajmniej poddają w poważną wątpliwość – że osoba po „śmierci” mózgowej rzeczywiście już nie żyje.
Pewien mężczyzna uznany za „zmarłego” na podstawie właśnie tego kryterium odzyskał świadomość po 10 latach. Inny w momencie pobierania narządów objął pielęgniarkę ręką. Czy to wszystko możemy powiedzieć o osobach „zmarłych”, a raczej o ciałach osób zmarłych, w których nie ma już życia?
Przyjrzyjmy się procesowi pobierania narządów u osób po „śmierci mózgowej”. Przed rozpoczęciem procedury, trzeba takiej osobie podać lek paraliżujący, bowiem ciało „broni się” przed przeszczepem. Tą „obroną” są ruchy kończyn, reakcje na dotyk i ból, czy też wzrost ciśnienia tętniczego lub tętna przy nacięciu skóry. Krócej mówiąc, ciało człowieka „zmarłego” wciąż posiada naturalne odruchy obronne przed ingerencją w jego integralność. Czy zatem dawca jest rzeczywiście zmarły, skoro jego ciało nadal broni się przed czymś co może zagrażać jego życiu?
Nie sposób tutaj nie wspomnieć, że osoba „zmarła” wciąż może być odżywiana i przyjmować płyny; może mieć normalny metabolizm i utrzymywać ciepłotę ciała. A przede wszystkim, serce takiej osoby wciąż bije.
A teraz przykład, można by rzec, „z ostatniej chwili”. 30-letnia ciężarna Amerykanka została uznana za zmarłą na podstawie kryterium neurologicznego. Jednak w stanie, w którym przebywa (Georgia), obowiązuje prawo nakazujące w takich przypadkach trzymanie kobiety podłączonej do aparatury podtrzymującej życie (!) aż do momentu gdy dziecko może przeżyć samodzielnie poza organizmem matki. Jak do tej pory – a minęły już 3 miesiące – dziecko rośnie i nie zagraża mu niebezpieczeństwo; w czasie pisania tego artykułu dziecko ma już 22 tygodnie. A to nie jedyny taki przypadek. Przeprowadzone ostatnio badania wykazały, że aż w 27 z 35 podobnych sytuacji dzieci urodziły się żywe, z czego 3 z tych dzieci przyszło na świat poprzez… poród naturalny. A według badań kontrolnych w 20. tygodniu od narodzin aż 23 z 27 urodzonych dzieci było w pełni zdrowia.
Nowe światło na zagadnienie tzw. śmierci mózgowej rzucają również badania nad zjawiskiem zwanym „Global Ischemic Penumbra” (GIP), które odnosi się do sytuacji, gdy przepływ krwi do mózgu wynosi 20-50%. Już przy przepływie krwi na poziomie 70% funkcje neurologiczne mózgu ulegają osłabieniu, a przy 50% obraz EEG jest płaski co sprawia wrażenie iż mózg przestał funkcjonować. To zwykle wtedy orzeka się o „śmierci” mózgowej. Jednak mózg wciąż może się zregenerować, a uszkodzenie jego tkanki następuje dopiero, gdy przepływ krwi spada do 20% i utrzymuje się na takim poziomie przez kilka godzin.
– Dziś można powiedzieć, że płaskie EEG nie dowodzi o śmierci mózgu, lecz o przejściowym zaburzeniu czynności kory mózgowej. Pod korą znajduje się również pień mózgu. Dlatego nie rozumiem, jak można tworzyć nową wiedzę medyczną w oparciu o nieistniejące dowody – podkreślił prof. dr hab. Jan Talar w wywiadzie dla TV Trwam w 2021 r.
Ojciec Jacek Norkowski OP – doktor medycyny i filozof – zwraca również uwagę na nadużycia przy orzekaniu śmierci powodowane presją na przeszczepy organów oraz chęcią pozbycia się uciążliwych pacjentów ze szpitali.
– Z jednej strony chodzi o narządy, bo to ogromny, lukratywny biznes i ogromne pieniądze. Z drugiej jednak, szpitale i państwa chcą zaoszczędzić na leczeniu. Istnieje bowiem „obawa”, że pacjent w stanie wegetatywnym spędzi długie tygodnie w szpitalu, co pociągnie za sobą ogromne koszty. Żeby takie sytuacje nie miały miejsca, orzeka się ich śmierć i „problem zostaje rozwiązany” – wyjaśnił o. Norkowski w PCh24.
– Profesor Jan Talar w Polsce miał wiele przypadków młodych ludzi typowanych do dawstwa narządów, ponieważ uznano, że doszło u nich do śmierci mózgu. Jednak po rehabilitacji budzili się, żyli, kończyli szkoły wyższe, zakładali rodziny, wracali do normalnego życia. Takich przykładów na świecie jest wiele, nie tylko w Polsce. Ci ludzie mieli wielkie szczęście, że wymknęli się systemowi, który chciał pozbawić ich życia. Niestety, system na ogół jest bardzo skuteczny i pozbawia szansy tych, którzy mogliby je dalej aktywnie prowadzić – zauważył dominikanin.
Można zatem powiedzieć, iż św. Jan Paweł II w 2000 r. w pewnym sensie postawił zadanie naukowcom: „śmierć” mózgowa może być godnym kryterium orzekania śmierci jeżeli pokażecie moralną pewność, że ta osoba faktycznie już nie żyje. Jednak w ciągu 25 lat nie byli w stanie tego dowieść. Co więcej, mamy wiele przykładów, które pokazują, że osoby, u których stwierdzono „śmierć” mózgową, tak naprawdę wciąż żyją.
Adrian Fyda
Źródło: lifesitenews.com, Radio Maryja, PCh24.pl
Medycyna czy biznes? Kryteria stwierdzania zgonu przeczą zasadom nauki
Prof. Jan Talar: tak zwana śmierć mózgowa orzekana jest na podstawie bezpodstawnych kryteriów