Czy fińscy deputowani sprowadzą eurokratów na właściwe tory? Takie pytanie zadaje sobie coraz więcej analityków w związku z zaplanowanym na przyszły tydzień głosowaniem w sprawie Funduszu Odbudowy. Bruksela już ostrzegła rząd fiński, że w razie odrzucenia Funduszu, Finlandię spotkają surowe konsekwencje. Brak ratyfikacji umowy oznacza, że nie będzie możliwe uruchomienie planu wspólnego zadłużania się państw w UE.
Fiński rząd złożony z pięciu koalicjantów właśnie walczy o przetrwanie. Trwają szczegółowe kalkulacje, co zrobić, aby podczas głosowania uzyskać wystarczającą liczbę głosów w celu ratyfikacji umowy w sprawie Funduszu Odbudowy.
We wtorek parlamentarna komisja konstytucyjna orzekła, że nie wystarczy zwykła większość do przyjęcia „pakietu stymulacyjnego”. Przy wprowadzeniu głosowania kwalifikowaną większością, poparcie dla ratyfikacji Funduszu Odbudowy może nie być wystarczające.
Wesprzyj nas już teraz!
Partia Koalicja Narodowa (Kokoomus) zapowiadała, że wstrzyma się od głosu. Oznaczałoby to, że rząd może uchwalić pakiet pomocowy, jeśli nikt z jego szeregów się nie wyłamie – uważał lider partii Kai Mykkanena. Tym samym gabinet premier Sanny Marin stałby w obliczu najgorszego kryzysu od początku swojej kadencji w 2019 r.
– Rząd może stworzyć tę większość, jeśli są zjednoczy – tłumaczył Mykkanen na konferencji prasowej. Dodał, że nie mogą poprzeć Funduszu Odbudowy, bo zawiera kilka zasadniczych wad. Tłumaczył także, że partia nie chce pogrążać UE w chaosie.
Co ciekawe, Kokoomus jest zdecydowanie prounijna. Gdyby tylko kilku posłów ugrupowania zagłosowało przeciw, wymagana większość dwóch trzecich głosów może się nie zmaterializować. Kłopot w tym, że wymagana jest większość dwóch trzecich tych posłów, którzy głosują za lub przeciw pakietowi.
I tak w przypadku 200 posłów fińskich, gdyby np. 35 posłów Kokoomus wstrzymało się od głosu, to oznaczałoby, że wymagana jest większość 2/3 pozostałych 165 posłów, czyli 110 deputowanych.
Fińska lewicowa koalicja rządowa może liczyć na poparcie maksymalnie 117 posłów. Losy pakietu spoczywałyby więc w ręku zaledwie kilku posłów. Stąd pełna mobilizacja w rządzie i próby przekonywania deputowanych do określonego zachowania.
Całą sytuacją są zaniepokojeni eurokraci z Brukseli, którzy już ostrzegli premier Finlandii, że kraj poniesie „bezprecedensową szkodę dla swojej reputacji”, jeśli nie ratyfikuje decyzji UE o pożyczeniu 750 mld euro na sfinansowanie unijnego Funduszu Odbudowy, ponieważ oznaczałoby to zawalenie całej struktury i jednocześnie wpłynęłoby na wieloletni budżet UE.
Na polityków naciskają także fińscy liderzy biznesu. Według parlamentarnej komisji finansów, doradzającej w sprawie ratyfikacji, zagrożona może być „wiarygodność polityczna” Finlandii. Komisja ostrzegła, że nieprzystąpienie do Funduszu Odbudowy zagrozi szansom kraju na otrzymanie pomocy w razie pogorszenia sytuacji ekonomicznej, a także Finlandia może nie uzyskać potrzebnego wsparcia innych państw w kwestiach dla niej kluczowych, gdy decyzje będą zapadać kwalifikowaną większością głosów.
Jednak w praktyce tak nie jest, jak sugeruje fińska komisja, ponieważ prawie dziesięć lat temu hiszpański premier Rajoy otrzymał pomoc dla hiszpańskich banków, grożąc spustoszeniem finansowym, podobnie pomoc otrzymała Grecja. Francja zaś konsekwentnie ignoruje unijne przepisy dotyczące deficytu budżetowego. Były szef Komisji Europejskiej Claude Juncker potwierdził kiedyś, że Komisja Europejska dała Francji swobodę w tej kwestii, „ponieważ to Francja”.
W zeszłym miesiącu była fińska eurodeputowana Eija-Riitta Korhola, która pełniła swą funkcję przez wiele kadencji i jest zwolenniczką projektu UE, a także dobrze zna kuluary Brukseli, zaznaczyła, że zdecydowanie sprzeciwia się Funduszowi Odbudowy, nazywając mechanizm wspólnego zadłużania „najbardziej znaczącą zmianą w dotychczasowej polityce UE”. Dodała, że program wspólnego zadłużania się „narusza” traktaty UE, nagina zasady integracji europejskiej.
W piątek helsińskie media podały, że Koalicja Narodowa ugięła się i uchyliła swoją decyzję o zaleceniu wstrzymania się od głosowania. Lider partii wskazał jednak, że część posłów zagłosuje przeciw Funduszowi Odbudowy. Wzrosła jednak szansa na uzyskanie kwalifikowanej większości głosów potrzebnej do akceptacji Funduszu.
Lider partii Kai Mykkänen mówił: – My, członkowie grupy, podzielamy pogląd, że funkcjonująca UE jest kamieniem węgielnym bezpieczeństwa i dobrobytu Finlandii. Dodał, że kierownictwo partii zmieniło decyzję częściowo z powodu oświadczenia wydanego w sprawie instrumentu przez parlamentarną komisję finansów.
Petteri Orpo wyraził w czwartek satysfakcję z fragmentów oświadczenia, stwierdzającego, że każdy członek jest odpowiedzialny za własne długi oraz opisującego mechanizm jako nietypowe i jednorazowe rozwiązanie.
– Wynik wynegocjowany przez rząd miał kilka poważnych wad – argumentował Mykkänen. – Znajdowaliśmy się między młotem a kowadłem, w obliczu dwóch złych decyzji. Teraz te wady zostały nieco zniwelowane przez oświadczenie komisji – przekonywał.
Polityk potwierdził, że niektórzy posłowie z frakcji będą głosować przeciwko temu rozwiązaniu. Janne Heikkinen mówiła w czwartek, że zamierza głosować przeciwko Funduszowi, ponieważ zwiększa współodpowiedzialność i podważa oparty na zasadach charakter bloku 27 krajów. – Problemem jest pakiet, a nie to, jakie polityki zostaną opracowane na podstawie tych oświadczeń w przyszłości. Nie podoba mi się to, że tak bardzo naginamy zasady. Rodzi się pytanie, jakie zasady będziemy naginać dalej? (…) Niedługo skończymy nie wiedząc, jakiego rodzaju systemu jesteśmy częścią, jeśli opiera się on na interpretacjach, a nie umowach – komentował.
Tak zwanej decyzji w sprawie zasobów własnych sprzeciwią się trzy inne partie opozycyjne: Chrześcijańscy Demokraci, Partia Finów i Ruch Teraz – a także niektórzy członkowie Partii Centrum.
Orpo podkreślił w czwartek, że głosów przeciw nie należy interpretować jako sprzeciwu wobec samej UE. – Żaden członek grupy nie chce kwestionować członkostwa Finlandii w UE ani prounijnego stanowiska Koalicji Narodowej. Zdania odrębne dotyczą konkretnie tego pakietu – wyjaśnił.
Finowie obawiają się konieczności spłaty wspólnego zadłużenia w razie pogorszenia sytuacji na własnym rynku. Ostatnio Bank Finlandii alarmował, że zadłużenia fińskich gospodarstw domowych narasta w szybkim tempie w związku z ciągłym wzrostem kredytów hipotecznych, co grozi osłabieniem zdolności krajowej gospodarki do przezwyciężenia przyszłych kryzysów gospodarczych. W rekordowo szybkim tempie fińskie gospodarstwa domowe zaciągają kredyty mieszkaniowe i są one udzielane osobom już mającym wysoki poziom zadłużeniu w stosunku do posiadanych dochodów.
– Zadłużenie gospodarstw domowych jest alarmujące z punktu widzenia gospodarki narodowej, ponieważ gospodarstwa domowe będą musiały ograniczyć konsumpcję, jeśli wzrosną ich koszty obsługi zadłużenia lub pogorszy się sytuacja gospodarcza – ostrzegał Helsingin Marja Nykänen, zastępca prezesa Banku Finlandii.
– To z kolei zmniejszy popyt konsumpcyjny na towary i usługi sprzedawane przez przedsiębiorców, prowadząc do dalszego pogorszenia koniunktury. Gdy firmy zaczną tracić przychody, istnieje ryzyko, że korporacyjne straty kredytowe banków zaczną rosnąć – dodał.
Bank we wtorek wezwał rząd do podjęcia działań mających na celu ograniczenie ryzyka związanego z zadłużeniem gospodarstw domowych, np. poprzez wprowadzenie limitu zadłużenia i górnego limitu zapadalności kredytów mieszkaniowych. Problemem są także pożyczki udzielane deweloperom i kredyty konsumpcyjne.
Pożyczki dla deweloperów, zdaniem władz monetarnych, powinny być w jak największym stopniu regulowane podobnie jak kredyty mieszkaniowe np. poprzez nałożenie maksymalnego limitu zapadalności i limitu kredytu.
Ogólnie fińska gospodarka przetrwała kryzys gospodarczy wywołany „pandemią koronawirusa” lepiej niż się spodziewano, a przedsiębiorstwa i gospodarstwa domowe skorzystały na silnych bodźcach polityki fiskalnej i monetarnej, wyrozumiałości ze strony banków, bezpośrednich dotacjach biznesowych oraz złagodzeniu wymogów makroostrożnościowych i innych regulacji bankowych.
– Ryzyko na rynku mieszkaniowym wzrośnie, jeśli zaciąganie pożyczek będzie oparte na oczekiwaniach, że stopy procentowe długo pozostaną wyjątkowo niskie, a wartość nieruchomości w centrach miejskich będzie nadal rosła – zaznaczył przedstawiciel Banku Finlandii.
Oprócz fińskiego parlamentu, Fundusz Odbudowy może storpedować holenderski Senat. Także w Niemczech opozycja wciąż próbuje – poprzez batalie sądowe – zmienić losy Funduszu.
Co ciekawe, w związku z żądaniami KE dot. zmiany zasad przetargów publicznych na Węgrzech, premier Victor Orban zdecydował, że jego kraj nie będzie zaciągać żadnych pożyczek w ramach unijnego instrumentu naprawczego i odporności (RRF), co oznacza, że rząd będzie musiał zmienić krajowy Plan Odbudowy.
Budapeszt wykorzysta pełną kwotę dotacji dostępną dla kraju w ramach RRF, ale zaciągnie linię kredytową RRF tylko na finansowanie projektów na podstawie indywidualnych przypadków – zaznaczył szef gabinetu Gergely Gulyas w cotygodniowym briefingu prasowym 29 kwietnia.
W ramach RRF Węgry mogły otrzymać 6,9 mld euro w postaci dotacji i 9,4 mld euro w postaci pożyczek. Decyzja jest następstwem rozmów premiera Viktora Orbana i przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen na temat planu naprawy UE. Według doniesień mediów, szefowa KE powiedziała, że w przypadku ubiegania się o pożyczki, rząd będzie musiał zrewidować proces zamówień publicznych, który zdaniem Brukseli jest głęboko skorumpowany.
Agencja Reutera już wcześniej donosiła, że Komisja jest głęboko zaniepokojona zamówieniami publicznymi na Węgrzech i zażądała reformy, zanim rząd Orbana uzyska dostęp do nowej linii finansowania.
Komisja wskazała, że „konkurencja w zamówieniach publicznych jest w praktyce niewystarczająca”, dodając, że jest to związane z „nieprawidłowościami systemowymi”, które „doprowadziły do największej korekty finansowej w historii funduszy strukturalnych UE w 2019 r.”
Węgierski rząd przedstawia swoją decyzję o rezygnacji z linii kredytowej jako wynikającą ze „zobowiązania do zachowania uczciwości fiskalnej.” Węgry w ostatnich latach wspomagają się pożyczkami z Rosji i Chin.
– Węgry należą do krajów Unii Europejskiej, które uważają, że kryzys powinien być zarządzany przy jak najmniejszym zadłużaniu – przekonywał Gulyas, dodając, że rząd może nadal korzystać z kredytów do końca 2023 roku.
Węgierski rząd podobnie jak polski stale się zadłuża, emitując obligacje w celu pozyskania środków m.in. na projekty energetyczne, budowę linii kolejowych, uczelni chińskiej itp. Dług publiczny wzrósł w zeszłym roku o 15 pkt procentowych, osiągając 80 proc. PKB.
Rząd Orbana w ostatnich latach zdecydował się zmienić strukturę szkół wyższych, którymi kierują prywatne fundacje prowadzone przez nominatów politycznych, o co złościła się Bruksela. Rząd planował przeznaczyć z Planu Odbudowy około 1,5 bln forintów na rozwój uniwersytetów i to one najprawdopodobniej będą stratne.
Źródło: brusselsreport.eu, helsinkitimes.fi, intellinews.com
AS