18 sierpnia 2024

Na dziewiąty odcinek cyklu papieskiego PCh24.pl zapraszają prof. Marek Kornat i Tomasz D. Kolanek.

Kliknij TUTAJ i zobacz wszystkie opublikowane w tej serii rozmowy

 

Wesprzyj nas już teraz!

Szanowny Panie profesorze, tematem naszej dzisiejszej rozmowy będzie ogłoszona w 1559 roku przez Pawła IV Konstytucja Apostolska „Cum ex apostolatus”. Dokument ten został ogłoszony podczas trwającego wówczas Soboru Trydenckiego…

Pozwolę sobie rozpocząć od przywołania opinii sporej grupy historyków według której Paweł IV (Caraffa) traktował Sobór Trydencki w sposób, mówiąc najdelikatniej, ostrożny. Papież niejednokrotnie wyrażał bowiem przekonanie, że Sobór ten nie jest koniecznym przedsięwzięciem dla pomyślności Kościoła. W tej sprawie nie miał racji. Trzeba to przyznać.

 

Skąd to przekonanie Pawła IV? Przecież historia pokazała jednoznacznie, iż nie dość, że Sobór Trydencki był potrzebny, a nawet niezbędny, żeby skutecznie stawić czoła herezji, czy też herezjom protestantyzmu.

Historia faktycznie pokazała, że Paweł IV w tej sprawie mylił się, co już podkreśliłem. Sobór Trydencki był absolutnie konieczny. Paweł IV słynął z wybitnie autorytarnej osobowości i moim zdaniem papież przypuszczał, że sobór może wznowić koncepcję ograniczenia władzy papieskiej. Właśnie z tego powodu brała się u niego rezerwa wobec tego zgromadzenia biskupów. Po jego śmierci, po trwającym zaledwie cztery lata pontyfikacie, który rozpoczął w wieku 79 lat na Tronie Piotrowym zasiadł Pius IV – papież robiący wszystko, co w jego mocy, aby Sobór Trydencki doprowadzić do finału. Dzięki swojej niezwykle zręcznej dyplomacji Pius IV walnie przyczynił się do wielkiej pomyślności tegoż zgromadzenia. A trzeba dostrzegać, że interesy ówczesnych mocarstw nie były tożsame (jak zresztą zawsze) i bojkot obrad przez część państw niosła groźbę odrzucenia później uchwał soboru.

 

Powiedział Pan, że Paweł IV obawiał się, iż sobór może wznowić koncepcję ograniczenia władzy papieskiej. Czy te obawy miały uzasadnienie? Czy w przeszłości podejmowano tego typu próby?

Chodzi o świeżą pamięć o koncyliaryzmie, który jako ruch wewnątrz Kościoła o zabarwieniu politycznym dążył do tego. Jego głównym celem była daleko idąca rewolucyjna reforma ustroju Kościoła polegająca na tym, aby wyraźnie powiedzieć i zapisać, że sobór stoi ponad papieżem. Brało się to m. in. stąd, że w Konstancji miał miejsce wielki precedens, jakim było zdetronizowanie trzech papieży: papieża prawdziwego, czyli Grzegorza XII i podających się za papieży dwóch uzurpatorów, czyli antypapieży. Poza tym Sobór Trydencki trwał niezwykle długo. Jest to najdłuższy sobór w historii Kościoła. Zwołano go w 1545 roku, a trwał do 1563 roku, czyli aż 18 lat. Poczucie zagrożenia związanego z władzą papieską było więc w Kurii Rzymskiej dużo większe niż w przypadku, gdy sobór obraduje pod karną ręką papieską krótko – tydzień, miesiąc, czy pół roku.

 

W Kościele trwa sobór, a w świecie rewolucja protestancka, czyli nowa wielka herezja. Poprzednicy Pawła IV, m.in. Leon X próbują z nią walczyć nakładając ekskomunikę na Lutra i jego zwolenników oraz informują świeckich i duchownych, co mają robić, żeby zachować wiarę. W związku z tym, czy bulla „Cum ex apostolatus” Pawła IV była w ogóle potrzebna?

Sprawa jest niezwykle złożona. Konstytucja Apostolska musi być najpierw opisana, jako określone wystąpienie przywódcy Kościoła w obronie jego trwałości i w obronie jego samo-zachowania. W przypadku dokumentów pontyfikalnych najwyższej rangi mamy do czynienia z dokumentami czysto nauczycielskimi, takimi jak na przykład encykliki papieskie. Istnieje również drugi rodzaj dokumentów o charakterze dyscyplinarnym i te można podzielić na przynajmniej dwa rodzaje. Pierwsze ustanawiają określone normy dla całego Kościoła. Takim czymś była przysięga anty-modernistyczna wprowadzona przez Świętego Piusa X dekretem Lamentabili sane exitu (1910). Drugie dotyczą np. ustanawiania nowych urzędów jak powołana w roku 1622 (przez Grzegorza XV) Kongregacja Propagandy Wiary, czy reforma Kurii Rzymskiej w wykonaniu św. Piusa X na mocy konstytucji apostolskiej Sapienti consilio. To są przykłady zarządzeń nie nauczycielskich, tylko właśnie dyscyplinarnych. Do dokumentów dyscyplinarnych należy też wystąpienie Pawła IV, czyli Konstytucja Apostolska „Cum ex apostolatus” mająca za zadanie zabezpieczenie Kościoła przed knowaniami wrogów wewnętrznych, co było sprawą kluczową, ale nie jedyną. Mianowicie: do momentu wywołania reformacji w Kościele katolickim nie było świadomości, że może nastąpić wewnątrz jego taki rozwój herezji, że spowoduje to, iż heretyk może zostać wyniesiony na tron najwyższy – Tron Piotrowy i rządzić.

Dla ścisłości: Kościół przezwyciężył wszystkie a ogromne trudności związane z herezjami pierwszych stuleci chrześcijaństwa, co zakończyło się kryzysem ikonoklastycznym w VIII wieku – ostatnią wielką herezją – czyli sporem o oddawanie czci obrazom. Kiedy w VIII wieku kryzys ten został przezwyciężony w zasadzie nie było przez lata w Kościele wielkich herezji. Jeśli się pojawiały to gdzieś na obrzeżach, z pewnością z wyjątkiem ruchu katarów głoszących swoisty neo-manicheizm, ale to osobna sprawa. Można powiedzieć, iż nikt sobie nie wyobrażał, że dojdzie do takiej sytuacji, że mogą pojawić się heretycy w roli prezbiterów, biskupów, kardynałów, a nawet może zostać podjęta próba ustanowienia papieża heretyka w drodze czysto legalnego postępowania kanonicznego, czyli przez konklawe.

Paweł IV to, co podkreślam raz jeszcze, niezwykle autorytarny i surowy hierarcha. Niestety nie był on wolny od skłonności do nepotyzmu, którą chętnie i często wykorzystywał, co wywoływało niezadowolenie wielu wiernych, a ostatecznie gwałtowną reakcję jego następcy – Piusa IV, który tychże nepotów pociągnął do odpowiedzialności karnej. Ten jednak Paweł IV podjął próbę zabezpieczenia Kościoła i papiestwa. Papież doszedł do wniosku, że istnieje realna groźba przedostania się heretyka na najwyższy urząd w Kościele i trzeba temu zapobiec. Oczywiście należy domniemywać, że Pawłowi IV chodziło o heretyka, który ukrywałby się, tzn. nie byłby heretykiem zadeklarowanym i zdemaskowanym. Jest bowiem szczerze mówiąc nie do wyobrażenia, żeby formalnie ekskomunikowanego dekretem Stolicy Apostolskiej kardynałowie wynieśli na Tron Piotrowy. Moim zdaniem to jest póki co niemożliwe i nawet dzisiaj jest to coś nie do pomyślenia, mimo że współczesny Kościół jest w stanie katastrofalnych wstrząsów wywołanych rewolucją, która dzieje się na naszych oczach. Oczywiście nie wiemy jednak, co przyniesie przyszłość i jak daleko zajdzie rewolucja i w związku z tym nie możemy wykluczyć, że kiedyś coś takiego będzie miało miejsce.

 

Tak jak w niemalże apokaliptycznej wizji przyszłości Pawła Lisickiego przedstawionej w książce „Epoka Antychrysta”, w której to papieżem został człowiek niewierzący – późniejszy papież Judasz…

Miejmy nadzieję, że do czegoś takiego nie dojdzie, ale jak powiedziałem – rewolucja kroczy na przód i niczego nie można wykluczyć. Pawłowi IV na pewno chodziło o heretyka, który ukrywa się i nie zdradza swoich prawdziwych celów, tylko udaje katolika, aby przedostać się na najwyższe stanowisko i w ten sposób przejąć zarząd Kościołem. Można tu jeszcze dodać jeden szczegół, który bynajmniej nie jest bajką historyczną, mianowicie: w ostatniej fazie Soboru Trydenckiego, czyli zaraz po śmierci Pawła IV, jego następca Pius IV ustanowił kilku tzw. moderatorów soboru. Jednym z nich był kard. Giovanni Girolamo Morone. Pius IV zaczął w pewnym momencie podejrzewać, że może być to człowiek, który ulegnie herezji a w każdym razie sądził, że wykazuje nadmierną spolegliwość wobec heretyków. Podejrzewał to jedynie na podstawie tego, iż Morone był nastawiony koncyliacyjnie do innych poglądów. Ostatecznie okazało się, że nie jest on heretykiem, ale sprawa ta pokazuje, z jaką sytuacją i atmosferą wówczas mieliśmy do czynienia. Protestanci chcieli opanować Kościół i wystarczyło podejrzenie wynikające z niezbyt odpowiedzialnego zachowania, aby pojawiły się oskarżenia o herezję. Takie były realia, które pokazują, że istniała faktyczna możliwość przejścia Kościoła w stan katastrofy, jakim byłoby przejęcie Tronu Papieskiego przez heretyka. Stąd bulla Pawła IV „Cum ex apostolatus officio”.

 

Jeśli chodzi o papieży heretyków muszę w tym miejscu zapytać o Honoriusza I, który przez kilkaset lat był wyklinany jako heretyk. Czy słusznie?

Na Tronie Papieskim zasiadało dwóch papieży podejrzanych o herezję – wywołany przez Pana Honoriusz w VII wieku oraz Liberiusz w wieku IV. Historycy nie są jednoznaczni w ocenie stanu rzeczy, jaki się wiąże z tymi papieżami. Honoriusz i Liberiusz to przypadki z pierwszych stuleci Kościoła katolickiego, które dostarczyły oskarżeń o herezję. Źródłowe oparcie wszelkich naszych twierdzeń jest nikłe. Nie może być inaczej. Jeśli jednak chodzi o wyjaśnienie tego zjawiska, to sprawa robi się skomplikowana, ponieważ nie jest jednoznaczna. Moim zdaniem nazywanie Honoriusza i Liberiusza heretykami to zbyt daleko idące stwierdzenie. O co więc chodziło?

Zacznę od Liberiusza, bo jego przypadek łatwiej wytłumaczyć. Jest to bowiem papież, który został przymuszony przez cesarza do przyjęcia wygnania. Liberiusz zostaje wygnany ze Stolicy Apostolskiej, a jego miejsce zajmuje antypapież Feliks. Następnie podpisuje kompromisowe dokumenty mające pojednać Kościół z heretykami negującymi ortodoksję, co do Bóstwa Chrystusa. Była to jednak, co jeszcze raz podkreślam, sytuacja wymuszona – to po pierwsze. Po drugie historycy do dzisiaj spierają się, czy postanowienia tego porozumienia złamały ustalenia Soboru Nicejskiego z 325 roku. Jedni twierdzą, że Liberiusz odszedł od tych ustaleń, inni że owe porozumienie niczego nie złamało. Honoriusz to z kolei papież, który nie wiedząc o tym, uległ – nie mając rozeznania teologicznego – monofizytyzmowi. Papież wtrącił się w spór pomiędzy patriarchą Konstantynopola Sergiuszem I, a patriarchą Jerozolimy Sofroniuszem I. Horoniusz zabrał głos, który zostaje zinterpretowany jako poparcie heretyckiego poglądu za sprawą czego poprzez wieki był piętnowany. Postawa Honoriusza była przywoływana podczas I Soboru Watykańskiego przez niewielką grupę biskupów jako główny i najmocniejszy argument przeciwko dogmatowi o nieomylności papieskiej.

To są rzeczywiście dwa przypadki papieży posądzonych o herezję w sposób poważny. Moim zdaniem Liberiusz działał w sytuacji wyższej konieczności, a Honoriusz po prostu się pogubił i to bardziej jako osoba prywatna niż papież, ponieważ list do patriarchów, z przesłaniem żeby się pogodzili, jest listem osobistym. Nie jest to bulla, nie jest to dekret, ani nie jest to okólny list apostolski. Istnieje oczywiście teoria mówiąca, że cokolwiek powie człowiek zajmujący urząd papieża w czasie pontyfikatu musi być studiowane pod kątem wierności ortodoksji. Trzeba to uszanować. Ale oczywiście wiemy, że nieomylność papieża na mocy I Soboru Watykańskiego jest zarezerwowana tylko dla papieskich wystąpień ex cathedra, co zostawić trzeba jako sprawę na osobną rozmowę. Warto jeszcze dodać, że obaj papieże z pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa nie byli heretykami w takim znaczeniu, że wyrośli w środowisku heretyckim i jako heretycy weszli do Kościoła awansując w nim, aby doprowadzić do niszczycielskiego wstrząsu. W ich przypadkach mamy raczej do czynienia z potknięciami tak jednego jak i drugiego, aczkolwiek były to bardzo poważne potknięcia, bo wywołały zamieszanie. Na pewno nie może tu być mowy o przemyślanym, planowym nauczaniem heretyckim, aby wiernych doprowadzić do klęski.

 

Pozostańmy na chwilę przy Honoriuszu. Przygotowując się do naszej dzisiejszej rozmowy posiłkowałem się książką prof. Kazimierza Dopierały pt. „Księga papieży”. Czytając o Honoriuszu i jego herezji odniosłem wrażenie, że został on wciągnięty w grę, której za bardzo nie rozumiał, to po pierwsze. A po drugie: jego sprawa pokazuje, że mowa nasza musi być „TAK – TAK, NIE – NIE”. Prof. Dopierała przywołuje stanowiska historyków, którzy mówią wprost: Honoriusz nie popełnił herezji, nie wpadł w herezję, tylko nieprecyzyjnie się wypowiedział, a na gruncie teologii czy dogmatyki wszystko, co zostało przez niego napisane w liście, o którym teraz rozmawiamy jest do obronienia…

Ja też tak uważam. Ponadto w przypadku Honoriusza mamy do czynienia z jednorazową wypowiedzią. Nie mamy zaś do czynienia z systematycznym, planowym powtarzaniem i nauczaniem poglądów heretyckich. Tu występuje w sposób zupełnie jednoznaczny zjawisko potknięcia się, a nie programowego wystąpienia przeciwko Kościołowi. To na pewno nie było celem, czy zadaniem Honoriusza.

 

Dodam tylko, że na początku tego całego sporu między patriarchą Konstantynopola, a patriarchą Jerozolimy, jak wskazuje prof. Kazimierz Dopierała, chodziło o stwierdzenie, że Pan Jezus miał jedną energię – w ten sposób próbowano obejść dogmat o naturze Pana Jezusa. Honoriusz to jednoznacznie i wyraźnie to potępił. Co więc zrobiono na wschodzie? Zaczęto mówić o jednej woli Pana Jezusa i w ten sposób wciągnęli Honoriusza w sprytnie zastawioną na niego pułapkę. Warto również dodać, że przed tym wszystkim Konstantynopol wysyłał do Rzymu swoich ludzi, którzy wyjeżdżali stamtąd pouczeni przez papieża, że głoszą herezję i mają z tym skończyć. Skończyli z herezją o jednej energii Pana Jezusa, ale zmienili energię na wolę i wykorzystali papieża do swoich brudnych gierek i brudnej polityki.

Cóż mogę więcej dodać? Zgadzam się z tym, co Pan powiedział. Jeśli wrócimy teraz do pontyfikatu Pawła IV, to zrozumiemy, że papieżowi przyświecała wizja, która może się spełnić w ten sposób, że będziemy mieli na przykład możliwość przedostania się na Tron Piotrowy heretyka, który podejmie określone działania. Niekoniecznie musiałoby to oznaczać heretyckie nauczanie jak np. negacja dogmatu o transsubstancjacji. Można sobie wyobrazić szkodliwe zachowanie np. w zaniechaniu egzekwowania władzy papieskiej w sposób godny swoich obowiązków w stosunku do heretyków. Pawłowi IV chodziło o to, żeby to zabezpieczyć.

 

Konstytucja „Cum ex apostolatus” nie była jedynym dokumentem wydanym przez Pawła IV. Wcześniej, bo 7 sierpnia 1555 roku papież opublikował bullę… w której upomniał tych, którzy głosili błędne nauki i choć nie wymienił z imienia żadnego teologa, to wiedziano, że była ona wymieniona przeciwko socynianom. Kim oni byli?

Byli to antytrynitarze, czyli heretycy negujący jako radykalny odłam protestantyzmu dogmat o Trójcy Świętej. Ich postawa, to co głosili było bliskie arianizmowi, czyli pierwszej herezji, jaka wstrząsnęła Kościołem zaraz po Edykcie Mediolańskim. Poglądy antytrynitarne zostały zgodnie uznane za jeden z najbardziej radykalnych odłamów reformacji. Wszystkie edykty tolerancyjne w ówczesnej Europie, takie jak ogłoszony we Francji Edykt Nantejski, czy ogłoszone w Polsce uchwały Konfederacji Warszawskiej gwarantujące tolerancję – tolerancję, a nie akceptację, bo to dwie różne sprawy – dla protestantów nie obejmowały heretyków negujących dogmat o Trójcy Świętej. Ci byli traktowani jako poganie.

 

Czy można więc powiedzieć, że nie mieliśmy do czynienia z żadną nową herezją, tylko po prostu była to stara herezja w nowych szatach?

Poniekąd tak. Należy bowiem dodać, że socynianie łączyli krytykę dogmatyki katolickiej z radykalnym programem społecznym, co dodatkowo ustawiało ich na pozycjach wrogów porządku społecznego i zachęcało do ich represjonowania. W Polsce, kiedy nasi rodzimi arianie, którzy nazwali się arianami jednoznacznie poparli Szwecję w czasie potopu Sejm uchwalił ich wygnanie z Rzeczypospolitej, co dzisiaj jest asumptem do krytyki naszej Ojczyzny przez tendencyjną historiografię liberalną, jakoby Polacy deptali ideały tolerancji religijnej. Jest to obrzydliwe kłamstwo. Decyzja Sejmu nie wiązała się z prześladowaniami religijnymi, tylko był to odwet za zdradę państwa polskiego. Tolerancyjność w Rzeczypospolitej była utrzymana na wysokim poziomie.

 

Kolejna bulla Pawła IV z roku 1558 nosi tytuł „Cum secundum apostolum”. Paweł IV zakazuje w niej negocjacji na temat przyszłego konklawe za życia papieża i bez jego wiedzy oraz zakazał pod groźbą najcięższych kar kościelnych rozprawiania na temat życia papieża sprawującego pontyfikat. Proszę o komentarz do tej drugiej sprawy, czyli „zakazu rozprawiania na temat życia papieża”. Czy Paweł IV wprowadził cenzurę, a jeśli tak, to dlaczego?

Tak! Papież wprowadził cenzurę z myślą o zabezpieczeniu Kościoła i papiestwa. Paweł IV nie mógł oczywiście nie mieć w pamięci ofensywnej antykościelnej polemiki protestantów. W centrum ich negatywnego dyskursu była Stolica Apostolska. Chodziło o zniweczenie autorytet Głowy Kościoła. Ale nie to wydaje się najważniejsze. Najgorsze są publikacje upozorowane na ortodoksyjność, ale w istocie zawierające treści heretyckie. Takie właśnie wyrządzają największe szkody. Po to też była interwencja papieska w postaci zaprowadzenia cenzury książek. Papież miał do tego prawo. Powierzono mu władzę kluczy jako następcy. Katolicy muszą być mu posłuszni pod rygorem utraty szansy zbawienia, co ogłosił w bulli „Unam sanctam” orzekł Bonifacy VIII, o czym zresztą już rozmawialiśmy. Chodziło więc o zabezpieczenie Kościoła przed działaniem, które prowadziłoby do załamania się autorytetu Najwyższego Kapłana.

 

Jak skomentowałby Pan z kolei zakaz negocjacji na temat przyszłego konklawe? Czyżbyśmy wracali do tego, co ogłosił papież Symmach, o czym również już rozmawialiśmy?

Papież Symmach próbował przeprowadzić koncepcję, aby za wiedzą żyjącego papieża próbować obmyślić personalia jego następcy. Tutaj zaś chodziło przede wszystkim o potępienie prób samowolnego negocjowania przez kardynałów przed śmiercią papieża, którego efektem byłoby faktyczne wyłonienie przyszłego papieża przed śmiercią urzędującego Namiestnika Chrystusowego. Przenosząc to na czasy współczesne: Paweł IV chciał zabezpieczyć Kościół przed tworami takimi jak mafia z Saint Galen, czyli nieformalna grupa, która jeszcze za życia Jana Pawła II prowadziła poufne narady i próbowała doprowadzić do wyłonienia własnego kandydata na papieża w celu przyspieszenia i dokończenia rewolucji po jego śmierci. Pawłowi IV udało się zatrzymać tego typu szkodliwe praktyki. Niestety ponad 400 lat później nie udało się to ani Janowi Pawłowi II, ani Benedyktowi XVI.

 

Przejdźmy teraz do bulli „Cum ex apostolatus”. W pierwszej kolejności Paweł IV kilkukrotnie powtarza i podkreśla, że wszystkie kary, wszystkie ekskomuniki, wszystkie inne ograniczenia nałożone przez jego poprzedników na protestanckich heretyków nadal zostają utrzymane i są w mocy. Czy gdyby papież o tym nie przypomniał, to ktoś mógłby uznać, że ekskomunika zostaje z niego zdjęta?

Nie ma tu niczego nowatorskiego. Potwierdzanie wciąż na nowo zarządzeń karnych było w Kościele częstą praktyką. W Konstytucji Apostolskiej „Cum ex apostolatus officio” papież Paweł IV bez wątpienia chciał wzmocnić dyscyplinę w Kościele, słusznie uważając, że w czasach wielkiego zamieszania i zamętu, bo tym właśnie był XVI wiek – pamiętajmy, że wciąż trwał Sobór Trydencki, który dopiero ma przynieść wspaniałe owoce. Pamiętajmy, że w Europie toczą się nieustające walki o religię i panowanie etc. – należy potwierdzić zarządzenia dyscyplinarne swoich poprzedników. Papież chciał w ten sposób przypomnieć, że nigdy one nie wygasły i nadal obowiązują. Tak to moim zdaniem należy rozumieć, ale podkreślam raz jeszcze: nie było to niczym nowym i wyjątkowym. Takie zarządzenia w Kościele były wydawane wielokrotnie.

Przy okazji warto może nadmienić, że prawidłowa reakcja na kryzys to wysiłki na rzecz wzmocnienia władzy w Kościele. Tylko naiwni mogą w dobrej wierze obiecywać, że kryzys zostanie pokonany, kiedy osłabimy, albo w ogóle podkopiemy władzę. Mam oczywiście na myśli przede wszystkim władzę papieską. Rozeznanie co do zła wymaga jeszcze skutecznych środków zaradczych a te zapewnić może tylko silna władza. Innej drogi nie ma. Rozeznanie co do zła samo nie wystarczy. Będzie bezowocne.

 

A czy przypomnienie, że te zarządzenia obowiązują również wszystkich tych, którzy w przyszłości popadną w herezję jest czymś wyjątkowym?

Takie zarządzenie, nawet jeśli jest czymś nowym, to logicznie wynika z tego, o czym mówiłem powyżej. Skoro wprowadzono konkretne zarządzenia dyscyplinarne co do osób, które dopuściły się herezji, a herezja jest wówczas traktowana jako ciężkie przestępstwo, to przecież logicznym jest, aby odnosiło się to również do przyszłości.

Należy jeszcze dodać, że bulla, o której rozmawiamy operuje dwoma rodzajami przestępstwa. Pierwszy to odpadnięcie od religii, a drugi to popadnięcie w herezję. Odpadnięcie od religii jest traktowane równoważnie z herezją. Pod kategorię tę podpadają ci, którzy nie wyznając nowatorskich, heretyckich poglądów, tylko po prostu na przykład zaprzestają jakiegokolwiek sprawowania obowiązków wynikających z Ewangelii, Dekalogu, nauki Kościoła czy też wynikających ze święceń prezbiteratu czy episkopatu. Dobrym przykładem jest tutaj prymas Polski z czasów Oświecenia, czyli Gabriel Podoski. Na urząd prymasa wybrał go król Stanisław August. Zrobił to na wyraźne polecenie cesarzowej Katarzyny II, która zapewniła mu tron, ale i gorąco pragnęła, aby Polsce i Kościołowi zaszkodzić, a raczej go podkopać i zniszczyć. Przecież tylko tak można Polskę osłabić i wykończyć. Człowiek ten nie dość, że prowadził życie skandaliczne i niegodne stanu duchownego (na jakimkolwiek stanowisku by nie był), to jeszcze nie poczuwał się nawet do obowiązku sprawowania mszy św. Nawet procesji w Boże Ciało – jak oznajmia ks. Jędrzej Kitowicz – nie prowadził, choć był głową polskiego Kościoła. Mówiono, że odprawił jedną mszę w życiu. Była to msza prymicyjna. Potem już tego nie robił. Nawet nie próbował udawać pobożności… Mamy więc do czynienia z człowiekiem, który na pewno nie wyróżnił się jakimikolwiek herezjami, jakimikolwiek polemikami ze Stolicą Apostolską czy papiestwem, bo go to wszystko co stanowi przedmiot naszej wiary, po prostu nie interesowało. Był człowiekiem, który milcząco odpadł od religii, pogrążając się w upadku moralnym. Oczywiście Podoski jest przykładem skrajnym, ale bardzo dobrze ilustrującym, czym było odpadnięcie od religii, o którym pisał Paweł IV.

 

Paweł IV nazywa odstąpienie od wiary, popadnięcie w herezję, schizmę, doprowadzenie do herezji, doprowadzenie do schizmy etc. „największą obrzydliwością na świecie”. I tutaj należy nawiązać do współczesności. Moim zdaniem słowa Pawła IV nie przeszłyby przez gardło większości hierarchów, a nawet większości katolików, ponieważ mamy tzw. wolność religijną, wolność wyznania etc., prawda?

Cóż mogę powiedzieć? Kościół posoborowy wyraźnie odciął się od swojej przeszłości. Dziwiłbym się więc, gdyby dzisiaj papież cytował dokument XVI-wiecznego papieża.

Mogę tylko powiedzieć jedno. Jeśli nauka katolicka została zastąpiona dwoma hasłami mówiącymi, że Pan Bóg wszystkich ludzi kocha i wszystkim wszystko daruje, ponieważ jest miłosierny oraz że wszyscy ludzie powinni się wzajemnie kochać, wspierać i pomagać sobie, to w takich realiach, jeśli to ma być esencja naszej wiary nie ma znaczenia, co się robi, w co się wierzy. Wszystko jedno, bo i tak będziemy zbawieni. Ogólnie rzecz biorąc będzie dobrze…

Tyle tylko, że takie podejście prowadzi do całkowitego upadku naszej religii, to po pierwsze. Po drugie: tego typu postawa była całkowicie obca, obrzydliwa i wstrętna dla papieży z przeszłości. Nie mam tutaj na myśli jedynie papieży, najdelikatniej mówiąc, dość kontrowersyjnych jak Paweł IV, ale wielu, wielu innych Biskupów Rzymskich, którzy z ogromną determinacją, poświęceniem i wiarą bronili nauki Chrystusa i nie traktowali jej w tak uproszczony, prymitywny i fałszywy sposób, jak się to robi obecnie. Pan Bóg nie jest bowiem tylko miłosierny, ale i sprawiedliwy, czego uczy nas Katechizm „Pan Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Miłosierdzie jedynie dopełnia Bożej Sprawiedliwości, ale jej nie przewyższa. Nie jest tak, jak głoszą moderniści – jedno wyklucza drugie. Tak Kościół nigdy tego nie rozumiał. W całej swej historii, aż do czasu rewolucji, którą przechodzi obecnie.

 

Co groziło duchownym – zarówno zwykłym kapłanom jak i hierarchom za herezję, schizmę, odstąpienie od wiary?

Najważniejszym przesłaniem, czy też najważniejszą substancją bulli „Cum ex apostolatus” jest wezwanie do nieuznawania przywództwa heretyków w jakiejkolwiek postaci. Papież ogłasza, że wierni Kościoła Katolickiego mają prawo do oporu i sprzeciwu wobec fałszywych przywódców narzuconych w drodze przedostania się heretyków na urzędy w Kościele. To jest główne przesłanie Pawła IV dla ludzi. Wezwanie, aby w tym przypadku byli nieposłuszni.

 

A czy papież zakłada, że będąc biskupem można stać się heretykiem?

Jak najbardziej. Takie przypadki były i są niestety dość liczne.

 

Czyli nie tylko wrogowie Kościoła mogą przeniknąć do Kościoła, ale również trucizna herezji może opanować umysły i serca biskupów nie-heretyków?

Tak. Papież zwraca uwagę, że nawet człowiek wyznający ortodoksję może stać się heretykiem z różnych powodów. Jedni zrobią to dla osobistych ambicji, inni dla celów materialnych. Najlepszym przykładem jest tutaj wprawdzie nie duchowny, ale wybitny król angielski Henryk VIII, który przecież wspaniale bronił wiary katolickiej w początkach reformacji, żeby potem skorzystać z tejże reformacji, aby rozwalić Kościół i przeprowadzić protestantyzację swojego kraju przeciwko Kościołowi. A wszystko to wzięło się jak wiadomo z kryzysu dynastycznego, który dla Henryka VIII był ważniejszy niż wiara i zbawienie. Zachowanie dynastii było dla niego ważniejsze niż skazanie na wieczne potępienie w ogniach piekielnych. Człowiek ten nie cofał się przed najcięższymi zbrodniami jak zamordowanie swoich żon, żeby tylko osiągnąć cel, jakim było przedłużenie dynastii (bo nie miał męskiego potomka).

Nikt nie brał nawet pod uwagę, że Henryk VIII zrobi, to co zrobił. Człowiek ten bronił przecież doktryny o Przeistoczeniu w czasie Mszy Świętej Chleba i Wina w Ciało i Krew Chrystusa Pana za co otrzymał od papieża tytuł „Fidei Defensor”, którym do dzisiaj tytułują się jego następcy. Obecny król Karol III też ma w tytulaturze sformułowanie „Fidei Defensor”, choć ono już nic nie znaczy.

 

Co groziło władcom świeckim za popadnięcie w herezję?

W przypadku orzeknięcia herezji Kościół traktował to zawsze jednoznacznie, głosząc, że ustaje wówczas posłuszeństwo temu władcy jeżeli otrzymał ekskomunikę. Różnie jednak z tym bywało. Władcy byli bowiem w stanie wymusić posłuszeństwo siłą i w ten sposób nie utracić tronu. Przecież cesarz Henryk IV stłumił bunt poddanych a na papieżu Grzegorzu VII wziął odwet. Zdarzały się jednak przypadki, kiedy władców dosięgała ekskomunika po czym dochodziło do buntu w wyniku którego król, książę czy inny władca świecki tracił panowanie. Kościół nigdy nie odwołał swojej zasady wzywającej wiernych do oporu i zaniechania posłuszeństwa wobec heretyków zasiadających na tronach książęcych czy królewskich.

 

Paweł IV wskazuje również, co należy zrobić, kiedy heretyk nawróci się na świętą wiarę katolicką. W „Cum ex apostolatus” czytamy:

„Nigdy nie będą przywróceni do swego poprzedniego stanu, a więc nie zostaną przywróceni, ponownie obdarzeni, przywołani i odnowieni w posiadaniu kościoła katedralnego, metropolitalnego, patriarchalnego bądź prymasowskiego, ani do godności kardynalskiej, ani do innej godności, czy to mniejszej, czy też większej, ani nie otrzymają prawa do zabierania głosu czy to czynnego, czy biernego, ani nie otrzymają władzy, ani klasztorów i beneficjów, a także hrabstw, baronii, marchii, księstw, królestw i władzy cesarskiej. Z powodu łaskawości zaś i życzliwości Stolicy Apostolskiej zostaną umieszczeni w jakimś klasztorze albo innym miejscu zakonnym, dla odbycia wieczystej pokuty o chlebie boleści i wodzie żalu, chyba że nie wykażą oznak prawdziwej skruchy i nie dokonają odpowiedniej pokuty, bo wtedy powinni być raczej poddani osądowi władzy świeckiej w celu nałożenia stosownej kary, po odpowiednim rozpatrzeniu sprawy”.

Papieża zaleca pokutę w klasztorze i to jest jego koncepcja, aby rozwiązywać problemy, gdy na przykład biskup jest podejrzany o herezję, bądź biskup nie daje gwarancji odrzucenia herezji. To jest klasyczne zjawisko postępowania Stolicy Apostolskiej w sytuacji nadzwyczajnej.

 

A jak w ogóle w tamtych czasach stwierdzano kto jest, a kto nie jest heretykiem?

To się działo w sposób taki, że Stolica Apostolska była zawiadamiana w pewnym momencie jeśli to był hierarcha albo wpływowy kapłan. Zresztą wszystko tu zależało od czujności nuncjusza. Papież korzystał wówczas ze swojego prawa orzeczenia ekskomuniki wobec oskarżonego o herezję, czy też poczynania wywrotowe, człowieka. Ekskomunika nie była jednak zawsze ogłaszana. Czasami Kościół kierował się zasadą wyższej konieczności i niestety tolerował zło w przypadkach jednostkowych. Podam może przykład: w XVI-wiecznej Polsce znany pisarz polityczny i wybitny człowiek Renesansu polskiego, czyli Stanisław Orzechowski poniechał celibatu i ożenił się ze swoją nałożnicą. Tutaj z miejsca powinna być ekskomunika, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Jednak w obawie przed wzburzeniem w polskim duchowieństwie nie orzeczono ekskomuniki mimo jednoznacznych podstaw do tego. Obawiano się bowiem, że w ślady Orzechowskiego pójdą inni – jeśli sprawa nabierze rozgłosu. Inny przykład: kiedy Zygmunt August wyprawił do papieża Pawła IV poselstwo, aby uprosić u niego zgodę na stworzenie polskiego Kościoła „narodowego” w tym między innymi na zniesienie celibatu i inne heretyckie koncepcje, to przecież papież powinien był ekskomunikować naszego króla. Paweł IV nie zrobił tego jednak, ponieważ obawiał się, że z Kościoła odpadnie Rzeczpospolita, co byłoby straszną tragedią. Paweł IV nie ogłosił więc ekskomuniki. Kolejny przykład: prymas Jakub Uchański – człowiek bardzo wątpliwy co do wiary. Nie był on postacią tak obrzydliwą jak Podoski 200 lat później, ale był człowiekiem bardzo słabej wiary (oczywiście mówić to możemy na podstawie zachowanych źródeł). Uchański mógł być pociągnięty do odpowiedzialności za wparcie Zygmunta Augusta w wyprawieniu poselstwa do Rzymu, ale tak się nie stało. Stolica Apostolska kierowała się więc różnymi motywami. Nie zawsze papież postępował tak samo. Musimy jednak pamiętać, że oprócz ekskomunik orzeczonych mamy jeszcze ekskomunikę z mocy samego prawa zaciąganą przez człowieka popełniającego herezję (latae sententiae). To nie musi być orzeczone, ale obowiązuje. Taką karę może zaciągnąć na siebie każdy, kto stanie przeciwko dogmatom wiary będąc ostrzeżonym co do swojego postępowania. To też jest bardzo ważne zjawisko.

 

Czy chce Pan przez to powiedzieć, że na przykład ktoś taki jak prezydent USA Joe Biden, który podkreśla, iż jest katolikiem jest jednocześnie ekskomunikowany za to co głosi i robi w kwestii mordowania dzieci w łonach matek? Jeśli ten człowiek jest ekskomunikowany, czego żaden hierarcha nie odważył się mu powiedzieć, to dlaczego może uczestniczyć we Mszy Świętej i przystępować do sakramentów?

Były takie wezwania, ale ze strony nielicznych wiernych Kościołowi i jego prawowitej nauce biskupów amerykańskich. Nie ma natomiast mowy – niestety – o jednolitym stanowisku episkopatu. Trzeba pamiętać, że Stolica Apostolska pod obecnym kierownictwem dokłada starań o to, aby nominacje na stanowiska ordynariuszy przeprowadzać w myśl kryterium „postępowości” kandydata. To jest ściśle egzekwowane i przynosi skutki.

 

Wróćmy jeszcze do „Cum ex apostolatus”…

Na koniec tego wątku chciałbym jeszcze dodać, że Bulla papieża Pawła IV ma charakter zabezpieczający – i wypełnia swoją rolę modelowo. Zabezpiecza Kościół przed papieżem heretykiem, którego wybór jest z definicji nieważny. Papież orzeka nieważność wyboru papieża heretyka. I tutaj mamy problem. Paweł IV podtrzymuje bowiem z całą mocą, że papieża nikt nie może sądzić, co wynika z bulli Bonifacego VIII „Unam Sanctam”, o której rozmawialiśmy. Ponadto Paweł IV podtrzymuje nauczanie Innocentego III, że papież który popadłby w herezję, z mocy prawa traci zdolność do sprawowania władzy.

Kiedy o tym rozmawiamy, mamy do czynienia jeszcze z sytuacją, która jest bardzo trudna do objaśnienia. Ja nie jestem teologiem ani prawnikiem kanonistą, więc chciałbym w tym miejscu przedstawić tylko moją propozycję jako historyka. Po wielu latach, tj. w 1945 roku Pius XII, czyli wieki papież, którego o złe intencje wobec Kościoła podejrzewać nie możemy, wydał Konstytucję Apostolską o wyborze Biskupa Rzymskiego. Jest to najbardziej szczegółowy dokument, jaki został na ten temat wydany. Dzisiaj niestety ona już nie obowiązuje, ponieważ została zastąpiona bullą Jana Pawła II. Jednak bulla Piusa XII wskazuje, że gdyby kardynałowie wybrali nawet ekskomunikowanego kardynała na papieża, to wybór ten jest ważny i nie traci on zdolności sprawowania władzy. I tutaj pojawia się pytanie: jak to pogodzić z bullą Pawła IV? Moim zdaniem mamy tutaj do czynienia z sytuacją, którą należy rozumieć w następujący sposób: Piusowi XII nie chodzi o ekskomunikowanego przez urząd dekretem. Trudno sobie bowiem wyobrazić, żeby kardynałowie wybrali na papieża człowieka ekskomunikowanego. No chyba, że działają oni w spisku przeciwko Kościołowi, ale to nadal jest trudne do wyobrażenia. Pius XII chciał wziąć pod uwagę sytuację, która mogłaby zatruć Kościół. Wyobraźmy sobie taki oto przykład: załóżmy, że mamy w seminarium kleryków. Ci klerycy kształcą się, aby pewnego dnia przystąpić do święceń prezbiteratu i potem dalej służyć Kościołowi na stanowiskach duchownych. Załóżmy, że któryś z tych kleryków powie prywatnie, bo za publiczną wypowiedź byłby ukarany, że nie uznaje jakichś dogmatów. W takiej sytuacji podpada on pod herezję i zaciąga na siebie ekskomunikę. Ta ekskomunika jest niezadeklarowana przez Watykan, a człowiek ten już jako kleryk nie jest napiętnowany publicznie. Załóżmy, że ktoś taki dojdzie jednak do godności prezbitera, potem biskupa albo i kardynała. Załóżmy wreszcie, że zostałby wybrany papieżem. Będąc nim stanąć mógłby w obliczu oskarżeń o odrzucenie dogmatów. Ktoś mógłby poinformować o tym świat. Wówczas pojawiłby się ferment polegający na kwestionowaniu zdolności tego człowiek do przewodzenia Kościołowi (i rządzenia nim). Pius XII wyjaśnia więc, że nawet gdyby ktoś taki był ekskomunikowany latae sententiae, to może być ważnie wybrany na Najwyższy Urząd i nie może to być kwestionowane przez nikogo. Wystąpienie Piusa XII zabezpiecza więc Kościół, mimo że wydaje się, iż stoi w sprzeczności z tym, co do tej pory powiedzieliśmy.

 

Rozumiem, ale pozwoli Pan, że w delikatnej kontrze powołam się na przykład Celestyna II – antypapieża wybranego na Tron Piotrowy w 1124 roku. Człowiek ten został legalnie wybrany, ale nie doszło do konsekracji. Jak czytamy w książce „Księga Papieży” prof. Kazimierza Dopierały:

„Uroczystość koronacyjna 16 grudnia 1124 roku została przerwana w momencie, gdy śpiewano już Te Deum. Papież elekt nie uzyskał poparcia rodziny Frangipanich a jej przedstawiciel wtargnął z wojskiem i ogłosił papieżem kardynała Lamberta. Doszło do gwałtownych starć, w których Celestyn został ranny. Wytłumaczono mu stosując między innymi przemoc fizyczną, że dalsze upieranie się przy swoich prawach nie ma najmniejszego sensu, gdyż Lambert został uznany za papieża przez większość wyborców jako Honoriusz II. Celestyn II zrezygnował z urzędu. Prawdopodobnie wkrótce zmarł być może w wyniku odniesionych ran. Ponieważ Celestyn II nie był konsekrowany ani też nie wprowadzono go na tron jest uważany za antypapieża mimo że został wybrany kanonicznie”.

Rozumiem, ale czego, Pana zdaniem, przykład ten miałby dowodzić?

 

Moim zdaniem pojawia się pytanie czy sam wybór na papieża wystarcza? Rozumiem, że od 1124 roku mogło się to zmienić, ale moim zdaniem przykład Celestyna II pokazuje, że sam wybór to za mało, ponieważ musi dojść jeszcze do konsekracji i zajęcia Tronu Papieskiego i dopiero wówczas papież elekt jest papieżem.

To zagadnienie dla prawników kanonistów. Ja mogę tylko dodać, że mamy trzy progi. Pierwszym jest ogłoszenie wyboru przez kardynała-dziekana Św. Kolegium, a może się to stać tylko wtedy gdy elekt uzyska dwie trzecie głosów i wyrazi zgodę na przyjęcie wyboru. Jeżeli na papieża zostaje wybrany człowiek, który w chwili wyboru nie ma święceń, to nie jest on w stanie przejąć władzy w tym momencie, czyli wyjść i wydawać rozporządzeń np. godzinę po konklawe. Trzeba wówczas zaczekać do jego konsekracji biskupiej, bo gwarancją papiestwa jest obowiązek przyjęcia sakry biskupiej. Papieżem nie może być nie-biskup. Świecki nie może się ogłosić papieżem nawet gdyby stanęły za nim super-mocarstwa z bombami atomowymi. To jest oczywiste. Właśnie dlatego urząd dziekana Świętego Kolegium i wicedziekana powinny być zawsze obsadzone, żeby nie było wątpliwości kto udzieli w takim wypadku sakry biskupiej elektowi. To jest drugi próg i od tego progu zaczyna się papiestwo tego człowieka. Wcześniej jest to tylko elekt. Trzeci próg to koronacja, ale jak wiadomo została ona zniesiona. Zrobił to Paweł VI i trzeciego progu obecnie już nie ma. W związku z powyższym na pewno nie może być tak, że koronacja papieska jest pierwszym dniem panowania papieża. Jeżeli wybrany został biskup, to nabiera uprawnienia do rządzenia natychmiast po ogłoszeniu wyboru. Ale jeżeli jest to nie-biskup, to czeka się do momentu jego konsekracji, a tę odprawia się nie natychmiast, tylko w najbliższe święto (przynajmniej II klasy).

 

Zwrócił Pan uwagę, że trzeba o te kwestie zapytać prawników kanonistów…

Dzisiejszy kanoniści – przynajmniej na Zachodzie – to w zdecydowanej większości liberałowie, więc strach pomyśleć, co by orzekli. To oni przecież forsują te wszystkie innowacje, które pozawalają na wielką skalę, pod byle pretekstem, unieważniać małżeństwa. Ale to inna sprawa…

 

Raz, że to liberałowie, a dwa: w dzisiejszych czasach poruszamy się w oparach fałszywie rozumianego legalizmu kanonicznego. Swego czasu Paweł Lisicki opowiadał mi o swoim spotkaniu z teologiem uważanym za konserwatystę, który wyjaśnił mu powołując się na dwa kontenery dokumentów, że któraś z kolejnych kontrowersyjnych decyzji Franciszka jest w sumie zgodna z nauką Kościoła. Nieważne, że wielu katolików odebrało to jako coś sprzecznego z Ewangelią i nauką Kościoła. Dwa kontenery dokumentów i powołanie się na 267 przypis jednego z nich miał zamykać dyskusję i przyznać rację papieżowi… Czy w takim Kościele, w Kościele fałszywego legalizmu chcemy funkcjonować?

Jest to ogromny problem naszych czasów, który trudno komentować inaczej niż z poczuciem wszechogarniającego pesymizmu…

 

Ale przecież papieże i ogłoszone przez nich dokumenty, o których dotychczas rozmawialiśmy były inne. Żaden z nich, mówiąc kolokwialnie, „prochu nie wymyślał”, tylko albo głosił, to co głoszono od wieków, rozwijał doktrynę zgodnie z tradycją, kodyfikował sprawy nieskodyfikowane etc. Dzisiaj można odnieść wrażenie, że doktryna, normy moralne etc. są wymyślane na nowo bez patrzenia na tradycję i to, co głosili poprzedni papieże.

Absolutnie się z Panem zgadzam. Bulla o której dzisiaj rozmawiamy z 1559 r. jest najlepszym przykładem potwierdzającym, że w przeszłości papieże powoływali się na swoich poprzedników i potwierdzali w ten sposób odwieczną naukę Kościoła. „Cum ex apostolatus” to ewidentne nawiązanie do dokumentów Bonifacego VIII, Innocentego III i innych wybitnych papieży średniowiecza.

Pytanie kluczowe: czy papież może być heretykiem?

Wydaje mi się, że nie da się inaczej odpowiedzieć na to pytanie jak stwierdzeniem, że na Tron Papieski może się przedostać człowiek będący heretykiem i prowadzić Kościół do zguby. Przeciwko niemu powinien się ujawnić opór wszystkimi dostępnymi środkami, ale ponieważ nie jesteśmy protestantami ani koncyliarystami, czyli zwolennikami teorii wyższości soboru nad papieżem i w związku z tym, że sobór nie może być zwołany inaczej jak tylko przez prawowitego papieża moim zdaniem jedyną instytucją, która może papieża, którego czyny i zachowania wskazują na możliwość popadnięcia w herezję, upomnieć jest kolegium kardynalskie. Sprawa jest jednak niezwykle trudna, ponieważ kardynałów mianuje papież. A jeżeli stosuje on ściśle rygorystyczne kryterium wierności określonej linii politycznej, to wynosi do purpury wyłącznie tak samo myślących jak on. Mamy więc błędne koło. Natomiast nie może być na pewno przygotowana zawczasu w Kościele żadna instytucja, która działałaby na zasadach występującego w państwie świeckim sądu dla władzy czyli Trybunału Stanu, która mogłaby papieża osądzić i zdjąć z urzędu. Gdyby taka instytucja powstała – mielibyśmy do czynienia z zakwestionowaniem prymatu biskupa rzymskiego, a to jest uderzenie w jedną z najważniejszych zasad ustrojowych Kościoła. Jest to więc moim zdaniem niemożliwe. Ale każdy katolik jest istotą rozumną. Kiedy katolik widzi, że papież przekracza określone granice i czyni to, co niedopuszczalne, to moim zdaniem w sumieniu można uznać, że zarządzenia takie nie są dla nas wiążące.

Musimy bezwzględnie trzymać się tego, co mówi Św. Robert Bellarmin, a pisał on, że „papież heretyk musi być złożony z urzędu”. Sądzę też, że na pewno należy się odwołać do tego, co jest napisane w Dziejach Apostolskich, gdzie Apostoł Paweł, który nie był głową Kościoła, ostro upominał jednak pierwszego papieża, czyli Apostoła Piotra. Mamy więc do czynienia z mocnym argumentem na rzecz tezy, aby Kolegium Kardynalskie, działając nawet nie in plenitudo, mogłoby w krytycznym momencie uchwalić wezwanie papieża do poniechania czynów, które prowadzą do upadku Kościoła. Co papież by wówczas zrobił? – tego nie wiem. Czy dałoby to sygnał do walki na śmierć i życie o władzę w Kościele? Czy papież zacząłby zdejmować z urzędu kardynałów, którzy go wezwali do opamiętania? Czy może papież by się nawrócił i rozpoczął odwrót z drogi na którą wkroczył? Tego oczywiście nie wiem, bo wiedzieć nie mogę. Wszystko jest możliwe. Wiem tylko, że takie przypadki w Kościele były. Tak się działo za pontyfikatu Urbana VI, który przyniósł potężny rozłam. Papież ten nie był heretykiem, ale w pewnym momencie zaczął rządzić tak twardą ręką i równie twardo egzekwować władzę oraz faworyzować kardynałów włoskich przeciwko francuskim pod koniec XIV wieku, że w konsekwencji zebrało się Kolegium Kardynalskie, które najpierw go upomniało. Urban VI jednak nie posłuchał wezwania i ekskomunikował kardynałów. Tak doszło do Wielkiej Schizmy Zachodniej, której dzieje należą nie tylko do historii Kościoła, ale dziejów powszechnych. Sprawa jest więc niezwykle delikatna i na ten temat chyba niczego nowego a mądrego wymyślić się nie da. Przynajmniej historykowi.

 

Dlaczego w związku z tym ani Paweł IV, ani żaden inny papież nie zabezpieczył przed tym Kościoła? Zamiast tego mieliśmy nieustanne wzmacnianie urzędu papieża, czego ukoronowaniem był dogmat o nieomylności papieża.

Paweł IV nie mógł zabezpieczyć Kościoła przed możliwością takich trudności w rządzeniu o jakim mówimy, bo to po prostu niemożliwe. Trzeba by zrobić rewolucyjny krok ustanawiający w Kościele jakiś urząd kontrolny postawiony ponad władzą najwyższą, a to jest niemożliwe. W sytuacji nadzwyczajnej, a taką jest sytuacja, gdy papież daje jednoznacznie do zrozumienia, że nie czuje się związany z normami ortodoksji nie ma jednak innego wyjścia – trzeba działać ad hoc. Powinni działać nie świeccy, ale najwyżsi hierarchowie, czyli kardynałowie. Papież nigdy nie zgodzi się na zwołanie soboru, który miałby go zdjąć z urzędu. Z kolei zwołanie soboru bez papieża, jak już powiedziałem nie wchodzi w grę, ponieważ jest nielegalne. Byłby to sobór zbójecki nawet jeśli podjąłby słuszne działania. Jest to więc ogromny problem i nie widzę tutaj żadnego sensownego rozwiązania.

 

Ja to wszystko rozumiem, ale chyba zgodzi się Pan ze mną, że bardzo wielu wiernych domaga się działania…

To nie ulega wątpliwości.

 

Co w związku z tym robić, skoro jak ogłosił Bonifacy VIII „bez wierności papieżowi nie ma zbawienia”?

Jeśli papież nauczałby zła, to musimy uznać, że wezwanie Bonifacego VIII nie obowiązuje. Dochodzimy tutaj do problemu, który mamy w oparciu o naukę moralną Kościoła jasno rozeznany, mianowicie: czy należy czcić ojca i czy należy ojcu okazywać posłuszeństwo jak się jest dzieckiem? Oczywiście, że tak. Ale kiedy ojciec jest pijakiem, lumpem, np. bije żonę i dzieci, to cóż wtedy? Wtedy mamy sytuację wyższej konieczności i to prawo moralne (pochodzące z IV przykazania) o którym wspomniałem, nie obowiązuje. Każdy musi to rozeznać na własną, rękę kierując się zdrowym nauczaniem Kościoła. Katolik nie może na własną rękę wymyślać jakichś koncepcji, bo to będzie oznaczać kroczenie drogą protestantów, cośmy w historii już widzieli. Musimy w oparciu o zdrową naukę poprzednich papieży oceniać to, co dzieje się dzisiaj.

 

Chciałbym jeszcze zapytać o dogmat o nieomylności papieża. Dotyczy on tylko wypowiedzi papieża ex cathedra. Papieżowi Franciszkowi jest zarzucana herezja, jeśli chodzi o Komunię świętą dla rozwodników, błogosławienie tzw. par LGBT i inne kwestie. Obrońcy Franciszka mówią, że to nie jest nauczanie ex cathedra. Czy w związku z tym mamy do czynienia z herezją czy nie?

Papież ex cathedra naucza uroczyście, czyli nadzwyczajnie, ale przede wszystkim naucza zwyczajnie poprzez codzienne sprawowanie urzędu. Nauczanie zwyczajne podlega także ocenie w świetle kryterium wierności Tradycji. Wobec tego twierdzenie, że skoro papież nie wydał żadnego postanowienia w trybie nadzwyczajnym, to na pewno pozostaje wierny ortodoksji katolickiej – jest wielkim nadużyciem.

 

Na koniec chciałbym przywołać fragment książki prof. Joerga Baberowskiego pt. „Stalin. Terror absolutny”: „Kiedy rewolucja, zwalczając tradycję i religię jako przejaw ciemnoty, przyczyniła się do zniszczenia prawosławnej Cerkwi, chłopi sami zaczęli wybierać swoich duchownych. Nie pomogła bolszewicka propaganda w formie objazdowego, ruchomego kina ani wywieszanie po wsiach plakatów o wydźwięku antyreligijnym, ponieważ chłopi nie szukali w religii treści, które mogłyby zmienić ich życie, lecz mądrości, które potwierdzały dotychczasowy sens ich egzystencji”.

Może to jest jakieś rozwiązanie?

Tak. Świeccy mogą dużo robić na własną rękę. Oczywiście potrzeba wiary. Potrzeba też determinacji. Nie potrzeba niczyjej na to zgody, aby się bronić, a tylko rozsądek i zdrowa postawa oddania Kościołowi. Świeccy mogą chociażby szukać Mszy normalnej (czyli takiej jaka była w Kościele do czasu rewolucji liturgicznej przeprowadzonej przez Pawła VI). Mogą unikać – wychodząc z Kościoła – nabożeństw posoborowych, zawierających ekscesy (tańce, dialogowane kazania, rozdawanie Komunii przez kobiety, czy też tandetna muzyka). To robić wolno i to już jest coś. Nikt nam za to niczego nie może zrobić. I to wcale nie wymaga nadmiernego wysiłku, tylko poczucia tego, co się nazywa sensus Ecclesiae, czyli świadomość Kościoła wyrażająca się w rozeznaniu o jego prawdziwej nauce i kulcie.

 

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(12)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 298 795 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram