30 czerwca 2021

„Problemem pozostaje niedojrzałość, klerykalizm, brak odpowiednich metod reagowania. Stygmatyzacja jednego środowiska jest niesłuszna” – pisze na stronie pisma „Więź” Tomasz Terlikowski. O jakim środowisku mowa? O homoseksualnym lobby, które rozpanoszyło się w strukturach Kościoła.

 

Dotychczas, na podstawie statystyk z takich krajów jak Stany Zjednoczone i Niemcy przyjęło się uważać, że ogromna większość (70-80 procent) przypadków wykorzystywania seksualnego dokonywanego przez duchownych miało tło sodomickie. Autor wspomnianego komentarza odnosi się do raportu na temat nadużyć, przedstawionego ostatnio przez prymasa Wojciecha Polaka.

Wesprzyj nas już teraz!

„Według dzisiejszych danych wśród ofiar jest 50 proc. dziewcząt i 50 proc. chłopców. Co z tego wynika? Otóż tyle, że narracja, zgodnie z którą problem stanowi tylko lobby homoseksualne (sam kiedyś prezentowałem takie opinie), okazuje się nieprawdziwa. Problemem jest niedojrzałość, klerykalizm, brak odpowiednich metod reagowania. Stygmatyzacja jednego środowiska jest nieprawdziwa i niesłuszna” – pisze publicysta.

Chyba jednak coś tu się „nie zgadza”. Nawet bowiem jeśli „tylko” połowa skandalicznych nadużyć jest dziełem homoseksualistów przebranych w sutanny, to mówimy w dalszym ciągu o znaczącej liczebnej nadreprezentacji tego środowiska pośród sprawców skandali. Choćby i najbardziej pesymistyczne przypuszczenia nie mówią o tym, że ludzie o skłonnościach do osób tej samej płci stanowią połowę rezydentów seminariów i plebanii. Gdyby tak było, można by dywagować o jakiejś równowadze, ale o czym tu w ogóle dyskutować? Żadna osoba z zaburzeniami tożsamości płciowej nie powinna nawet przekroczyć progu seminarium a jeśli to już się zdarzyło, w ciągu kilku lat przebywania tam, jest aż za dużo czasu by pokazać jej drzwi. To właśnie rola przełożonych na wszystkich szczeblach. Tak jak pedofil nie ma prawa (nie powinien) być dopuszczany do pracy z dziećmi, tak homoseksualista musi mieć z automatu nakaz trzymania się z dala od kościelnych domów formacyjnych.

O jakiej zatem tu „stygmatyzacji” mowa? Czy przestępca, którego postępowanie jest słusznie piętnowane, podlega stygmatyzacji? Czy praktykujący sodomita, który wtargnął do środowiska kościelnego może się poczuć skrzywdzony niesprawiedliwymi oskarżeniami z powodu statystyki? Trafiliśmy chyba w ślad za artykułem „Więzi” do jakiejś krainy absurdu.

Otóż problem tak zwanego tęczowego lobby jest w swojej istocie dosyć prosty i wciąż – wbrew opinii publicysty „Więzi” – pozostaje kluczowy dla sprawy ucięcia obyczajowych skandali z udziałem duchownych. Osoby dotknięte homoseksualizmem a równocześnie chcące pozostać wiernymi katolikami, same stronią od takich miejsc jak seminarium duchowne, a więc od środowisk męskich tak samo jak normalnemu księdzu nie przyszłoby do głowy by zamieszkać wraz z zakonnicami. Jeśli zaś homoseksualiści świadomie wkraczają w te progi, pozostają tam przez dłuższy czas, są tolerowani i wręcz promowani, i to w wielu przypadkach, mamy do czynienia z głęboką chorobą toczącą struktury Kościoła hierarchicznego.

Jednak dosyć odmiennie ma się rzecz z – owszem, haniebnymi i niedopuszczalnymi – przypadkami wykorzystywania dziewcząt czy kobiet. Jakkolwiek są, powtórzmy, całkowicie nieakceptowalne i godne jedynie potępienia, to rodzą się na gruncie naturalnego pociągu mężczyzn do osób płci odmiennej. Mogą być – choć oczywiście nie muszą i często nie są – jedynie efektem chwilowej słabości, upadku, zaniedbania życia duchowego, zbytniego skupienia się na „światowości”, nie zawsze zaś wynaturzonych skłonności. Wreszcie, nie w każdym razie sprawca takiego czynu powinien być automatycznie wydalony ze stanu duchownego. Inaczej niż w odniesieniu do sodomitów. Mamy tu więc do czynienia z jakościową różnicą w ocenie nadużyć homo- i heteroseksualnych. Potępiając i zwalczając wszystkie spośród nich, zachowujmy jednak rozsądne proporcje w ocenie tych zdarzeń i zjawisk.

 

Roman Motoła

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij