Temat dopuszczania do Komunii Świętej rozwiedzionych osób w ponownych związkach nie został dobrze przedyskutowany wewnątrz Kościoła, a pospieszne wdrażanie w życie tych reguł jest bardzo groźne. Pytań jest więcej niż odpowiedzi. Reforma grozi dramatycznymi skutkami dla świeckich, ale także wiąże się z niepokojami moralnymi księży i biskupów – przestrzega Natalia Zimniewicz, współautorka Listu Wątpliwości Rodzin, adresowanego do hierarchów Kościoła.
W Liście Wątpliwości Rodzin wskazują Państwo na szereg praktycznych niebezpieczeństw związanych z wprowadzeniem w życie założeń adhortacji Amoris laetitia. Są wśród nich: rozgrzeszanie bez postanowienia poprawy oraz swego rodzaju utwierdzanie w niewierności małżonków, którzy zerwawszy swoje, zawarte przed Bogiem przymierze, związali się z innymi osobami. Krytykom tych rozwiązań zarzuca się brak miłosierdzia. Czy ta ocena na pewno jest słuszna?
Wesprzyj nas już teraz!
List biskupów argentyńskich interpretuje adhortację apostolską Amoris laetitia w sposób odmienny od nauczania wszystkich świętych Kościoła. Dopuszcza mianowicie rozgrzeszenie i udzielanie Komunii Świętej parom po rozwodzie bez postanowienia życia w czystości.
Przekaz lewicowy na temat przyjmowania Komunii Świętej przez osoby po rozwodzie według interpretacji argentyńskiej nakazuje okazywanie współczucia wobec tych osób i zawiera oskarżenia o brak miłosierdzia, formułowane wobec tych, którzy krytykują to rozwiązanie. Stojący na straży tradycyjnej nauki Kościoła są tu prezentowani jak przysłowiowe psy ogrodnika, których temat w ogóle nie dotyczy, ale zabraniają udzielania czegoś dobrego (w tym przypadku Komunii Świętej) drugiemu człowiekowi.
Retoryka ta jest jednak wybiórcza i nieuczciwa. Wprowadza w błąd, gdyż nie tłumaczy do końca, na czym te reguły mają polegać w praktyce. Ludzie nie są informowani, że mogą boleśnie zapłacić za dramatyczne konsekwencje tych rozwiązań.
W teorii gier istnieje pojęcie gry o sumie zero, w której zysk jednego gracza jest jednocześnie stratą drugiego. W rozgrzeszaniu osób po rozwodzie mamy do czynienia z jakąś korzyścią osób po rozwodzie żyjących w nowych związkach, ale zawsze kosztem innych ludzi, w tym opuszczonego małżonka, innych rodzin i księży. Suma jest zdecydowanie poniżej zera, gdyż koszty społeczne przewyższają osiągnięte korzyści.
Pomiędzy związkami po rozwodzie a małżeństwami sakramentalnymi istnieje naturalny antagonizm. Osoby żyjące z kimś po rozpadzie prawowitego związku często utrudniają jego kontakty z sakramentalnym małżonkiem, nierzadko mają skłonność do złej mowy na jego temat. Trudno stworzyć reguły satysfakcjonujące wszystkich. Dokonanie wyboru jest nieuniknione, do czego potrzebne są dary roztropności, mądrości rozsądzania sporów i tworzenia mądrego prawa.
Skutki społeczne prawa działają według prostej reguły. Jeśli zachodzenie jakiegoś zjawiska jest ułatwiane, to z biegiem czasu jego nasilenie wzrasta. I na odwrót: utrudnia się różne praktyki po to, aby było ich mniej. Do tej pory w całej swojej historii Kościół motywował świeckich do budowania związków sakramentalnych. To między innymi dlatego osobom w związkach po rozwodzie odmawiano udzielania Komunii Świętej aby ich zmotywować do uporządkowania tej sytuacji i poszukiwania trwałej relacji z dożywotnim zobowiązaniem wierności. Omawiane zmiany dopuszczające osoby po rozwodzie żyjące w nowych związkach do Komunii Świętej ciągną wszystkich do realiów związków porozwodowych. To sakramentalni małżonkowie są pozbawiani praw po to, aby w pewien sposób nobilitować związki po rozwodzie.
Odmowa udzielania Komunii Świętej czy nakaz życia w czystości po rozwodzie mają również funkcję odstraszającą. W momencie kryzysu w małżeństwie ludzie wiedzą, że opuszczenie rodziny nie pomoże, tylko pogorszy sytuację. Daje to motywację do pokonania trudności. W ten sposób Kościół uratował miliony rodzin przed rozpadem. List biskupów argentyńskich likwiduje tę ochronną moc doktryny Kościoła. Miłosierdzia jest aż nadto dla osób po rozwodzie, ale brakuje go dla innych, którzy nie chcą być porzuceni i zdradzeni. Wszyscy, którzy wprowadzają w życie lub forsują takie rozwiązania, biorą na siebie duchową odpowiedzialność za dramaty rozpadu wielu rodzin.
U ludzi promujących Komunię po rozwodzie według reguł argentyńskich można zaobserwować syndrom tak silnego zapatrzenia w rozwody, że stracili oni z oczu innych, którzy również zostali objęci nowymi regulacjami i którzy poniosą ciężar przemilczanych skutków ubocznych tych rozwiązań. List Wątpliwości Rodzin pokazuje te właśnie przeoczone konsekwencje dla innych ludzi.
Czyżby Kościół zdawał się mówić młodym ludziom: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela, chyba że po odpowiednim duszpasterskim towarzyszeniu i rozeznaniu”? Jakie może rodzić to skutki w życiu katolików, rodzin dotkniętych rozpadem?
Usprawiedliwienie i utwierdzenie w niewierności uzyskuje jeden z małżonków, drugi jest nadal związany przysięgą małżeńską. Sytuacja drugiego małżonka robi się dramatyczna, gdyż Kościół właśnie pogrzebał ostatnie nadzieje na naprawę małżeństwa i taka osoba jest dożywotnio związana przysięgą wierności wobec kogoś, kto od Kościoła usłyszał, że nie musi być mu wiernym i może go „legalnie” zdradzać oraz że rzekomo Pan Bóg tak chce. Taki Bóg jest nie do obronienia w ludzkim sercu i musi być odrzucony. Taki obraz Boga jest dla zdradzanej osoby ciężarem nie do uniesienia. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że ta osoba też powinna starać się o analogiczne rozgrzeszenie. To jednak nie jest takie proste, gdyż kryteria rozgrzeszania są wiedzą tajemną. Świeccy nie są w stanie przewidzieć konsekwencji swoich decyzji. Nie ma kryteriów udzielania rozgrzeszeń poza niejasnym sformułowaniem dotyczącym dzieci. Statystycznie zatem kobiety będą miały więcej problemów z rozgrzeszeniem w nowych związkach, gdyż mogą być matkami krócej niż mężczyźni ojcami. Jeśli rozwiedzie się para po czterdziestce, mężczyzna po związaniu się z młodszą kobietą może mieć swoje dzieci, u kobiety nie jest to już takie proste.
Formuła ta zresztą nagradza ludzi po rozwodzie tym bardziej, im mocniejsze jest pognębienie sakramentalnego małżonka. Uzyskanie rozgrzeszenia jest bowiem tym bardziej prawdopodobne, im dłużej trwa kolejny związek i im więcej urodziło się w nim dzieci, czyli im bardziej dosadna jest zdrada.
Utwierdzenie w niewierności jest udzielane w tajemnicy spowiedzi. Osoba porzucona nie ma żadnej możliwości obrony, apelacji, a biskupi nie mają nad tym procesem żadnej kontroli. Z uwagi na tajemnicę spowiedzi nikt, nawet papież, nie ma możliwości weryfikacji i ograniczania nadużyć oraz ochrony zdradzanych małżonków. Biskupi nie mają wielu możliwości ograniczania skali procederu, jeśli okaże się w praktyce, że udzielanie rozgrzeszenia parom po rozwodzie jest powszechne.
Rozgrzeszona strona uzyskuje zwolnienie ze zobowiązań wierności i nieopuszczenia małżonka podjętych w sakramencie małżeństwa, ale jednocześnie nie uzyskuje prawa do kolejnego ślubu kościelnego z uwagi na to, że sakrament małżeństwa jednak obowiązuje. Sakramentalne zobowiązanie jest zatem ważne, utrzymane w mocy, ale nie trzeba go przestrzegać. Przysięga małżeńska obowiązuje i nie obowiązuje jednocześnie.
Chyba każdy uczciwy człowiek prędzej czy później uzna, że całe to rozgrzeszanie jest zakłamane. Brak reguł udzielania tych rozgrzeszeń sprawia, że wszystko jest kwestią znalezienia odpowiedniego spowiednika. Szybko może się okazać, że nie ma takiej zdrady, której się nie da teologicznie uzasadnić. Osoby po rozwodzie otrzymują poprawę nastroju, ale są demotywowane do pracy nad sobą w wielu obszarach życia. Poza tym otrzymują protezę małżeństwa i same mogą być łatwo porzucone. Żyją w związku, w którym druga osoba do niczego się nie zobowiązuje.
Inni małżonkowie uzyskują ułatwienie porzucenia rodziny. W obliczu małżeńskich trudności nie ma już takiej motywacji do ich pokonywania. Już dziś są sygnały o porzucaniu swoich małżonków i dzieci przy powoływaniu się na miłosierdzie papieża Franciszka.
Opisy takich historii można nam przysyłać na adres [email protected]. Jeśli takie znamy, nie milczmy.
Czy Amoris laetitia przynosi nam „katolicką bigamię”?
Sama ta adhortacja tego nie przynosi, gdyż nie zawiera dosłownych zmian w nauce Kościoła katolickiego w sprawie małżeństwa i rodziny. To, co wprowadzają interpretacje liberalne, jest już jak najbardziej tworzeniem związków bigamicznych i to, niestety przez sam Kościół. Innymi słowy, to Kościół błogosławi związki danego człowieka z dwiema różnymi osobami i tak naprawdę obie są w tym poszkodowane.
Wcześniej o bigamii po rozwodzie mówiono w takim rozumieniu, że z opuszczonym małżonkiem istniała więź sakramentalna, która nie wygasła mimo rozwodu, w nowym związku istnieje na przykład więź wynikająca ze ślubu cywilnego. Jedna osoba jest związana z dwiema różnymi osobami, ale więzami tworzonymi przez odrębne instytucje. Do tej pory Kościół to krytykował. W liberalnej interpretacji adhortacji Amoris laetitia następuje związanie jednego człowieka więzami moralnymi z dwiema osobami, przez tę samą instytucję Kościoła. Zanim Kościół udzieli zgody na przystępowanie do Komunii świętej osobie rozwiedzionej w nowym związku, musi wcześniej nastąpić etap rozgrzeszenia z grzechu niewierności. W tym przypadku jest ono sugestią, że w sytuacji danego związku niesakramentalnego rzekomo nie ma zła ani krzywdy wobec opuszczonego małżonka, można, a wręcz zaleca się ją kontynuować, nie trzeba lub wręcz nie powinno się wracać do sakramentalnego małżonka.
Formuła rozgrzeszenia zawiera słowa: „(…) przez posługę Kościoła”. Związek niesakramentalny zyskuje moralną ochronę, błogosławieństwo Kościoła katolickiego w całym jego autorytecie. Kościół staje między małżonkami i potwierdza moralnie rozerwanie węzła małżeńskiego.
Usprawiedliwienie i utwierdzenie w niewierności uzyskuje jeden z małżonków, drugi jest nadal związany przysięgą małżeńską i najlepiej, żeby żył w samotności.
Podsumowując, jeśli ktoś po rozwodzie dostaje rozgrzeszenie ze związku z inną osobą, to uzyskuje moralne błogosławieństwo Kościoła do pożycia na zasadach małżeńskich, ale utrzymuje również w zobowiązaniu opuszczoną osobę. Taki człowiek jest zatem związany więzami Kościoła z dwiema osobami jednocześnie, co tworzy rodzaj katolickiej bigamii.
Jak zrodziła się Państwa inicjatywa? Kto ją tworzy?
W tworzeniu inicjatywy pomagali małżonkowie z kilkunastu rodzin. W pewnym sensie wszyscy sygnatariusze stają się współtwórcami tej inicjatywy. List podpisany przez 50 osób i list podpisany przez 1 000 osób to dwie różne inicjatywy. Od liczby podpisów zależy, czy ta petycja w ogóle będzie przeczytana. Dlatego każdy podpis jest bardzo ważny.
Inicjatywa kiełkowała długo. Mieliśmy nadzieję, że nie będzie konieczna i że zamęt zostanie oddalony przez osoby stojące na czele Kościoła. Tak się jednak nie stało. Równocześnie w wielu miejscach zaczęło się pojawiać wezwanie do świeckich, aby nie milczeli i angażowali się w temat.
Zdajemy sobie sprawę, że ciężar skutków ubocznych tego eksperymentu poniosą małżonkowie. Oni zapłacą cenę w postaci opuszczenia i rozwodu. Dlatego małżeństwa przeżywają ten temat często mocniej niż wielu księży czy biskupów. Spotykamy się poza tym ze zjawiskiem niedoinformowania zarówno wśród świeckich, jak i księży. Temat nie został dobrze przedyskutowany wewnątrz Kościoła i pospieszne wdrażanie w życie tych reguł jest bardzo groźne.
Reforma grozi dramatycznymi skutkami dla świeckich, ale także wiąże się z niepokojami moralnymi księży i biskupów. Przecież do tej pory udzielenie takiego rozgrzeszenia związków po rozwodzie było grzechem ciężkim księdza, obciążonym karą wiecznego potępienia. Księży też uczono, że posłuszeństwem nie można zasłaniać swojego grzechu. Teraz nagle w pewnych krajach różni teologowie ogłaszają w mediach, że oto rzekomo Pan Bóg powiedział im coś zupełnie odwrotnego. Jak księża i biskupi mają znaleźć pokój serca i pewność, że na pewno jest to głos Boga? Być może właśnie ten powszechny niepokój jest działaniem Boga, który ich przestrzega przed tym pomysłem ? Pytań jest więcej niż odpowiedzi.
Poza tym reguły argentyńskie są nieobojętne prawnie nie tylko w wymiarze kościelnym. Mogą one bowiem stanowić naruszenie konkordatów zawartych z szeregiem państw, w tym z Polską, w których Kościół jednostronnie zobowiązał się do zachowania nierozerwalności małżeństwa. W wielu konkordatach, choć akurat nie w polskim, władze kościelne zobowiązały się także do powiadamiania instytucji państwowych o wszelkich orzeczeniach w sprawach małżeńskich przewidzianych w prawie kanonicznym – co w oczywisty sposób nie będzie mogło nastąpić, jeżeli zwolnienie z obowiązków małżeńskich nastąpi w ramach tajemnicy spowiedzi. W konsekwencji rozwiązania argentyńskie dają nawet możliwość wypowiedzenia konkordatu przez któryś z kolejnych rządów. Kościół stworzyłby łatwe argumenty ku temu, gdyż sam nie przestrzegałby konkordatu w rażący sposób.
Nie można wykluczyć tego, że diecezje, które wprowadzą reguły argentyńskie, będą musiały liczyć się w przyszłości z pozwami o odszkodowanie z powodu naruszenia dóbr osobistych kierowanymi wobec nich przez porzuconych małżonków. Skoro bowiem Kościół nie tylko we własnym nauczaniu, ale też w akcie prawa powszechnie obowiązującego, gwarantował nierozerwalność małżeństwa, a następnie zwolnił jednego z małżonków z obowiązków wynikających z przysięgi małżeńskiej, można sobie wyobrazić, że niejedna taka osoba nie tylko będzie miała poczucie, że została wprowadzona w błąd, ale też, że rozwinie argumentację dowodzącą, że ta dziwna niekonsekwencja stanowi po prostu niedozwoloną manipulację oraz naruszenie jej praw podmiotowych ugruntowanych w umowie międzynarodowej.
W mojej ocenie intencje tworzenia reguł argentyńskich były dobre, ale przekucie ich na praktyczne realia okazało się niełatwe. Pomimo szczerych chęci nie da się utwierdzać w niewierności ludzi po rozwodzie, aby jednocześnie nie naruszyć zasady nierozerwalności małżeństwa i nie uruchomić w ludziach decyzji o kolejnych rozwodach.
Dziękuję za rozmowę.
Roman Motoła
List rodzin można poprzeć na stronie www.familiesdoubts.com
Przeczytaj także: Powstały „dubia rodzin”. List małżeństw do Franciszka