Co roku w okolicach 11 listopada kraj zalewa fala ochów i achów nad postacią – i tu wyliczanka rodem ze szkolnej akademii – twórcy niepodległej Ojczyzny, wskrzesiciela Polski, ojca narodu, męża stanu, polskiego Napoleona, Pierwszego Marszałka, komendanta, zwycięscy spod Warszawy co to bolszewika bił. Niewątpliwie był Józef Piłsudski w naszych dziejach postacią istotną. Czy jednak naprawdę musimy go kochać, by mieć prawo mienić się patriotami?
Nie sposób nie zauważyć, że sylwetka Józefa Piłsudskiego została złączona ścisłym węzłem jedności z polskim patriotyzmem, a nawet szerzej – z polskością. Stało się tak za sprawą wielu okoliczności historycznych, ze sprawowaną przez niego dyktaturą oraz antypiłsudczykowskim okresem PRL na czele. Słuszność zespolenia Marszałka oraz cnót i wartości związanych z „polskością” pozostaje jednak kwestią dalece problematyczną.
Wesprzyj nas już teraz!
Polskość to katolicyzm. Piłsudski to…
…nie wiadomo! Zaangażowany w patriotyczną konspirację socjalista porzucił Kościół z powodów matrymonialnych. Uczynił to by ożenić się z kobietą, która miała już męża. Problem? Cóż, rozwiązaniem okazało się przejście na luteranizm.
Czy Marszałek powrócił później na łono Kościoła? Historycy nie są co do tego zgodni. Piłsudski miał złożyć, wedle relacji świadków, wyznanie wiary katolickiej, jednak zdaniem niektórych badaczy ówczesne prawo kościelne nie pozwalało ponownie stać się katolikiem za sprawą takiego aktu złożonego przed „zwykłym” księdzem.
Pewne jest jednak co innego – Piłsudski nie dochował wierności kobiecie, dla której porzucił katolicyzm. Zanim zmarła Maria związał się bowiem z kolejną towarzyszką z Polskiej Partii Socjalistycznej – Aleksandrą. To z nią zawarł w przyszłości ślub kościelny, jednak i w tym przypadku sprawa małżeńskiej wierności Marszałka nie jest pewna. Wątpliwości w tej materii mieli współcześni, szczególnie, że zimę w roku 1930-1931 spędził na Maderze z Eugenią Lewicką.
Jakby tego było mało, lansowany dzisiaj na ojca bądź co bądź katolickiego narodu polityk, parał się także… okultyzmem. Stawianie pasjansa to najmniejszy problem – Piłsudski uczestniczył bowiem w seansach spirytystycznych!
Sławomir Koper w pracy pt. „Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej” cytuje relację z takiego wydarzenia adiutanta Józefa Piłsudskiego, późniejszego generała Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego. Po odzyskaniu niepodległości Naczelnik Państwa miał brać udział w kilku seansach wywoływania duchów, zaś po jego śmierci sam „bywał wywołany” przez swoich politycznych uczniów.
Zwolennicy Piłsudskiego tłumaczą jego podejście do religii „specyficznym duchem epoki” – i trzeba przyznać, że owszem, wielu przedstawicieli elit (w tym, na pewnych etapach życia, Roman Dmowski) wykazywało się indyferentnym lub ambiwalentnym podejściem do wiary. Wielu z nich w ogóle nie uczestniczyło w praktykach religijnych, albo „poszukiwało” Boga w innych niż kościoły miejscach – lądując nawet w lożach masońskich. To jednak żadne uzasadnienie – skoro Marszałka próbuje się dziś stawiać na piedestał to należy wskazać, że dla katolika, Piłsudski stanowi wzór całkowicie nieakceptowalny. I to pomimo nielicznych relacji sugerujących, jakoby przed śmiercią przystąpił on do spowiedzi.
„Ojciec narodu” a mordowanie dzieci-narodu
Po przewrocie majowym Józef Piłsudski pełnił funkcję nieformalnego dyktatora. To Komendant decydował o powstawaniu i upadaniu kolejnych rządów. Cieszył się absolutnym poważaniem i autorytetem w obozie rządzącym. Również prezydentem został człowiek wskazany przez niego. I prezydent ów, Ignacy Mościcki, w roku 1932 wydał haniebne rozporządzenie (Kodeks karny), o którym katolicy nie powinni zapominać podejmując próby oceny II RP. Rozporządzenie to legalizowało w Polsce aborcję w dwóch przypadkach (zagrożenia zdrowia kobiety oraz przestępczej genezy ciąży).
Skala dzieciobójstwa w II RP nie jest dokładnie znana. Wedle niektórych szacunków rocznie mordowano, zarówno nielegalnie jak i w świetle ustanowionego w czasach sanacji prawa, 100 do 130 tys. nienarodzonych dzieci. W latach 1932-1939 mogło więc dojść nawet do miliona aborcji.
Józef Piłsudski oczywiście nie jest bezpośrednio winien tej rzezi. Jednak wypowiadając w roku 1926 posłuszeństwo władzy i przejmując ster polskiego życia politycznego wziął na siebie odpowiedzialność za to co działo się w kraju. To jego ludzie nie ścigali przestępców działających w aborcyjnym podziemiu, to rządzący z jego nadania wprowadzili w życie prawo legalizujące dzieciobójstwo – i to na niespotykaną wtedy na świecie skalę.
Miał wysiąść, nie wysiadł…
Józef Piłsudski walczył o wolną Polskę – to prawda, ale tylko częściowa. On walczył o Polskę socjalistyczną, nawet jeśli socjalizm rozumiał raczej przez pryzmat poezji romantycznej niż marksizmu.
Bądźmy jednak poważni i nie usprawiedliwiajmy socjalistycznego zaangażowania Piłsudskiego banalnym powtórzeniem jego słów o „wysiadce z tramwaju o nazwie socjalizm na stacji niepodległość”. Marszałek różnił się w swoich poglądach od dawnych kolegów z PPS (szczególnie tych, którzy trafili w końcu do SDKPiL), stawiał na Polskę, a nie internacjonalizm oraz miał świadomość, że dla niepodległościowej sprawy czasami należy zrezygnować z rewolucyjnych reform. Mimo tego kraj pod rządami sanacji był bezapelacyjnie socjalistyczny – regulacje, biurokracja, monopole i podatki stanowiły codzienność II RP.
Sam Marszałek niespecjalnie interesował się sprawami ekonomicznymi i wolał oddawać je specjalistom, jednak za ogólny obraz stanu polskiej gospodarki, jako dyktator, również odpowiadał. Powtarzane niekiedy sformułowanie o ówczesnej Polsce jako najbardziej zbiurokratyzowanym po III Rzeszy i Związku Sowieckim państwie Europy nie musi być bezzasadne.
Do narzucanych przez polityków i hamujących rozwój gospodarczy regulacji doliczyć należy równie szkodliwe dla ekonomii korupcję i nepotyzm. Państwowymi przedsiębiorstwami zarządzali bowiem sanacyjni oficerowie. Jakby tragedii upaństwowienia gospodarki było mało, sanacja nierzadko nominowała na ważne z perspektywy ekonomicznej stanowiska osoby dobierane według klucza znanego i wiele lat później: „mierny, bierny, ale wierny”.
Pokłosiem takiej polityki ekonomicznej było jednak nie tylko hamowanie rozwoju gospodarczego. Ów etatystyczno-biurokratyczny taran wyważył drzwi, z których skorzystali w trakcie wojny niemieccy narodowi socjaliści, a po wojnie… socjaliści sowieccy.
Więcej szczęścia niż rozumu
Wincenty Witos pod koniec XIX wieku zaangażował się w uświadamianie narodowe i polityczne polskich chłopów. Działacze ludowi ruszali w teren przekonując, że warto być Polakiem. Roman Dmowski działalność ruchu narodowego „w terenie” osadził na solidnym metodologicznie fundamencie refleksji o polityce międzynarodowej przełomu wieku XIX i XX.
A Józef Piłsudski? Nie pozostawił po sobie ani głębokich analiz geopolitycznych czy socjologicznych, ani też nie dbał o to, by przekonać polskojęzyczną ludność pozbawioną narodowej tożsamości do bycia Polakami. Do podsumowania intelektualnego dorobku Marszałka pasuje fragment z „Pana Tadeusza” – „Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, Ja z synowcem na czele, i? – jakoś to będzie!”.
To niebezpieczne podejście widać nie tylko w zaniechaniu działalności narodotwórczej, ale także w niektórych etapach aktywności wojskowej. Przed rokiem 1914 PPS Piłsudskiego dokonywała grabieży, a nawet aktów terrorystycznych, za które Rosjanie karali surowo i… zbiorowo. Konsekwencje (ponoszone zarówno przez aktywistów jak i niezaangażowanych w lewicową konspirację rodaków) nie zniechęcały jednak bojowników. I to pomimo faktu, że już podczas rewolucji roku 1905 polscy robotnicy pokazali socjalistom, jak podchodzą do prób rzucenia narodu z „motyką na słońce”, na pewną śmierć z rąk wojsk rosyjskich. To doświadczenie nie odmieniło postawy Piłsudskiego, co doprowadziło w roku 1914 do kompromitacji Komendanta i jego politycznej wizji. Celebrowany dzisiaj jako początek drogi do niepodległości wymarsz Pierwszej Kadrowej z Krakowa w stronę zaboru rosyjskiego zakończył się przecież totalną porażką. Ludzie w Kielcach nie chcieli słyszeć o powstaniu z Piłsudskim na czele i przed ludźmi późniejszego Marszałka manifestacyjnie trzaskali okiennicami.
Komendant nie był zresztą, jak to się dzisiaj błędnie powtarza, twórcą i przywódcą Legionów Polskich, zaś jego wizja wywołania antyrosyjskiej insurekcji, również mogła zakończyć się katastrofą, gdyż państwa centralne I Wojnę Światową przegrały. Płonne okazały się także nadzieje Józefa Piłsudskiego na realizację – już po odrodzeniu Polski – koncepcji federacyjnej, opartej na współpracy z narodami Europy Wschodniej, które kooperacją zainteresowane nie były.
W każdym z tych przypadków przedstawiany dziś jako mąż stanu wojskowy wykazywał się brakiem dogłębnej analizy problemu. Szczęśliwie dla Polski, a także dla niego, błędy nie kończyły się tragicznie i Rzeczpospolita wróciła jednak na mapy Europy.
Cham i pyszałek
O tym, że Piłsudski był dyktatorem bez wizji Polski, świadczą najbardziej znane do dzisiaj powiedzenia Marszałka. Stanowiący swego rodzaju programowy zwrot sanacji: bić k…wy i złodziei oraz: naród wspaniały, tylko ludzie k…wy. Czy tak mówi o swoim narodzie mąż stanu? Wielu po dziś dzień sądzi, że tak. Oto symptomatyczny dialog: – Nie wiem co z tym można zrobić – skomentował na antenie TVP Info lipcowe awantury w Sejmie RP w trakcie prac nad reformą sądownictwa Wojciech Cejrowski, po czym dodał: I Józef Piłsudski też nie wiedział, bo była podobna sytuacja. I wie pan co zrobił? Przewrót majowy! Wjechał po prostu do parlamentu i powiedział: „wszyscy won, chłopcy, albo się uspokoicie gnojki…”. Piłsudski akurat rzucał językiem plugawym wtedy, ale Marszałkowi wolno było – stwierdził podróżnik. – Marszałkowi wolno było – przytaknął mu prowadzący program redaktor Michał Rachoń.
A właściwie dlaczego? Dlaczego Marszałkowi puszczamy płazem posługiwanie się językiem, który nawet dzisiaj – w czasach zgorszonych dekadami komunizmu – jest w życiu publicznym nieuznawany? Kilka minut wcześniej, w tej samej audycji „Minęła dwudziesta”, podróżnik i publicysta przekonywał, że z powodu używania plugawego języka „przy ośmiorniczkach”, co ujawniły nagrania z „afery taśmowej”, tytuł profesorski i prawo nauczania młodych ludzi powinien stracić Marek Belka. Tymczasem wulgarny i obsceniczny język w ustach Piłsudskiego traktowany jest jako akceptowalny. Podobnie było w II RP, gdzie Komendantowi potrafiono wybaczyć bardzo wiele.
Marszałek wlał do polskiego życia publicznego morze chamstwa, ale skutecznie roztaczana przez niego wokół siebie samego aura nadczłowieka – chociaż trafniejsze byłoby miano Króla Ducha, stworzone przez ulubionego poetę Piłsudskiego, Juliusza Słowackiego – spowodowała, że Polacy chętnie wybaczają mu takie przewinienia.
Badacze życiorysu Józefa Piłsudskiego wskazują, że doskonałemu, wręcz idealnemu mniemaniu o samym sobie towarzyszyła nienajlepsza, a czasami nawet tragiczna, opinia o wszystkich wokoło. Komendant wypowiadał o swoim narodzie słowa brutalne i pełne pogardy. Taki stosunek Piłsudskiego do Polaków to najpewniej efekt megalomanii i – być może – zawodu jakiego doznał, gdy w roku 1905 naród nie poszedł za nim w bój.
Bilans Józefa Piłsudskiego
Marszałek ma w swojej biografii nie tylko momenty gorszące ludzi ceniących sobie zasady moralne, ale także decyzje dla polskich dziejów po prostu negatywne. Wielokrotnie kierował się wyłącznie „intuicją”, co mogło doprowadzić na początku XX wieku do kolejnego romantycznego powstania, po którym Polska w roku 1918 nie miałaby elit gotowych na odrodzenie państwa. Piłsudski próbował doprowadzić do tej insurekcji wszelkimi możliwymi sposobami, z szukaniem wsparcia u Japończyków włącznie.
Przypisywane Komendantowi zasługi w odzyskaniu niepodległości są uzasadnione co najwyżej częściowo, gdyż tak naprawdę pojawienie się Polski na mapie nie stanowiło efektu działania jednego człowieka, a wysiłków całych pokoleń. A także – czy raczej przede wszystkim – szczęśliwego zbiegu okoliczności.
Nawet największy sukces, jaki można personalnie przypisać Marszałkowi – Bitwa Warszawska roku 1920 – nie byłby możliwy, gdyby nie wieloletnie starania innych środowisk politycznych przekonujących „na dole” i „w terenie”, że Polska jest potrzebna. Wpływ dowódcy na wygraną bitwę jest ogromny, jednak bez żołnierzy nie byłoby mowy o żadnej kampanii. Tymczasem po roku 1918 nasz młody kraj wystawił setki tysięcy uzbrojonych i umundurowanych żołnierzy, a do armii masowo zgłaszali się ochotnicy z tych samych grup społecznych, które kilka dekad wcześniej dokonały rabacji galicyjskiej lub obdzierały z butów zabitych powstańców styczniowych.
Tymczasem Józef Piłsudski najpierw, za sprawą przypadkowo rozszerzonego jesienią roku 1918 autorytetu, otrzymał władzę tymczasową, a po jej oddaniu przeprowadził zbrojny bunt w celu odzyskania i zachowania wpływów. Ze zdobytej władzy nie uczynił jednak dla Polski nic na dłuższą metę pożytecznego, a kraj zamienił w swoisty prywatny folwark, na którym przedstawiciele całkowicie posłusznej mu ekipy robili co chcieli, z przestępstwami i wprowadzaniem niekatolickich praw włącznie.
Czy więc kochając Polskę można nie kochać Józefa Piłsudskiego? Można, a nawet trzeba!
Michał Wałach