„Legalizacja małżeństw homoseksualnych oznacza uznanie prymatu ducha czasu i definiowanej przez państwowe władze kultury nad prawem i konstytucją. To droga do ideologicznej hegemonii”, ostrzega Mathias von Gersdorff.
Niemiecka konstytucja nie definiuje, czym jest małżeństwo. Jak dotąd Federalny Trybunał Konstytucyjny wychodził jednak z założenia, że jest nim wyłącznie związek mężczyzny i kobiety. W roku 2002 orzekł w ten właśnie sposób, przecinając próby zrównania zalegalizowanych nieco wcześniej jednopłciowych związków partnerskich z małżeństwami.
Wesprzyj nas już teraz!
Po niedawnej decyzji Bundestagu legalizującej pseudomałżeństwa homoseksualne toczy się w Niemczech dyskusja, czy do wejścia tej zmiany w życie potrzebna będzie zmiana konstytucji, czy też nie. Katolicki publicysta Mathias von Gersdorff zwraca uwagę na stanowisko ministra sprawiedliwości w rządzie kanclerz Angeli Merkel, socjaldemokraty Heiko Maasa. W jednym z ostatnich wywiadów prasowych Maas stwierdził, co następuje: – Pojęcie małżeństwa jest otwarte na zmiany. Jako, że się zmieniło i małżeństwo oznacza dziś trwałą wspólnotę życia dwojga osób dowolnej płci, nie potrzebujemy zmiany konstytucji, by jednopłciowe pary mogły w przyszłości brać ślub.
Jak komentuje Gersdorff, takie ujęcie sprawy ma daleko idące konsekwencje. Należałoby bowiem uznać, że Bundestag powinien nieustannie dopasowywać prawo do wciąż na nowo kształtującego się pojęcia „małżeństwa”. „Argumentację Heiko Maasa znamy z innego obszaru: gender. Tutaj sama ludzka natura zmienia się nieustannie. Jednostka cały czas ma możliwość przekształcenia swojej orientacji seksualnej. Raz jest mężczyzną, raz kobietą, raz pomieszaniem obydwu w rozmaitych proporcjach”, pisze Gersdorff. „Kto tak myśli, nie potrzebuje żadnej konstytucji. Dla niego kultura, czy też trafniej rzecz ujmując, duch czasu, jest absolutną zasadą życia politycznego i społecznego”, dodaje.
Założywszy taką regułę trzeba jeszcze wskazać, pisze autor, kto tak właściwie definiuje, czym jest panująca kultura. „W takim świecie prawo definiowane jest przez tego, kto posiada władzę nad znaczeniem kultury. Wpływ kulturowy po prostu zastępuje prawo. Kto ma wpływ na społeczeństwo, ten definiuje, co jest prawem. Definiuje więc, co jest małżeństwem, własnością, prawem do życia i tak dalej”. Przed taką „kulturową hegemonią”, pisze Gersdorff, obywatel w gruncie rzeczy w ogóle nie może się bronić. „Gdy kultura (lub też ten, kto decyduje, co jest panującą kulturą) staje się wyznacznikiem prawa i życia politycznego, znikają w gruncie rzeczy prawa podstawowe i dobra prawne. Kulturowy hegemon może sterować wszystkim”, stwierdza.
Gersdorff zauważa też, że legalizacja homoseksualnych „małżeństw” oznacza de facto całkowity odwrót od chrześcijańskich fundamentów niemieckiej państwowości. Stanowi poza tym sygnał, że państwo przyjmuje za swoją ideologię gender, roszcząc sobie prawo do redefinicji samej istoty człowieczeństwa. „Kto uważa, że są tylko mężczyźni i kobiety, tak jak czytamy w Biblii, uchodzi w zasadzie za osobę aspołeczną […] [Władza zdaje się mówić:] My (państwo) posiadamy prawo do ustanawiania znaczenia instytucji centralnych dla cywilizacji. Nie chrześcijaństwo, nie Kościoły” – pisze Gersdorff.
Źródło: mathias-von-gersdorff.blogspot.de
Pach