„Brexit” – to sformułowanie po decyzji Brytyjczyków o wyjściu z UE, nie schodzi z ust polityków. Wiele mówi się o tym, że opuszczenie struktur Wspólnoty przez tak mocnego partnera pociągnie za sobą konsekwencje gospodarcze, polityczne. Zapewne, ale nie tylko. Czy wraz z Brytyjczykami z unijnych salonów zniknie też dominacja języka angielskiego?
Wśród urzędowych języków używanych w unijnych instytucjach formalnie znajdują się obecnie 24 języki. Czy to zmieni się po opuszczeniu UE przez Wielką Brytanię? Zasadniczo język ten mógłby pozostać, jako najbardziej uniwersalny i jeden z języków urzędowych Irlandii. Z drugiej zaś strony zachowanie status quo spowoduje, że Brytyjski niepokorny duch wciąż będzie unosił się w brukselskich korytarzach.
Wesprzyj nas już teraz!
Czy zatem unijni biurokraci zdecydują się na zmiany? Nie jest tajemnicą, że politycy, obok języka ojczystego, zazwyczaj chwalą się znajomością angielskiego. Ale dlaczego nie miałby być to teraz język francuski, albo niemiecki? Ta druga opcja byłaby nawet dość naturalnym wyjściem, bo przecież to niemieccy politycy grają w UE kluczowe role. Taka zmiana byłaby potwierdzeniem tego, kto w Unii jest najważniejszy.
Kanclerz Angela Merkel już zapowiada zmiany w UE, chce przekonywać zniesmaczonych (jeszcze nie wiadomo czym), a wciąż pozostających we Wspólnocie obywateli do dobrodziejstw Unii. Czy przy okazji zarządzi by na salonach angielski „style”, zastąpić niemieckim „ordnung”?
W tym całym „postbrexitowym” galimatiasie warto przypomnieć, że przy nerwowym reperowaniu UE warto oderwać się od wytycznych gospodarczych, politycznych i spojrzeć na to, co tak naprawdę budowało i łączyło Europę. W czasach swej prawdziwej świetności Europa miał swój wspólny język, którego uczono na najprzedniejszych uniwersytetach. Język rzeczywiście spajający i świadczący o wielkości cywilizacji – łacinę.
MA