Kryzys energetyczny, wysoka inflacja, wzrost cen… Czy w obecnej sytuacji ekonomicznej, gospodarczej jest możliwe, że Polska – jako kraj – zbankrutuje? Czy taki scenariusz jest w ogóle możliwy? O tym w programie Łukasza Karpiela, Prawy Prosty opowiada Łukasz Warzecha.
Nade wszystko należałoby rozstrzygnąć co oznacza bankructwo państwa. Można przyjąć, że jest to sytuacja, w której państwo nie jest w stanie obsłużyć swojego zadłużenia, czyli nie jest w stanie wykupić obligacji, które mają termin zapadalności, z obiecanym oprocentowaniem.
–Taka ewentualność została uwzględniona w ustawie okołobudżetowej, gdzie jest mowa o tym, że w takiej czysto hipotetycznej sytuacji, premier ma prawo jednoosobowo zablokować dowolne wydatki z budżetu państwa i przeznaczyć je na poczet spłaty zadłużenia. To jest dowód na to, że w rządzie bierze się pod uwagę prawdopodobieństwo, że pieniędzy na spłatę zadłużenia może zabraknąć – zauważył Łukasz Warzecha.
Wesprzyj nas już teraz!
Niezbyt dobre wrażenie robi w tym kontekście projekcja przedstawiona przez NBP dotycząca wzrostu poziomu inflacji i wzrostu PKB. Poprzednie tego rodzaju opracowanie przedstawiono w lipcu. Aktualna prognoza uległa pogorszeniu.
–Ona pokazuje, że szczyt inflacji znów się przesuwa. Tym razem ma on wystąpić w pierwszym kwartale 2023 roku i ma sięgnąć prawie 20 proc. Aż do końca tej projekcji inflacyjnej, czyli do końca 2025 roku inflacja nie wróci do celu inflacyjnego (2,5 proc). Jeśli idzie o PKB prognoza, w tym najbardziej prawdopodobnym z przewidywanych wariantów, przewiduje, że dolna granica wzrostu PKB wyniesie minus 0,3 proc., a to już recesja. To pokazuje, że jesteśmy w bardzo złej sytuacji. Prawdopodobnie najgorszej od początku lat 90-tych – podkreślił.
Jak zauważył, niestety nie widać w tym zakresie jakiejś refleksji wśród rządzących. Łukasz Warzecha wskazał tu na obciążenia jakie przyjdzie płacić przedsiębiorcom i wspomniał o rosnących składkach ZUS. Te – ja wiadomo – uzależnione są od płac w danym kraju. Te zaś na skutek presji inflacyjnej, będą rosły.
–Przedsiębiorcy, którzy i tak są w złej sytuacji. Mają koszmarnie wysokie rachunki za energię, zmuszeni są zwalniać ludzi, zawieszają działalność, zamykają ją, zostaną dociążeni wysokimi składkami ZUS – wskazał.
Jak zauważył, mając na względzie obietnice wypłacania kolejnych emerytur (piętnastki), to ta polityka rządu się nie klei. – Można odnieść wrażenie jakby rządzący nie zdawali sobie sprawy z obowiązujących mechanizmów. Nie wiedzieli co napędza co, kto zarabia na nasz budżet, kto do niego najwięcej wnosi – mówił Łukasz Warzecha.
Jak zauważył Łukasz Karpiel, być może jest tak, że wysoka inflacja cieszy rządzących – bo biorąc pod uwagę praktykowane rozdawnictwo publicznego pieniądza, powoduje wyższe wpływy do budżetu – wyższe ceny, to choćby wyższe podatki
–To właściwie przyznawał wiceminister Artur Soboń, który wprost powiedział, że inflacja jest dla rządu korzystna, bo oznacza wyższe wpływy do budżetu. Tylko musimy tu pamiętać, że owszem są to większe wpływy, ale nominalne, w wartościach bezwzględnych. Ale część polskiego zadłużenia, opłata za surowce energetyczne za granicą, nie są wnoszone w złotówkach, ale w euro lub dolarach. Więc konsekwencją tego co dzieje się z polską gospodarką i finansami jest również osłabiania złotego. A to w jakiejś mierze niweluje ową korzyść dla budżetu, bo trzeba więcej złotych wydać na to, by kupić paliwa, gaz – wyjaśnił Warzecha.
Jak zauważył, przy okazji wychodzi też traktowanie budżetu jako fetysza. Pojawiają się głosy, że należy zlikwidować tarczę antyinflacyjną, bo tarci na tym budżet. Zapomina się, że budżet nic nie traci. –To, że zostawia się obywatelom pieniądze w kieszeniach nie jest stratą dla budżetu. Najlepszym rozwiązaniem jest, gdy obywtale te pieniądze mają. Budżet jest taki wspólnym koszem, z którego winno się finansować to, co jest bezwzględnie potrzebne. To nie jest firma, która ma działać dla zysku. Warto więc słuchać jak mówią o budżecie przedstawiciele władzy – dodał.
Więcej w programie Prawy Prosty: