14 sierpnia 2012

Czy prawicy potrzebny jest Tusk-bis?

(Rys. cobrasoft/sxc)

W kręgach młodych ludzi prawicy coraz częściej daje o sobie znać głos zniecierpliwienia. Stawiane są pytania o to, kiedy w końcu prawica zdobędzie władzę. I często pojawia się odpowiedź, że sukces może zapewnić inny lider, lider nowego typu.

 

Już piąte z rzędu wybory przegrane przez Jarosława Kaczyńskiego, lidera większości politycznych środowisk prawicowych, stały się asumptem do rozważań nad przyczyną klęski. I coraz częściej młodzi prawicowi publicyści czy działacze utyskują właśnie na lidera. Chcą bowiem przywódcy nowego typu, znającego się na nowoczesnych technikach korporacyjnego zarządzania, sprawnie poruszającego się w medialnej rzeczywistości. Kaczyński ma być więc politykiem archaicznym, despotą, którego nowocześniejszy Tusk regularnie okłada w każdym starciu wyborczym.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Poniekąd takie tony pobrzmiewają w wypowiedziach polityków Solidarnej Polski, wierzących, że młody i nowoczesny Ziobro może okazać się liderem sprawniejszym niż jego niedawny pryncypał z PiS.

 

W tej diagnozie jest trochę prawdy. Jeśli jednak szukamy źródeł nieustannych przegranych PiS (a wcześniej wielu innych partii prawicy), to nie można poprzestać na tak płytkiej refleksji. Więcej w niej bowiem zachwytu nad polityczną metodą Tuska niż analizy tego, jaka ma być prawicowa partia w Polsce i o co ma walczyć.

 

Przegrany Kaczyński

Nie ma sensu zajmować się tutaj przesadnie obszerną analizą porażek Kaczyńskiego. Sporo już bowiem na ten temat napisano. Wydaje się, że problem tkwi w tożsamości PiS, którą Jacek Bartyzel rozpoznał jako partię ufundowaną na rewolucyjnym patosie („pogonimy wrogów republiki”) oraz permanentnym utrzymywaniu Polaków w stanie ekscytacji w oczekiwaniu na „wielki przełom”.

 

Te wszystkie cechy tożsamościowe w czasie rządów PiS były doskonale widoczne. Otwarto liczne pola konfliktu, wypowiedziano wojnę wszystkim wokół, a przy tym zapewniano wyborców, że jeszcze tylko „jeden krok”, a rządzący w III RP „układ” zostanie rozbity.

 

W tej gorączce deklarowanych zmian rozsypywał się powoli strop podtrzymujący zasadniczą ideę, jaką PiS głosił w wyborach dochodząc do władzy: odnowę moralną i budowę IV Rzeczpospolitej. Fakt, bracia Kaczyńscy dążyli do nadania jakiejś formy podmiotowości wewnętrznej i zewnętrznej polskiemu państwu. Towarzyszyła jednak temu głęboka indolencja, poszukiwanie socjotechnicznych fajerwerków w postaci ujętego na gorącym uczynku „układu”. Ten ton pobrzmiewał nawet w kampanii wyborczej w 2007 roku, gdy Polacy zdecydowanie bardziej niż walki z sitwami i mafią oczekiwali indywidualnego sukcesu.

 

Czy w takim razie faktycznie nowy lider i nowy sposób zarządzania partią może dać prawicy sukces?

 

Cameron, Sarkozy i Tusk-bis

Podobno cechy sprawnych liderów prawicowych uosabiają premier Wielkiej Brytanii David Cameron, czy były prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Czemu? Bo świetnie poruszają się w nowoczesnym świecie postpolityki. Na gruncie polskim takim sztukmistrzem jest liberał Donald Tusk. Pytanie jednak o faktyczną tożsamość wyżej wymienionych prawicowych liderów. Cameron łasi się do homoseksualnych środowisk, a Sarkozy, gdy Europa stanęła przed widmem kryzysu ekonomicznego fotografował się z… „Kapitałem” Marksa. Czy tacy liderzy faktycznie są obiektem marzeń młodych, zdolnych prawicowców, znających podstawy PR i zarządzania?

 

Jeżeli komukolwiek na prawicy marzy się lider świetnie odnajdujący się realiach postpolityki, to trzeba zdać sobie sprawę, że taki lider już u zarania swojej działalności będzie musiał przeczyć faktycznym celom ideowym prawicy – chęci przebudowania liberalnego porządku prawno-instytucjonalnego i obyczajowego.

 

Ponadto, jeśli już polska prawica ma jakikolwiek kompleks Tuska, który jest kochany przez media głównego nurtu, to warto zapytać czy tylko medialna popularność jest źródłem tego, że nadal utrzymuje się on na politycznym szczycie. Zwróćmy uwagę, że rządzić w Polsce można dwojako: albo dążąc do upodmiotowienia, albo siłą inercji, oddając inicjatywę grupom interesu, sitwom, czy mafijnym układom. Wiele wskazuje na to, że za sukcesem politycznym Tuska stoi ta druga metoda.

 

Zagubiona tożsamość

Trudno powiedzieć zresztą, by Jarosław Kaczyński był wrogiem publicznym numer jeden. Sympatyzują z nim przecież liczne prawicowe środowiska, czy media. Nie sądzę, by ważkim elementem taktycznym, prowadzącym do zwycięstwa bądź porażki w wyborach było to, czy kandydat pokaże się w telewizji z tabletem czy bez. PR-owskie sztuczki i budowanie wizerunku to jedynie narzędzia do odniesienia sukcesu. Za tym sukcesem musi stać jednak cała ideologia i program partyjny.

 

Czy dyskusja nad nowym liderem prawicy ma sens? Jeśli tak, to niewielki. Znacznie lepiej bowiem, nawiązując do diagnozy Jacka Bartyzela, zastanowić się nad tożsamością PiS czy innych prawicowych środowisk politycznych. Dyskusja nad narzędziem, za pomocą którego można zdobyć władzę nie jest nieważna, ale jest wtórna. To rozmowa o tym, czy do wbijania gwoździ użyć większego albo mniejszego młotka. Najistotniejsze jest jednak to, dlaczego podejmujemy ową pracę i co jest jej celem.

 

Wiele wskazuje na to, że zasadniczym problemem PiS jest jego tożsamość, poszukiwanie recept na stan dzisiejszej Polski w diagnozie z początku lat 90., czyli czasu gdy walka z komunistyczną hybrydą wymagała radykalnych rozwiązań. Obecnie „rewolucyjny duch” PiS nie zdaje egzaminu. Partia ta zagubiła się tożsamościowo, bo samo odniesienie do tragedii smoleńskiej nie buduje nowej tożsamości środowiska. Muszą pojawić się aktualne diagnozy, świeże recepty na problemy toczące III RP.

 

Sama zmiana lidera na młodszego i sprawniejszego we współczesnych technikach medialnych niewiele pomoże. Czym kończy się przesadna wiara w siłę mediów, pokazał przykład Kazimierza Marcinkiewicza, który z słupków popularności zapragnął uczynić metodę na polityczny sukces. Sporo czasu spędzał więc tańcząc na studniówkach, czy jeżdżąc na quadzie. I być może brakowało tylko silniejszych nacisków ze strony lobby homoseksualistów, by opowiedział się za związkami partnerskimi, a także kryzysu, by zrobił sobie zdjęcie z dziełem Marksa. Ale czy faktycznie na takiego lidera czeka polska prawica?

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie