W ostatnich dniach świat obiegły wiadomości o atomowych pogróżkach Rosji. Valerij Heletej, ukraiński minister obrony, wspomniał o nich na swoim profilu na Facebooku. O atomowej potędze Rosji wspomniał też Władimir Putin w swojej rozmowie z rosyjską młodzieżą. Wygląda na to, że możemy mówić o pewnych symptomach powrotu Zimnej Wojny. Skłania to do zastanowienia nad groźbą wybuchu nuklearnego konfliktu.
Historia Zimnej Wojny pełna jest napięć, podczas których świat stał na krawędzi wojny nuklearnej. Pierwsza taka sytuacja z brzegu to tzw. kryzys berliński rozpoczęty w 1948 r. Reformy walutowe w Berlinie zachodnim doprowadziły Związek Radziecki do podjęcia decyzji o jego blokadzie. Mieszkańcy zostali odcięci od dostaw żywności. Próba złamania sowieckiego embarga mogła doprowadzić do radzieckiego odwetu, także atomowego. Jednak przywódcy zachodni zdecydowali się na budowę mostu powietrznego i dostarczanie żywności drogą lotniczą. W efekcie, po upływie około roku, Sowieci zrezygnowali z blokady.
Wesprzyj nas już teraz!
Co najmniej równie dramatyczna sytuacja miała miejsce w 1962 r., podczas tzw. kubańskiego kryzysu rakietowego. Wówczas ZSRR zdecydował się na zainstalowanie wyrzutni rakietowych na sojuszniczej Kubie. Jednak zdecydowana postawa John’a Kennedy’ego skłoniła Chruszczowa do deinstalacji wyrzutni. W zamian Amerykanie zobowiązali się nie dokonywać inwazji na Kubę i wycofać własne instalacje z Turcji.
Po upadku ZSRR i zakończeniu Zimnej Wojny mogło się wydawać, że światu nie grozi już powrót do życia w strachu przed wojną nuklearną. Najwięksi optymiści w rodzaju Francisa Fukuyamy głosili wręcz „koniec historii”. Zgodnie z tą wizją demokracja liberalna została okrzyknięta najlepszym systemem, który ostatecznie zwyciężył. Żadna wielka wojna miała już nie grozić światu. Jednak XXI wiek, rozpoczęty zamachami na World Trade Center szybko pokazał, że bliższe prawdzie były raczej przewidywania Samuela Huntingtona, według którego żyjemy w stuleciu „zderzenia cywilizacji”.
Zderzenie to przybiera różne formy, zarówno wojny w sferze idei, jak i fizycznej, bezpośredniej przemocy. Ta ostatnia uwidacznia się w prześladowaniach chrześcijan w krajach islamskich – ostatnio dokonywanych zwłaszcza przez terrorystów z tzw. Państwa Islamskiego. Coraz bardziej otwarta przemoc ma miejsce także na Ukrainie, gdzie Rosjanie gwałcąc memorandum budapeszteńskie z 1994 r. naruszają integralność terytorialną państwa powstałego w wyniku rozpadu ZSRR. Zdaniem niektórych komentatorów nie można wykluczyć, że w wyniku nieszczęśliwego splotu okoliczności konflikt ten przerodzi się w wojnę atomową.
Możliwe scenariusze zagłady
Wojna nuklearna może rozpocząć się od użycia atomowej broni taktycznej. Według RAND Corporation Rosjanie zakładają możliwość użycia broni atomowej w razie konieczności odparcia agresji dokonywanej przy użyciu konwencjonalnych – nie atomowych środków. Użycia „atomu” nie wykluczają także Amerykanie. Jak zauważa Loren Thompson na forbes.com, nie bez kozery Barrack Obama w 2010 r. zdecydował o utrzymaniu broni atomowej w Europie.
Według Thompsona konflikt rosyjsko-ukraiński ma szansę przerodzić się w wojnę atomową w czterech przypadkach. Jednym z nich jest wymknięcie się broni nuklearnej spod kontroli najwyższego dowództwa. Prawdopodobnie nie będzie to dotyczyć broni strategicznej (międzykontynentalnego zasięgu). Jest ona bowiem ściśle kontrolowana przez najwyższych przywódców wojskowych USA i Rosji. Jednak inaczej wygląda kwestia broni taktycznej (zasięgu do 500 km), która została powierzona dowódcom niższego szczebla. Tymczasem rosyjska doktryna zakłada odwet nuklearny w odpowiedzi na nawet konwencjonalny atak. Istnieje więc ryzyko, że któryś z rosyjskich dowódców zdecyduje się na użycie taktycznej broni atomowej, a pod wpływem zaogniania się sytuacji użyte zostaną też rakiety strategiczne.
Kolejną możliwą przyczyną wybuchu wojny nuklearnej, o której pisze Thompson, są błędy popełnione przez wywiad. Jego zdaniem zarówno rosyjski jak i amerykański wywiad cierpi na przerost biurokracji, co sprzyja wyciąganiu błędnych wniosków. Historia zna już precedensy. Podczas kubańskiego kryzysu rakietowego w 1962 r. amerykański okręt niemal doprowadził do użycia torpedy nuklearnej przez sowiecką łódź podwodną. Dowództwo zdecydowało się bowiem na dokonanie prowokacji w oparciu o mylne sądy o spodziewanej reakcji przeciwnika.
Wojna atomowa może być także zapoczątkowana przez…nieporozumienie. Nasilający się konflikt sprawia, że strony wysyłają pewne sygnały dotyczące swoich intencji, w celu wywołania pożądanej reakcji – np. wycofania się przeciwników. Sygnały te są jednak zawoalowane, a przez to podatne na błędną interpretację. Przykładem, który podaje Thompson, jest twierdzenie ministra Ławrowa dotyczące konieczności pomocy Rosjanom na wschodniej Ukrainie. Nie było do końca jasne czy chodziło o szukanie pretekstu do inwazji czy też nie. Niekorzystna dla przeciwnika interpretacja tego typu sygnałów może łatwo doprowadzić do nadmiernie gwałtownej reakcji, z użyciem broni jądrowej włącznie.
Innym scenariuszem jest wizja walk konwencjonalnych, które doprowadzą do sytuacji, w której wojska jednej ze stron będą na granicy porażki. Tymczasem ani Rosja nie będzie zapewne skłonna zaakceptować obecności wojsk Ameryki i sojuszników na Ukrainie ani Stany Zjednoczone nie będą chciałby przyznać się do klęski NATO. Strona przegrywająca ucieknie się więc do użycia broni atomowej.
Skutki wojny atomowej
Co stałoby się ze światem, gdyby doszło do ogólnoświatowego konfliktu atomowego? Jak podają eksperci na nucleardarkness.org widzialnym efektem byłby wielki dym – 150 milionów ton dymu wkroczyłoby w stratosferę i pozostało w hemisferze przez wiele lat. Dym ten objąłby całą ziemię. Gdyby Rosja i Stany Zjednoczone użyły całej swojej broni jądrowej, dym ten uniemożliwiłby dostęp słońca do ziemi, co doprowadziłoby do zmniejszenia temperatur, do tych, które panowały w epoce lodowcowej. Oziębienie wszędzie byłoby znaczące, choć nie wszędzie równie silne. W Europie i Azji temperatury mogłyby spaść nawet o 30 stopni. Z kolei w Ameryce Północnej – o 20 stopni Celsjusza. Uprawa roli stałaby się niemożliwa. Ponadto na ziemię przeniknęłoby promieniowanie ultrafioletowe, a po całym świecie rozszerzałaby się radioaktywna chmura. Doszło by do całkowitego zniszczenia ekosystemów. Wymarłoby też 70 proc. gatunków organizmów żyjących na planecie. Brak warunków dla wzrostu roślin i produkcji żywności doprowadziłby większość ludzi do śmierci głodowej. Nawet ci zaopatrzeni w zapasy niezbędnych dóbr zapewne nie przetrwaliby we wrogim środowisku postnuklearnym.
Rosjanie zdają sobie z tego wszystkiego sprawę i dlatego nie rezygnują z grożenia atomowym konfliktem. Konflikt ten oznaczałby jednak śmierć nie tylko ich wrogów, lecz całej ludzkości – w tym Rosji. Moskwa jest tego świadoma, jednak liczy na zastraszenie zachodnich, pacyfistycznie nastawionych elit. Wątpliwe, by Rosjanie zainicjowali celowo wojnę nuklearną z NATO. Jednak nie można wykluczyć żadnego z opisanych przez Lorena Thompsona scenariuszy. Nie powinniśmy jednak panikować, gdyż ostatecznie los świata jest w rękach Stwórcy. Dlatego pozostaje nam modlitwa i pamięć o orędziu fatimskim, zapowiadającym nawrócenie Rosji.
Źródła: forbes.com / nucleardarkness.org
Marcin Jendrzejczak