7 kwietnia 2022

Czy Trump uratuje Amerykę i czy w ogóle powinno nas to obchodzić?

(Donald Trump / Źródło: EMILY ELCONIN / Reuters / Forum)

„Nasz kraj jest wściekły, nasz kraj chce być znów szanowany” – mówił Donald Trump na tegorocznym wiecu w Teksasie. Można powiedzieć o nim różne złe rzeczy, ale jedno jest pewne: jeżeli tak niepoprawny polityk był nominowany do pokojowej nagrody Nobla, to coś musi w tym być. Zachwianie pokoju na świecie po przejęciu rządów przez Joe Bidena potwierdza wiele tez jego rywala i już ma odczuwalny wpływ na nasze życie.

Jesteśmy tu dziś z prostego powodu, ponieważ razem musimy uratować Amerykę – nigdy nie było takiego czasu – mówił były prezydent w Teksasie. Save America – to hasło nowej kampanii wyborczej Donalda Trumpa, który – wbrew wrażeniu, którym podzieliłem się w poprzednim tekście – szybko wyciągnął wnioski i całkowicie porzucił covidową agendę po tym, jak został wygwizdany w Arizonie. Już dwa tygodnie później w Teksasie nie było słowa o szczepionkach, a przywódca ewidentnie zreflektował się i dał uczestnikom znów odczuć ten sam entuzjazm, który towarzyszył jego drugiej kampanii wyborczej.

Make America Great Again było hasłem na swój sposób profetycznym. Ustawiało poprzeczkę powyżej wszelkich ambicji ostatnich dekad. Od razu było wiadomo, że nie chodzi o rozgrywanie politycznych gier i frymarczenie dobrem kraju, lecz o prawdziwy powrót do korzeni – do tego, co uczyniło ten kraj wielkim – do Amerykańskiego Snu; do tego, co Amerykanie nazywają pursuit of happiness, a czego niezbywalnym fundamentem jest prawdziwa wolność obywateli i ich samostanowienie na własnej ziemi. Krótko mówiąc, sytuacja, w której rząd traktuje obywateli jak dorosłych ludzi, czego przykładów nie znajdujemy współcześnie, szczególnie w Polsce.

Wesprzyj nas już teraz!

Puste półki w USA A.D. 2022 to nie żart i nie mem ze zdjęciem wyjętym z filmu. Administracja „dobrego katolika” Josepha Bidena jest tak skompromitowana, że trywializmem byłaby nawet próba dowodzenia tej kompromitacji i przytaczania nieskończonej listy dokonanych przez nią zniszczeń. 1900-procentowy (słownie: tysiąc dziewięćset) wzrost ilości morderstw popełnianych przez nielegalnych imigrantów niech posłuży za pierwszy z brzegu przykład. Miliony niebezpiecznych intruzów wdzierają się przez granice, Chiny grożą Tajwanowi, Iran jest o krok od uzyskania broni jądrowej, a Rosja od zajęcia Ukrainy – wymieniał Trump.

Jeżeli na chwilę zwątpiłem w na swój sposób bezprecedensową rolę Trumpa, to wyznaję to z żalem. I stwierdzam z naciskiem: niezależnie od tego jak go oceniamy, Donald Trump jest kimś w rodzaju Męża Opatrznościowego nie tylko dla Ameryki, ale dla całego świata. Zaraz pospieszę to wytłumaczyć, ale najpierw o kłamstwach, które obiegły świat za sprawą mediów tzw. głównego nurtu.

Trump chwali Putina – jak pod jedno dyktando wszystkie liberalne media powtarzały ten sam slogan. Przejrzałem artykuły, a potem… sięgnąłem do źródeł. Obejrzałem od deski do deski wiece w Teksasie i Georgii oraz fragmenty innych. I co naprawdę mówił Donald Trump? Otóż dworował sobie w najlepsze z Putina, przytaczając odbyte z nim rozmowy telefoniczne i wyraźnie podkreślał, że był jedynym prezydentem w XXI wieku, za którego rządów Putin nie napadł innego kraju i że za jego prezydentury nie było mowy o Nord Stream 2. Fakt, że określił go „bystrym”, twierdząc, że właśnie dzięki tej bystrości (czyt. przebiegłości) dostał się na szczyt piramidy politycznej w swoim kraju.

Jak bardzo i jak perfidnie kłamią fake media, pokazuje chwyt retoryczny, który już wcześniej był powszechnie kolportowany, a wyrażony w zdaniu: człowiek o osobowości Trumpa na pewno wpędzi nas wszystkich w wojnę. Tymczasem spójrzmy na fakty: to właśnie Donald Trump został dwukrotnie nominowany do pokojowej nagrody Nobla; to Donald Trump zakończył prawie wszystkie konflikty zbrojne, w które zaangażowana była Ameryka i nie rozpoczął ani jednego nowego (czego nie można powiedzieć choćby o Baracku Obamie, który Nobla otrzymał „na zachętę”, tylko dlatego, że był pierwszym czarnym prezydentem USA); Donald Trump doprowadził do pokoju pomiędzy Izraelem i kilkoma państwami arabskimi, przekonując, że dobre relacje handlowe są lepsze niż zamykanie przed sobą granic. To są fakty, z którymi nie ma dyskusji, a o których lewica mówić nie może, bo przyznałaby się do własnej kompromitacji.

Gdy tylko Trump przestał być prezydentem, roztropni komentatorzy uprzedzali, że dojdzie do eskalacji konfliktów na świecie. I nie mylili się. Barbarzyński reżim spod znaku półksiężyca przejął rządy w Afganistanie, a wraz z nimi amerykański sprzęt wojskowy warty dziesiątki miliardów dolarów. Putin, widząc nieprawdopodobną niekompetencję Bidena, przestał się krygować i rozpoczął pełnowymiarową wojnę na Ukrainie, a Chiny – również zachęcone nagłym upadkiem Ameryki – ostrzą zęby na Tajwan. Żadna z tych rzeczy nie wydarzyła się, gdy Trump pozostawał na prezydenckim stołku. Miliarder z Nowego Jorku realizował, jak sam podkreślił, dewizę pokój za sprawą siły – to on zmodernizował amerykańską armię oraz zasoby nuklearne i uczynił Amerykę silniejszą, to on trzymał w szachu agresorów takich jak Putin czy Xi. Znowu – czy lubimy go czy nie – takie są fakty i dotykają nas one bezpośrednio już teraz, gdy zmagamy się z dwumilionową falą uchodźców i stajemy przed groźbą ewentualnej agresji Putina również na nasz kraj.

Nasz kraj należy do was – to jest wasz dom, to jest wasze dziedzictwo, a nasza amerykańska wolność jest waszym danym od Boga prawem – mówił Trump w Teksasie. Przytoczę zaraz dłuższe fragmenty, które można uznać za nazbyt patetycznie, czasami na granicy pretensjonalności, ale gdy zważymy, jaką skutecznością cechowała się prezydentura Trumpa, to nie od rzeczy będzie przyznanie im dużej autentyczności. Trump dowiódł swojej prawdomówności, spełniając wszystkie obietnice wyborcze. Wielu to mówiło i sam słyszałem z pierwszej ręki, że nawet osoby przez całe życie popierające demokratów dwukrotnie oddały głos na Trumpa, ponieważ wyłamał się z establishmentu i bez pustosłowia wziął się do roboty, porządkując tak wiele sfer amerykańskiego życia, że nawet przychylne mu media nie były w stanie tego wszystkiego relacjonować. Z powodu jego czynów słowa na temat amerykańskich wartości, choć ociekające patosem, są zasadne, a ich autor posiada legitymację, by je wypowiadać.

A więc: Teksas to stan, gdzie pokolenia farmerów, ranczerów, szeryfów, stróżów prawa, kowbojów, poganiaczy bydła, odkrywców i pionierów, pomogły zbudować najwspanialszy naród w historii świata i nigdy nie pozwolimy, by jakiś socjalistyczny lub komunistyczny ruch nam to odebrał. Nie ma góry, której nie możemy zdobyć; nie ma szczytu, którego nie osiągniemy; nie ma wyzwania, któremu nie sprostamy; nie ma zwycięstwa, którego nie możemy odnieść; ponieważ wiara podnosi nasze dusze, amerykańska duma bije w naszych sercach, a czysta, niezachwiana odwaga krąży w naszych żyłach. Nie ugniemy się, nie zostaniemy złamani, nigdy się nie poddamy, nigdy przenigdy nie wycofamy się. Moi rodacy Amerykanie, ta nieprawdopodobna podróż, którą razem odbywamy, dopiero się zaczyna. I wraca czas, by mówić o wspaniałości naszego kraju, (…) ponieważ jesteśmy jednym ruchem, jednym ludem, jedną rodziną, jednym chwalebnym narodem poddanym Bogu i razem uczynimy Amerykę znów potężną, uczynimy Amerykę znów bogatą, uczynimy Amerykę znów silną, uczynimy Amerykę znów dumną, uczynimy Amerykę znów bezpieczną, uczynimy Amerykę znów zjednoczoną i to my uczynimy Amerykę znów wspaniałą!

To samo powtórzył tydzień temu w Georgii. W niewiele ponad rok Biden zdołał zabić – dosłownie zabić – Amerykański Sen. Ale nie traćcie nadziei, bo z odpowiednimi przywódcami Ameryka powróci wspanialsza, silniejsza i potężniejsza niż kiedykolwiek wcześniej – wybrzmiało ze sceny, przed którą po horyzont rozlała się fala wyborców.

Jak podkreślił Trump, Biden postawił świat przed zagrożeniem straszniejszym niż I i II wojna światowa, ponieważ potencjał nuklearny w rękach wrogich mocarstw jest obecnie większy. – Ale jak długo jesteśmy pewni swego i zjednoczeni, tyrani, przeciwko którym walczymy, a niektórzy z tych tyranów są wśród nas i mogą być najgorszymi z tyranów, nie mają z nami najmniejszych szans, bo jesteśmy Amerykanami, a Amerykanie klękają przed Bogiem i tylko przed Bogiem – podkreślił.

Trump może nam się nie podobać (sam, pół żartem pół serio, nie mogę pogodzić się z tym, że zajada się dobrze wysmażonymi stekami z keczupem), ale uważam, że walka pomiędzy dobrem i złem weszła w Ameryce na poziom tak fundamentalny, że nie powinniśmy wybrzydzać. To nie czas na zastanawianie się, czy Trump jest katolikiem (oby się nawrócił!) i czy zaprosił dewiantów do swojej willi (co mogło być wybiegiem po głosy) lub popełnił inną głupotę. To czas, by uklęknąć i wziąć Różaniec do ręki, ponieważ kolejny tryumf zła w Stanach Zjednoczonych będzie oznaczał pogrążenie nie tylko Ameryki, ale i całego świata, w tym Polski, która przy obecnym układzie sił nie jest nawet pionkiem w koncercie mocarstw. I nie będzie mowy o walce o dzieci nienarodzone czy cokolwiek innego, kiedy hunwejbini Wielkiego Resetu i cyniczni podżegacze wojenni będą bez przeszkód realizować swoje agendy. Nie stawiajmy naszą małą wiarą tamy Panu Bogu, lecz módlmy się, by posłużył się takim a nie innym człowiekiem, by przeważyć szale w tej bitwie i dać nam pole do dalszej walki.

Na koniec muszę odnieść się do swojej oceny „alternatywnych” dla Trumpa przywódców, takich jak katolik Ron DeSantis, dzierżący obecnie stery Florydy. Jest on zapewne spójniejszy w swojej formacji ideowej, ale nie trzymał jeszcze w ręku czerwonego guzika i nie ma doświadczenia podniesienia się po sromotnym upadku, na co zdobył się Trump po sfałszowaniu wyborów w 2020 roku. Myślę, że było to opatrznościowe, bo i Trump powstał silniejszy i Amerykanie zobaczyli na własne oczy do czego są zdolne ideologiczne rządy lewicowych radykałów i socjalistów. Oby wnioski zostały wyciągnięte, a przewaga republikanów w roku 2024 była tak duża, by żadne matactwa nie były w stanie doprowadzić znów do ogłoszenia, że wybory wygrał człowiek, który całym sercem, całą duszą i całym umysłem nienawidzi wszystkiego, co prawdziwie amerykańskie.

To zagroziłoby całemu światu, bowiem natura nie znosi próżni i kiedy Stany Zjednoczone przestaną być wiodącym mocarstwem, to postąpi dalsze umocnienie za naszą wschodnią granicą i jeszcze dalej na wschód – tam, gdzie pierwszy sekretarz Partii wciąż rytualnie ogłasza ludowi, że pozwolił, by słońce szczęścia wzeszło nad jego domostwami.

Filip Obara

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij