Wydaje nam się, że w demokracji mamy wpływ na rzeczywistość. Tymczasem właśnie rzeczywistość dwóch najnowszych wojen pokazuje, że nasz wpływ jest nie większy niż przeciętnego chłopa w czasach feudalizmu…
Internet wniósł wiele pozytywnych elementów do życia publicznego. Dzięki niemu zyskaliśmy alternatywę dla telewizji i możemy mimo wszystko sami sięgać po informacje. Gdy Konfederacja po raz pierwszy dostała się do Sejmu, jej politycy podkreślali, że stało się to właśnie dzięki możliwości promowania programu w internecie. Podobnie w dobie Covida dzięki temu właśnie narzędziu można było usłyszeć głosy nieprzekupionych lekarzy, którzy od razu wskazywali na absurdy oficjalnej narracji.
Ale jednocześnie, gdy spojrzymy na globalne procesy, to nie sposób uniknąć wrażenia, że pomimo dostępu do wiedzy i możliwości symbolicznego „wyłączenia TV”, nie jesteśmy jako masa wiele mądrzejsi i bardziej świadomi. Pod pozorem „dobra”, „pokoju”, „walki z terroryzmem” czy imperializmem, wodzi się nas za nos i prowadzi do (finansowanej z naszych podatków) wojny, choć pokój jest w naszym interesie.
Wesprzyj nas już teraz!
Lepsze i gorsze rakiety
Gdy Izrael wpuścił rakiety Hamasu, aby zyskać wymówkę dla dalszego wyrzynania rdzennych mieszkańców Palestyny, wszystkie dyżurne straszaki narracyjne zostały postawione w stan pełnej gotowości. Jak celnie zwrócił uwagę prof. Adam Wielomski, wygląda to tak jakby ci sami spece od fake newsów pisali opowieści z Ukrainy, a teraz z Izraela – słyszymy bowiem dokładanie te same historie na temat „terrorystów” pastwiących się nad cywilami itd., w momencie gdy trzeba postawić „lepszą” przemoc ponad „gorszą”.
Z drugiej strony dowiadujemy się, że George Soros popiera Hamas, pompując pieniądze do organizacji obnoszących po ulicach izraelską flagę w śmietniku z podpisem „prosimy utrzymywać świat w czystości”. Zadajemy sobie pytanie: Jaki interes ma w tym żydowski oligarcha? Oczywiście, pierwsze co przychodzi do głowy, to maksyma dziel i rządź, a po drugie widocznie agenda rewolucyjna jest dla niego ważniejsza niż narodowość. Ale dlaczego cała światowa lewica popiera akurat muzułmański Hamas? Pytania można mnożyć…
Eskalacja konfliktu w Palestynie to jednocześnie moment, w którym nawet najbardziej zatwardziałe „konserwy” w amerykańskim Kongresie zamieniają się podżegaczy wojennych. Ci sami ludzie, którzy krzyczeli, że należy kończyć wojny, a nie zaczynać nowe i którzy próbowali zamrozić administrację Joe Bidena za podsycanie rzezi na Ukrainie, nagle zmieniają pozycje. Teraz już nie przeszkadza im wojna i finansowanie z pieniędzy podatników ludobójstwa na innym kontynencie… Nawet Donald Trump, który słusznie chwali się, że jako prezydent przekonywał skłócone narody, że lepiej robić biznes, niż się zabijać, wchodzi jak w masło w tę prowojenną narrację.
Sztywny i bezkrytyczny sojusz USA z Izraelem pokazuje, jak łamane są sumienia (a przynajmniej rozumy). Nowy spiker Izby Reprezentantów, który z dumą podkreśla, iż jest pro-life, dziwnym trafem nie zachowuje tego samego szacunku dla „świętości ludzkiego życia”, gdy jego sojusznik wyżyna z zimną krwią cywilów, kobiety i dzieci, w imię walki z „ludzkimi zwierzętami”, czyli po prostu gojami – nie bójmy się tego słowa.
To samo dzieje się wokół konfliktu na Ukrainie. Dajemy sobie wciskać katastroficzne narracje (wizja końca świata, gdy Rosja wygra wojnę, choć wiadomo, że i tak ją wygra i nawet czołowy ukraiński generał przyznał, że Rosja ma przewagę, a Ukraina nie ma jak przechylić szali na swoją korzyść), zamiast kierować się własnym interesem i rozumem politycznym.
Rządzący i ich medialni klakierzy inwestują w rozedrganie emocjonalne społeczeństwa, wciąż zarządzając narzędziem zbiorowej psychozy jak w czasie tzw. pandemii – antagonizując ludzi i zwracając ich przeciwko sobie przy użyciu trockistowsko-goebbelsowskich łatek, w rodzaju osławionej „ruskiej onucy”.
Współcześni panowie feudalni
Zobaczmy jak przewrotna jest dziejowa logika Rewolucji. We Francji zniszczono hierarchię społeczną w imię „równości”, czego skutkiem było stworzenie systemu etatystycznego, w którym zaciera się granica pomiędzy autonomicznymi dziedzinami życia społecznego a wpływem władzy. W Rosji bolszewicy zniszczyli tkankę społeczną, wyżynając przy okazji elity innych państw, aby w imię „wyzwolenia” ludu doprowadzić do sytuacji, w której wszyscy jesteśmy pod kontrolą rządowej biurokracji.
Oburzamy się, że w dawnych czasach tylko klasy polityczne cieszyły się pełnią swobód i miały wpływ na życie publiczne. W takim razie podziękujmy rewolucjonistom, dzięki którym przestały istnieć nawet klasy polityczne, a teraz mamy wszyscy „po równo” – jednakowo nie mając nic do powiedzenia.
Choć uzyskaliśmy swobodę podróżowania (nie licząc covidowych ograniczeń) i materialnie żyje nam się lepiej, to jednak na globalne procesy, takie jak wypowiadanie i prowadzenie wojen – kosztem naszego dobrobytu, a nieraz krwi i życia – mamy dokładnie taki sam wpływ, jak chłop pańszczyźniany na politykę dworu królewskiego.
Mówi się, że żyjemy w epoce informacji, w której dostęp do wiedzy decyduje o naszym życiu. Teoretycznie jest to poprawne, bo i w antropologii katolickiej podkreśla się, że kształtowanie rozumu ma największy wpływ na siłę woli. Ale problem w tym, że z wiedzy trzeba chcieć korzystać, a większość nigdy nie była – i nie będzie – tym zainteresowana…
Jeżeli nie chcemy być wodzeni za nos przez współczesnych feudałów, których nazwisk często nawet nie znamy, gdyż ukrywają się za postaciami fasadowej polityki, to nie pielęgnujmy demokratycznych mrzonek, lecz miejmy świadomość, że niezależna i groźna dla władzy mniejszość jest jedyną siłą, która może coś zmienić i przeciwstawić się tyranii większości.
Uczmy się w tym względzie od naszych wrogów Rewolucjonistów, którzy od zarania swej działalności aż do dziś pozostają w mniejszości, czego najlepszym przykładem jest tupet, z jakim narzucają społeczeństwom agendę LGBT. Gdyby obchodziła ich demokracja, to siedzieliby cicho, ale oni wiedzą, że demokracji należy jedynie użyć dla osiągnięcia swego celu…
Filip Obara