Nie mamy pełnej wiedzy o Sądzie Ostatecznym. To wciąż przed nami, ale tyle, co wiemy, wystarcza nam, by móc osiągnąć zbawienie. Czym zatem jest Sąd Ostateczny i czy należy się go obawiać? Tłumaczy o. dr hab. Jan Strumiłowski OCist w rozmowie z Marcinem Austynem na antenie PCh24 TV.
Jak zauważył gość PCh24.TV, Sąd Ostateczny, jak cała eschatologia, należy do tych prawd wiary, o których mówimy w nieco inny sposób niż w przypadku np. Wcielenia, które było faktem, dokonało się, a Apostołowie zaświadczyli, że dotykali Chrystusa – prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka.
– Refleksja teologiczna rozwija się w ten sposób, że Kościół pod natchnieniem Ducha Świętego zgłębia, co to oznacza. Z Sądem Ostatecznym sprawa ma się inaczej o tyle, że nie jest to fakt, który się dokonał, ale jest to coś, co nas dopiero czeka. Dlatego nasze wypowiedzi na temat Sądu mają pewną dozę symboliczności (…). Jest tu jakaś zapowiedź, która niesie w sobie potencjał tego, co poznawalne, bo Bóg jest poznawalny. Ale jest to mówienie przez analogię. Nie możemy więc mówić o Sądzie tak jakby był to sąd rodzaju ludzkiego, ale jako o rzeczywistości, która kryje się za tymi słowami i jest inna, nie potrafimy sobie jej wyobrazić – podkreślił zakonnik.
Wesprzyj nas już teraz!
Jako katolicy wierzymy, że Sąd Ostateczny jest rzeczą pewną, choć nie wiemy, kiedy on nadejdzie. Ale jeśli spojrzeć na tę sytuację tylko zdroworozsądkowo, to już ona powinna w zdrowy sposób kształtować podejście chrześcijanina do Sądu Ostatecznego.
– To spodziewanie się, bycie w gotowości kiedy nie znamy dnia ani godziny, powinno w nas wytwarzać postawę oczekiwania i tego, że ja chcę i czekam na sąd. Z drugiej strony obawiam się go, z uwagi na swoją grzeszność. Wiem, że jeszcze mam czas, bo sąd nie następuje, ale ta niepewność winna nas skłaniać do wykorzystania danego nam czasu na uświęcanie się, na walkę z grzechem, na oczyszczenie się, na spotkanie z Chrystusem – dodał o. Jan Strumiłowski.
Gość PCh24.TV wskazywał też na różnice w podejściu do Sądu Ostatecznego przez współcześnie żyjących oraz pierwszych chrześcijan, którzy tęsknili za dniem sądu, pragnęli czasu, kiedy Chrystus przyjdzie w chwale i zacznie królować.
– Katolik, który poznał Chrystusa, który kocha Chrystusa, powinien za Nim tęsknić. I my przypominamy o tej prawdzie np. w modlitwie „Ojcze nasz”. Codziennie modlimy się mówiąc: „przyjdź królestwo Twoje”. Powinno zatem być w nas to oczekiwanie i tęsknota. Z drugiej strony mówimy o sądzie. To nie wyłącznie przyjście Chrystusa, który wyzwala i wszystkich ułaskawia. Pan Jezus przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Sąd zakłada, że możemy być potępieni albo zbawieni. Może być spełnienie, ale i ostateczna nasza porażka – zauważył.
Jeśli zatem spojrzymy na własną grzeszność i naszą skłonność do grzechu, winna w nas się rodzić zdrowa bojaźń. Bo Bóg jest Miłością i czekamy na Niego, ale też mamy świadomość swojej ułomności i żywimy obawy, i chcielibyśmy się lepiej przygotować.
– Można powiedzieć, że ten, kto nie czeka na Sąd Ostateczny, nie przyzywa Chrystusa by przyszedł, nie poznał Go do końca. Bo nie da się poznać Chrystusa i nie pragnąć, by On definitywnie wkroczył do naszego życia. Ten, kto nie obawia się Sądu, można powiedzieć, nie poznał też siebie w całkowitej Prawdzie, którą jest Chrystus. Bo nawet będąc na wysokim stopniu świętości i zaglądając w swoje serce widzimy, że nie jesteśmy godni Boga – mówił o. Jan Strumiłowski.
Jak dodał, owo napięcie tego spodziewania się, oczekiwania i obawy, jest czymś oczywistym i zdrowym – i te elementy powinny być w obecne w sercu chrześcijanina: czekam za względu na miłość Boga, obawiam się ze względu na własną grzeszność.
Pozostaje jednak pytanie o to, jak przebiegać ma Sąd Ostateczny. Czy będzie podobny do procesów znanych nam z sal sądowych, czy po naszej stronie stanie obrońca, a po przeciwnej oskarżyciel?… Wiemy chociaż, że na apelację liczyć nie będziemy mogli.
Jak wskazał duchowny, porównywanie tych rzeczywistości (Sądu Ostatecznego i sądów działających w ramach ziemskiego wymiaru sprawiedliwości), jest prawomocne o tyle, o ile sam Pan Jezus porównywał rzeczywistość Sądu do sądów ziemskich, ale mamy tu kilka modyfikacji.
– Pan Jezus stwierdza w Ewangelii, że On przez swoją śmierć i odkupienie ludzkiej natury nabył prawo do sądzenia nas. Ojciec przekazał cały sąd Synowi. Mamy też wypowiedzi, w których Chrystus mówi, iż nie przyszedł po to, by sądzić, ale po to, by usprawiedliwić. Na przykład w Ewangelii według świętego Jana Pan Jezus nazywa siebie Obrońcą – Parakletem (…). Można powiedzieć, że ten Sąd będzie nieco stronniczy, ponieważ Sędzia będzie równocześnie naszym Obrońcą. Ale to nie daje nam gwarancji, że będziemy usprawiedliwieni. A oskarżycielem naszym będzie szatan. I to też jest ciekawa kwestia. Często bowiem chrześcijanie kiedy wyobrażają sobie Sąd, lękają się go, bo boją się, że naszym oskarżycielem stanie się Bóg. A tutaj jednoznacznie wiemy, że ojciec kłamstwa – ten który nas zwodzi, ten który prowadzi nas do grzechu, to on będzie nas oskarżał. I sądzeni będziemy nie tylko z naszych czynów – które są świadectwem naszego przylgnięcia albo braku przylgnięcia do Chrystusa – ale też będziemy sądzeni z naszej wiary. Z wiary, która nie jest tylko zawierzeniem, zaufaniem ludzkim, ale jest udziałem w życiu Bożym. Jeśli stanę przed Sądem, to będę sądzony nade wszystko z tego, czy ja należę do Chrystusa, czy pokładam w Nim nadzieję, czy rzeczywiście On jest moim Panem i Królem; czy to jest rzeczywistość, czy tylko urojenie. Bo łatwo powiedzieć, że należę do Chrystusa, ale tę przynależność weryfikują codziennie nasze wybory, nasze czyny. I może zdarzyć się tak, że moja wiara jest pozorna, deklaratywna, natomiast na co dzień to ja jestem swoim panem i pycha mojego życia tak głęboko mnie dotknie, że nie będę chciał uznać Chrystusa za Pana. Będę chciał Go uznać za kogoś, kto ma mnie wybawiać, służyć – podkreślił.
Jak zauważył o. Jan Strumiłowski, jest to bardzo powszechne we współczesnej duchowości – Bóg staje się gwarantem naszego szczęścia, a nie Panem. – To chyba za mało, by w sposób pozytywny przejść Sąd Ostateczny czy nawet sąd szczegółowy. Jeśli deklaratywnie uważam Chrystusa za Pana, ale żyję tak, że to ja jestem panem, a Bóg realizatorem mojego planu, to jestem daleko od Chrystusa. Widzimy zatem, że nasza sytuacja nie jest jednoznaczna, nawet jeśli staramy się być dobrymi katolikami i chrześcijanami – podkreślił.
By dobrze przygotować się na Sąd, warto sięgać do tego, co daje nam Chrystus.
– Mamy Kościół, mamy Objawienie Boże, które jest pewne, nienaruszalne. Wiemy, ze przynależność do Chrystusa nie jest kwestią woli, deklaracji, ale rzeczywistości. Gdy tak spojrzymy na tę sytuację, to okazuje się, że zasadnicze są sakramenty święte. To one włączają nas w życie Chrystusa. Jeżeli tracę łaskę uświęcającą, to nie mam udziału w Jego życiu, tracę życie Boże. Dlatego przez wieki dokumenty Kościoła ostrzegały, że człowiek, który umiera w stanie grzechu ciężkiego, jest narażony na wieczne potępienie. Niektóre dokumenty mówiły wprost, że człowiek bez Łaski, zostaje natychmiast potępiony. Mam sakrament spowiedzi, gdzie mogę pojednać się z Bogiem. Mówi się, że „ja spowiadam się przed Bogiem”. Ona jest wymysłem ludzkim. Nie wiemy, czy Bóg nam wybacza, czy w ogóle się z Nim komunikujemy. W sakramencie pokuty i pojednania, jeśli dobrze go odbyłem, moje życie duchowe wraca; mam Komunię Świętą, przyjmuję ją i Chrystus rzeczywiście zaczyna we mnie żyć. Przyjmuję sakrament bierzmowania, zastaję obdarowany Duchem Świętym, a On jest, właśnie ten Nowy Duch, nowa tożsamość, która jest nadawana Dziecku Bożemu. Zatem Sakramenty sprawiają, że życie Boże staje się czymś naprawdę rzeczywistym – wskazał.
Jak mówił gość PCh24 TV, istnieje tendencja wyobrażania chrześcijaństwa, jako podążania za Chrystusem – słuchania i realizowania Jego nauki. Jest to jednak podejście protestanckie, bo w nim Chrystus jest gdzieś na zewnątrz.
– W katolicyzmie jest inaczej. Chrystus nie tylko jest zewnętrznym Nauczycielem, ale On staje się życiem mojego życia. On staje się obecny we mnie, i w moim życiu rzeczywiście realizują się misteria Boże. Kiedy ja cierpię, to współcierpię z Chrystusem, jeżeli jestem z Nim sakramentalnie złączony, to już nie jest tylko moje cierpienie. Jeśli poddawany jestem próbie, to tak jak Chrystus w Ogrójcu, w przestrzeni mojego życia zaczyna się realizować prawdziwe poddaństwo Chrystusowi. Więc najpierw sakramenty, które umożliwiają posłuszeństwo, a potem posłuszeństwo, które jest weryfikowalne w naszym życiu. Jeżeli tak postępuję, to mogę spodziewać się, że Bóg okaże się łaskawy – dodał.
Sąd Ostateczny może być spełnieniem – taką mamy nadzieję, jeśli będziemy potrafili zjednoczyć się z Chrystusem. Gdy pomimo tego, że jestem grzesznikiem, ten grzech mi nie będzie smakował, ale będzie mi przeszkadzał, będzie ciężarem, utrapieniem, bo poznałem Chrystusa i jestem w tej drodze duchowej, gdzie chcę za Nim podążać, ale doświadczam słabości ciała. Warto zatem zauważać, jaki jest mój stosunek do grzechu.
Święty Ignacy Loyola mówił, że człowiek, który nie poznał Chrystusa, kocha grzech, a boi się głosu swojego sumienia, który tak naprawdę jest głosem słodkim i jednocześnie oskarżającym. Jeśli kocham złe czyny, żyję w nich i spodziewam się, że Bóg mnie ułaskawi, to jest to symptom fatalnego stanu duchowego, ocierającego się o grzech przeciwko Duchowi Świętemu, czyli zuchwałą ufność w Miłosierdzie Boże.
– Na postawie tego, co jest dążeniem mojego serca, możemy dostrzec, po której stronie jesteśmy. Człowiek, który kocha grzech, nie należy do Chrystusa. Człowiek, który kocha Chrystusa, chociaż może jeszcze upadać, może nie potrafić korzystać z daru łaski, tak by grzechu całkowicie unikać. Ma jednak zupełnie inny stosunek do grzechu i można powiedzieć, że zaczątek tego Sądu, który czeka nas po śmierci na końcu czasów, zaczyna się tutaj. I to jest intuicja, którą dał nam święty Jan w swojej Ewangelii, twierdząc, że kto nie uwierzył w Chrystusa, już się osądził, bo nie przyjął Tego, który jest Zbawicielem świata – podkreślił o. Jan Strumiłowski.
Więcej w rozmowie na PCh24.TV – kliknij TUTAJ
„Każdy człowiek powinien bać się Sądu Ostatecznego”. Jak będzie wyglądało nasze spotkanie z Bogiem?
MA