8 sierpnia 2024

Dario ślepnie od świateł… tęczy. „Dawno temu w Warszawie”

(Fot. Mati filmowe)

W ubiegłym roku zrobiła w Polsce furorę kolejna książka Jakuba Żulczyka, autora słynnego „Ślepnąc od świateł”. „Dawno temu w Warszawie” stanowi kontynuację tamtej opowieści, która przeniesiona na język telewizyjnego serialu stała się częścią kodu kulturowego młodszej części polskich użytkowników internetu. W drugiej części jednak, autor ulega politycznej poprawności do takiego stopnia, że… najlepiej sam wyraziłby to słowami któregoś z najobrzydliwszych bohaterów jego książek.

Uwaga, będą spoilery – przyjęło się tak zaznaczać na początku tekstu, który odkrywa fabułę książki przed czytelnikiem, który mógłby jeszcze po nią sięgnąć. A dla niejednego z polskich czytelników rzeczywiście jest po co sięgać, otóż Jakub Żulczyk to niezwykle zdolny autor, potrafiący tworzyć wciągające opowieści o brudnym półświatku, kreujący swym piórem przerażających ale intrygujących bohaterów. Osiemset stron „Dawno temu w Warszawie” daje nam jeszcze więcej obleśności, brudu, mroku i cierpienia niż poprzednie jego książki, okraszone wciągającą, insajderską wiedzą dotyczącą narkotyków, gangsterki i nocnej Warszawy.

Książką tą podczas tegorocznych wakacji zainteresowałem się właśnie dlatego, że w internecie istnieje swoiste uniwersum „Ślepnąc od świateł”. Dario, przerażający, niezrównoważony typ spod ciemnej gwiazdy, od kilku lat straszy twarzą ogolonego na łyso Jana Frycza z rozlicznych memów czy gifów. Cytaty z tej postaci weszły do języka potocznego. Podobnie z Jackiem vel Piotrkiem (inne imię nosił w książce a inne w serialu, gdzie jego rolę odgrywał Robert Więckiewicz). Chciałem zobaczyć, jak autor pociągnie ich losy dalej.

Wesprzyj nas już teraz!

I co? I okazało się, że jest nie mniej obrzydliwie, wulgarnie i krwawo. Ale ok, wiedziałem na co się piszę, spodziewałem się tego. Ale nie spodziewałem się czegoś innego – tego, że autor tak ostentacyjnie zechce wpisać w swoje uniwersum przekonania polityczne i ideologiczne mainstreamu. Jakież to żałosne.

To tutaj właśnie następuje spoiler – otóż Pazina, jedna z bohaterek pierwszej części, prowadzi… hostel dla poranionych „osób LGBT”. Niemałą część książki zajmują rozterki nierozumianych młodych homoseksualistów i transów, prostytuujących się i narkotyzujących. Żeby była jasność – to oni, ci młodzi zagubieni, nierozumiani przez świat, są jedynymi pozytywnymi bohaterami powieści. Plus Pazina, strong-independent-woman, która doprowadza do oczyszczenia miasta ze zbirów, w tym z głównych bohaterów, niemal w pojedynkę. Niemal, bo współpracuje z nią, a jakże, policjantka.

Żeby oddać sprawiedliwość autorowi, trzeba zaznaczyć, że – tu jeszcze większy spojler – w opisywanych środowiskach LGBT też zdarza się jedna bardzo zła, zwyrodniała i brutalna, postać. Ale jeśli szukać bohaterów pozytywnych, są nimi wyłącznie strong-independentki oraz właśnie młodzi geje, lesbijki, bi oraz transseksualiści, otoczone opieką przez Pazinę.

Jakby tego było mało, akcja dzieje się w roku 2020, w którym przez Polskę przeszła nie tylko pierwsza i druga fala pandemii, ale też marsze kobiet pragnących prawa do zabijania dziecka w łonie matki. Autor i stworzeni przez niego pozytywni bohaterowie oczywiście popierają strajki, śmieją się z rządzącego wówczas „konusa” i ciepło mówią o prezydencie Warszawy. Matko jedyna, jakie to banalne. Jakie to oczywiste. Jakie to mainstreamowe. Żal bierze – z punktu widzenia dzieła – że dzieje się to w książce autora, który wcześniej potrafił stworzyć uniwersum dalekie od tak oczywistego.

Przykre, że Żulczyk aż tak mocno czuł się w obowiązku udowodnić swym czytelnikom, jak bardzo jest mainstreamowy, że posunął się do takich banałów. Naprawdę, Panie Jakubie, czy nie wystarcza że nazwał Pan prezydenta Rzeczpospolitej „debilem”? Że na spotkaniach autorskich wyśmiewa Pan dzwony bijące w oddali sugerując że „ich powaliło” i ogłasza, że to „religia sprawiła, iż uważamy że niektórzy ludzie rodzą się źli”? 

A może to jakiś rodzaj misji? Może autor urósł już tak bardzo, że chciał przekonać różnorodną przecież, i bardzo szeroką grupę odbiorców „Ślepnąc od świateł”, do swoich pro-aborcyjnych i pro-elgiebetowskich poglądów?

Niby mnie to wszystko dziwi, ale czy właściwie powinno? Czy powinno dziwić, że w dzisiejszych czasach  Dario, najgroźniejszy wytwór masowej wyobraźni ostatnich lat, zabijany jest dzięki interwencji kochającej „młodzież LGBT” silnej, niezależnej kobiety?

Głuchnąc od pro-aborcyjnego hałasu, ślepnąc od tęczowych świateł…

Łukasz Sitan

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij