Intencją motu proprio „Traditionis custodes” papieża Franciszka jest stłamszenie jakiejkolwiek wierności wobec tradycyjnej liturgii, ale skutkiem będzie rozpoczęcie wojny, która nieuchronnie zakończy się zwycięstwem Tradycji Kościoła. Gdy 3 kwietnia 1969 roku Paweł VI promulgował Novus Ordo Missae (NOM), jego zasadnicze przekonaniem było takie, że w ciągu kilku lat Msza tradycyjna stanie się jedynie wspomnieniem. Spotkanie Kościoła z współczesnym światem, w co Paweł VI celował w imię „integralnego humanizmu”, zakładało zniknięcie wszystkich pamiątek Kościoła „konstantyńskiego”. A starożytny ryt rzymski, odnowiony w roku 1570 przez Piusa V po protestanckiej dewastacji liturgicznej, wydawał się skazane na zaniknięcie.
Nigdy przewidywania nie okazały się aż tak błędne. Dziś seminaria nie mają powołań, parafie pustoszeją, czasem są porzucane przez księży, którzy ogłaszają powrót do świeckiego życia i zawarcie ślubu. Przeciwnie, w miejscach w których sprawowana jest tradycyjna liturgia, gdzie naucza się wiary i moralności wszechczasów, tam wierni się gromadzą tłumnie, odkrywane są też i powołania. Tradycyjna Msza jest regularnie celebrowana w 90 krajach na wszystkich kontynentach, liczba uczestniczących w nich wiernych rosła z roku na rok, wpierając tak Bractwo Kapłańskie św. Piusa X, jak i wspólnoty Ecclesia Dei powstałe po roku 1988. Do ich wzrostu przyczynił się i koronawirus. Po tym, gdy nakazano udzielanie Komunii św. na rękę, wielu wiernych obrzydzonych taką profanacją opuściło swoje parafie po to, by przyjmować Komunię tam, gdzie wciąż jest udzielana na język.
Ten ruch dusz powstał jako reakcja na „brak formy” nowej liturgii, a który to brak Martin Mosebach dobrze opisał w swoim eseju pt. „Herezja bezforemności”. Skoro progresywni autorzy, tacy jak Andrea Riccardi ze Wspólnoty Sant’Egidio, narzekają na to, że Kościół znika z przestrzeni społecznej („The Church is burning. Crisis and future of Christianity”, Tempi nuovi, 2021), to dzieje się tak dokładnie dlatego, że nowa liturgia nie jest w stanie przyciągać ludzi, ani wyrażać poczucia świętości i transcendencji. Boża bliskość względem człowieka wyraża się w absolutnej boskiej transcendencji, co kardynał Ratzinger zauważył we wstępie do książki „Wprowadzenie do ducha liturgii”, wydanej przed jego wyborem na stolicę Piotrową. Ówczesny prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, zawsze stawiający liturgię w centrum swego zainteresowania, po tym, jak stał się Benedyktem XVI, 7 lipca 2007 roku ogłosi motu proprio „Summorum Pontificum”, którym przywrócił pełne prawa obywatelskie starożytnemu rytowi rzymskiemu (nieszczęśliwie określonemu jako „forma nadzwyczajna”); rytowi, który choć nigdy nie był prawnie zniesiony, to de facto pozostawał zakazany przez 40 lat.
Wesprzyj nas już teraz!
„Summorum Pontificum” przyczyniło się do rozpowszechniania się ośrodków tradycyjnej Mszy i rozkwitu bogatych, zaawansowanych studiów nad starą i nową liturgią. Ruchowi odkrywania tradycyjnej liturgii przez młodych ludzi towarzyszyła bogata literatura, której nie sposób tu omówić. Spośród ostatnich dzieł wystarczy wymienić prace o. Claude’a Barthe’a („Histoire du missel tridentin et de ses origines”, Via Romana 2016, It. tr. Solfanelli 2018 oraz „La Messe de Vatican II. Dossier historique” Via Romana, 2018), Michaela Fiedrowicza („The Traditional Mass: History, Form, and Theology of the Classical Roman Rite”, Angelico Press, 2020) i Petera Kwasniewskiego („Noble Beauty, Transcendent Holiness: Why the Modern Age Needs the Mass of Ages” Angelico 2017, Faith and Culture, 2021). Żadnych takich studiów o podobnej wartości nie przeprowadziła strona progresywna.
Stając wobec tego ruchu duchowego i kulturalnego odrodzenia papież Franciszek zareagował polecając Kongregacji Doktryny Wiary przesłanie biskupom kwestionariusza dotyczącego stosowania motu proprio Benedykta XVI. Ankieta posiadała charakter socjologiczne, ale wnioski, jakie wyciągnął z niej Franciszek, były natury ideologicznej. Ankieta nie jest rzeczą konieczną do tego, by pokazać że kościoły do których uczęszczają wierni przywiązani do tradycji liturgicznej są zawsze pełne, a w zwykłych kościołach parafialnych jest coraz mniej osób. Lecz w liście towarzyszącym motu proprio z 16 lipca papież Franciszek twierdzi, co następuje: „Odpowiedzi, które otrzymałem, ujawniły sytuację, która mnie smuci i niepokoi, utwierdzając mnie w przekonaniu o potrzebie interwencji. Niestety, pasterska intencja moich poprzedników, którzy zamierzali »dołożyć wszelkich starań potrzebnych do tego, by ci, którzy prawdziwie chcą jedności Kościoła mogli w tej jedności pozostać lub do niej powrócić«, była często poważnie lekceważona”. „Ale nie mniej zasmuca mnie – pisze papież Franciszek – instrumentalne używanie Missale Romanum z 1962 r., które coraz bardziej charakteryzuje się rosnącym odrzuceniem nie tylko reformy liturgicznej, ale i Soboru Watykańskiego II, z bezpodstawnym i niemożliwym do obrony twierdzeniem, że zdradził on Tradycję i »prawdziwy Kościół«”. Dlatego właśnie papież „podejmuje stanowczą decyzję uchylenia wszystkich norm, instrukcji, zezwoleń i zwyczajów uprzednich względem obecnego Motu proprio”.
Papież Franciszek nie uznał za stosowne podjęcie interwencji w sprawie ran zadawanych jedności przez niemieckich biskupów, którzy to w imię II Soboru Watykańskiego często popadali w herezję, ale zdaje się przekonany że jedyne istniejące zagrożenie jedności Kościoła to ci, którzy wyrażają wątpliwości związane z Vaticanum II; tak samo jak i wątpliwości wyrażane były względem „Amoris Laetitia”, nie doczekując się nigdy odpowiedzi. Dlatego to art. 1 motu proprio „Traditionis custodes” stwierdza, że „księgi liturgiczne promulgowane przez świętych papieży Pawła VI i Jana Pawła II, zgodnie z dekretami Soboru Watykańskiego II, są jedynym wyrazem lex orandi Rytu Rzymskiego”.
W wymiarze prawa cofnięcie indywidualnym duchownym kapłańskiego prawa celebrowania zgodnie z księgami liturgicznymi istniejącymi przed reformą Pawła VI jest aktem wyraźnie bezprawnym. Co do istoty, „Summorum Pontificum” Benedykta XVI potwierdzało, że ryt tradycyjny nie został nigdy zniesiony i każdy kapłan na całym świecie posiada prawo do celebrowania w nim. „Traditionis custodes” interpretuje to prawo jako przywilej, który to właśnie jako przywilej jest cofany przez Najwyższego Prawodawcę. Taki modus procedandi jest jednakże całkowicie uznaniowy, bowiem prawowitość tradycyjnej Mszy nie wynika z przywileju, lecz z uznania subiektywnego prawa każdego wiernego, tak świeckiego, duchownego, jak i zakonnika. Tak naprawdę, Benedykt XVI nigdy niczego nie udzielił, tylko uznał prawo do stosowania Mszału z 1962 roku, który „nigdy nie został zniesiony”, i do korzystania z niego duchowo.
Zasadą uznawaną przez „Summorum Pontificum” jest niezmienność bulli „Quo primum” Piusa V z 14 lipca 1570 roku. Jak zauważył wpływowy kanonista, o. Raymond Dulac („Le droit de la Messe romaine”, Courrier de Rome, 2018), sam Pius V nie wprowadził niczego nowego, odnowił starożytną liturgię, udzielając na wieki każdemu kapłanowi przywilej jej celebrowania. Żaden papież nie ma prawa zniesienia czy zmienienia rytu sięgającego Tradycji Apostolskiej, który ukształtował się na przestrzeni wieków, takiego jak tzw. ryt Piusa V, co potwierdza wielki liturgista ks. Klaus Gamber w pracy, której francuskie wydanie wstępem opatrzył kardynał Ratzinger („La Réforme liturgique en question”, Editions Sainte-Madeleine, 1992). Pod tym względem motu proprio „Traditionis custodes” można oceniać jako akt poważniejszy od adhortacji „Amoris laetitia”. Nie tylko motu proprio posiada skutki kanoniczne, których „Amoris laetitia” jest pozbawione, „Amoris laetitia” wydaje się przyznawać prawo do Eucharystii tym, którzy go nie posiadają, a „Traditionis custodes” pozbawia duchowego dobra wiecznej Mszy tych, którzy mają do niej niezbywalne prawo i potrzebują jej po to, by wytrwać w wierze.
Ewidentne są w tym przypadku ideologiczne ramy przekonania a priori, że grupy wiernych przywiązanych do tradycji liturgicznej Kościoła są sekciarskie. Przedstawiane są tak, jakby były one grupami wywrotowców, których należy bez rozróżnienia umieścić pod obserwacją (p. 1, 5 i 6). Ich prawo do zrzeszania się jest ograniczane, a biskupowi nie wolno zatwierdzać innych takich zrzeszeń, co ogranicza władzę właściwą ordynariuszowi (KPK, kan. 321, §2). Grupy wiernych powstały spontanicznie i stały się wyrazicielami pewnych próśb względem legalnych władz, ale nigdy nie były „zatwierdzane”. Traktowanie zatwierdzenia jako warunku koniecznego dla powstania grupy stanowi poważny vulnus zadawany wolności zrzeszania się wiernych; wolności, o którą zabiegał sam II Sobór Watykański. W tej właśnie kwestii, poprzez przekształcenie biskupa w zwykłego wykonawcę papieskiej woli, zachodzi pogwałcenie nauczania soborowego
„Traditionis custodes” potwierdza prowadzony przez Franciszka proces centralizacji władzy, przecząc ciągłemu powoływaniu się na „synodalność” w Kościele. Zgodnie z przepisami, to „wyłącznie” biskup określa na terenie swojej diecezji celebrację w formie nadzwyczajnej, ale w rzeczywistości (zob. art.4) ogranicza si swobodę i autonomię biskupa, bowiem ta autoryzacja celebracji, o którą zwraca się kapłan diecezjalny, nie jest rzeczą wystarczającą – w każdym przypadku konieczne jest zwrócenie się do Stolicy Apostolskiej o placet. Oznacza to, że biskup nie może udzielić takiej zgody (która nigdy nie jest definiowana jako uprawnienie i z tego powodu zdaje się być przede wszystkim przywilejem) autonomicznie, tylko taka decyzja musi zostać oceniona przez „zwierzchników”. Jak zauważył ks. Raymond de Souza, „zakazuje się bardziej permisywnych regulacji, zachęca się do regulacji bardziej restrykcyjnych” („Pope Francis’ Traditionis Custodes: 5 Consequences of the New Motu Proprio Curtailing the Latin Mass”, National Catholic Register)
Cel jest prosty: wyeliminowanie wraz z upływem czasu obecności tradycyjnego rytu po to, by narzucić Novus Ordo Pawła VI jako jedyny ryt w Kościele. Osiągnięcie tego celu wymaga cierpliwej reedukcji krnąbrnych. Stąd w liście do biskupów czytamy: „Wskazania dotyczące postępowania w diecezjach są podyktowane głównie dwiema zasadami: z jednej strony, aby zadbać o dobro tych, którzy się zakorzenili w uprzedniej formie celebracji i potrzebują czasu na powrót do Rytu Rzymskiego promulgowanego przez świętych Pawła VI i Jana Pawła II; z drugiej strony, aby powstrzymać tworzenie nowych parafii personalnych, związanych bardziej z pragnieniem i wolą poszczególnych prezbiterów, niż z rzeczywistą potrzebą „świętego wiernego Ludu Bożego”.
Tim Stanley nie mylił się na łamach „Spectatora” z 17 lipca, definiując sytuację jako „bezwzględną wojnę przeciwko staremu rytowi”. Benedykt XVI poprzez „Summorum Pontificum” publicznie uznał istnienie niezmiennego lex orandi Kościoła, którego żaden papież nie może nigdy znieść. Z kolei Franciszek manifestuje swoje odrzucenie tradycyjnego lex orandi, a pośrednio i lex credendi wyrażanego przez stary ryt. Zakończył się pokój, który motu proprio Benedykta XVI próbowało zapewnić, a Joseph Ratzigner, po ośmiu latach od abdykacji, został skazany na bycie świadkiem wojny wywołanej przez jego następcę, niemal niczym w epilogu greckiej tragedii.
Walka trwa na krawędzi otchłani schizmy. Papież Franciszek chce popchnąć do niej swoich krytyków, zmuszając ich do stworzenia, co do faktów, jeśli nie i zasady, „prawdziwego Kościoła”, który mu się sprzeciwia. Ale też sam ryzykuje upadkiem w otchłań, jeśli będzie naciskał na przeciwstawianie Kościoła Soboru i Kościoła Tradycji. „Traditionis custodes” to krok właśnie w tym kierunku. Jak można nie dostrzec złośliwość i hipokryzję tego, kto zamierza zniszczyć Tradycję nazywając się jej „strażnikiem”? Jak można nie zauważyć, że dochodzi do tego właśnie w czasie, w którym herezje i wszelkiego rodzaju błędy niszczą Kościół?
Skoro przemoc jest bezprawnym zastosowaniem siły, motu proprio papieża Franciszka jest obiektywnie aktem przemocy, jest bowiem aktem despotycznym i stanowiącym nadużycie. Błędem byłoby odpowiadanie na bezprawie przemocy bezprawnymi formami sprzeciwu. Jedynym uprawnionym oporem jest opór tych, którzy nie ignorują prawa kanonicznego, którzy z mocą wierzą w widzialność Kościoła; tych którzy nie popadają w protestantyzm i nie ośmielają się stawać papieżami przeciwko papieżowi; tych którzy łagodzą swój język i tłumią nieuporządkowane namiętności mogące prowadzić do pochopnych gestów; tych którzy nie popadają w apokaliptyczne fantazje, utrzymując równowagę w trakcie burzy. Wreszcie, uprawniony jest opór tych, którzy wszystko opierają na modlitwie, na przekonaniu że tylko Jezus Chrystus – i nikt inny – ocali swój Kościół.
Roberto de Mattei
Corrispondenza Romana
Tłum. mat.