Kościół katolicki w Niemczech ogłosił wejście w kolejną rewolucyjną fazę. Zapowiedziano głębokie zmiany na trzech polach. Po pierwsze, odrzucona zostanie katolicka moralność seksualna. Po drugie, zniesiony zostanie obowiązkowy celibat. Po trzecie, ograniczona będzie władza biskupów. Kardynał Reinhard Marx oznajmił, że Niemcy nie będą czekać na Rzym. Pójdą sami – własną „drogą synodalną”.
Odpowiedź na skandal nadużyć
Wesprzyj nas już teraz!
We wrześniu minionego roku na zebraniu plenarnym Konferencji Episkopatu Niemiec biskupi zaprezentowali obszerny raport o nadużyciach seksualnych. Przygotował go zespół niezależnych ekspertów; opisano w nim skalę problemu pedofilii i efebofilii na przestrzeni ostatnich ponad 50 lat.
Autorzy raportu zalecili hierarchom przeprowadzenie kilku bardzo głębokich zmian, które miałyby jakoby pomóc we właściwym przepracowaniu kryzysu. Zaproponowano między innymi zniesienie obowiązku bezżenności kapłanów; całkowitą zmianę oceny homoseksualizmu, tak, by księża o skłonnościach jednopłciowych czuli się w Kościele mile widziani; wreszcie także reformę podziału władzy zasadzającą się na oddaniu przez biskupów niektórych zadań i kompetencji w ręce świeckich. Episkopat ogłosił, że weźmie to wszystko pod uwagę i zalecenia zostaną zrealizowane. Wszystko szło zresztą po myśli wielu progresywnych hierarchów, od wielu lat żywiących pragnienie dokonania „kroku naprzód” zwłaszcza w kwestii homoseksualizmu. Przy okazji zapowiedzieli też, że „rewizji” poddana zostanie obowiązująca moralność seksualna. Krytycy kierunku przyjętego przez Episkopat mówili o „nadużywaniu nadużyć”, to znaczy wykorzystywaniu dramatu ofiar pedo- i efebofilii do forsowania budowy jakiegoś nowego, liberalnego Kościoła, wyzutego z tego wszystkiego, co progresywizm postrzega jako anachroniczne.
„Nie musimy teraz czekać na Rzym”
Było zatem jasne, że pierwsze zebranie plenarne Episkopatu Niemiec w 2019 roku może przynieść naprawdę poważne decyzje. Tak też się stało – obawy okazały się być w pełni uzasadnione. Niemieccy biskupi obradowali w dniach 11-14 marca w Lingen w Dolnej Saksonii. Zgromadzeni ustalili, że zgodnie z wytycznymi autorów raportu o nadużyciach w Niemczech przeprowadzone zostaną reformy w obszarze moralności seksualnej, celibatu i władzy w Kościele. Co więcej, Niemcy zadeklarowali, że chcą zrobić to zupełnie sami, nie troszcząc się o jedność katolicyzmu. Jak podkreślił przewodniczący Konferencji Episkopatu kard. Reinhard Marx, Kościół w jego kraju wkroczy na „drogę synodalną” i samodzielnie dbając o „rozwój nauczania”. Hierarcha tłumaczył, że w Kościele powszechnym wielu biskupów „nie chce iść naprzód” (sic), zatem Niemcy po prostu… nie mają wyjścia.
Kto spodziewałby się rychłej reakcji Watykanu prawdopodobnie srodze się zawiedzie. Marx, zasiadający w Radzie Kardynałów doradzającej Franciszkowi w reformie Kurii Rzymskiej, wie doskonale, na co Niemcy mogą sobie pozwolić. Dał temu zresztą wymowny wyraz. Stwierdził bowiem dosłownie co następuje: „Nie musimy teraz czekać na Rzym”.
Bardzo istotne jest tu słówko „teraz”. Wiąże się to z de facto zrealizowanym już do końca – choć jeszcze nieogłoszonym – planem decentralizacji Kościoła katolickiego. W opublikowanym niedawno na łamach pch24.pl tekście opisywałem szczegółowo ten problem. Zainteresowanych odsyłam do tamtego tekstu, a tu podsumuję rzecz w kilku słowach. W lutym kard. Rodriguez Maradiaga, Koordynator Rady Kardynałów, powiedział w wywiadzie dla hiszpańskiego magazynu „El Mensaje”, że reforma Kurii Rzymskiej została już opracowana. Jak ujawnił, za kilka miesięcy papież ogłosi konstytucję apostolską, która zastąpi konstytucję Pastor bonus z 1988 roku św. Jana Pawła II. Dokument ten na nowo zdefiniuje relacje między Kurią Rzymską i Watykanem a Kościołami lokalnymi. Papież nie będzie już stał na straży całej katolickiej doktryny; ta będzie do pewnego stopnia definiowana przez same episkopaty. Do lamusa odejdzie „piramidalna struktura Kościoła z papieżem na wierzchołku”, mówił Maradiaga; jak dodawał, Episkopaty zyskają kompetencje także w sprawach doktrynalnych. Niemcy postanowili wykorzystać ten stan rzeczy jak najszybciej na trzech wspomnianych wcześniej polach.
Likwidacja moralności seksualnej
Kluczowym punktem obecnego etapu rewolucji w Niemczech jest kwestia moralności seksualnej. Biskupi zgromadzeni w Lingen zdecydowali, że pracami nad „reformą” w tej materii kierować będzie wiceprzewodniczący Episkopatu, bp Franz-Josef Bode z Osnabrück, zagorzały progresista, który nie kryje swojego podziwu dla skrajnie liberalnych teologów. O szczegółach zmian powiedział w Lingen profesor teologii moralnej z Fryburga, Eberhard Schockenhoff. Uczony wygłosił programowy wykład, w którym zapowiedział całkowite odejście od dotychczasowej moralności i etyki.
I tak Schockenhoff uważa, że w Kościele katolickim panuje skrajnie pesymistyczne i błędne podejście do seksualności, naznaczone zanadto przez anachroniczną myśl św. Augustyna. Stąd zadaniem teologów i biskupów jest dzisiaj tę myśl przezwyciężyć i wypracować zupełnie nową, wolną od tych „obciążeń” moralność seksualną. By to uczynić, należy na nowo spojrzeć na charakter samego stosunku seksualnego. Wielką pomocą, uważa Schockenhoff, jest tu adhortacja apostolska Amoris laeitita papieża Franciszka, w której doceniony zostaje erotyczny wymiar miłości. Według teologa to jednak dopiero początek; by dojść do celu, trzeba wziąć pod uwagę osiągnięcia współczesnych nauk humanistycznych – psychologii, socjologii i antropologii. Schockenhoff uważa, że nie da się już dziś obronić twierdzenia, iż każdy akt seksualny musi być otwarty na prokreację.
Teolog wyróżnia cztery podstawowe funkcje seksualności. Są to: funkcja pożądania, funkcja relacji, funkcja tożsamości i funkcja płodzenia (w tej właśnie kolejności). Według tego badacza należy przyjąć, że akt seksualny, by uznać go za moralny, winien spełniać jedynie niektóre z tych funkcji. I tak Schockenhoff dochodzi do przekonania, że w Kościele katolickim powinny być akceptowane następujące rodzaje aktywności seksualnej:
– seks homoseksualny;
– seks przedmałżeński;
– seks pozamałżeński (dotyczy osób „niezdolnych” do zawarcia małżeństwa, na przykład rozwodników);
– onanizm (self sex, jak pisze Schockenhoff).
Autor czyni pewne zastrzeżenia; i tak na przykład seks homoseksualny jest jego zdaniem dobry, o ile tylko partnerzy są w stałym związku i są sobie oddani; seks pozamałżeński można zaakceptować, gdy partnerzy nie mogą zawrzeć małżeństwa; onanizm jest moralny, jeżeli uprawiająca go osoba żyje samotnie lub jej partner jest czasowo niezdolny do seksu. Dla Schockenhoffa jest istotne, by każdy człowiek miał prawo i możliwość „pełnego pożądania przeżywania seksualności” i „wypełniania własnych pragnień seksualnych”. Jest dla niego normalną rzeczą, że w akcie seksualnym jednostka skupia się na swoim własnym pożądaniu; to, jak twierdzi, moralne, o ile w kolejnym akcie ta sama jednostka zajmie się już raczej przyjemnością partnera, a nie swoją. Schockenhoff dowodzi, że stanowi to realizację zasady miłości bliźniego.
Rzeczą oczywistą jest tu stosowanie antykoncepcji; dla profesora z Fryburga nie ulega wątpliwości, że w związku heteroseksualnym liczy się raczej „ogólna” otwartość na życie. Istotna jest dla niego troska o „dobrobyt” ewentualnych dzieci, stąd stosowanie sztucznych środków antykoncepcyjnych nazywa rzeczą „nie wrogą życiu, ale będącą na jego służbie”.
Profesor w swoim wykładzie postulował też przyjęcie w Kościele katolickim podstawowego założenia ideologii gender. Twierdzi mianowicie, że choć ludzkość dzieli się zasadniczo na dwie płcie, to nie u każdej osoby jest to rzecz w pełni wykształcona, stąd należy respektować tych, którzy nie czują się ani kobietą, ani mężczyzną.
By nie było żadnych wątpliwości: wszystko to jest nie tylko myślą samego Schockenhoffa, ale i programem niemieckich biskupów. Koordynujący reformę biskup Franz-Josef Bode w 2018 roku wyrażał publicznie swój najwyższy podziw dla fryburskiego teologa. Z kolei kard. Reinhard Marx podsumowując zebranie w Lingen stwierdził, że Schockenhoff wykazał „anachronizmy, sprzeczności i elementy wrogie życiu” w katolickiej moralności seksualnej.
Powtarzam: to nie są żadne szalone idee, to program działania!
Viri probati
Ale przecież na tym nie koniec zapowiadanych zmian. „Droga synodalna” ma obejmować także kwestię celibatu. Jeszcze do niedawna byłem przekonany, że Niemcy będą czekać na wyniki Synodu Amazońskiego. Jak wiadomo, papież Franciszek dopuszcza ewentualność wprowadzenia w Kościele katolickim żonatych kapłanów, przynajmniej w tych regionach, w których panuje najgłębszy kryzys powołań; to choćby sama Amazonia czy wyspy na Pacyfiku. W kontekście cytowanych słów Marxa o „braku konieczności” czekania na Rzym jest jednak możliwe, że Niemcy zrobią swoje tak czy inaczej, niezależnie od jesiennego zgromadzenia.
Co dokładnie chcą zrobić? To właśnie wprowadzenie viri probati, czyli wyświęcanie na kapłanów żonatych mężczyzn o „sprawdzonej opinii”. Sprawa jest bardzo złożona, bo nie cała Konferencja Episkopatu Niemiec jest do tego pomysłu nastawiona pozytywnie; kierownictwo wydaje się być jednak zdeterminowane. Zgodnie z zalecaniami raportu o nadużyciach celibat jest przecież jedną z przyczyn popełniania nadużyć. Kapłani mieliby cierpieć z jednej strony z powodu samotności, z drugiej – ze względu na tłumienie własnej seksualności; w ten sposób stawaliby się przestępcami. Co więcej także w Niemczech panuje bardzo poważny niedobór księży; rocznie wyświęca się tam zaledwie około 70 prezbiterów – na ponad 20 milionów katolików w całym kraju. To zdecydowanie zbyt mało, stąd koncepcja przyciągnięcia większej liczby kandydatów właśnie poprzez wprowadzenie opcjonalności celibatu.
O szczegółach możliwych zmian mówił w Lingen profesor teologii pastoralnej z Moguncji, Philipp Müller. Przywołał w swoim wykładzie propozycję, jaką dwa lata temu przedłożył wespół z profesorem dogmatyki i liturgistą z Fryburga, Helmutem Hopingiem. W ich koncepcji wyświęcać w Niemczech można byłoby mężczyzn, którzy ukończyli 50. rok życia; miałyby to być osoby z grona mężczyzn zaangażowanych w ten czy inny sposób w Kościele, na przykład spośród diakonów stałych. Müller odwołał się też do słów samego Franciszka, który podczas niedawnej konferencji prasowej na pokładzie samolotu mówił w kontekście viri probati o pomyśle niemieckiego biskupa Fritza Lobingera. Według Lobingera viri probati byliby czymś pomiędzy diakonem a normalnym prezbiterem. Mogliby przewodniczyć Eucharystii i udzielać sakramentu namaszczenia chorych, ale nie mieliby już prawa spowiadać czy kierować parafią. Co ciekawe, a o czym nie wspomniał papież, Lobinger przewiduje też kapłaństwo kobiet…
Według Müllera zaproponowane rozwiązanie ma wiele zalet. Mężczyźni po 50. roku życia zazwyczaj mają już dzieci dość duże, stąd nie byłoby w ich życiu tak dużego rozdźwięku między posługą na rzecz wiernych a pracą dla rodziny; ich małżeństwa trwają już też zwykle wiele lat, więc zminimalizowane zostałoby zjawisko rozwodów.
Podział władzy
Müller w swoim wystąpieniu wskazał, że jego koncepcja viri probati ma jedną podstawową wadę – nie rozwiązuje kwestii dopuszczenia kobiet do święceń. Wprawdzie św. Jan Paweł II „raz i na zawsze” rozstrzygnął ten temat, o czym Stolica Apostolska przypomniała jeszcze w 2018 roku, ale Niemcy nie chcą się z tym pogodzić. Podsumowując obrady w Lingen kard. Marx stwierdził wprost, że Kościół katolicki „nie uniknie” debaty o kapłaństwie kobiet; kilka dni później dokładnie to samo zapowiedział biskup Würzburga, Franz Jung.
Bo kwestia kobiet dotyka nie tylko problemu „równouprawnienia” w Kościele katolickim, ale także przełamywania jego „klerykalnej” struktury. To trzeci punkt planu reform opracowanych przez Konferencję Episkopatu Niemiec. Nie ma tu jeszcze żadnych gotowych rozwiązań; wiadomo tylko, że świeccy – także kobiety – mają otrzymać zdecydowanie większy wpływ na duszpasterstwo i kierowanie kościelnymi instytucjami niż dotychczas, także na szczeblu diecezjalnym. Programowy wykład wygłosił w Lingen na ten temat profesor teologii fundamentalnej z austriackiego Salzburga, Gregor Maria Hoff. Centralną tezą jego wystąpienia było wezwanie do odejścia od nazbyt „sakralnego” spojrzenia na kapłanów, które utrudnia wiernym nawiązywanie z nimi właściwej relacji; według Hoffa – co potwierdził Marx w swoim podsumowaniu zebrania – władza w Kościele katolickim w Niemczech musi zostać „podzielona” i poddana wielowymiarowej kontroli. Kapłan ma stać się osobą bliższą świeckim, a może po prostu – bardziej zeświecczoną?
Czy to będzie jeszcze nasza religia?
W 2017 roku oficjalnie zaczęto w Niemczech wcielać w życie zasadę „Komunia dla każdego”. Najpierw dopuszczono do Eucharystii rozwodników w nowych związkach; w ubiegłym roku – także niektórych protestantów. Teraz bez grzechu żyć mają także ci, którzy dopuszczają się rozmaitych rodzajów rozpusty. W dalszej kolejności mogą pojawić się w Niemczech żonaci kapłani; a może nie tylko żonaci, bo logiczną konsekwencją zniesienia celibatu przy jednoczesnej akceptacji homoseksualizmu i związków jednopłciowych jest pojawienie się księży, którzy żyją jawnie z mężczyznami. To bardzo realna wizja, która funkcjonuje już w niektórych niemieckich wspólnotach protestanckich. Do nich to właśnie coraz silniej upodabnia się Kościół katolicki. Różnice z roku na rok stają się coraz mniejsze. To oczywiście celowe, bo niemieccy progresywiści chcieliby jak najrychlejszego zniesienia konfesyjności chrześcijaństwa; ich marzeniem jest doprowadzenie do pełnego pojednania z heretykami, oczywiście nie poprzez nawrócenie błądzących, ale wyprzedanie własnych praw wiary. Sam kardynał Marx mówił w przededniu 500-lecia reformacji, że skoro podział Kościoła zaczął się w Niemczech, to tam musi zostać zakończony. Ten proces jest właśnie realizowany.
Bolesne i szokujące jest przy tym to, że Stolica Apostolska nie stawia temu żadnej tamy. Za Odrą obowiązuje już bowiem zupełnie inna wersja katolicyzmu, niż w Polsce; ten rozdźwięk będzie się już tylko pogłębiać. Takie są właśnie konsekwencje zadekretowanej przez Ojca Świętego decentralizacji – mającej także doktrynalny charakter.
Paweł Chmielewski
WERSJA AUDIO – czyta Jerzy Wolak
UWAGA! Oficjalna premiera książki odbędzie się już 6 kwietnia o godz. 12.00 podczas XXV Targów Wydawców Katolickich, które odbędą się w Arkadach Kubickiego na Zamku Królewskim w Warszawie (ul. Plac Zamkowy 4). Na stanowisku 121 Wydawnictwa Polonia Christiana będzie obecny Paweł Chmielewski, który opowie o swojej najnowszej książce.
Więcej informacji o XXV Targach Wydawców Katolickich TUTAJ