23 lipca 2022

Dekonstrukcja po katolicku: Czy filmy science-fiction uśpiły naszą czujność?

(Kadr z filmu „Raport mniejszości”)

Kto choć raz nie oglądał filmu, w którym „nawrócony” członek totalitarnego społeczeństwa przyszłości „rozwala system” i daje nadzieję na zwycięstwo normalności? Ale czy w którymkolwiek z tych dzieł faktycznie dochodzi choćby do namiastki nawrócenia – czy może raczej jest to zwalczanie tyranii w imię liberalizmu?

Pod tekstem o Człowieku demolce czytelnicy zasugerowali, że kino science-fiction uśpiło naszą czujność na rewolucyjne zmiany, jakie wprowadzają dziś lewicowi totalitaryści. Tym razem podejmę więc wyzwanie nie tyle co do tytułu filmu, ale co do konkretnej refleksji zaproponowaną przez komentujących. Niemniej o wspomnianych przez nich filmach – takich jak Equilibrium czy Gattaca – też będzie mowa…

Czy kino sci-fi uśpiło naszą czujność? Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie, jeżeli nie przytoczymy przykładów obrazujących wizję człowieczeństwa i świata, jaka stoi za znanymi produkcjami. Zazwyczaj odbieramy te dzieła filmowe podążając za szlachetnymi intencjami bohaterów, którzy obalają totalitarne reżimy. Warto jednak wniknąć głębiej w filozoficzne, antropologiczne i teologiczne uwarunkowania światopoglądowe, które możemy wyczytać między wierszami.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Konstrukcja sprzyjająca dekonstrukcji

Najlepsze filmy ukazujące futurystyczne obrazy społeczeństwa, w których panuje totalna kontrola, powstawały w czasach, gdy nikt jeszcze nie traktował ich poważnie. Dziś – obserwując niestety nie tylko Chińską Republikę Ludową – mamy już sporo materiału porównawczego, dzięki któremu możemy wyśledzić mankamenty tamtych ekranowych przedstawień.

W większości z tych filmów totalitaryzm posiada rzucającą się w oczy „piętę achillesową”. Źródłem zła jest zawsze osoba dyktatora, ewentualnie jakiś konkretny element systemu. W efekcie, gdy dochodzi już do symbolicznego „przebudzenia” się przez głównego bohatera, to pokonanie opresyjnego systemu staje się już tylko kwestią czasu i… dobrej zabawy widza. Protagonista Equilibrium musi jedynie zabić „Ojca”, który rządzi jego światem, podobnie w W jak wendetta główną siłą trzymającą świat w szachu jest podstarzały bigoteryjny tyran. W Minority Report system karania za niepopełnione zbrodnie opiera się wyłącznie na trzech osobach obdarzonych paranormalnymi zdolnościami (mamy tu wręcz element fantastyczny). Nawet w Terminatorze wojna z wszechpotężną armią maszyn sprowadza się ostatecznie do pokonania jednego robota, który przeniósł się w czasie. Warto też wspomnieć Dark City, ale w tym wypadku – żeby nie spojlować – nie mogę zdradzić kto stoi za mrocznym miastem totalnej kontroli…

Uproszczenie fabuły pozwala na nierealistyczny optymizm w traktowaniu walki z totalitaryzmem. A jako że mamy do czynienia głównie z produkcjami amerykańskimi, to aż kipią one naiwną wiarą w to, że sama natura człowieka będzie tym elementem, który sprawi, że ostatecznie każda dystopijna tyrania upadnie. Skoro wystarczy być ludzkim w nieludzkim świecie i zdobyć się na wpakowanie kulki jakiemuś tyranowi albo wysadzenie fabryki „leku”, który czyni z ludzi bezwolne emocjonalne roślinki (Equilibrium), to właściwie czym mamy się przejmować? Damy radę!

Tymczasem rzeczywistość okazuje się znacznie bardziej złożona i nawarstwiona – trudniejsza do zmiany. Filmy sci-fi nie ukazują procesu wieloletniego (a nawet wielowiekowego) „gotowania żaby” i tego, jak bardzo w tkankę społeczną wgryza się szkodnik niewiedzy, głupoty i uległości wobec tyrańskiej władzy. Filmy nie mówią nam, że nawet superbohater nic nie zdziała, jeśli przytłaczającej większości ludzi jego walka będzie obojętna… Nie pokazują też, jak misterna jest budowa Nowego Porządku Świata, który posługuje się ponadnarodowymi organizacjami, światem finansjery, pożytecznymi idiotami z grona światowych oligarchów, a przede wszystkim masową psychomanipulacją.

Ciekawym wyjątkiem jest film Harrison Bergeron, gdzie pojawia się refleksja na temat niemocy społeczeństwa, którego niewielka część (pozostająca niemalże w granicach błędu statystycznego) jest skłonna pójść na przekór głównemu nurtowi i zdobyć się na coś więcej niż tylko gadanie…

Schematyczna konstrukcja filmów, w których wystarczy usunąć jeden element, by całość wróciła do porządku, w pewnym sensie sprzyja… dekonstrukcji wartości. A przynajmniej nie sprzyja budowaniu czegoś naprawdę konstruktywnego. Bo nawet jeżeli jakiś konstrukt zła zostaje unicestwiony, to w jego miejsce nigdy nie pojawia się świat, który wracałby do fundamentalnych wartości i opierał się na filarach naszej cywilizacji (religia prawdziwa uznana przez władzę, moralność publiczna, państwo prawa).

 

Tyrania ostatecznym owocem liberalizmu

Jednym z podstawowych przekłamań, jakie znajdziemy w futurystycznym kinie dystopijnym jest wizja, w której w imię liberalizmu zwalcza się tyranię. Tymczasem z perspektywy dzisiejszych wydarzeń historia przyznaje rację papieżowi Leonowi XIII, który zwracał uwagę, że liberalizm w sposób nieunikniony prowadzi do totalitaryzmu. Kiedy prawo stanowione odrywa się od prawa Bożego, a człowiek czyni się miarą wszechrzeczy, po jakimś czasie powstaje anarchia, a jedynym sposobem na ukrócenie anarchii są rządy silnej ręki i ograniczenie wolności. Kropka.

Problem ten powraca w filmach science-fiction. Porządek jest tam definiowany wyłącznie jako przeciwieństwo anarchii. Zapanowanie nad anarchią i nad rozpasaniem złych skłonności staje się pretekstem do wprowadzenia tyranii. Bo skoro nie mamy nadrzędnych wartości, które pochodzą od Stwórcy, to czemu ktoś nie miałby gwałtem lub podstępem narzucić nam porządku?

Spójrzmy na Equilibrium. Miejsce, w którym żyją zastępy posłusznych niewolników nazywa się… Libria. Jakby twórcy tej politycznej dystopii sami przyznawali, że liberalizm, wbrew swej nazwie, prowadzi w istocie do najgorszego zniewolenia.

W filmie z Christianem Bale’m mamy też ciekawy błąd antropologiczny – wywodzący się z romantyzmu. Zadaniem kasty „kleryków” jest tropienie i likwidowanie „prawdziwego źródła nieludzkości człowieka wobec człowieka”, którym jest… zdolność odczuwania. Skoro sfera uczuć może rodzić nienawiść, a ta powoduje wojny, to należy zakazać wszelkich uczuć – z takiego założenia wychodzą architekci tamtego totalitaryzmu. Tak jakby to uczucia człowieka były źródłem zła, a nie jego wolna wola sprzymierzona z naturą upadłą wskutek grzechu pierworodnego.

Pojawia się pytanie: co czyni nas ludźmi? W Equilibrium odczuwanie jest „wszystkim, co czyni nas tymi, kim jesteśmy”. Nie ma mowy o rozumnej naturze człowieka, która odróżnia nas od zwierząt, podczas gdy akurat zdolność odczuwania nas z nimi łączy… Bohaterowie robią różne bezeceństwa, które nakazuje im władza, ponieważ nie powstrzymuje ich… współczucie. A co z moralnością opartą o poznawane rozumem zasady? Jej resztki są wyrugowywane w obecnie trwającym etapie Rewolucji…

We wszystkich tych obrazach znajdziemy typową antylogikę Rewolucji. Skoro jakaś część natury człowieka czy społeczeństwa może powodować problemy, to nie bawmy się w jej naprawianie – po prostu ją odetnijmy.

 

Świat (koniecznie) bez Boga

Jest jeden element, który nie ma prawa zaistnieć we „wspaniałej” przyszłości. Tym elementem jest wiara w Boga, który jest Stwórcą, Odkupicielem i dawcą prawdziwej duchowej wolności. O Bogu zazwyczaj nie mówi się wcale, a jak się mówi, to tylko w krzywym zwierciadle. O jakimkolwiek spójnym systemie chrześcijańskim, będącym realną alternatywą dla tyranii, także nie może być mowy.

Małym wyjątkiem jest film Gattaca, który od samego początku kieruje nas ku ciekawej refleksji, gdy widzimy na ekranie dwa cytaty. Pierwszy z Księgi Eklezjastesa: Przypatrz się sprawom Bożym, iż nikt nie może poprawić tego, którym On wzgardzi. I dla kontrastu drugi, z Willarda Gaylina: Będziemy poprawiać matkę naturę. Myślę nawet, że ona tego chce.

Mamy więc od razu kontrapunkt pomiędzy Bogiem-Stwórcą a stworzeniem, które uznało, że może „majstrować” w tym, co On stworzył. Film ukazuje społeczeństwo, w którym awans jest otwarty wyłącznie dla tych, którzy narodzili się z in-vitro po odpowiednim oczyszczeniu genów ze wszystkich schorzeń i złych skłonności.

Na marginesie warto tu wspomnieć jeszcze jeden istotny aspekt. W Gattace w pewnym momencie słyszymy: Oczywiście dyskryminacja genetyczna jest nielegalna, jednak nikt nie traktuje prawa poważnie. Otóż, na czym bazują wszystkie totalitaryzmy? Na zniszczeniu państwa prawa. Widzimy to jak na dłoni w Stanach Zjednoczonych, gdzie pomimo desperackiej nagonki potężnych lewicowych mediów i pomimo wszelkich nacisków ze strony liberalnych władz w Waszyngtonie, często prawo zwycięża, a osoby napiętnowane jako „wstecznicy” i rozmaitej maści „zbrodniarze” wychodzą suchą stopą (jak choćby w sprawie Kyle’a Rittenhouse’a, czy też we wspaniałej sprawie Clivena Bundy’ego, którą z najwyższą przyjemnością kiedyś opiszę). Gdy upadnie państwo prawa, pozostaje tylko opór siłowy, a do tego – na naszą niekorzyść – potrzeba takiej liczby świadomych i aktywnych obywateli, która przewyższa liczbę funkcjonariuszy aparatu terroru.

Jeżeli w omawianych filmach sci-fi pojawia się wiara, to jest to wiara „kleryka” w słuszność bezuczuciowego terroru (Equilibrium) lub wiara w to, że trzech „jasnowidzów” przywraca nam nadzieję na istnienie pierwiastka nadprzyrodzonego, a niektórzy widzą w nich bóstwa (Minority Report). Systemy te muszą nosić znamiona religii, ponieważ inaczej nie zwiodłyby człowieka, bo nie budowałyby na jego naturze, która przecież z zasady jest religijna.

 

Błędy poznawcze uniemożliwiają prawdziwą walkę ze złem

Do czego przyzwyczajają nas dystopijne filmy futurystyczna z gatunku sci-fi? Do braku transcendentnych wartości i do naturalizmu. Odpowiedź na totalitarne reżimy pochodzi wyłącznie z zakamarków ludzkiej natury, a nie z rozumowego pojęcia na temat wartości wyższych niż ludzka natura.

Fałszywa wizja człowieka objawia się w wypaczonym rozumieniu celowości władz naszej duszy i naszego ciała. Bez zrozumienia natury człowieka po grzechu pierworodnym i specyficznego napięcia pomiędzy tym, co duchowe i tym, co zmysłowe, twórcy są skazani na błądzenie po manowcach i chwytanie się wyrwanych z szerszego systemu fragmentów, którymi próbują tłumaczyć rzeczywistość i których używają do walki z fikcyjnymi reżimami…

W praktyce życia chrześcijańskiego panowanie nad zmysłami i uczuciami jest cnotą, która uzdatnia do moralnego życia. W Equilibrium, perspektywa chrześcijaństwa znika, a samo odczuwanie staje się sposobem realizacji człowieczeństwa. Patrząc szerzej, mamy tu społeczną samokontrolę (ludzie pilnujący, by wstrzyknąć sobie „opium mas”) zamiast chrześcijańskiego samowychowania oraz samodyscypliny. Z kolei w Raporcie mniejszości mamy kombinowanie, jak usunąć zbrodnię, ale nie ruszać jej ukrytej w ludzkiej naturze przyczyny – znów liberalne rozumienie zła, wyłącznie w aspekcie jego uzewnętrznienia, a nie istoty. Problemy – wymykające się spod kontroli, ponieważ odrzuciliśmy zgodne z naturą i duchowe metody – stają się tak nieznośne, że ludzkość w końcu sama prosi się o tyranię…

Właściwie – choć filmy kończą się happy endem – to za każdym razem mamy powrót do punktu wyjścia. Nie do stanu uszlachetnienia skażonej grzechem pierworodnym natury, lecz do sytuacji, w której znów dopuszczalne jest błądzenie, krzywdzenie się nawzajem i swobodne podążanie za dowolnie pojętymi dobrem i miłością… To po prostu kwintesencja liberalnego świata. Nie ma prawdy, nie ma drogi, którą wskazał nam wcielony Zbawiciel, nie ma celu ludzkiego życia, jakim jest pełna prawdziwego szczęścia i niekończącej się miłości relacja z Trójjedynym Bogiem. Nie ma nawet perspektywy poszukiwania tego wszystkiego, bo wszelka instytucja religijna została usunięta, a człowiek powrócił do czegoś w rodzaju pogaństwa, ale okrojonego nawet ze zdobyczy umysłowych starożytności (takich jak odkrycie, że rozumnie uporządkowane stworzenie musi mieć rozumną zasadę bytu)…

Z perspektywy demonów Rewolucji nawet taka normalność jest nie do zaakceptowania, ale pamiętajmy, że wszelkie zwycięstwa człowieczeństwa czy ludzkości w tych filmach, to co najwyżej cofnięcie o jeden krok pochodu Rewolucji, a nie remedium na wirusa, który toczy obecnie ludzkość i doprowadza ją do bierności wobec mrocznych planów globalistów i innych sług Księcia Tego Świata. Bez powrotu do duchowych i cywilizacyjnych korzeni niestety niewiele nam pozostaje, a wszelki opór wobec tyranii jest pozorny…

Są filmy sci-fi, które tylko wydawały się fikcją, ale pokazywały, do czego zdolna jest władza – tudzież deep state – w przypadku nieświadomości i bierności obywateli. Wprowadzenie totalitarnego reżimu możliwe jest dzięki podmianie wartości. Dokonuje się na drodze typowo rewolucyjnej redukcji, a nie na drodze moralnego rozwoju człowieka.

Staram się unikać zero-jedynkowych wniosków, ale można tu zauważyć prostą zależność. Tym, co w pełni nas wyzwala jest prawda. Opór wobec tyranii nieoparty na prawdziwych pojęciach religijnych, antropologicznych, prawnych i filozoficznych nie może być oporem w pełni skutecznym. Można w ten sposób wywalczyć jakiś odcinek cywilizacji, ale nie można powrócić do jej świetności, ponieważ została ona ufundowana na wizji zgodnej z prawem naturalnym i Bożym objawieniem.

Tylko powrót do nauki o naturze wszechrzeczy w niezastąpiony sposób wyłożonej przez św. Tomasza z Akwinu może stanowić realną broń przeciwko współczesnej – wyrastającej z liberalizmu – tyranii. Jest to prawda, której nie pojęła kinematografia, nawet najbardziej oldschoolowa i względnie konserwatywna. Czy choć niewielka nisza twórców filmowych odrobi jeszcze tę lekcję? Wbrew nadziei – miejmy nadzieję.

Filip Obara

Dekonstrukcja po katolicku: Ile jest konserwatysty w Brudnym Harrym?

Dekonstrukcja po katolicku: James Bond jako agent rewolucji seksualnej

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij