23 grudnia 2015

Demokracja – synonim sprawiedliwości czy wymysł współczesności?

(Lukasz Dejnarowicz / FORUM )

Słowo demokracja nie schodzi w ostatnich czasach z czołówek gazet i ekranów telewizorów. Politycy, publicyści, samozwańczy eksperci – wszyscy mówią o   zagrożeniu tego ustroju wywołanym dojściem do władzy PiS. Zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości przekonują z kolei, że demokracji bynajmniej nic nie grozi. Obydwie strony politycznego sporu milcząco zakładają, że władza ludu to ustrój najlepszy z możliwych. Tymczasem historia myśli politycznej pokazuje, że najwybitniejsi twórcy i filozofowie takiego założenia bynajmniej nie przyjmowali.


Przekonanie o sankcji Niebios dla władzy monarchicznej obecne było już u Homera, określonego przez Platona mianem „wychowawcy Grecji”. Opisywane w „Iliadzie” berło króla Agamemnona pochodzi wszak pośrednio od samego Zeusa. Buntujący się przeciwko władzy królewskiej to ludzie złego charakteru i plugawej fizjonomii – niczym Tersystes. Zasługują jedynie na cios berłem i surowe skarcenie. Wszak jak mówi Odyseusz

Wesprzyj nas już teraz!

„dobrze to nie jest gdy rządzi zbyt wielu – niech jeden panuje.

Jeden król tylko, którego Kronosa syn tajemniczy

Berłem i sądem obdarzył, ażeby królował nad nami”.

Nie była to wprawdzie, jak zauważa Eric Voegelin w „Świecie polis” monarchia absolutna – Agamemnon był raczej primus inter pares. Ponadto w „Iliadzie” jak i „Odysei” – jak twierdzi Voegelin – można doszukać się ukrytej krytyki monarchów i arystokratów przeprowadzonej przez poetę. Co innego jednak krytyka, a co innego „demokratyczny” rewolucjonizm. Tego oczywiście u Homera nie ma.

Zwolennicy demokracji lubią powoływać się na starożytną Grecję. Istotnie, w tamtejszych Atenach od czasów reform Klejstenesa (509-508 p.n.e.), a przynajmniej od reform Peryklesa 462 p.n.e. do końca niepodległości Grecji w kraju tym obowiązywały (z krótkim przerywnikiem na władzę tzw. Trzydziestu Tyranów) rządy demokratyczne. Jednak słowo demokracja miało podobnie jak „tyrania” znaczenie w znacznym stopniu różne od współczesnego. W pewnym sensie demokratyzm był posunięty dalej, gdyż wiele stanowisk obsadzano na drodze losowania, a wiele decyzji lud podejmował bezpośrednio. Z drugiej jednak strony nie istniały żadne „prawa człowieka”. Do demosu należeli tylko wolni ateńscy mężczyźni. Obcy, kobiety, niewolnicy nie mieli prawa głosu. Nie było też mowy o rozdziale „Kościoła” od „państwa”. Religia miała charakter polityczny i polis oddawało publicznie cześć bogom.

Nawet jednak tak ograniczonej pod wieloma względami demokracji sprzeciwiali się najwięksi filozofowie z Platonem na czele. U tego myśliciela demokracja zajmuje mało zaszczytne przedostatnie miejsce wśród ustrojów złych. Powstaje w wyniku rewolty ubogich mas przeciwko oligarchom. W jej efekcie powstaje ustrój oparty na relatywizmie, braku szacunku wobec autorytetów i nadmiernej tolerancji dla przestępców.  Jakże współcześnie brzmią słowa Platona twierdzącego, że w demokracji „młodzi ludzie upodabniają się do starszych i puszczają się z nimi w zawody i w słowach, i w czynach, a starzy siadają razem z młodymi, dowcipkują i stroją figle, naśladując młodych, żeby nie wyglądać ponuro i nie mieć zbyt władczej postawy”. Jeśli demokracja nie jest najgorszym ustrojem, to z racji swojego braku powagi i stałości. Dominuje w niej rozpasana wolność i równość, przemieniające się następnie we własne przeciwieństwa – tyranię. Warto zauważyć, że platoński pogląd na demokrację uległ pewnej przemianie, co znajduje odzwierciedlenie w „Polityku” i „Prawach”. Mimo to nadal jego myśl cechowała się sceptycyzmem wobec ludowładztwa.

Za demokracją nie przepadał także Arystoteles. W jego klasyfikacji demokracja(w rozumieniu greckim) była najmniej złym z 3 złych ustrojów; politea zaś najmniej dobra z ustrojów właściwych. Zdaniem Stagiryty gdyby znalazł się człowiek lub garstka bezdyskusyjnie górująca cnotą nad innymi to należałoby im powierzyć rządy. Jednak we współczesnych mu czasach myśliciel takich ludzi nie dostrzegał. Zalecał zatem wdrożenie politei, pomimo, że obiektywnie nie była ona najdoskonalszym systemem. System ten miał stanowić swego rodzaju kompromis między bogatą mniejszością, a biedną większością. Jak pisze prof. J. Bartyzel w „Demokracji” „dobrze umotywowane jest kojarzenie go ze słowem republika, ale w klasycznym (res publica) sensie tego słowa, tj. nie jako przeciwieństwa monarchii, lecz jako synonimu państwa, w którym rządzi prawo, a nie samowola”.

Chrześcijaństwo a władza ludu

Chrześcijaństwo od początku zalecało posłuszeństwo władzy, mającej wówczas charakter monarchiczny (cesarski). Pierwsi wyznawcy Chrystusa mieli pewne zastrzeżenia do obowiązującego w Imperium Romanum ustroju, jednak wynikały one oczywiście nie z formy ustrojowej, lecz z przywłaszczania sobie przez władzę prerogatyw boskich. W tym co nie kłóciło się z Przykazaniami wyznawcy Chrystusa mieli zachować posłuszeństwo – zgodnie ze słowami św. Piotra „Wszystkich szanujcie, braci miłujcie, Boga się bójcie, czcijcie króla!” (1P2,17).

Z monarchią sympatyzował także najwybitniejszy katolicki teolog i filozof wszechczasów – św. Tomasz z Akwinu. W dziełku „O królowaniu” zauważał, że monarchia jest najwierniejszym odzwierciedleniem rządów Boga nad światem, a także ładu naturalnego widocznego choćby u pszczół rządzonych przez królową. Akwinata zauważał ponadto, że monarchia jako władza jednego przyczyni się prędzej, niż inne ustroje do jedności społecznej. Monarchię popierał także w Summie teologicznej. Tam jednak precyzował, że chodzi o ustrój mieszany, łączący element monarchiczny z arystokratycznym i demokratycznym.

To właśnie trzy ustroje: monarchia, arystokracja i demokracja zostały uznane przez katolicką naukę społeczną za sprawiedliwe. Kościół nie chciał opowiadać się zazwyczaj za konkretnymi rozwiązaniami ustrojowymi. Tym niemniej jak zauważa Plinio Correa de Oliveira w „Rewolucji i Kontrrewolucji”, Pius VII zadeklarował, że monarchia jest zasadniczo najlepszym ustrojem. W duchu monarchistycznym można interpretować także punkt 63 Syllabusa błędów bł. Piusa IX. Potępia on twierdzenie, że „wolno odmawiać posłuszeństwa legalnym władcom, a nawet buntować się przeciwko nim”.  Na praktycznym sprzeciwie względem tego punktu wyrosła znaczna część współczesnych demokracji. Warto o tym pamiętać, pomimo tego, że współczesny stosunek Kościoła do rządów ludu różni się od tego z XIX wieku.

Świecka myśl nowożytna

Choć „demokratosceptycyzm” myśli starożytnej Grecji i tradycyjnej filozofii i teologii katolickiej raczej nie dziwi, to częściej można się spotkać z przekonaniem jakoby świecka myśl nowożytna była prodemokratyczna. Tymczasem nie jest to prawdą, a w każdym w razie nie do końca. Ojciec nowożytnej filozofii politycznej Thomas Hobbes popierał ustrój monarchistyczny. Na kartach 19 księgi „Lewiatana” argumentował jakoby monarchia była lepsza od demokracji z racji większej stabilności i spójności. Zwracał uwagę na to, że w monarchii trudniej o wojnę domową. Dostrzegał także, że własny interes króla wymaga troski o jego państwo.

Nawet John Locke daleki był od demokratycznego fundamentalizmu i znacznie większy nacisk kładł na obronę praw do życia, wolności i własności niż na formę wyboru władz. Podobnie inspirujący się nim w znacznym stopniu ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych. Jak twierdzi prof. Bartyzel zaprojektowali system będący ustrojem mieszanym z quasi-monarchiczną rolą prezydenta, „arystokratycznym Senatem, demokratyczną Izbą Reprezentantów oraz Sądem Najwyższym symbolizującym rządy prawa. Choć preambuła amerykańskiej Konstytucji zaczyna się od słów „we the People”, to w amerykańskiej ustawie zasadniczej brak słowa „demokracja”. Choć z pewnością nie uczą tego w amerykańskich szkołach, ojcowie założyciele niejednokrotnie określali lud mianem „bydła” bądź „motłochu”. John Adams uważał demokrację za stan natury z panującą w nim wojną wszystkich ze wszystkimi. James Madison wskazywał zaś na sprzeczność demokracji z bezpieczeństwem i prawem własności. Generalnie do połowy XIX wieku liberalizm był raczej sceptyczny wobec demokracji widząc w niej zagrożenie dla wolności i własności jednostki oraz kult przeciętności.   

Wbrew twierdzeniom dominującym w polskich mediach i na ulicach demokracja nie jest bynajmniej bezdyskusyjnie najlepszym ustrojem. Pod pewnymi warunkami może być sprawiedliwa, jeśli jest jednak pozbawiona wartości, to – jak zauważył św. Jan Paweł II w polskim Sejmie w 1999 r. – przekształca się w jawny lub ukryty totalitaryzm. Dzisiejsza batalia w Polsce nie dotyczy (niestety?) tego czy system nadal będzie demokratyczny. Dotyczy najwyżej tego czy demokracja zostanie nasycona wartościami czy też kontynuowana będzie jej liberalna, a w zasadzie libertyńska wersja.

Marcin Jendrzejczak 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij