18 maja 2024

Czy papieża można zdjąć z urzędu? Tak sugeruje grupa siedemnastu konserwatywnych katolików. Ich zdaniem biskupi powinni ogłosić, że Franciszek przestał być następcą św. Piotra. Choć propozycja wydaje się prostym i stąd kuszącym rozwiązaniem problemów trapiących współczesny Kościół, jest w istocie powrotem do herezji koncyliarystycznej – i zachętą do niedopuszczalnej detronizacji papieża.

 

Siedemnastu konserwatywnych oskarżycieli

Wesprzyj nas już teraz!

Oskarżenie papieża Franciszka i zachętę do jego detronizacji przygotowała grupa tradycyjnych katolików; wśród nich jest między innymi autor poczytnych książek o tradycyjnej liturgii Peter Kwasniewski czy redaktor naczelny portalu „Life Site News” John-Henry Westen.

Oświadczenie sygnatariusze zatytułowali: „Wezwanie papieża Franciszka do rezygnacji”. Podpisało je w sumie siedemnaście osób. Ich pełną listę, wraz z samym tekstem, czytelnik znajdzie w wersji angielskiej choćby pod tym linkiem: https://www.lifesitenews.com/news/prominent-catholics-urge-bishops-cardinals-to-declare-francis-has-lost-the-papal-office-if-he-refuses-to-resign/.

 

Co twierdzi „siedemnastu”?

Autorzy wskazują, że w związku z działalnością Ojca Świętego doszło w Kościele do tak poważnego kryzysu, że papież powinien ustąpić. Jeżeliby nie chciał, powinien zostać ich zdaniem usunięty z urzędu.

Piszą:

„Wzywamy papieża Franciszka do rezygnacji z urzędu papieskiego, do żalu i pokuty za swoje działania. Jeżeli tego nie zrobi, domagamy się, aby kardynałowie i biskupi Kościoła katolickiego poprosili papieża o rezygnację z urzędu papieskiego. Jeżeli nie zgodzi się na rezygnację albo nie odwoła herezji, które wygłaszał, prosimy, aby [kardynałowie i biskupi] ogłosili, że utracił urząd papieski”.

W dalszej części „Oświadczenia” siedemnastu sygnatariuszy wylicza różne – jak piszą – „przestępstwa” papieża. Omówię je w dalszej części tekstu, teraz zajmując się bezpośrednio konkluzjami tekstu.

Autorzy stwierdzili, że papież Franciszek z powodu „niewiary” nie nadaje się na urząd papieski i „ma moralny obowiązek zrezygnować z papiestwa”. Dodatkowymi przesłankami przemawiającymi na rzecz rezygnacji mają być „brak cnót”, „brak wiedzy”, „brak łask” i wreszcie „skazy charakteru” papieża.

Sygnatariusze przewidują, że pomimo ich apelu papież jednak nie zrezygnuje, dlatego wzywają do działania cały Kościół.

Po pierwsze, ich zdaniem wszyscy obdarzeni autorytetem w Kościele powinni przestrzegać wiernych przed Franciszkiem.

Po drugie, uzasadnione jest ich zdaniem uznanie papieża za jawnego heretyka. Autorzy twierdzą, że „Kościół katolicki zawsze głosił, iż papieże mogą być heretykami, a papież, który popełnia publiczne przestępstwo herezji, traci w ten sposób urząd papieski […] Jest jasne, że papież, którzy opuszcza Kościół poprzez przyjęcie herezji, nie może być papieżem”.

Autorzy przyznali, że nie wiadomo dokładnie, jak miałoby dojść do takiego usunięcia z urzędu.

Proponują jednak, po trzecie, by „biskupi i kardynałowie rozpoczęli kroki w kierunku ogłoszenia, że utracił urząd”. Jeżeli nie byłoby to możliwe na skutek braku wystarczającej liczby hierarchów skłonnych do udziału w takiej inicjatywie, powinni utworzyć „zjednoczoną grupę, która ma publicznie ostrzec wiernych” przed papieżem, ogłaszając, że ważność jego urzędu jest wątpliwa i wzywając wiernych, by „nie wierzyli w jego stwierdzenia ani nie byli posłuszni jego nakazom”, chyba że zostanie jasno dowiedzione, że powinno jednak być inaczej.

 

Usunięcie papieża z urzędu. Herezja koncyliaryzmu?

Samo wezwanie papieża do abdykacji nie jest samo w sobie czynem złym, a to oznacza, że w pewnych warunkach mogłoby być dopuszczalne. Papieska rezygnacja – jak przyznają sami autorzy „Oświadczenia” – to rzecz bolesna i powinna pozostać rzadka. Jestem jednak bardzo sceptyczny co do zasadności publicznego formułowania takich apeli. Wytwarzają atmosferę nacisku na papieży i nawet jeżeli tworzone są w dobrej wierze, dają narzędzie, które może być wykorzystywane również we wierze złej. Drogę do tego otworzył abp Carlo Maria Viganò, który wezwał Franciszka do rezygnacji w 2018 roku. Zamiast ostro wzywać papieża do ustąpienia, można przecież napisać list w formie pokornej i synowskiej prośby. „Oświadczenie” może zostać odczytane jako de facto forma szantażu. 

Autorzy twierdzą, że jeżeli papież nie ustąpi, powinien zostać po prostu zdjęty z urzędu. Utrzymują, jakoby Kościół „od zawsze nauczał”, że papież heretyk traci urząd. Gdyby tak było, sprawa byłaby dość oczywista. Problem w tym, że w tak prostej formie takiego nauczania wcale nie ma: bo też nijak nie da się go przeprowadzić bez podważania samej struktury Kościoła opartego na papiestwie. W ostatnich latach wielokrotnie pisał o tym bp Athanasius Schneider; czytelnika zainteresowanego szczegółowo tym zagadnieniem można odesłać do jego publikacji, dostępnych w różnych językach w sieci, po polsku w PCh24.pl.

Problem w tym, że to, co proponują sygnatariusze „Oświadczenia”, wydaje się być po prostu… zaczerpnięte z koncyliaryzmu. Zgodnie z koncyliaryzmem to zgromadzenie biskupów Kościoła jest najwyższą władzą w Kościele.

Koncyliaryzm jest jednak herezją; idei „usunięcia” papieża przez większościową grupę kardynałów i biskupów w żaden sposób nie da się pogodzić z nauczaniem dwóch ostatnich soborów – z konstytucją dogmatyczną Pastor aeternus I Soboru Watykańskiego ani z konstytucją dogmatyczną Lumen gentium II Soboru Watykańskiego.

Sygnatariusze wydają się być podświadomie „ukąszeni” myśleniem demokratycznym, gdzie kolektywy parlamentarne dysponują możliwością odwołania głowy państwa w szczególnych wypadkach, jak jest to w Stanach Zjednoczonych (impeachment) czy w Polsce (orzeczenie Trybunału Stanu). Kościół katolicki nie jest jednak demokracją. Biskupi, owszem, mają w Kościele władzę, ale nigdy – bez papieża:

„Kolegium albo ciało biskupie posiada władzę autorytatywną jedynie wtedy, gdy się je bierze łącznie z Biskupem Rzymskim, następcą Piotra, jako jego głową, i gdy nienaruszoną zostaje władza zwierzchnia tego ostatniego nad wszystkimi, zarówno Pasterzami, jak wiernymi. Albowiem Biskup Rzymski z racji swego urzędu, mianowicie urzędu Zastępcy Chrystusa i Pasterza całego Kościoła, ma pełną, najwyższą i powszechną władzę nad Kościołem i władzę tę zawsze ma prawo wykonywać w sposób nieskrępowany” (Lumen gentium).

 

Kościół bez głowy?

W jaki sposób kolegium biskupów może pozostać w łączności z Biskupem Rzymskim jako swoją głową, jednocześnie występując przeciwko niemu i uznając, że nie ma on władzy? Kolegium biskupów nie może działać bez papieża, bo działałoby bez głowy. A zatem wystąpienie przeciwko papieżowi w intencji uznania, że nie ma on władzy, jest już z natury rzeczy wystąpieniem ciała bez głowy, a zatem po prostu sprzecznością i w konsekwencji – błędem. Propozycja autorów „Oświadczenia” niebezpiecznie zbliża się do zanegowania dogmatycznie stwierdzonej struktury Kościoła. Propozycja walki z „heretyckim papieżem” za sprawą metody o naturze krypto-koncyliarystycznej herezji konstytuuje głębokie nieuporządkowanie. Bo w gruncie rzeczy mamy do czynienia z czymś więcej, niż tylko z oskarżeniem papieża. Co do swoich skutków – to prawdziwy atak na sam Kościół, niezależnie od intencji siedemnastu sygnatariuszy, które, jak sądzę, były dobre, to znaczy związane z autentyczną troską o tak bardzo doświadczany dziś Kościół.

 

Zarzuty, jakie „siedemnastu” stawia Franciszkowi

Teraz zajmę się bardziej szczegółowo samymi zarzutami. Kwestia jest w pewnym sensie drugorzędna względem poprzedniej, ale nadal ważna; a w mojej ocenie autorzy „Oświadczenia” potraktowali sprawę zbyt pochopnie.

Zarzuty zostały przez nich podzielone na dwie kategorie: „przestępstwa inne niż herezje” oraz „herezje”. W pierwszej grupie zawarto różnorodne przypadki osób mających popełniać albo tuszować popełnianie przestępstw seksualnych, które to osoby według autorów cieszyły się wsparciem Franciszka. Wskazano to również na skandal związany z Pachamamą, usuwanie z urzędu biskupów (casusy Josepha Stricklanda i Daniela Torresa), uderzenie w tradycyjną liturgię łacińską, problem Komunii św. dla rozwodników w powtórnych związkach; ustanowienie błogosławieństw dla par jednopłciowych; współpracę z chińskim rządem komunistycznym.

W przypadku herezji zwrócono uwagę na: passusy Amoris laetitia mówiące o ludzkim sumieniu; różnorodność religijną ogłoszoną w dokumencie z Abu Zabi; błogosławienie par homoseksualnych; odrzucenie kary śmierci; stosunek do zmian w nauczaniu Kościoła; stosunek do Pisma Świętego.

Następnie autorzy opisali tło wyżej wskazanych problemów (rzeczywistych lub pozornych, o czym zaraz), odwołując się do historii kryzysu modernistycznego.

 

Pospieszna lista „przestępstw”

Po pierwsze, lista „przestępstw nieheretyckich”, jaką przedstawili autorzy, jest w części dość niepoważna.

Owszem, nie ma cienia wątpliwości, że Franciszek nie zachował się tak, jak oczekiwałaby tego opinia publiczna wobec wielu osób związanych z nadużyciami seksualnymi. W wielu wypadkach można domniemywać, że czego innego domagałaby się również sama sprawiedliwość, choć tutaj konieczne byłoby rzetelne śledztwo, a tego nikt przecież nie przeprowadził.

Zasadniczy problem polega jednak na tym, że ten sam zarzut można postawić również innym papieżom, na przykład św. Janowi Pawłowi II. Błędy, zaniechania, niedbalstwo, kolesiostwo – to wszystko, niestety, zdarza się ludziom, także papieżom. Nie można jednak stwierdzić, by Franciszek celowo i zasadniczo wspierał plagę przestępstw seksualnych – bo choćby w Polsce ukarano za jego pontyfikatu naprawdę dużą grupę biskupów. A przecież kary zapadały wobec hierarchów również w innych krajach. 

Dalej; usunięcie z urzędów dwóch biskupów – Stricklanda i Torresa – budzi poważne wątpliwości, ale pozostaje w gestii papieskiego autorytetu, o czym mówi Kodeks Prawa Kanonicznego. Co więcej, w przypadku bp. Stricklanda istniały wypowiedzi, które rażąco przekraczały granice nawet ostrej krytyki papieża (Strickland oskarżył Franciszka wprost o bycie heretykiem); w przypadku drugiego – przyczyny usunięcia są nam tak naprawdę w ogóle nieznane, trudno jest więc postronnemu obserwatorowi wyrokować nad słusznością papieskiej decyzji. 

Niewłaściwy jest też zarzut o „współpracę” z chińskim rządem. Watykan, jak każde państwo, prowadzi dyplomację. Można ją oceniać dobrze albo źle, można krytykować – ale stawiać zarzut „przestępstwa” za umowę o nieznanej treści (!) z Pekinem, to poważna pomyłka. Nadmienię, że z perspektywy katolickiej współpraca z komunistycznym reżimem budzi, owszem, zrozumiałe zastrzeżenia – ale współpraca ze skrajnie relatywistycznym, proaborcyjnym i progenderowym rządem w Waszyngtonie przecież również. Tego jednak sygnatariusze „Oświadczenia” nie dostrzegają.

Pozostałe zarzuty wydają się być bardziej zasadne, choć pytanie, na ile można nazywać opisane tam działania „przestępstwem”: na przykład ogłoszenie motu proprio Traditionis custodes. Na tej samej zasadzie „przestępcami” byliby św. Paweł VI, który ogłosił nowy mszał, a poniekąd także utrzymujący restrykcje Montiniego w mocy bł. Jan Paweł I, św. Jan Paweł II oraz Benedykt XVI (do chwili ogłoszenia Summorum pontificum w lipcu 2007 roku).

 

Źle przemyślane zarzuty o herezję

Niewiele lepiej jest z zarzutami o herezję. Odnośnie Amoris laetitia i nauki o sumieniu mowa jest o tekście tak zagmatwanym, że trudno z niego wydestylować jakąkolwiek treść dającą się w ogóle poddać rzetelnej ocenie pod kątem heretyckości. Tekst może sugerować błędne nauczania i być może celowo został tak napisany; ale to domniemanie i tak nie wystarcza, żeby stwierdzić formalną i jawną herezję. Herezją jest – znowu prosta definicja kanoniczna – „uporczywe” zaprzeczanie prawdzie wiary katolickiej, a z passusów dotyczących sumienia w AL doprawdy trudno jest taką „uporczywość” wydobyć.

Kompletnie nietrafiony jest zarzut o herezję indyferentyzmu religijnego w dokumencie z Abu Zabi. Owszem, narzuca się heretycka interpretacja tego tekstu, ale papież publicznie się od tego odciął, wyjaśniając, że miał na myśli coś zupełnie innego. Uczynił to w sposób w mojej ocenie niewystarczająco rzetelny, ale w związku z ewidentnym brakiem „uporczywości” nie ma tutaj mowy o formalnej i jawnej herezji.

Mało poważne są też zarzuty odnośnie stosunku papieża do zmian w nauczaniu Kościoła oraz do interpretacji Pisma Świętego, bo opierają się na bardzo niejasnych i ogólnych dywagacjach Franciszka, z których nie da się wydestylować żadnego kategorycznego stwierdzenia. Czytelnik może sięgnąć do tekstu „Oświadczenia”, by samemu to ocenić. Zarzucanie herezji Ojcu Świętemu jest tu w mojej ocenie wyłącznie „chciejstwem”.

Poważniejsze są zarzuty o heretyckość w związku z odrzuceniem kary śmierci, dopuszczeniem rozwodników w powtórnych związkach do Komunii świętej oraz zgodą na błogosławienie par homoseksualnych; ale także tutaj nie ma bynajmniej żadnej pewności – podkreślam, pewności – że można mówić o jawnej i formalnej herezji. Sprawa jest skomplikowana i wciąż dyskutowana przez kanonistów i teologów. Papież nie zaprzeczył Credo nicejskiemu jak arianie, ani nie podważył sakramentu kapłaństwa jak luteranie, aby uznanie go za jawnego heretyka było rzeczą oczywistą dla każdego wykształconego katolika. Tak nie jest; papieskie wypowiedzi wielu ludzi Kościoła interpretuje na korzyść papieża – a ze względu na swoją strukturę, dają one do tego przynajmniej jakąś podstawę, co utrudnia dowiedzenie formalnej herezji.

W sumie przed sformułowaniem kategorycznej wypowiedzi, że Franciszek „nie ma katolickiej wiary” trzeba byłoby się dobrze zastanowić. Autorzy „Oświadczenia” tymczasem arbitralnie szafują wyrokiem, który nie do nich należy…

Podkreślę raz jeszcze, że tak czy inaczej to nie lista prawdziwych lub rzekomych win Franciszka jest największym problemem „Oświadczenia”, ale propozycje kroków praktycznych, czyli krypto-koncyliarystyczna herezja zdjęcia papieża z urzędu. Pójście za radą autorów tekstu doprowadziłby do Kościół do bezprecedensowego kryzysu – o wiele większego niż ten, w którym znajdujemy się obecnie.

 

Modlitwa zamiast detronizacji

Z perspektywy katolickiej należy, jak sądzę, przyjąć inną drogę – drogę pokory wobec struktury Kościoła opartej na Piotrze. Zawsze istnieje nadzieja na to, że papież uzna, że pobłądził, a w efekcie – mocą swojej najwyższej władzy – naprawi to, co złe, przywracając pontyfikat na właściwe tory. Choć wydaje się nam to po ludzku mało prawdopodobne, nie należy niejako „zamykać” tej drogi, domagając się od papieża rezygnacji, lub co gorsza jego detronizacji.

Warto też zauważyć jakie byłyby konsekwencje „usunięcia” papieża. Wiązałoby się to przecież z wyborem jego następcy. Franciszek jednak, jeżeli „usunięty”, dalej uważałby się za papieża (formalnie zresztą – słusznie!). Doszłoby zatem do schizmy – ze wszystkimi tego katastrofalnymi konsekwencjami.

Nie mamy zresztą żadnej gwarancji, że następca Franciszka prowadziłby pontyfikat inaczej. Co w sytuacji, w której kontynuowałby obecną linię? Miałby ponownie zostać zdetronizowany? I kto miałby go zastąpić? Jak widzi Czytelnik, propozycja „Siedemnastu” jest drogą wiodącą w prosty sposób do bezbrzeżnego chaosu.

Wierni Kościoła katolickiego muszą pójść inną drogą. To droga modlitwy za Kościół święty, za papieża i biskupów; to droga stanowczego trwania przy niezmiennej Tradycji i przestrzegania wszystkich braci przed błędami, które wiążą się z obecnym zamieszaniem. Potrzebne są nam cnoty cierpliwości i głębokiej pokory. Kościół katolicki należy do Chrystusa. Duch Święty we właściwym czasie – On wie przecież, kiedy czas jest właściwy! – naprawi obecną trudną sytuację, obdarzając Kościół świętym i dobrym papieżem. Może nam się po ludzku wydawać, że powinniśmy wziąć sprawy w swoje ręce i sami dokonać dzieła naprawy; ale choć w wielu dziedzinach życia kościelnego nasza aktywność jest potrzebna i konieczna, to bynajmniej nie w tym wypadku i nie w taki sposób.

Zamiast detronizować papieża – módlmy się za niego.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij