Kultura, która wdziera się w naszą przestrzeń wolności jest, zgodnie z samą nazwą, kulturą uległości. Uległości wymuszanej na nas. Spotyka się kultura wolności chrześcijańskiej i europejskiej z kulturą podboju dążącą do naszej uległości, do naszego zniewolenia. To jest radykalna opozycja wobec której wszelkie inne różnice etniczne, społeczne, ekonomiczne są wtórne, trzeciorzędne i w końcu nieistotne. Istotnym sporem jest konflikt wolności z dążeniem do zniewolenia nas, do poddania nas uległości zupełnie obcej kulturze – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr.
Tomasz Kolanek, PCh24.pl: Wielebny Księże profesorze, czy diabeł jest najwybitniejszym teologiem?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Niewątpliwie można odnieść takie wrażenie. Wystarczy przywołać dwa fragmenty Pisma Świętego, gdzie diabeł zachowuje się jak teolog. Pierwszy fragment to scena z Raju, kiedy diabeł zadaje niezwykle sprytne, bardzo prowokacyjne, wręcz genialne pytanie: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?” (Rdz 3, 1), a potem, gdy Ewa mu odpowiedziała dodał: „Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3, 4-5).
Wesprzyj nas już teraz!
Pytanie diabła można było zrozumieć dwuznacznie. Ponadto było ono na tyle prowokacyjne, że zasiało w człowieku wątpliwości, które przerodziły się w wypaczoną decyzję wolności.
Jeszcze bardziej diabeł ujawnił swój wymiar teologiczny, jeszcze bardziej zaprezentował się jako biblista w scenie kuszenia Chrystusa, kiedy posłużył się Pismem Świętym:
„Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na szczycie narożnika świątyni i rzekł Mu: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, napisane jest bowiem: „Aniołom swoim da rozkaz co do ciebie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień” (Mt 4, 5-6). Diabeł wyrwał z kontekstu jedno zdanie z Biblii, aby uzasadnić poddanie się Boga Człowieka szatanowi.
Ta scena dobitnie pokazuje nam, że diabeł zna Biblię jak mało kto, ale wykorzystuje ją w sposób instrumentalny, cyniczny, wręcz perwersyjny.
Kościół od zawsze zachęca do czytania Pisma Świętego, ale nie na własną rękę. Biblia musi być czytana zgodnie i razem z Magisterium Kościoła. Jeśli ktoś robi inaczej, to może się to skończyć jak w przypadku protestanckich heretyków, prawda?
Zdecydowanie tak. Protestanci są najlepszym dowodem na to, że dowolność interpretacji Pisma Świętego może doprowadzić do radykalnego zdeformowania obrazu Pana Boga, Bożej Miłości, zbawienia oraz wypaczenia wizji Kościoła i człowieka.
Kościół od wieków przestrzega przed czytaniem Pisma Świętego na własną rękę. Przywołam tutaj tylko słowa Świętego Pawła Apostoła, który w jednym z listów podkreślił, że Pismo Święte nie jest do dowolnego wyjaśniania.
Widocznie już wtedy – 2000 lat temu w pierwotnej gminie chrześcijańskiej – istniały tendencje do tego, aby interpretować Pismo Święte według własnej miary rozumu, a nie według autorytetu Kościoła.
Zapytałem o te dwie kwestie, ponieważ dzisiaj mamy do czynienia z zalewem przestrzeni publicznej przez wyrwane z kontekstu fragmenty Pisma Świętego przez ludzi którzy Kościoła nienawidzą; którzy wzywali do niszczenia katolickich świątyń w czasie tzw. czarnych marszy; którzy nazywają Najświętszy Sakrament „opłatkiem” i którym przeszkadzają krzyże i bicie kościelnych dzwonów. Ci ludzie instrumentalnie wykorzystują Pismo Święte, aby uderzać w katolików w każdym temacie – aktualnie jest to kwestia przyjmowania nielegalnych imigrantów. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tego typu tendencje przybierają na sile? Dlaczego w końcu nie widać stanowczej odpowiedzi hierarchów na tego typu podłe ataki?
Pyta Pan, dlaczego tak się dzieje. Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Mogę jedynie powiedzieć, że najwidoczniej nienawiść do Kościoła, nienawiść do katolików, antychrześcijańskie zacietrzewienie odebrały niektórym zdolność logicznego myślenia. Być może ludzie ci dali sobie wmówić, że nauka Chrystusa to zło i w związku z tym nie cofną się przed niczym, aby „dowalić” Kościołowi, poniżyć katolików, obrazić duchownych etc.
Mamy tutaj do czynienia z jakimś strasznym paradoksem polegającym na tym, że ludzie, którzy odrzucają Boga, szydzą z Kościoła, drwią z autorytetu Pisma Świętego w pewnym momencie sięgają po Biblię, aby wyrywać z kontekstu jej fragmenty i używać ich niczym pałki do atakowania katolików. To o takich ludziach Onufry Zagłoba w „Trylogii” Henryka Sienkiewicza mawiał „Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na Mszę dzwoni”.
To jest po prostu perfidna forma manipulacji, która – jak słusznie Pan zauważył – nie spotyka się ze stanowczą odpowiedzią ze strony nas, katolików, ani tym bardziej biskupów Kościoła katolickiego. Trzeba pamiętać o tym, że Biblia jest naszą Świętą Księgą i w związku z tym manipulowanie Słowem Bożym nie może być traktowane tak jak traktują je wyżej opisani przez nas ludzie. Słowo Boże jest Święte! Słowo Boże ma swoje znaczenie, ma swoją wagę, ma swoją hermeneutykę, która jasno i precyzyjnie określa przede wszystkim interpretację Słowa Bożego, sytuuje je w kontekście etc. O tym wszystkim trzeba pamiętać i nieustannie to przypominać.
Nam, katolikom zabrania się ostrego wypowiadania na temat „wartości” strony lewackiej. Nas, katolików krytykuje się za jakiekolwiek ostre wypowiedzi i mocniejsze słowa. Jednocześnie my, katolicy przyzwalamy na to, żeby wrogowie Kościoła szydzili ze Słowa Bożego. I oni bardzo chętnie to robią – w sposób cyniczny i perwersyjny sięgają po Słowo Boże, aby uzasadniać tezy zupełnie nie Boże.
Powiem szczerze Księże profesorze, że dosłownie krew mnie zalewa, jak słyszę ludzi, o których rozmawiamy, gdy mówią, piszą etc., że „Jezus też był uchodźcą”. Mało tego! Ci sami ludzie piszą otwartym tekstem, że gdyby dzisiaj Święta Rodzina próbowała „przedostać się” do Polski, to „miliony polskich katoli” żądałyby, aby „zastrzelono ich”…
Ci ludzie robią to specjalnie, celowo i z premedytacją, aby nas sprowokować, zdenerwować i jeszcze bardziej rozgrzać i tak napięte emocje społeczne.
Odpowiem najspokojniej jak tylko się da. Polacy nie zastrzeliliby uchodźcy, o czym świadczą ostatnie dwa lata, kiedy mieliśmy do czynienia z ogromną falą realnych uchodźców ukraińskich. Oczywiście z Ukrainy do Polski przybyli również imigranci zarobkowi, dezerterzy i wiele osób, które niekoniecznie z powodu wojny opuścili swój kraj. W przeważającej części mieliśmy jednak do czynienia z uchodźcami. I co? Polacy widząc, że do naszej ojczyzny przybywają realni uchodźcy wojenni potrafili okazać im otwartość etniczną, otwartość gospodarczą etc.. Byliśmy w stanie podzielić się bogactwem narodowym. Byliśmy w stanie podzielić się przestrzenią naszych domów. Byliśmy w stanie dosłownie podzielić się chlebem i czymś do tego chleba. Byliśmy w stanie podzielić się z Ukraińcami pomimo podziałów, jakie istniały i nadal istnieją między nami.
Jedna rzecz była tutaj istotna: z Ukraińcami łączy nas pewna wspólna kultura. Mimo wielu różnic łączy nas pewien rdzeń kulturowy. Mimo wielu nadużyć, które zawsze w świecie ludzkim się zdarzają wielu Ukraińców odpowiedziało na naszą gościnność swoją wdzięcznością. Oczywiście zdarzały się jakieś patologie, ale niestety taka jest natura ludzka. Nie każdy jest idealny, nie każdego stać na wdzięczność. Ukraińcy pokazali, że potrafią się asymilować. Podejmują pewną pracę, co pokazuje, że mają nie tylko prawa, ale i obowiązki. Ta symetria praw i obowiązków jest niezwykle ważna.
Natomiast w sytuacji tzw. uchodźców, o których dzisiaj mówimy w wymiarze politycznym… Uchodźców nie wiadomo skąd, nie wiadomo z jakich przyczyn… Uchodźców, których jedynym wspólnym mianownikiem jest pojęcie „nielegalny” – w stosunku do tych ludzi nie zostaje spełniony żaden z wyżej wymienionych elementów.
Nie zostaje spełniona żadna wspólnota kulturowa, nie zostaje spełniona możliwość symetrii praw i obowiązków. W ogóle nie ma mowy o tym, żeby roszczeniom towarzyszyły jakieś próby narzucania obowiązków. To jest sytuacja absolutnie nieporównywalna.
Chrystus Pan, który odbył przymusową migrację w wyniku prześladowań do Egiptu wraz ze swoją Rodziną podjął życie w ziemi egipskiej. Nie wiemy jak dokładnie ono wyglądało, ale na pewno nie było postawą roszczeniową. Przede wszystkim Chrystus wraz z Maryją i Józefem wrócił do domu rodzinnego w sytuacji, w której zaistniały ku temu stosowne warunki.
Nie ma tutaj żadnej, absolutnie żadnej analogii między tym obrazem biblijnym, a tymi obrazami, które są kreślone przez współczesnych ideologów.
Druga strona odpowie na powyższe argument Księdza profesora w sposób następujący: to wszystko dlatego, że Ukraińcy są biali, a uchodźcy to albo Murzyni, albo Arabowie…
Ukraińcy są biali, to fakt. Proszę jednak zauważyć, że w stosunku do nich są też pewne różnice i to istotne różnice będące cierniem czy zadrą związaną z naszą trudną historią. Mimo tego byliśmy i jesteśmy w stanie to pokonać.
Czytałem niedawno artykuł autorstwa Chantal Delsol, w którym wyraźnie ona stwierdziła, że Europejczycy jako Europejczycy rasistami nie są. Nie przeszkadza nam, czy ktoś jest takiej, czy innej rasy. Nam przeszkadza i będzie przeszkadzać agresywność i radykalna obcość kultury, która ma szczególne znamiona.
Najkrócej rzecz ujmując: ta kultura, która wdziera się w naszą przestrzeń wolności jest, zgodnie z samą nazwą, kulturą uległości. Uległości wymuszanej na nas.
Spotyka się więc kultura wolności chrześcijańskiej i europejskiej z kulturą podboju dążącą do naszej uległości, do naszego zniewolenia. To jest radykalna opozycja wobec której wszelkie inne różnice etniczne, społeczne, ekonomiczne są wtórne, trzeciorzędne i w końcu nieistotne. Istotnym sporem jest konflikt wolności z dążeniem do zniewolenia nas, do poddania nas uległości zupełnie obcej kulturze.
W tym miejscu z kolei druga strona odpowiedziałaby Księdzu profesorowi, że przecież papież Franciszek do Litanii Loretańskiej dodał wezwanie „Pociecho migrantów, módl się za nami”… Jak można w związku z tym mówić o obcej kulturze, skoro Matka Boża jest „pociechą” dla tych ludzi?
Jestem członkiem zgromadzenia zakonnego, które zajmuje się pracą wśród polskich emigrantów i Polaków żyjących w różnych krajach. Część z nich wyjechała z własnej woli, część została „opuszczona” przez państwo polskie w wyniku powojennych zmian granic, część otrzymała od komunistów „wilczy bilet” etc. Sama pociecha dla migrantów jest czymś jak najbardziej wskazanym.
Trzeba jednak zwrócić uwagę, że ci ludzie, o których mówimy najprościej są definiowani jako „nielegalni uchodźcy”, „nielegalni imigranci”. To nie jest kwestia migracji. To jest kwestia bardzo specyficznej grupy przemieszczającej się, która ma dwie cechy: nielegalność od strony prawnej i radykalną obcość od strony kulturowej. Obcość, w którą wpisana jest wojna kulturowa.
Tutaj nie jest rozwiązaniem pociecha dla tych ludzi. Tutaj trzeba by było sformułować obok wezwania „Pociecho migrantów” wezwanie „Obrończyni przed nielegalnymi uchodźcami”.
W pełni zgadzam się z Księdzem profesorem. Podejrzewam jednak, że takie wezwanie nie zostanie dodane do Litanii Loretańskiej, ponieważ Franciszek dopisując wezwanie „Pociecho migrantów” na pewno nie miał na myśli np. migrantów z Polski, tylko właśnie nielegalnych migrantów.
Szkoda, że Franciszek nie tylko w tym wypadku nie sięga do swoich poprzedników, np. do Świętego Jana Pawła II, który w adhortacji „Ecclesia in Europa” w punkcie 101. pisał o kryzysie migracyjnym. Dokument ten został wydany 28 czerwca 2003 roku – ponad 10 lat przed ogłoszeniem przez Angelę Merkel hasła „Herzlich Willkommen”.
Papież w tym dokumencie zwracał uwagę na obowiązki kultury gościnności. Sam obowiązek gościnności wynika z potrzeby ludzkiego serca.
Jednocześnie papież bardzo wyraźnie zaznaczył, że do obowiązków rządów poszczególnych państw kierujących się roztropną troską o dobro wspólne powierzonych sobie społeczności należy prawne regulowanie ruchów migracyjnych, które mogą wyrażać się w konsekwencji w odmowie wjazdu. Migrant ma prawo do przemieszczania się, ale to nie oznacza, że każde państwo, każda wspólnota ma obowiązek przyjęcia tego migranta.
Jeżeli migrant zagraża bezpieczeństwu wspólnoty, to kierując się porządkiem miłości jesteśmy zobowiązani do chronienia bezpieczeństwa własnego domu, własnej rodziny, własnej wspólnoty narodowej.
Dobrze, żeby Franciszek podejmował nauczanie jasno i precyzyjnie wyrażone przez jednego ze swoich poprzedników.
I znowu, Księże profesorze, przywołam argument liberalnej lewicy i innych wrogów Kościoła. Oni w tym miejscu rozdarliby szaty i stwierdzili, że przecież Polacy też gwałcą, też kradną, też mordują, też są przestępcami, gangsterami etc. W ostatnim czasie w mediach społecznościowych mieliśmy do czynienia z jakimś dziwnym rozkoszowaniem się przez tych ludzi informacjami, że gdzieś na Zachodzie sąd skazał Polaka, który popełnił zbrodnię gwałtu bądź morderstwa. Pisali oni, że ciemnogród boi się migrantów, a przecież sami Polacy to takie i takie złesyny…
W przypadku Polaków opisane przez Pana zdarzenia to patologia radykalnie zaprzeczająca naszej kulturze. Patologia, którą należy wypalać gorącym żelazem.
Z kolei w przypadku islamistów są to cechy wpisane w ich kulturę i tutaj leży radykalna różnica. Dążenie do uległości, takie a nie inne traktowanie „niewiernych”, zasada tekijja, zasada ketman, stosunek do kobiet etc. – to nie są elementy, które wyizolowano z islamu. One stanowią jego integralną część.
W przypadku przedstawicieli kultury zachodniej, kultury chrześcijańskiej w tym Polaków mówimy więc o skrajnej patologii godnej potępienia i najsurowszego ukarania. Z kolei w przypadku kultury islamu mamy do czynienia z normą postępowania i to jest przerażające.
Jesteśmy wzywani do okazywania fałszywego miłosierdzia`- za wszelką cenę mamy przyjmować i pomagać nielegalnym imigrantom. Nieważne, skąd i kim oni są. Ważne, że my też jesteśmy złymi ludźmi i musimy za to zapłacić. Jak powinno wyglądać jednak prawdziwe, realne miłosierdzie z naszej strony dla nielegalnych imigrantów?
Obowiązuje nas porządek miłości, a więc przede wszystkim miłość własnej wspólnoty poczynając od wspólnoty rodzinnej.
Zauważmy, że Przykazanie Miłości Bliźniego mówi wprost: „Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego”. To jest bardzo realistyczny, bardzo konkretny punkt odniesienia dla nas. Musimy miłować dobrze pojętą miłością siebie samych. Musimy miłować tą miłością nasze rodziny, swój naród. Oczywiście w miarę możliwości człowiek może rozszerzać to serce dalej, ale w taki sposób, który nie będzie zagrażał tym dobrom, które stanowią pierwszorzędny przedmiot mojej miłości. Oznacza to, że mogę dzielić się swoim domem, ale nie mam obowiązku oddać tego domu obcym, zostać z niego wypędzonym i samemu stać się bezdomnym.
Miłość jest racjonalna. Miłość nie jest emocją kierowaną jakąś ideologią. Miłość jest autentyczna. Najczystsza miłość jest miłością życzliwości i dobrej woli, ale ta dobra wola musi opierać się na rozumie.
Często w dyskusji o imigrantach przywołuje się obraz miłosiernego Samarytanina. On rzeczywiście reaguje w potrzebie, ale proszę zauważyć, że rannego wędrowca przekazuje on do instytucji, jaką była gospoda.
Gospoda w tej przypowieści wcale nie była jakimś przypadkowym miejscem. To nie była tylko restauracja. W tamtych czasach gospoda pełniła również rolę pewnej placówki opiekuńczej. W gospodzie można było opatrzyć rany, przenocować etc. To była instytucja.
Miłosierny Samarytanin nie zabiera rannego wędrowca do swojego domu, nie wiąże się z nim na stałe. Owszem udziela mu konkretnej pomocy, asygnuje pewną kwotę pieniędzy, ale kieruje rannego do zorganizowanej instytucji. To jest działanie bardzo racjonalne i celowe, a nie chaotyczne i oparte wyłącznie na emocjach.
Uczmy się od miłosiernego Samarytanina.
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek