Dzisiaj

Paweł Chmielewski: Diakonat kobiet. Problem wiecznie (nie)rozstrzygnięty

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Będzie – czy nie? Na temat diakonatu kobiet za pontyfikatu Franciszka toczy się ostra dyskusja, która nie przynosi żadnych konkluzji. Liberałowie podsycają swoje nadzieje na zmianę, konserwatyści wskazują na zachowawcze wypowiedzi papieża. Kto ma rację?

„Mulieris diaconatus”?
Na to pytanie można odpowiedzieć krótko: nikt. Problem diakonatu kobiet w polityce kościelnej jest nieco bardziej skomplikowany. Papież, owszem, może podjąć dowolną decyzję – nie jest niczym związany, nawet Tradycją Kościoła. Skoro w grudniu 2023 roku zgodził się na błogosławienie związków jednopłciowych, to tego rodzaju zastrzeżenia trzeba już naprawdę odłożyć na półkę. Franciszek zdaje sobie jednak sprawę z trafności spostrzeżenia św. Pawła iż bynajmniej nie wszystko przynosi korzyść. Mógłby poprosić kardynała Fernándeza o napisanie deklaracji „Mulieris diaconatus”, a prefekt Dykasterii Nauki Wiary wiernie wypełniłby postawione mu zadanie, konsultując szczegóły z zaufanym wąskim kręgiem progresywnych teologów. Tego rodzaju krok doprowadziłby jednak do katastrofy, doprowadzając do widzialnego podziału w Kościele. Nie ulega wątpliwości, że relatywnie duża część katolików nie zaakceptowałaby sakramentalnego diakonatu kobiet, widząc w tym zamach na sakrament święceń i potwarz wobec samego Chrystusa. Tego Jorge Mario Bergoglio nie chce.

Nieznane „poglądy” papieża
Jakie Franciszek ma poglądy na „kwestię kobiet” tak naprawdę nie wiadomo. Owszem, wielokrotnie wypowiadał się przeciwko żeńskiemu kapłaństwu, ale wypowiedzi Ojca Świętego nie da się, niestety, traktować poważnie. Wiadomo, że papież często zmienia zdanie, a jeszcze częściej mówi o różnych problemach po prostu to, co w jego ocenie trzeba w danej chwili powiedzieć, właśnie ze względu na kościelną politykę. Kilka lat temu krytykował rodziny wielodzietne, by ostatnio przy każdej możliwej okazji je pochwalać. Deklarował, że może ustąpić z urzędu tak jak Benedykt XVI, by później twierdzić, że papieżem jest się do śmierci. Ostro krytykował ideologię gender, ale w listopadzie 2023 autoryzował dopuszczanie „transpłciowców” do chrztu i różnych funkcji kościelnych. Wychwalał Kościół peryferyjny i ubogi, by następnie lekceważyć Afrykanów. Ogłosił proces synodalny mający zasadzać się na szerokich konsultacjach, ale w jego trakcie podjął kilka zaskakujących i autorytarnych decyzji, jak choćby w sprawie mszy tradycyjnej. Tak samo może być z kobietami. Dziś papież jest „przeciwko” ich kapłaństwu, ale jutro spotka się z Ursulą von der Leyen i stwierdzi, że jej kierownicze zdolności wymagają teologicznej odpowiedzi i przeformułowania roli kobiet w Kościele…

Wesprzyj nas już teraz!

Słuchajmy słów, patrzmy na czyny
Jedyne, co w sprawie papieża jest pewne, to jego bliskość wobec określonego, bardzo progresywnego środowiska kościelnego. Wiemy tymczasem, że to środowisko jest skłonne dopuścić do żeńskiego diakonatu. Słuchamy, co papież mówi, ale patrzymy na to, co robi. Uczynił swoim doradcą i szefem procesu synodalnego kardynała Hollericha, który uważa kapłaństwo kobiet za możliwe. Nieustannie wspiera się teologią kardynała Schönborna, który twierdził, że kobiety mogą być księżmi, jeżeli tak zdecyduje sobór powszechny. Powołał do Kolegium Kardynalskiego marginalnego amerykańskiego biskupa Roberta McElroya, który krótko po otrzymaniu biretu opublikował głośny artykuł wspierający żeński diakonat. Zorganizował cały szereg spotkań elitarnej Rady Kardynałów z katolickimi feministkami; w jednym z nich brała nawet udział anglikańska biskup. Wreszcie, to dopiero za jego pontyfikatu rozgorzała wielka dyskusja o sprawie i opublikowano całą masę teologicznych artykułów i książek wspierających żeńskie kapłaństwo. Innymi słowy, werbalnie Franciszek sprzeciwia się święceniom kobiet, ale robi wiele, by nasycić struktury kierownicze Kościoła ludźmi, którzy to popierają – a nade wszystko ideą płciowego egalitaryzmu.

A co z Tradycją?
Kwestie doktrynalne czy zgoła dogmatyczne nie odgrywają w omawianej sprawie większej roli. Owszem, one powinny ją odgrywać, ale dyskusja nie toczy się na tej płaszczyźnie. Papież Franciszek argumentując przeciwko diakonatowi i kapłaństwu kobiet nie odwołuje się nigdy do zestawu tradycyjnych zastrzeżeń Kościoła. Te są w gruncie rzeczy proste: Kościół powołuje się na wolę Jezusa Chrystusa. Wola ta nie jest wprawdzie znana z żadnych słów, które pozostawił nam nasz Pan, ale jest dedukowana z Jego czynów. Chrystus, jak wiadomo, miał wśród swoich uczniów zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Po zmartwychwstaniu ukazał się najpierw Marii Magdalenie; to ona zaniosła dobrą nowinę innym Jego uczniom. Jednak do Kolegium Apostolskiego włączył tylko mężczyzn; pierwsi chrześcijanie, nawet po wyjściu z Izraela i rozpoczęciu misji wśród pogan, pozostawali temu wierni, nie próbując bynajmniej przejmować wzorców „kapłańskich” z kultów Rzymian, ale zachowując męski charakter kapłaństwa żydowskiego. Dlatego św. Jan Paweł II w „Ordinatio sacerdotalis” z 1994 roku ogłosił, że Kościół ma władzę udzielania sakramentu kapłaństwa tylko mężczyznom. Dodatkowo wskazuje się, że skoro kapłan reprezentuje Chrystusa, to winien reprezentować go w możliwie największej mierze, także co do płci.

Kwestia czystej dyscypliny?
Franciszek jednak, jak wspomniałem, w ogóle się do tego nie odnosi. Krytykując idee kapłaństwa kobiet wskazuje raczej na odmienne role społeczne obojga płci. Jest to argument istotny, ale obosieczny; role płciowe zmieniają się zależnie od kultury. Jest prawdą, że w większości ludzkich społeczeństw na przestrzeni dziejów to mężczyźni pełnili funkcje kierownicze; nie jest to jednak zasada bezwzględna i pozbawiona wyjątków, zwłaszcza dzisiaj, kiedy liczba wielkich postaci polityki światowej jest pełna kobiet. Właśnie na tej płaszczyźnie poruszają się wszyscy współcześni zwolennicy kapłaństwa kobiet. Skoro Angela może kierować przez długie lata Republiką Federalną Niemiec, a Ursula Komisją Europejską, to jest doprawdy głębokim anachronizmem twierdzić, że Alessandra albo Julia nie mogą kierować parafią lub diecezją. Zwolennicy zmiany nie traktują poważnie wspomnianych wcześniej tradycyjnych zastrzeżeń Kościoła. W ich ocenie związek pomiędzy płcią Jezusa a płcią tego, kto w Jego osobie sprawuje sakramenty, nie jest bynajmniej konieczny, bo istotna jest wyłącznie tożsamość ludzka i chrześcijańska: wystarcza, sadzą, by kapłan był człowiekiem ochrzczonym. Odrzucają też argument z woli Chrystusa, wskazując, że skoro Jezus nie żądał wprost, by kapłanami były wyłącznie kobiety, to znaczy, że pozostawił Kościołowi w tej sprawie wolność – i nawet jeżeli dotąd w Kościele nie było kobiet księży, to od strony dogmatycznej nic nie stoi na przeszkodzie, by teraz się pojawiły.

Problem oporu
Dlaczego w takim razie papież Franciszek, który otacza się zdecydowanie progresywnymi ludźmi, nie podjął jeszcze decyzji o wprowadzeniu co najmniej diakonatu kobiet? Wydaje się, że za brakiem rozstrzygnięcia w tej sprawie stoi wyłącznie kwestia polityki kościelnej. Kiedy w grudniu 2023 roku Franciszek i Fernández ogłosili deklarację „Fiducia supplicans” doszło do wielkich perturbacji. Dokument Watykanu odrzucili biskupi z Afryki oraz wielu innych krajów świata, w tym kilku państw europejskich. Sprawa została ostatecznie załagodzona na gruncie przyjęcia zasady „jedność w różnorodności”. To możliwe, bo nie ma formalnych błogosławieństw dla par LGBT, a to oznacza, że para niemieckich gejów, która uzyska błogosławieństwo od księdza w Monachium, nie może mieć w związku z tym żadnych roszczeń do innego traktowania w Warszawie, Kijowie czy Kinszasie. Z diakonatem lub prezbiteratem kobiet byłoby inaczej. Kobieta-diakonisa lub kobieta-prezbiter byłaby taką wszędzie, nie tylko w swojej diecezji czy nawet kraju. Wyświęcona na diakonisę Kościoła katolickiego Austriaczka Helga Schmidt albo Brazylijka Maria da Silva byłyby diakonisami wszędzie, bez wyjątku. To mogłoby sprawić, że tym razem oporu nie dałoby się już uciszyć żadnymi regionalnymi koncesjami (Afrykanie, na przykład, mają od Franciszka zgodę, by nie błogosławić par LGBT).

Strategia Hollericha
Kilka miesięcy temu zupełnie wprost mówił o tym wspomniany wcześniej kardynał Hollerich. Luksemburczyk udzielił wywiadu szwajcarskiej feministce katolickiej Jacqueline Straub, która od lat optuje za kapłaństwem kobiet. Zapytany, dlaczego – w ocenie Straub – Watykan ciągle zwodzi kobiety, kardynał wskazał właśnie na przewidywany opór. Według Hollericha w Kościele katolickim „nie ma żadnej nieomylnej decyzji nauczycielskiej”, która wykluczałaby wprowadzenie kapłaństwa kobiet raz na zawsze; wypowiedzi św. Jana Pawła II należy rozumieć jako, owszem, wiążące, ale tylko „obecnie”. Gdyby jednak Franciszek zdecydował się na inną decyzję, „istniałoby ryzyko, że [kapłaństwo kobiet] będzie postrzegane jako przepchnięte przez liberalnych katolików”. „Musimy bardzo uważać, żeby nie wywołać wielkiej reakcji przeciwnej. Na innych kontynentach wybuchłaby burza, gdyby jutro wprowadzić kapłaństwo kobiet. Watykan musiałby się wycofać. Kiedy sięga się zbyt wysoko, niewiele można osiągnąć. Trzeba być ostrożnym, iść do przodu krok po kroku i w ten sposób można zajść daleko” – mówił. Strategia, którą zarysował tu Hollerich, jest rzeczywiście realizowana. Watykan idzie „do przodu krok po kroku” na przykład poprzez włączanie kobiet w struktury decyzyjne Kurii Rzymskiej albo Synod o Synodalności. Za pontyfikatu Franciszka rola kobiet w sprawowaniu władzy w Kościele rzeczywiście się zmieniła. Zostało to powszechnie zaakceptowane i w zasadzie nikt, nawet Afrykanie, przeciwko temu nie protestuje. W ten sposób tworzy się grunt pod kolejne zmiany, albo inaczej: urabia się opinię katolicką. Nie oznacza to, oczywiście, że kapłaństwo kobiet jest tylko „kwestią czasu” – wszystko zależy jednak od siły oporu środowisk konserwatywnych.

Będą rozstrzygnięcia, ale – jakie?
„Urabianie” będzie zresztą kontynuowane. Na początku października kardynał Victor Fernández ogłosił, że prawdopodobnie w przyszłym roku zostanie ogłoszony dokument Dykasterii Nauki Wiary poświęcony kobietom. Nie będzie w nim zgody na diakonat kobiet; Fernández wyraźnie zaznaczył jednak, że nie chodzi tu o decyzje ostateczne, ale o „doraźne” rozwiązanie. Co więcej, wskazał też, że Stolica Apostolska odrzuca obecnie „sakramentalny diakonat”. To oznacza, że mogą powstać nowe posługi dla kobiet o „diakonicznym” charakterze, jednak bez formalnego włączenia w trójstopniową strukturę sakramentalną.

Co będzie później, tego nie wiemy. Jeżeli jednak kwestia kobiet będzie konsekwentnie traktowana przez Stolicę Apostolską jako niedogmatyczna, tylko dyscyplinarna, a jednocześnie osłabnie opór środowisk konserwatywnych – to nie widać powodów, dla których Watykan nie miałby prędzej czy później wprowadzić żeńskiego kapłaństwa, przynajmniej jeżeli pozostajemy wyłącznie na płaszczyźnie polityki kościelnej.

Co na to Duch Święty – to zupełnie inna sprawa.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(8)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 273 933 zł cel: 300 000 zł
91%
wybierz kwotę:
Wspieram