Czy w Kościele katolickim pojawią się diakonisy? Debata na temat dopuszczenia kobiet do najniższego stopnia kapłaństwa chyba nigdy nie była tak zagorzała, jak dziś. Papież Franciszek nie pozwala jak dotąd rozstrzygnąć tej sprawy jednoznacznie.
Komisja papieża
Wesprzyj nas już teraz!
Latem 2016 roku papież Franciszek powołał dwunastoosobową komisję ds. diakonatu kobiet. Grupa złożona z kobiet i mężczyzn miała zbadać charakter posługi diakonis w Kościele pierwszych wieków. Gremium zakończyło prace w czerwcu ubiegłego roku i złożyło obszerny raport na ręce Ojca Świętego. Nie znamy jego treści. Franciszek zdecydował się zabrać na temat diakonatu głos dopiero po wielu miesiącach od otrzymania dokumentu, w maju tego roku. Podczas jednej z samolotowych konferencji prasowych stwierdził, że powołana przezeń komisja nie doszła do żadnego konsensusu; w tej chwili, wskazał, nie jest jasne, czy kobiety kiedykolwiek otrzymywały święcenia. Papież powiedział, że sprawę trzeba dalej badać, bo on nie może podjąć żadnej wiążącej decyzji nie mając bardzo konkretnych danych teologicznych i historycznych; tylko po ich uzyskaniu może osądzić, czego chce w tej sprawie Pan Jezus.
Święcenia historycznie niepotwierdzone
Dlaczego papież milczał tak długo i jakie dokładnie konkluzje przedstawiono w raporcie? Kilka szczegółów ujawnił w rozmowie z portalem „LifeSiteNews” niemiecki teolog prof. Peter Hünermann, powołując się na informacje uzyskane w Konferencji Episkopatu Niemiec. Według jego wiedzy komisja doszła do wniosku, że starożytne i średniowieczne diakonisy prawdopodobnie nie otrzymywały święceń. Papież według uczonego miałby być wszakże niezadowolony z efektów badań i dlatego przez kilka miesięcy nie komentował tej sprawy; zdaniem teologa argumenty historyczne zresztą niczego nie przesądzają i diakonat kobiet i tak jest możliwy. Na fali debaty wywołanej tą wypowiedzią austriacki portal Kath.net skontaktował się z profesor teologii Marianne Schlosser, która uczestniczyła bezpośrednio w pracach komisji; Schlosser w wywiadzie zastrzegła, że nie ujawni treści raportu, ale przedstawiła swój ogląd problemu, którym zajmuje się zresztą naukowo od lat. Jak podkreśliła, w tekstach starożytnych i średniowiecznych często występują sformułowania, które sugerują święcenia kobiet – ale tak naprawdę nie wiemy wcale, co się pod nimi kryje. Uczona zwróciła uwagę, że do XII wieku nie istniały zbyt ścisłe definicje dotyczące sakramentaliów, stąd niekiedy pewne treściowe zamieszanie w tekstach. Profesor podkreśliła, że nigdzie w zachowanych dokumentach nie występuje tej samej treści ryt konsekracji diakonis i diakonów, a to zdaje się wskazywać, że ich posługa była istotowo różna. Według Schlosser nie można więc mówić o historyczności wyświęcania diakonis.
Papież nakazał jednak badać sprawę dalej. Czy w istocie jest się czym zajmować? Czy, abstrahując od kwestii historycznych, jest z perspektywy teologicznej możliwe, by kobiety otrzymywały święcenia diakonatu? A może to jedynie kwestia dyscyplinarna?
Kobiety księżmi, kobiety biskupami – to niemożliwe
Nauczanie Kościoła katolickiego wyklucza możliwość dopuszczania kobiet do kapłaństwa. Magisterium w tej materii jest jasne; solidną argumentację teologiczną można znaleźć w relatywnie niedawnych dokumentach Urzędu Nauczycielskiego. W 1976 roku Kongregacja Nauki Wiary pod kierunkiem kard. Franjo Šepera opublikowała Deklarację Inter insigniores, zaaprobowaną przez papieża Pawła VI. W dokumencie stwierdzono, że Kościół katolicki jest związany bardzo wyraźną wolą Pana Jezusa, który nie powołał żadnej kobiety do grona apostolskiego. Uczynił tak, wskazała deklaracja, nie po to, by dostosować się do panujących wówczas obyczajów; wielokrotnie pokazywał przecież, że zrywa z przekonaniami współczesnych na temat kobiet. Nawet sama Matka Boża, która godnością i wzniosłością przewyższała wszystkich Apostołów, nie otrzymała kluczy Królestwa Niebieskiego. Święceń kobietom nie udzielano też w okresie apostolskim, choć św. Paweł współpracował z kobietami w dziele nawracania pogan. Kongregacja zaznaczyła, że kapłan katolicki działa in persona Christi, w osobie Chrystusa, a On był i pozostaje mężczyzną. Płeć, podkreślił dokument, definiuje tożsamość, stąd nie jest możliwe, by na ziemi mogła naszego Pana reprezentować kobieta. W deklaracji przyznano, że nie znamy dokładnych motywów decyzji Jezusa Chrystusa, stąd pragnienia kobiet pragnących otrzymywać święcenia zasługują na wyrozumiałe traktowanie – zwłaszcza w kontekście dyskryminacji, z którą przez wieki niejednokrotnie się spotykały. Dokument podkreślił jednak, że brak kapłaństwa kobiet dyskryminacją bynajmniej nie jest, bo kapłaństwo to nie awans społeczny
W roku 1988 nauczanie to potwierdził św. Jan Paweł II. W liście apostolskim Mulieris dignitatem stwierdził wyraźnie, że Pan Jezus „powołując samych mężczyzn na swych Apostołów… uczynił to w sposób całkowicie wolny i suwerenny”. Nie ma mowy o tym, pisał papież, by Chrystus „stosował się do mentalności swoich czasów”; przeciwnie, Pan wielokrotnie zrywał z tą mentalnością, a w wypadku kapłaństwa chciał jedynie „wyrazić zamierzoną przez Boga relację pomiędzy mężczyzną a kobietą” oraz tym co „kobiece” i „męskie”. „Staje się to przejrzyste i jednoznaczne wówczas, gdy sakramentalną posługę Eucharystii, w której kapłan działa in persona Christi – wypełnia mężczyzna” – pisał Jan Paweł II, zwracając też uwagę na fakt umiłowania przez Chrystusa Kościoła jako Jego Oblubienicy. Papież Polak wrócił do tego tematu jeszcze raz, w liście apostolskim Ordinatio sacerdotalis z 1994 roku. Przywołując główne argumenty wyłożone w Inter insigniores Ojciec Święty stwierdził, co następuje: „Aby zatem usunąć wszelką wątpliwość w sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego urzędu utwierdzania braci (por. Łk 22,32) oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wiernych Kościoła uznane za ostateczne”.
Można byłoby zatem przyjąć, że sprawa jest jednoznaczna i zamknięta – kapłaństwo kobiet jest wykluczone. A jednak debata trwa i nie brakuje biskupów i kardynałów, którzy twierdzą, jakoby wyświęcanie diakonis było możliwe. Dlaczego?
Rozróżnienie Benedykta XVI
W październiku 2009 roku papież Benedykt XVI ogłosił motu proprio Omnium in mentem, wprowadzając kilka zmian w Kodeksie Prawa Kanonicznego. Jedna z nich dotyczyła paragrafu 3. kanonu 1009 o sakramencie święceń kapłańskich. Nowa wersja tekstu brzmi: „Ci, którzy zostali ustanowieni biskupami lub prezbiterami, otrzymują misję i władzę działania w osobie Chrystusa-Głowy, natomiast diakoni zostają ustanowieni po to, by służyli ludowi Bożemu poprzez diakonię liturgii, słowa i miłości”. W ten sposób papież z Niemiec wskazał na zasadniczą, istotową różnicę zachodzącą między święceniami diakonatu a święceniami prezbiteriatu oraz episkopatu.
Natychmiast podchwyciła to progresywna teologia, wskazując, że sam papież niejako rozpalił na nowo debatę o diakonacie kobiet. O ile bowiem ksiądz czy biskup działają in persona Christi, to diakon już nie, podkreślił Benedykt; a zatem – uznali progresiści – kluczowy argument teologiczny wyłożony choćby w Inter insegniores zdaje się nie dotyczyć diakonatu! Skoro diakon nie reprezentuje Chrystusa, to – pytają progresiści – dlaczego nie miałaby nim być kobieta? Pozornie ostają się wyłącznie argumenty dyscyplinarne i historyczne. Stąd właśnie bezprzykładna dziś fala publicznych deklaracji teologów i biskupów „za” diakonatem kobiet. Szczególnie wiele głosów za zmianami rozlega się w obszarze niemieckojęzycznego Kościoła katolickiego. Już w ubiegłym roku arcybiskup Wiednia kard. Christoph Schönborn, ceniony przez papieża teolog i duszpasterz, opowiedział się za „otwarciem” diakonatu dla kobiet; niedawno zrobił to samo jego rodak bp Bruno Elbs z Feldkirch, a nieco wcześniej w Niemczech: bp Franz Jung z Würzburga czy bp Ulrich Neymeyr z Erfurtu. Duże „zrozumienie” dla tej idei wykazują też wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec bp Franz-Josef Bode z Osnabrück czy nawet sam… rzecznik tegoż episkopatu, ks. Matthias Kopp. W maju odbył się w Niemczech tygodniowy „strajk” kobiet. Kilka tysięcy katoliczek przez tydzień nie przekraczało progu kościoła, omijając nawet mszę niedzielną – właśnie w geście protestu przeciw „wykluczeniu” od święceń. Presja wiernych jest naprawdę duża, ale głosy za diakonatem kobiet nie ograniczają się do Niemiec. Za wyświęcaniem diakonis opowiedział się także kard. Gianfranco Ravasi z Włoch, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury; badanie przeprowadzone z kolei w Konferencji Episkopatu Stanów zjednoczonych wykazało, że większość amerykańskich biskupów wyświęcałaby kobiety na diakonisy, gdyby dopuściła to Stolica Apostolska.
Nienaruszalna jedność troistej ordo
Tymczasem argumentacja progresistów albo w ogóle nie bierze pod uwagę, albo niezwykle sofistycznie relatywizuje podstawowy fakt. Choć między diakonatem z jednej, a prezbiteriatem i episkopatem z drugiej strony, zachodzą rzeczywiście duże różnice, to nie można traktować ich odrębnie i sztucznie rozdzielać. W Kościele katolickim istnieje wyłącznie siedem sakramentów – naukę o tym zdefiniował jasno Sobór Trydencki, wyklinając każdego, kto twierdziłby inaczej. Tak więc sakrament kapłaństwa, choć ma trzy stopnie, jest jeden. Jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary mówił o tym bardzo wyraźnie kard. Gerhard Müller, wskazując na wiążącą się z tym niemożność wyświęcania kobiet na diakonisy. Choć zasada działania in persona Christi dotyczy tylko dwóch wyższych stopień sakramentu, to dopuszczenie kobiet do diakonatu oznaczałoby wprost zerwanie z jednością troistej ordo. W dodatku na drodze rewolucyjnym zmianom stoi wciąż klarowne nauczanie św. Jana Pawła II. W Ordinatio sacerdotalis papież rozstrzygnął sprawę kapłaństwa raz i na zawsze – a przecież pisał o kapłaństwie w ogóle, nie wymieniając żadnych konkretnych stopni. To oznacza, że nie ma żadnego powodu, by wyłączać spod jego decyzji diakonat. Pomysł wprowadzenia w tej materii rzeczy, jakich Kościół katolicki nie znał w całej swojej historii, to kolejny z wielu innych przejawów ulegania pokusie tworzenia nowego Kościoła. Wiernego nie trudnej przecież często Ewangelii, ale łatwemu duchowi czasu.
Paweł Chmielewski