17 stycznia 2019

Dialog religijny i jego manowce

(Gdansk 26.01.2018 r. Modlitwa o pokoj z przedstawicielami innych religii w Centrum Ekumenicznym św. Brygidy w Gdanisku z okazji Dnia Islamu w Kościele katolickim. Fot. Lukasz Dejnarowicz / FORUM )

Organizowane w styczniu w polskim Kościele Dzień Islamu oraz Dzień Judaizmu skłaniają do przemyśleń na temat dialogu międzyreligijnego. Jego liberalne rozumienie prowadzi bowiem do zapominania o różnicach międzywyznaniowych, a w efekcie – do spychania na dalszy plan Chrystusa i Jego zbawczego orędzia.

 

Największe wątpliwości budzi prowadzenie dialogu międzyreligijnego z wyznawcami islamu. Wszak to właśnie państwa muzułmańskie są odpowiedzialne za prześladowania chrześcijan. W niechlubnej pierwszej dziesiątce tych krajów lwią część stanowią właśnie kraje islamu. Dialog powinien zmierzać przede wszystkim do zaniechania tych prześladowań, a nie zagłaskiwania różnic.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Co więcej, zwolennicy radykalnego dialogu międzyreligijnego zapominają, że między chrześcijaństwem a islamem istnieją różnice teologiczne i to różnice fundamentalne. O ile w chrześcijaństwie Bóg to Trójca Święta, o tyle muzułmanie głoszą monoteizm absolutny. Zgodnie z nim wiara w Trójcę Świętą uchodzi za „dodawanie nowych Bogów”, co stanowi największe lub jedno z największych przewinień. „Oto, zaprawdę, kto daje Bogu współtowarzyszy, temu Bóg zabronił wejścia do Ogrodu! Jego miejscem schronienia będzie ogień” – głosi Koran [Sura 5:72].

 

Dla porównania Chrystus Pan groził potępieniem ludziom odrzucającym Ewangelię. „I rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” – czytamy w Ewangelii według świętego Marka [Mk 16; 15-16].

 

Zbawienie jest zatem możliwe tylko dzięki Chrystusowi. Jak czytamy na kartach Pisma Świętego „nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” [Dz 4,12].

 

Tymczasem Koran potępia wyznawców Chrystusa. „Oni powiedzieli: Miłosierny wziął Sobie syna!. Popełniliście rzecz potworną! Niebiosa omal nie rozrywają się, a ziemia omal nie popęka szczelinami, a góry omal nie rozpadną się w proch – od tego, iż oni przypisali Miłosiernemu syna” –  czytamy w Koranie (Sura 19:88-91).

 

Z grubsza rzecz ujmując, wiara w Chrystusa jest dla chrześcijan niezbędna do zbawienia. Tymczasem dla muzułmanów prowadzi do… potępienia wiecznego. Tej fundamentalnej sprzeczności nie da się przezwyciężyć inaczej niż na drodze rezygnacji przez jedną z religii z ich roszczeń. Inna opcja to rozmawianie o innych kwestiach. To może doprowadzić do pewnych ziemskich korzyści, takich jak pokój czy pewne „porozumienie”. Jednak fundamentalna sprzeczność pozostaje.

 

Natura Boga w chrześcijaństwie i islamie

Co więcej, warto pamiętać, że islam nie jest religią miłosierdzia ani odkupienia. „Całe to bogactwo samoobjawienia się Boga, które stanowi dziedzictwo Starego i Nowego Przymierza” – pisał św. Jan Paweł II w książce „Przekroczyć próg nadziei” – „w jakiś sposób zostało w islamie odsunięte na bok. Bóg Koranu obdarzany zostaje najpiękniejszymi imionami, jakie zna ludzki język, ale ostatecznie jest to Bóg pozaświatowy, Bóg, który pozostaje tylko Majestatem, a nie jest nigdy Emmanuelem, Bogiem-z-nami. Islam nie jest religią odkupienia”.

 

Religia muzułmanów kładzie ogromny nacisk na wszechmoc i jedyność Allaha. Miłosierdzie schodzi na dalszy plan. Allah jest przede wszystkim wszechmocny, a więc niekoniecznie racjonalny. Tymczasem zgodnie z chrześcijańskim podejściem sprawa wygląda odmiennie. Wszak Bóg nie może kłamać. Biblia naucza, że Bóg jest prawdomówny [Tt 1,2] i niemożliwe jest, by złamał przysięgę [Hbr 6;18]. Zgodnie z katolicką Tradycją Bóg jest wszechmocny, jednak chodzi tu o wszechmoc w ramach zasad logiki.

 

Tymczasem Ibn Hazan – XI wieczny islamski uczony andaluzyjski twierdził, że Allach nie musi objawiać prawdy. O tym właśnie wspomniał Benedykt XVI podczas słynnego już wykładu w Ratyzbonie.

 

Co z judaizmem ?

Dialog międzyreligijny obejmuje nie tylko islam. W innych religiach również zawarte są fragmenty niemożliwe do przyjęcia dla chrześcijan. Weźmy na przykład judaizm rabiniczny. Wszak religia ta odrzuca Chrystusa Pana. Uznanie tego faktu nie musi, a nawet nie może wiązać się z „antysemityzmem”. Ten bowiem jest grzechem. Co więcej, z judaistami podobnie jak z muzułmanami warto rozmawiać, by starać się znaleźć podobieństwa (np. w sprawach etycznych z co bardziej konserwatywnymi nurtami) et cetera. Jednocześnie jednak należy prowadzić polemikę, bronić wiary i przekonywać do niej. No chyba że do kosza wyrzucamy cały Nowy Testament. A w każdym razie chowamy go wstydliwie niczym postępowi biskupi krzyż na niektórych zgromadzeniach.

 

Niemiłosierne religie Orientu

A co z religiami wschodu, na czele z hinduizmem? Porozmawiać można i z nimi. Czemu nie. Jednak podczas tej rozmowy warto poruszyć też tematy trudne. Na przykład na miłym dialogicznym zebranku zapytać hinduistów co dalej będzie się dziać z systemem kastowym dzielącym ludzi na lepszych i gorszych z racji samego urodzenia?

 

Co z najniższymi w tej hierarchii pariasami czy czandalami bębniącymi, gdy idą wykonywać swe „nieczyste” zajęcia, byle tylko nikt nie musiał się z nimi skontaktować? Co ze świętością przypisywaną zwierzętom? Co z wiarą w reinkarnację (sprzeczną z Pawłowymi słowami Postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd – Hbr 9, 27). Co z trędowatymi, leżącymi w brudzie i smrodzie na ulicach, bez ręki lub nogi, mijanymi przez przechodniów.

 

Ich karma, tłumaczą się, trzeba ją znosić. Cóż, jeśli miłosierdzie świadczy o bliskości Boga, to o czym świadczy skrajna obojętność. Jak ktoś nie bardzo wierzy w piekło, to niechże przynajmniej nawraca hindusów w imię miłosierdzia i troski o najuboższych!

 

A jak podejść do buddystów prześladujących innowierców w Mjanmie i szukającymi Nirwany, zamiast zjednoczenia z osobowym Bogiem? Dialog? Czemu nie? Ale oparty przede wszystkim na niesieniu im Chrystusa?!

 

Miasto człowieka

Głównym celem Kościoła jest prowadzenie dusz do zbawienia. Temu służy głoszenie Ewangelii, działalność misyjna, apologetyka i inne formy aktywności. „Ratuj duszę swoją” – kierujący się tą maksymą ludzie porzucali domy, dobytek, dotychczasowe życie i poddawali się surowej pokucie (nieporównywalnej do komfortowych warunków wielu współczesnych klasztorów).

 

Katolik od wieków pamiętał o śmierci (memento mori) i dążył do tego, by uzyskać ewangeliczną perłę Królestwa Bożego. Istniała też druga strona medalu – wizja wiecznego potępienia. Jak orzekł Sobór Florencki śmierć w grzechu ciężkim, prowadzi do zguby wiecznej. Armie duchownych, zakonników i nie tylko nawracały ludzi zagrożonych Gehenną. Co powiedzieliby, widząc dzisiejszych fanów dialogu? Wyobraźmy sobie świętego Ignacego na wielogodzinnym zgromadzeniu „dialogującego” o przyjaźni islamsko-katolickiej czy protestancko-katolickiej. Niewyobrażalne? No właśnie!

Gdy jednak wiara w wieczne potępienie zanika, sprawy przedstawiają się inaczej. Prawda religijna schodzi na dalszy plan. Wszak któż może się lękać Boga, który nie jest (rzekomo) sprawiedliwy, a jedynie miłosierny? Któż może bać się piekła, skoro nie do końca (rzekomo) wiadomo czy ono istnieje, a jeśli nawet to (jak się wydaje) trafią tam co najwyżej ludzie pokroju Hitlera? Przestajemy zabiegać „o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem” [Flp 2; 12] W efekcie boimy się co najwyżej piekła na ziemi i świeckiej apokalipsy. Snujemy mroczne narracje klimatycznej zagłady i wyginięcia zwierząt oraz homo sapiens.

 

Źle rozumiany dialog religijny wymaga odsunięcia spraw ostatecznych na dalszy plan. Nie polega on na ratowaniu dusz. Przeciwnie, opiera się na budowaniu Miasta Człowieka.

 

Na szczęście wciąż żyją ludzie wyjeżdżający na misje, rezygnujący z komfortu i wszystkiego, co daje świat w imię wyższych dóbr. Narażają oni własne dobro w imię nawrócenia innych. Krążą też doniesienia o nadzwyczajnych interwencjach Bożych. Muzułmanom śni się Pan Bóg i wzywa ich do nawrócenia. Wszak, gdy zwyczajne środki (misje kościelne) zawodzą, to Stwórca może uciec się do środków nadzwyczajnych. Nie zwalnia to jednak katolików – duchownych i świeckich z działalności misyjnej. Tym bardziej że coraz częściej do jej prowadzenia niepotrzebny jest wyjazd „na krańce świata”. Ewangelizacji wymagają bowiem rodacy, znajomi, współpracownicy et cetera.

 

Do tego dochodzi modlitwa. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus żyła wszak w ukryciu, a została patronką misji. Bo poświęcenie nielicznych ale oddanych Bogu dusz więcej uczyni dla dusz innowierców niż tysiące sympozjów, konferencji i oświadczeń.

 

 

Marcin Jendrzejczak

 

czytaj również: Dialog Kościoła z judaizmem – jak wyjść z gąszczu błędów

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij