Zdaniem publicysty jednego z niemieckich mediów finansowe zadośćuczynienie Polsce za zbrodnie w czasie hitlerowskiej okupacji jest moralnie słuszne. Autor zaskoczył czytelników opinią, że żądań Rzeczpospolitej nie powinno się arbitralnie odrzucać.
1 września 1939 roku Wehrmacht zaatakował Polskę, co zapoczątkowało II wojnę światową. Kilka dni później, 17 września, Armia Czerwona najechała kraj od wschodu. „Tak zwany czwarty rozbiór Polski, dokonany pomiędzy III Rzeszą a Związkiem Sowieckim, był ustalony przez obydwa mocarstwa w tajnej części paktu Hitler-Stalin”, przypominał na łamach serwisu Phillip Fritz.
Na Zachodzie Polski „Niemcy natychmiast rozpoczęły wojnę, mającą na celu zagładę”. Także na wschodzie „poplecznicy Moskwy działali z niebywałą brutalnością wobec ludności”, a zbrodnia katyńska to zaledwie jedna z wielu, podkreślał publicysta i przypominał, że w lasach w rejonie Smoleńska rozstrzelanych przez oddziały rosyjskiego NKWD zostało nawet 25 tys. polskich oficerów i intelektualistów.
Wesprzyj nas już teraz!
„Do dziś polskie władze podkreślają, że w 1939 roku na ich kraj najechały dwa totalitarne państwa. Berlin i Moskwa ponoszą jednakową odpowiedzialność za II wojnę światową. Polacy uważają, że ich zadaniem jest przypominanie opinii międzynarodowej, że Rosja Sowiecka popełniła niepojęte zbrodnie na narodach Europy Środkowo-Wschodniej. Jednak rząd polski nie domaga się od Rosji reparacji” – zauważył Fritz.
Niemcy powinny zapłacić Polsce równowartość 1,3 bln euro za zbrodnie popełnione w czasie okupacji – taką sumę podano 1 września na Zamku Królewskim w Warszawie. Trzytomowy raport, szczegółowo opisujący zniszczenia wojenne, przygotowany przez komisję sejmową pod przewodnictwem posła PiS Arkadiusza Mularczyka, ma służyć jako podstawa do roszczeń wypłaty reparacji za II wojnę światową. „Jednak Rosja jest z tego wykluczona, nawet jeśli Mularczyk (…) nie wyklucza przyszłych żądań wobec Moskwy”, zauważył publicysta die Welt.
„1,3 biliona euro to niewyobrażalna suma. Jeszcze bardziej niewyobrażalne są zbrodnie popełnione w Polsce. Nie można zaprzeczyć, że próba zadośćuczynienia jest moralnie konieczna. Ale obecne postulaty mają też inny cel: zmobilizowanie elektoratu PiS przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi przez prowadzenie antyniemieckiej kampanii”, pisał Phillip Fritz.
„Co zaskakujące, kampania skierowana przeciwko Rosji prawdopodobnie byłaby mniej skuteczna, choć mało które społeczeństwo jest tak krytyczne wobec Moskwy, jak polskie. Polska zawsze ostrzegała przed rosyjską polityką ekspansji. Od 24 lutego to właśnie Warszawa nieustannie nawołuje do ostrzejszych działań przeciwko Rosji” – podkreślał Niemiec. „To Polska apeluje o surowsze sankcje dla Rosji i większe dostawy broni na Ukrainę. Prawie wszystkie polskie partie są zwolennikami tego kursu, dlatego żądania reparacji ze strony rządu kierowanego przez PiS nie miałyby tu potencjału wyborczego” – dodawał.
Innym powodem, dla którego Polska nie chce wysuwać teraz roszczeń wobec Moskwy, jest kwestia terytorium, do jakiego ograniczono się w raporcie. „W dużej mierze dotyczy to obszaru, którego Warszawa nie dostała od Niemiec w trakcie przesunięcia się Polski na zachód w 1945 r. i którego nie straciła na wschodzie” – pisał publicysta, wskazując, że „może to być argumentem za uniknięciem przykładowych wzajemnych roszczeń, ponieważ żądania wobec Moskwy musiałyby również objąć Ukrainę, ziemie wschodniej Polski, które trafiły do ówczesnej Ukraińskiej SRR”.
(PAP)/ oprac. FA